Co mi przyniósł ten niespodziewanie wolny piątek? Nie byłam na rynku, jak planowałam kiedy pamiętałam że wolne. Ale oddałam książki do dwóch bibliotek, maile o opóźnieniach, upomnieniach i karach wprawiały mnie już we wściekłość i zażenowanie. Oczywiście zakupy odwalone, ale po za tym..
Nie zrobiłam wielkiego całodziennego prania - zaledwie dwie tury. Ale byłam w ciuchlandzie by poszukać czegoś ładnego, bo miałam głód polowania w sobie. Sortex, 50% zniżki, taka zachęta wystarczyła by ruszyć na łów. Łupy dziwne. Nie było nic z tego, na co się czaiłam, czyli ładnej jasnej pastelowej zasłony, zero poduszkowych poszewek. Za to dwa tłukące się w pralce posłanka-poduszki dla futerek. Po cztery złote te posłanka, żałuję, że nie było więcej. I skorupki. Takie:
Ceramiczna kula średnicy 12cm i malutki kominek do siania zapachów. Od razu nadziany esencją wanilinową, może się komary odpieprzą. Cena 2+3.
Miseczki, prawdopodobnie będą "ludzkie". Cena 2+2+3+3+3.
Biżuty, cena 2+3+3+3, bo czerwone sznury dwa. Szkło, drewno+metal. Czerwone będą bransoletkami, niebieski (dżins, odcień w sztucznym świetle nie wychodzi) możliwe że też. Sznurkiem jest w nich rewelacyjna gumka. Przyda się, niestety do maseczek. Tfu. No, ale w sklepie bym takiej nie kupiła.
Biały za 2, bo uszkodzony. Ale letni kiełkowo-zębaty naszyjnik będzie. Szklane te kiełki.
Tkaninowe, ogromny wzorzysty wiskozowy szal i jaskrawa kiecka. Kiecka do przeróbki. Cena 4+12
Optymistycznie patrząc, głód łowów zaspokojony do wypęku. Starczy na długo.
Pesymistycznie, co spowodowane jest odkryciem, że jedno ze spanek nie wytrzymało prania, to 53 złotóweczki wyfrunęły. Oj, naprawdę na długo wystarczy łowów. R.R.
Tymczasowe miejsce żółtej kuli. Kuchnia, wierzch szafki nad zlewozmywakiem, obok awaryjnego zestawu oświetleniowego. Czasem się przydaje, też łup tyle że dawny.
Piątek z polowaniem to dobry piątek, atrakcje znaczy były. No i są łupy a jak są łupy to jakoś tak od razu milej, mła oko zawiesiło się na skorupkach róziawych. :-)
OdpowiedzUsuńPolowania są super. Ale różowe miseczki już tak bardzo, to nie. Owszem śliczne, ale to nie ceramika, a malowane szkło. I tak mi się podobają, jednak to białe mają jakość, stempel dobrej firmy i co dla mnie bardzo ważne są lekkie. Dla ludzia takie mają być, dla futerek lepsze ciężkie.
OdpowiedzUsuńRóżowe szklane też fajne, takie bardziej śliskie ( niektóre coolory mogą być w śliskiej wersji, insze nie - mła wie że to lekkie popieprzenie z tymi coolorami u niej ale tak ma i nic na to nie poradzi ). :-) Co do ciężkości kocich miseczek to mła przerżnęła pojedynek z Wiktorkiem, dawno temu. Nie ma tak ciężkiej miseczki której nie dałoby się ruszyć i choć obić. W związku z tym koty mła żrą z dobrej emalii ( tyż wysortowo - śmieciowej ). :-)
UsuńSzukam rozpaczliwie dużych walcowatych salaterek? misek? na wodę. Te zwężające się ku dołowi mają w starciu z pędzącym Jacusiem przegwizdane. A co do naczyń-każdy ma swoje upodobania. Ja nie umiem się napić z fajansu, z aluminium (straszne doświadczenie picia herbaty z aluminiowej wierzchniej nakrętki termosu, brr), znam taką co szkło jest dla niej be, a mój kuzyn nie uznaje miseczek jako naczynia na zupy. Ja tak, wolę miseczkę od talerza tzw. głębokiego. I jeszcze pogląd sąsiadki, że zastawa bez choćby szlaczka (absolutne minimum) to nie dla ludzi kulturalnych. Mają być kwiatuszki, rąbiki, zygzaczki i wtedy jest ok.
OdpowiedzUsuńMamelon swoją herbatkę pija tylko po rusku, znaczy ze szklanki. Ponoć filiżankowa czy kubkowa już tak nie smakuje. Mła za to nienawidzi pić z plastiku a aluminium to w ogóle odpada bo od rozgrzanego aluminium mła dostaje bąbli. Miseczki do zupy jak najbardziej, natomiast minimalne szlaczki na zastawie obiadowej już zdecydowanie mniej. Wszystkie srututu do szlaczków na takowej zastawie tyż mła nie kręcą. Co innego zastawa obiadowa po Babci Wiktorii i po Cioci Danie, w tym wypadku ze względów sentymentalnych mła jest ślepa na talerki i insze ustrojstwa bogate w szlaczki granatowe ze złotym, które zresztą widzą stół przy bardzo rzadkich okazjach i stawiane są wyłącznie na białych obrusidłach. Na co dzień mła chla w tzw. motylkach, znaczy na talerkach z fajansu z wyciskanym motylkowym wzorem ( najczęściej mła zasiada do obiadku z tymi motylkami przy komputerowym biurku, wiesz kto u niej się pożywia na kuchennym stole ).;-)
UsuńOch. Wiem, oczywiście. Kwiat stworzenia, arystokracja absolutna, elita elit. Generalnie to wolę bez szlaczków. Ale. No właśnie to ale. 1. Komplet/dekomplet. Talerzyki chińskie z kwiatem jabłoni i takiż czajnik. Pamiatka i ulubione dla gości deserowe uzupełniane szklanymi filiżankami i szklaną resztą.
Usuń2. Namiętnie zbierane z pojedynczych sztuk zbiorowisko porcelanowe z kobaltowymi cebulowymi wzorkami. Przepadam.
3. Nic takiego nie mam, mieć nie będę. Zabiłoby mnie stłuczenie talerza. Rozenthallowskie szalenie rzadkie, malowane ręcznie wszystko obiadowe. 12 osobowe, malowane po mistrzowsku w kwiaty, subtelne bratki, fiołki, różyczki i stokrotki. Z pasikonikiem, motylkami, biedronkę też wypatrzyłam. Chora byłam na to długo. Przeszło, bo myśl o ew. niezręczności zabójcza.
Też byłam w piątek na polowaniu i na małym pierogu calzone z pieczarkami :D napisałam nawet dzisiaj wpisik o poprawianiu sobie nastroju, a no i o przygodach...
OdpowiedzUsuńkiecki też kupuję w ciuchu i muszą być do ziemi. kuniec.
Już lecę, pędzę😀
UsuńJa kupiłam w Pepco takie za 7 chyba że Emrys nie daje im rady. Takie , kwadratowa podstawa ale na górze okrągłe koło. Dzięki temu nie ma szans wywalenia
UsuńMiseczki znaczy sie
UsuńDobrze wiedzieć. Dzięki, rozejrzę się w Pepko.😀
OdpowiedzUsuńKupiłam im 6 - wiem, będzie chleb z pasztetem ale za to koty będą miały co pić 🤷🏼♀️
UsuńTen awaryjny zestaw oswietleniowy to na swieczuszki?
OdpowiedzUsuńTak. Na tealighty. Daje radę takie coś dać takie światło by można np. czytać bez żadnych problemów.
OdpowiedzUsuńW KiKu u mnie też fajne bzdurki, ale się powstrzymuje bo tam jesienne wiewiórki stoją i już są zimowe stroiki 😻
UsuńOstrzeżenie się przyda. Będę ostrożna.,😀😀
OdpowiedzUsuń