Czytają

wtorek, 24 maja 2022

Notatka 433 sploty







Na naszym świecie tragedię i komedię oraz dramaty rozmaite mamy łącznie, w pakiecie.  Także niedocenianą błogosławioną codzienną normalność obok świractw rozmaitych.  Nie zamierzam się nad tym rozwodzić, napiszę tylko że dziwne to, u jednych dobrze a nawet szczęśliwie, a za ścianą kontrast, tragedyja i horror. Nie żyje Maja Lidia Kossakowska, to jest szok. Koleżanka została babcią. Widziałam z okien autobusu absurdalną maksymalnie bójkę dwóch mocno posuniętych wiekowo pań. Siatami się okładały z wigorem, a na oko to obie zdrowo po siedemdziesiątce.  Ktoś zamiast umyć wywalił porządny stół. Składany, rozsuwany. Przytachałam i umyję ja, a wywalę do piwnicy małe biureczko, stół ma blat o wiele większy, a akurat taki jest mi potrzebny. Politurowany mebel nie pasuje za diabła do mojego pokoju. Może pomaluję, tylko jak? Hmmmm. Jeszcze przydała by się szafka z szufladami, do wsunięcia pod stół. Hmmmmm.  Taki misz-masz mi się splata, opisywany z mozołem i na ślepo, blogger paskuda nie daje mi możliwości oglądania pisanego tekstu. To jest tak upierdliwe, że się odechciewa.........

Cykanki majowych dekoracji. I filmiki. 



Pisała R.R.

sobota, 21 maja 2022

Notatka 432 co za noc, dzień i znów noc

Juwenalia trwają. Rodzinne Dziecko z racji bycia studentką uczestniczy, ale ogląd i pogląd na imprezę mamy różny. Ja uczestniczę biernie od lat, z dwuletnią pandemiczną przerwą. Serio? Bywało znaczenie gorzej pod względem natężenia dźwięku, gdy sceny były dwie. Ściany chodziły. Jak bardzo swojego czasu znielubiłam kawałek "Mój jest ten kawałek podłogi", grany w rozmaitych mixach przed trzy dni!!!. Ale teraz, ta ostatnia noc... rap w rytmie techno, ło jasna dupa!!!  Jednak stara a nie jasna dupa ze mnie, to absolutnie nie moje klimaty. Ten jednostajny  monotonny i nachalny i bardzo głośny rytm, można powiedzieć że jeden"utwór" bez końca. Dziecko mówi, że znaleźli sobie paczką takie miejsce, że "muzyki" prawie nie było słychać, natomiast ja - niestety, słyszałam za dobrze. Zmyło się Dziecko po koncercie,  ale łomot z automatu chyba trwał do około godziny trzeciej, może z pół godziny po. Moje futra źle przyjęły imprezę, fajerwerki też nie pomogły. Bały się. A mnie przypomniało się pytanie psychuszkowego : "czy słyszy pani głosy?". Długo jeszcze po zamilknięcie muzyki dudniło mi we łbie nachalnym rytmem, więc gdyby w nocy to pytanko padło, odpowiedź mogła by być dlań interesującą. Taaaa. Dziś już też słychać granie, noc też będzie intensywna....... I  znowu rapowe gadania, ale tym razem większa różnorodność rytmu, instrumenty, bębny na żywca, gitary. Lepiej, choć futra już się boją...

Co zrobić, taka lokalizacja. I tak mniej obecnie dokopują kilkudniowe juwenalia, niż święto pierwszego maja za komuny. Ustawiali trybuny tydzień przed, i szczekaczka nadawała pieśni patriotyczne i socjalistyczne, dziarskie bardzo na maksa, od siódmej do dwudziestej pierwszej. Więc doprawdy, teraz to tylko wieczór i część nocy, choć z racji starodupstwa repertuar dla mnie mocno nie teges. 

A przecież rap-techno to nie musi być jednolitą sztampa

Nie udało mi się zamieścić najbardziej lubianego utworu ("Ujarzmić fank"), ulubionego zespołu (Medium), ale już widać że można inaczej.

Rano, po dwóch godzinach snu, o zabójczej siódmej obudził mnie płacz futer i łomot okien. Wichura. Jacuś, taki chojrak, płakał najgłośniej. Słusznie chyba płakały, rozszczelnione na noc okna  możliwe że by wyleciały. Domknęłam, ale wystraszone nadal. Bardzo. Teraz też, przy dochodzącym już dudnieniu już wystraszone. Ech.

A sobota, ona dla mnie dziś jakby skończona. Na deser piszę.  Napakowana była, bo po uspokojeniu futer, nakarmieniu i grupowym uśnięciu towarzycha  była giełda staroci i  Bobusie. Oni dziś krótko, bo do futer bardzo słusznie mnie gnało. Ogólnie uspokajanie futerek dziś mam na okrągło, moje w miarę odważne kiciunie rozstrojone akustycznym atakiem juwenaliów i wichru. 

No tak, w wannie kubełek z wykopanymi dla Rabarbary roślinkami, czekam na Jej telefon, łupy z giełdy jeszcze nie pochowane. Więc pokażę co mogę. Cykanki z Bobusiowania. 




















U góry, ta krwista plama to berberys. Gryzie się z czosnkami, ale one nie wieczne. 

Acha. Grzybol z poprzedniego posta został przez Bobusia przyrządzony i podobno był pyszny, a Asia i ja to kulinarne ciapy. 
Fakt, Bobuś mistrz, ale też i gotował z moimi uwagami co i jak.  
No dobra, to teraz zawartość kubełka. Tak strasznie sucho!!! Podobno ma padać DZIŚ, ale coś mi się nie wydaje.....


I łupy giełdowe. Szok, bo miedziany komplet świeczników za piątala, czerwone szkła po dychu, ptaszek/solniczka/zawieszka też. Ogólnie przytachałam torbę gratów za niewielkie pieniądze. Tylko że ach, ach, JAKI wazon mi przeszedł koło nosa. Instynkt łowczy zawiedziony szlochał i wył. No trudno. Bywa. I tak wyszło nieźle, bo odkupiłam sobie niebieski imbryk. Tu ważne że niebieski, ten mój poprzedni, cztery razy mniejszy i ulubiony padł ofiarą Felusia.  Ogólnie to powiem tak. Dwa rodzaje tam sprzedawców, bardzo drodzy i chcący się za wszelką cenę pozbyć posiadanego dobra. Nie zawsze na pierwszy rzut oka widać z jakiego oni rodzaju, po towarze nie bardzo, a dziś  trafiałam na tych drugich. Drewniana świnka za złotówkę jest solniczką, zamkniętą na mur. Ktoś wie czy zatyczkę w tyłku się dociska czy dokręca?







Pisała R.R. Rozpaczliwie niedospana, ale tak będzie na razie. Nie da się spać przy tym co dochodzi z juwenaliowej sceny. Na szczęście jednej. 
Ps. Trzecia piętnaście. Cisza. Dobranoc.

czwartek, 19 maja 2022

Notatka 431 wtorek wyprawowy

Poczytałam sobie troszeczkę o dobrutkach wnoszonych w ciało i psyche przez rośliny rosnące bez człowieczej pielęgnacji. No no, potęga..... Zachciało mi się, nie żeby jakoś drastycznie, trochę mi się zachciało. Miodek mniszkowy np.  Zebrałam kwiaty, a co.

Pierwsze podejście do mniszkowego miodku przegrane, i to podwójnie przegrane. Po pierwsze, taki złoty kwiatkowy zbiór trzeba obrabiać natychmiast, a ja nie mialam siły działać w sobotę po bobusiowaniu, z kręciołą na karku. Wyłożyłam kwiatki na papier, by robaczki wyszły i tyle było mojego sobotniego przerobu. Wykłada tak się na pół godziny-godzinę, i trzeba działać dalej. A u mnie leżały, po upływie doby okazało się że pierwsza klęska już jest, ślady po złocie zostały, a podwiędłe koszyczki zawierają w większości nasienniki. Udałam że tego nie widzę, niefajnie jednak wychodziło, a w końcu przypaliłam i wywaliłam całość. Porażka. Ech. Trudno.  Następna próba za rok.

Ale......

Zachciało mi się też antocyjanowej bzowej herbatki. A u Bobusiów jedyny mikry bez-lilak jest biały, antocyjanów w bieli mało lub wcale. I już przekwita. W dodatku walczy biedaczyna jak może z Bobusiowem, ziemia tam lilaków nie lubi. Gdzie rosną bzy? Takie dostępne, bujne, o ciemnych kwiatach najlepiej? Znam miejsc w Cz-wie kilka, ale jest problem, bo przemysł blisko, trujący. Bzy są na Osonie (koksownia), przy Cmentarzu Żydowskim na wałach wokół i przy kanale Köhna. Tylko że wały z ziemi przycmentarnej (zawierają odłamki kości, cmentarne mury nie mieściły wszystkich grobów) i z odpadów pohutniczych i to takich szlakowych, samo zło..  I jeszcze bzy i głogi rosły kiedyś przy wałach Warty, ale tam była ostra ścinka nadbrzeżnych zarośli. Dziecko doniosło, że bzy to chyba na Złotej Górze są. No to wtorek wyprawowy..

Cel Złota Góra.
















Bo Cz-wa, oprócz Jasnej ma jeszcze Złotą. Górę.

Złota Góra, wzniesienie na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej, punkt widokowy w obrębie miasta Częstochowy w dzielnicy → Zawodzie-Dąbie, w odległości 2 km od centrum miasta. Nazwa Złota Góra, która pojawia się w 1474 w dokumencie króla Kazimierza Jagiellończyka, należy do nazw topograficznych, odzwierciedlających element krajobrazu; określenie „złota”, jest związane zapewne ze złożami wapienia (podobnie jak Jasna Góra). W zachodniej stronie wzgórza eksploatowano od dawna wapień jurajski używany do celów budowlanych. Eksploatację na skalę przemysłową zapoczątkowano u schyłku lat 50. XIX w; na przełomie XIX i XX w. działało tu kilka zakładów wapienniczych: m.in. „Saturn” (→ Joachima Dawidowicza, potem inż. → Wiktora Abrama Dawidowicza, w czasie wojny przedsiębiorstwo → Ludwika Buhlego, po 1945 Zakłady Cementowo-Wapiennicze Rudniki przy ul. Srebrnej 32/36), „Emilia” (braci Henryka i Filipa Rozenbergów), zakłady → Izraela B. Mejtlisa (przy ul. Złotej 136) „Adam”, „Calcium” oraz piece wapienne systemu Rüdersdorfa. Po 1945 (do lat. 80) eksploatację kamienia wapiennego prowadziły Częstochowskie Zakłady Przemysłu Materiałów Budowlanych. Podczas okupacji niemieckiej na Złotej Górze znajdował się niemiecki obóz jeniecki → Stalag 367 Czenstochau (Warthelager), od 1941 przetrzymywano tu wziętych do niewoli żołnierzy radzieckich. Upamiętnia to tablica przy ul. Mirowskiej. Przez Złotą Górę przechodzi turystyczny Szlak Orlich Gniazd. W 2010 na szczyt wzniesienia doprowadzono drogę, w 2011 otrzymała nazwę ul. Złotogórskiej. W 2011 w części Złotej Góry został utworzony Park Miniatur Sakralnych.


Bogdan Snoch, Mała encyklopedia Częstochowy, Częstochowa 2002, s. 200; – Częstochowa. Dzieje miasta i klasztoru jasnogórskiego. Okres staropolski, t. 1, Częstochowa 2002, s. 171, 173; Dorota Czech, Kalendarium przemysłu i rzemiosła Częstochowy i okolic, „Almanach Częstochowy” 2010, s. 108, 110–11, 144–5; Jan Pietrzykowski, Stalag 367. Obóz jeńców radzieckich w Częstochowie, Katowice 1976.

 Spisał Andrzej Kuśnierczyk

Takie to dziwne to moje niepiękne miasto. Rozpostarte długonogim pająkiem ulic na górkach i dolinkach, a pomiędzy ulicami, już od pierwszych "kolan" pajęczych odnóży prawie dzicz. Prawie, bo widać że kiedyś teren był zamieszkały, przynajmiej jedna strona góry. Drzewa  owocowe, któreś już pokolenie wyrosłe ze spadłych owoców,  resztki domów z pułapkami studni i piwnic, one czają się pod niby zwykłym gruntem, czasem bez śladów murów. Ale po ścieżkach i ścieżynkach można chodzić bezpiecznie, chyba, że się waży kilkaset kilo, no ale takiej wagi to się nabiera gdy się nie chodzi. Nie ma biedy z dołami otwartymi i widocznymi, to te zarosłe mogą czyhać.  Złota góra oprócz wymienionych w cytowanych mądrościach atrakcji ma i inne - moc wiciokrzewów w formie krzaczastej. Ten poniżej pachniał upojnie. I coś przemilczane podejrzewam celowo,  potworną figurę JP II, widoczną jej  końcówkę da się wypatrzeć na cykankach.




Bzy owszem były, przekwitające już, o drobnych liliowych kwiatach. Bladych. To nie był łup godny wysiłku, zwłaszcza że zabraną w celu zbieractwa miskę zaanektowało coś innego. Proszsz.. 



Żółciak. Młody, ale tak duży że przydałby się dłuuuugi nóż, taki do przekrawania blatów ciasta na tort.  Grzybsko było tak duże, że rozparcelowałam  go, sama jadlabym go chyba z miesiąc.. Bobusie, Asia, ja, i trzeba się było zbierać ze Złotej Góry, rodzinne Dziecko zawiozło grzybola do domu...  Jedna trzecia mojej porcji została zużyta na duszonkę z cebulką, i co za rozczarowanie. Młode osobniki są grzybowymi dyniami, nie mają własnego wyraźnego smaku, a przesiąkają przyprawami trudno. Zero zachwytu.  Dwie trzecie zamrożone, podobno można. Ciekawe, co powiedzą na temat smaku Bobusie i Asia, może przyrządzili lepiej.

Nie wiem jak wygląda po ostatnich "ulepszeniach" pisanie bloga na kompie, ale na strajtfonie czynność jest wujowa. Ciekawe, przywyknę czy pierdyknę pisanie... Zobaczymy. 

Jeszcze cykanki z wyprawy. Tu już druga dziura-kamieniołom. Nie podejmuję się zgadywać która to Jowisz.


Pisała z mozołem R.R. , zniesmaczona coraz bardziej  Bloggerem.