Czytają

poniedziałek, 27 lutego 2023

481 Notatka, notatka ekspiacyjna i żółwik

Niewiele mi ostatnio idzie tak jak powinno. Z błyszczącym  postem schody - blogger ostatnio mnie nie kocha, zeżarł mi post, mszcząc się okrutnie za uparte  korygowanie jego korekt. Takie proste słowo "skaleń", a już wojna bo wg. niego o ileż lepsze waleń, skalanie, skalar, skiń, skin, i jeszcze coś tam. A już słówko "szpat",  ech szkoda pisać. Po namyśle uznaję, że może dobrze zrobił że zeżarł,  nie umiałam dojść do ładu z liźnietą wiedzą, zrobił się nudny elaborat, tym bardziej nudny że widać było że pisany przez dyletanta, z wstępem siedem razy dłuższym niż być powinien. Z rezygnacją liczę gotowe posty pożarte, to chyba już piąty zeżarty!!!!  Tak. Piąty od początku pisania. Może wpływ ma "gubiona" karta SIM, z nią przecież jazda od początku posiadania srajtfona, albo może coś robię źle, znawca bloggera ze mnie jak z koziego tyłka trąba... Ale z drugiej strony co można zrobić inaczej? Nie widzę innych możliwości niż naciśnięcie przy edycji tekstu pomarańczowej strzałki, bez edycji w rozwinięciu opisu posta napisu opublikuj". To chyba karta SIM, a na to nie poradzę. Jak są z nią kłopoty to pieprzy się wszystko, widać Blogger też. Z reguły nie odtwarzam postów pożartych, ten  być powinien, więc kiedyś będzie, ale entuzjazm mi opadł.

Oj, coś niefajnie ostatnio, dobrze że futerka i rodzinni zdrowi. Apogeum niefartu i zdarzeń co dołują to zamrażarka. Bardzo rzadko otwierana w celu wyjęcia czegoś, o wiele częściej w celu dołożenia. Gdzieś tak miesiąc (? Oj, chyba więcej), nie była wcale otwierana. No i przy otwarciu ostatnim sprawa się rypła, smród przestraszny  runął na kuchnię. Do wywalenia wszystko, do umycia. Z ciężkim sercem odwaliłam tę straszną robotę, straszną, bo dno szuflad w śmierdzącym upiornie lodzie, co włożone to zastałe w zamarzniętym syfie. Nie chcesz sobie Czytaczu wyobrażać jak pachniało mieszkanie, przecież jakoś musiałam ten syfiaty lód z szuflad usunąć, dało radę przy przelewaniu ciepłym prysznicem. Koszmar to był.  Robota odwalona, wanna odetkana, przewietrzone i umyte wszystko co tego wymagało,  a zamrażarka i tak śmierdzi, zupełnie nie do użytku. Podobno wszystkie smrody w najbardziej im sprzyjających warunkach trwają najwyżej trzy lata. . ...  Przyczyna? Nocne wyłączenia prądu, ot co, dwa-trzy miesiące temu nie było nocy bez nich, niektóre kilkugodzinne. Jedna doba zupełnie bez prądu jeszcze w listopadzie, ale wtedy szuflady wylądowały przykryte kocem na balkonie..... Ech, lodówka działała i działa zwyczajnie, nic się nie zaśmiergło tym bardziej do głowy by mi nie przyszło że takie coś się może zrobić.  

Gumki do bransoletek jeszcze idą - bo chyba idą pieszo z tych Chin, może i dobrze. Bo coś ostatnio z prawie niczego co zrobię nie jestem zadowolona, sypie mi się to co robię, więc niczego poważnego nie tykam, bransoletki pewnie by pękały w rękach. Zawala mi się pewność siebie, znów, a niech to...  . 

Skoro tak, to drobiazgi bez znaczenia uskuteczniane, powolutku, kroczek po kroczku i coś się  udaje wydłubać. To nic że drobiazgi.  Ostatni drobiazg jest sukcesem choćby przez to, że udało się go skończyć. Po chałupie walają się części innych zabawek, niepozszywanych, bo Rysia i Jacuś porywają przed zszyciem. Z kawałków planowanej myszki dałoby się pewnie zszyć taką z ośmioma łapkami, ale bez uszek..  




Pisała zdegustowana R.R 

sobota, 18 lutego 2023

Notatka 480 błyszczące, tak miało być.

Pisane rano.

O błyszczącym będzie. Ale nie teraz, giełda staroci, Bobusiowo, więc prawdziwy post wieczorem. Tak naprawdę, to chciałam by Tabaaza posłuchała pańci Caro Emerald, bo ona dobrze robi na psyche.  Dziewczęcy głos pulchnej, urodnej bardzo retro Dunki, mimo tekstów niezbyt wesołych, nastraja pogodnie. 



I już po giełdzie. Może to przez wiatr, może inny powód, ale giełda staroci tym razem kichowata. No to jeszcze jedna Caro. 
 

Pisane wieczorem

I po Bobusiowie. Caro zapodana rano jako lek lub odtrutka w ten wietrzny, szary i pod koniec rozpłakany deszczem dzień. I tak może mieć żałośnie słabe działanie, dzień był (łagodnie pisząc) bardzo niezbyt.  Dla mnie był wystarczająco "niezbyt" by odechciało mi się pisać o błyszczącym. Dla niektórych był dniem pierwszym, dla innych wręcz przeciwnie, komuś przyniósł radość, jeszcze komuś smutek. Lub uczucia bardziej ekstremalne. 

Siedzę tradycyjnie już przy kuchennym blacie i obracam w głowie dzisiejszy dzień.  Był pracowity, nużący i denerwujacy. Pracowity, bo wycinałam niechciane młode odrosty klonu/jaworu. To normalnie rzecz trudna, bo nawet młode mają twarde, odporne na cięcie drewno, ale u Bobusiów pojawił się bardzo porządny sekator i okazało się że o tej porze roku klon/jawor wycinać najłatwiej, więc ciełam.  To ta część pracowita. Nużący, bo znów na tapecie towarzyskiej te same tematy, nic nowego, wręcz mogłabym robić za suflera podrzucającego kwestie. Denerwujący, bo Bobuś denerwujący, stosowana dieta ma fatalny wpływ na jego temperament i charakter, ponadto na niektórych tematach się zaczął od jakiegoś czasu zacinać, stąd też i znużenie.  Więc teraz siedzę i odzipuję dzień.   Futerka po przywitaniu mnie ruszyły do czynów fizjologicznych (jedzenie, picie i wręcz przeciwnie), ale lada chwila zaczną wymagać. Oooo, Jacuś już jest i wymaga....

A obiecałam sobie (i Tobie Czytaczu) że będzie o błyszczącym.  Bo trzeba mi naprostować własne przeoczenia, ponadto wczoraj sobie poczytałam, sięgając do starej mądrej książki (być może nieaktualne mądrej) i do Googla co ma z mądrością różnie, obrazki nagromadziłam... Tyle że dziś to jednak nie dam rady, przeceniłam własne siły oraz dobroć dnia. Za dobry nie był, wywiana jestem dosłownie (bo duło wichrowo), i w przenośni. Dopieścic futra i lulu. 

Ale następna notka będzie o błyszczącym. 

Pisała wywiana R.R.

I pociechą wieczorną kończę. Jak dobrze że ten gościu jest, nie odszedł. Lata temu śpiewał co będzie "kiedy kitę odwalę", ale nie odwala na szczęście.  Dlaczego akurat Jaromir Nohavica na pociechę? Bo ludzki, w sposób przewrotny i prosty. Znajduje  pociechę w przemijaniu, ma upodobanie do rubaszności, dystans zmieszany z czułością. Nie mylić z czułostkowościa, on nie myli. Ta minulost, stracona minioność, to co było i co kiedyś być mogło i nie było,  to nie skamlenie że stracone, to czułość. I dlatego jeszcze Nohavica, bo być może błędnie kojarzę poczucie humoru, zdolność do korzystania z nagannych i nienagannych uroków życia z pewną znaną mi cząstkowo z netu osobą. Jakby trochę podobni. 


Język barda ma w sobie moc idiomów, bardziej chwytam klimat tekstu niż dosłownie rozumiem. Na szczęście on czasem sam śpiewa po naszemu (bo lubi - diabli wiedzą dlaczego), na szczęście są doskonali tłumacze i wykonawcy. 




środa, 15 lutego 2023

Notatka 479 nowinki, magija i inne

Powinno właściwie być o futrach ulubionych, tuż tuż ich święto. Nie wiem czy będzie mi się chciało piać peany na ich część, szczerze pisząc, to energię wolę zużyć na ich wypieszczanie niż na pisemne wypociny w tym temacie. Może zresztą cóś skrobnę, zobaczymy.  I czwartek tłusty już jest. Hmm. 

Na razie nie.

Na razie o mineralnej nowince, nowinka powinna być w cudzysłowie, tak jak i być może nowinki z poprzedniego postu. Bo nowinki to są być może li i jedynie dla mnie. Była mowa o szungicie, nie może być nowinką kompletną, bo znany od wieków, ale teraz wzięty pod naukowe lupy zaskakuje. Przy ściboleniu informacji natrafiłam na ten artykuł. 

SZUNGIT - ściemy i nieściemy 

Artykuł ledwie muska temat, jeśli ktoś chce niech szuka dalej, rzecz jest ciekawa. Szungit szlachetny jest od wieków wykorzystywany do oczyszczania wody. Działa, owszem, podobno to dzięki cząstkom fullerenu, ale uwaga, do końca nie wiadomo jak. Podkreśla się że pochłania jak gąbka szkodliwości, ale prawdziwa żywa gąbka i gąbka sztuczna mają swoją pojemność. Żywa z pochłanianego się buduje, zbędny nadmiar wydalając, martwa i sztuczna obrasta brudem sama stając się źródłem zarazy jeśli nie płukana. Czy może porównanie do gąbki jest błędne, może to tak jak ze srebrem czy miedzią, woda na poziomie mikro rozpuszcza metale i to już wystarczy by wytłuc grzyby i bakterie, wytrącić szkodliwości, wzbogacić mineralnie pijącego i mu co nieco poczyścić w organiźmie....  Hmmm. Wolałabym wersję drugą. A jak jest naprawdę? Badania podobno trwają. 

Nowinka to to, że pojawił się jako kamień ozdobny i tu też fajny.

Też zagadką jest nowinka druga, szukałam i nic z tego szukania nie wynikło. Minerał wydobywany razem z czaroitem, więc góry Syberii. Wypolerowana powierzchnia wygląda jak przecięta plątanina kolorowych połyskliwych wstążek i nici. Nazwa zaczynającą się od litery p i mająca coś wspólnego z Petersburgiem. No cóż, znalazłam:

- pietersyt. To nie to, półprodukt powstały przy procesie wytopu miedzi, na postawie widzianych koralików z pietersytu twierdzę że niepodobne do widzianego cuda. I sztuczne, a to ma być naturalna rzecz. 

BĘDZIE KOREKTA TEGO CO POWYŻEJ. Z powodu komentarza MP. 

Ponadto:

- perowskit. Nie to, choć rzecz o tej nazwie wyjątkowo ciekawa i z ogromnym potencjałem. Nasza Olga Malinkiewicz się tu znacznie wyróżniła na technologicznej i naukowej niwie badając materiały zbudowane sztucznie tak jak oryginalny perowskit i od tego minerału nazwane. Duża rzecz. 

- peridot lub perydot. To po prostu "lepszy" rzadszy i cenniejszy oliwin. Stanowczo też nie to.


Co do cuda widzianego, to może będzie kiedyś popularne, tak wiele ozdobności przecież nie tak dawno debiutowało. Poznam, jakby się  pojawiło. 






Kryształy bizmutu, syntetyczne, ten ostatni naturalny

A nowinka trzecia..,.

Musiałam sobie co nieco poczytać, bo z tym totalnym zaskoczeniem w starym temacie nie umiałam się pogodzić. Nie zgadzałam się na otrzymaną wiedzę, ściemę podejrzewałam. Świat ogólnie pełen ściem, na ogół nie protestuję przeciw np.  czakrom na Wawelu,  bo sama nie życzę sobie uświadamiania w co poniektórych tematach. Tym razem tak byłam pewna tego co wiedziałam, że z rewelacją się nie pogodziłam tak od razu. 

Zaczęło się od tego, że z ućkanego sznurkami  koralików blatu wzięłam w rękę pęk takich drobnych, o średnicy około pół centymetra, szlifowanych kanciasto, przejrzystych i migocących, mocno zielonych. Na dotyk to chyba szkło. Cena powalająca jak za szklane, siedem dych a sznurek nie taki znów długi. A może to nie szkło? Pytam co to. 

- Szmaragd Nilu proszę pani. 

- No dobrze, ale z jakiej to rodziny, kwarc? Sztuczny spinel?

- Szkło awenturynowe. 

- i takie drogie te szklane?

- ale tańsze niż "noc Kairu", a to ten sam surowiec.  Tak jak i piasek pustyni. 

- Ale przecież piasek pustyni jest naturalny....

- Skąd. Syntetyk, naturalne mogą być sokole, tygrysie i bawole oko, te takie w migoczące paski, w migoczące kropki są sztuczne. Z laboratorium.

Aaaaaa. Szok. Niemożliwe. Ryjka jednak zamknęłam. Jak to piasek pustyni syntetyczny?  Sama mam tego trochę, kilka rzeczy kupowanych i co śmieszne - niektóre koraliki jako imitacja. I oczko-kaboszon po Mamie.  I w pamięci wyczytany kiedyś i gdzieś epizod celny z morskich wojaży, gdzie nie pozwolono na wywóz z Australii głazu będącego piaskiem pustyni. I jak to tak, to była ściema? I ja mam szkło?!!! 

Niezgoda. 

Niesłuszna. Niestety, to wszystko szkło. 

Nazwa to szkło awenturynowe, od minerału którego cechy naśladuje. To znaczy prawdziwy awenturyn ma w sobie połyskujące ciut bardziej niż tło drobinki, szkło awenturynowe drobinki ma złote lub srebrne w kolorze i o wiele wyraźniejsze. Jak na razie występuje w wariantach następujących:

- piasek pustyni,  rudy z drobinkami srebrno-złotymi

- noc Kairu, granat i czerń

- szmaragd Nilu, zieleń, drobinki w rozmiarze mini. 

Inna nazwa to kamień tysiąca słońc. 

I wstyd, ale to żadna nowinka, wynalezione przed wiekami, przedmioty ozdobne z niego robią. O, np. takie cóś. To też szkło awenturynowe opiłki tym razem przypominają proszek.



Poczytać o kamieniu tysiąca słońc można tu.
A właśnie, odnośnie tego czytania, to w jakże wielu miejscach netu podaje się jako rzecz naturalną opisy magicznego działania kamieni. Godzę się z opisami magicznych właściwości minerałów, zwłaszcza tych używanych od wieków, ale kamień tysiąca słońc, szkło jednak, to magiczne właściwości może posiadać takie jak szkło. Niektóre nie pęka nawet ostrzelane, inne może posłużyć do wyrobu mikronarzędzi, mebli, lotu w kosmos, ale takie działania:  

Kamień ten mieniący się błyszczącymi drobinkami poprawia nastrój, odpędza zmęczenie, wpływa kojąco i uspokajająco. Przydatny jest w napadach depresji i złego humoru. Uważany jest za kamień przyciągający bogactwo i szczęście. Dodaje pewności siebie - przydatny podczas załatwiania wszelkiego rodzaju spraw urzędowych, a szczególnie podczas rozmowy kwalifikacyjnej.

Serio? Tak naprawdę serio?
Hmmm. Minerały mają w sobie moc, jedne trują, inne leczą, poddane obróbce
pozwalają odkryć swą urodę albo zupełnie inne zaskakujące zastosowania albo uzyskać z siebie coś całkiem innego. To że przypisuje im się działanie magiczne to nic dziwnego. Dziwne by było gdyby nie przypisywano. Tak, można kręcić nosem, ale przypominam, nasz świat oparty na minerałach, związkach chemicznych, mamy je w każdej tkance naszego ciała, a wiemy na razie tyle, że pozwoliła nam ta wiedza na rozwój cywilizacji, a nowe odkrycia odsłaniają nowe możliwe kierunki rozwoju. Co do wiedzy już uzyskanej to jednak ona nie taka zupełna.  Choćby ten szungit, działa jako oczyszczacz wody, ale tak naprawdę to jak? Pytanie "jak?"  nie jest zresztą tak trudne jak "dlaczego?", tu w żadnej dziedzinie nie mamy odpowiedzi. W żadnej. Kosmos niewiedzy, czy wystarczy wiedza że zaopatrzenie komórek w czystą wodę przedłuża ich życie? Wartością bezcenną dla naszego życia już jest to że przedłuża. 
Nie tłuczemy dziś pereł, wystarczy nam tabletka wapna musującego, ale nie ma wątpliwości, jedno i drugie jakoś tam na nas działa. Ha, teraz zamiast tłuczonych pereł ( które miały być dobre na wszystko) w aptekach tłuczone i mielone kryształy zeolitu. Określanego jako najsilniejszy antyoksydant świata w reklamowych ulotkach. Jakie czasy, takie perły...... 

Nie śmieję się z wiary że minerały chronią, leczą, dodają odwagi czy przynoszą powodzenie w jakiejś dziedzinie. Sama wiara że robią, już robi cuda. Stan posiadania, pewność naszej atrakcyjności w posiadanym też robi różnicę. I samo fizyczne działanie minerałów, jak tu się otrząsać skoro to działa? Agatowy kamyk może celnie rzucony wybić oko,  tak jak każdy inny. Może zdobić, a kwestia gustu czy może tak każdy kamyk. Agatowe (i ogólnie z minerałów krzemionkowych) bransoletki, i to rzecz sprawdzona, dobrze robią spuchniętym i obolałym nadgarstkom, przynosząc ulgę także spuchniętym i obolałym palcom, nie mającym  przecież bezpośredniej styczności z kamieniem. Lepiej działa gdy kamień mocno dotyka ciała, a czy to tylko sam ucisk jak w opasce tenisowej czy może coś więcej?
Skuteczne w każdym razie są, niezależnie od wiary w moc kamieni.  Jakiś sens być musi w wieszaniu nad dzieckiem kamieni strzegących, w wybijaniu tarcz onyksami i koralami. Może zresztą to tylko szukanie głębszego uzasadnienia dla upodobania do ozdób. Nie wyśmiewam i nie neguję, nawet podejrzewam, że jest w tym całym magicznym interesie sens.

Ale ufff, magiczne działanie kamienia tysiąca słońc ????!!!!! Chociaż brzmi fajnie... 
 
Poniżej istny czerwony mineralny misz-masz. Co cenne (a są poniżej portrety bezcenności), a co prawie wcale? Co samo urosło, a co człek wyhodował? Ładne są wszystkie, no może to u góry to nie, takie jakieś spożywcze....... No dobra, ta bryłka czerwonej, a raczej buraczkowej galaretki to nieoszlifowany rubin. Reszta niech będzie zagadką.















Kłopot miałam z fotkami. Tak koniecznie chciałam barwne chryzokole, porządne obrazki rzeczywiście obrazkowych i mszystych agatów, alllle porządnych nie ma.  Real lepszy od netu, na mojej mini giełdzie bywają takie chryzokole i agaty jakich net w snach nie oglądał. I nowinka czwarta, okazuje się że odebrano nazwę "agat" wszystkim kamieniom o tym samym wszak składzie i takiej samej budowie krystalicznej które nie są pasiaste. Zastępując znane mi od dekad określenia jeszcze nieznanymi. Wciąż się dzieje, a to coś nowego się pojawia, a to stare nazwą inaczej......

Pisała R.R.

Hodowane kryształy? Jednak nie. Skolecyt i turmalin. Skolecyt może przyjmować taką iglastą formę w pustej przestrzeni. To krzemionkowa sprawa, dziwny jest w tym, że ogrzany traci sztywność, gnie się niczym robak. Turmalin podobno też nie sztuczny, rany, jak został wydobyty bez połamania? Klejony na kropelkę?




niedziela, 12 lutego 2023

Notatka 478 giełda minerałów i skamieniałości

Nowinki w każdym temacie zawsze się trafiają. Tym razem strzeliły we mnie trzy, jedna  jest totalnym zaskoczeniem odnośnie starego znajomego. 

Tym razem post dwuczęściowy, dwie z nowinek mineralnych przy obrazkach. Bo trzecia nowinka wymaga porządnego rozeznania i sprawdzenia.  Nie przeszkadza jednak to moje sprawdzanie w prezentacji cykankowego łupu wyniesionego z giełdy, przynajmniej części łupu..  

To powyżej, to jedyny łup dający się pomacać, jadeitowy rzeźbiony, ażurowy i barwiony krążek, średnicy pięciu centymetrów. Jak się człek uprze, to zobaczy na nim dwa smoki/węże na czymś co przypomina albo ptaki albo ryby wsparte na skrzydłach/płetwach. Symbol w środku to być może ideogram oznaczający kurczaka po syczuańsku, nie wnikam, będzie wisior i tyle. Skusił mnie kolor, smokowatość, kształt, no i lubię chińskie krzaczki. 



Emaliowe radosne broszki zwierzątkowe, cykanki niepochlebne, a broszki na żywo przeurocze. 



Tu też słabo widać urok oprawek kamieni, bransoletek i naszyjników tkanych i przerabianych na szydełku z drobnych koralików. A bardzo mile na żywca.





Z takiego bogactwa wyłowilam mój krążek.




Turkusy i korale. Co dziwne, wcale nie były te dobroci oblegane, powodzenie miał zatkany babami perłowy dział stoiska, z racji oblężenia niecykany.




I dalej sznury i nie tylko.





























Co giełda to coś nowego. Tym razem na stoisku gościa z Ukrainy obok minerałów znanych mi zupełna dla mnie nowość. Kompletnie nie fotogeniczna, a niezwykle piękna na żywo, bo wyglądają te kamienie jak splątane nasycone w kolorze perłowe nici, włóczki i tasiemki. Gubi się na cykankach ten niezwykły luminescencyjny połysk, prawdopodobnie potrzebny porządny aparat i inne światło. Jarzeniówki to nie to. 


I wybacz Czytaczu, nie podam Ci nazwy cuda, nie zapisałam i wyleciało z czerepu. Ma coś wspólnego z Petersburgiem, nazwa zupełnie nową. Minerał znaleziony i wydobywany z czaroitem, tyle zapamiętane.


Na tym samym stoisku agaty, mszyste, obrazkowe. Bardzo lubię. 









I jeszcze takie




To poniżej to też dla mnie nowość. 


Eleganckie te wisiorki, niby prościzna, a wykończenie dodaje szyku, od powierzchni matowych, przez aksamity i atłasy do totalnego błysku. To poniżej to ten sam minerał, jak widać mający zastosowanie nie tylko w biżuterii.



Acha, nie było ani pani ze skórzanymi kwiatami, ani co gorsza nie było przemiłego pana z własnoręcznie obrabianymi olkuskimi i nie tylko minerałami. Ani ludzi ze Szczecina, ani kobietki z meksykańską i orientalną drobnicą. Ani faceta z figurkami z żywicy zmieszanej z kamiennymi proszkami.  Szkoda, kupiłabym zielonego kota.......

To tyle na razie. Pisała R.R.