Czytają

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pocztówki z nie moich podróży. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pocztówki z nie moich podróży. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Notatka 501 MATRIX matrix połyskujący-Niobe świetlista?

Marie Grossbaum-Fondler,
techniki mieszane, farby i szkło.


Kiedy pisałam post o kamiennych kosmosach 

po łebkach leciałam. Temat ogrom, ale mogłam porządniej, z tym że wtedy potraktowałam opale jako trochę konieczne uzupełnienie. 

Nie byłam w stanie pokazać jak zmienny potrafi być obraz tego samego kamyczka oglądanego w różnym świetle i pod różnym kątem, bo też znajdowane w necie filmy i obrazki słabo wyjaśniały. A to sama zmienność potrafi być, sztandarowy przykład dopiero teraz. Opal Queen of the earth, Queen flame, opal dwu?kolorowy, powstały tak, że wokół mniej więcej okrągłego placka opalowej źrenicy, naciekła otoczka-ramka. To jest ten sam kamień widziany z różnych perspektyw. I tak nie pokazują te foty brokatowości cuda, a jest brokatowe.



No dobra. Inne niż wikipediowe foty. Wciąż ten sam kamień.



Tak naprawdę, to on ma wszystkie kolory świata w wersji brokatowej z perłowościami pastelowymi włącznie, tylko bieli i czerni nie ma - ale podobno czarny i biały to nie kolory. 
 

A teraz o tym typie opalu który pominęłam. Najpierw z niewiedzy o jego istnieniu, a potem dlatego, że uznałam że zasługuje na odrębny wpis. 

Pojęcie matrix opal pominęłam.

W opinii niektórych opaloznawców wszystkie opale są matrix w znaczeniu odlew w matrycy, w pustce.. To prawda, opalowy koloid jest płynny, wypełnia sobą pustą przestrzeń i kamienieje wolniutko w tempie jeden milimetr na dwieście tysięcy do miliona lat, takie są kalkulacje.  

Ale nie zawsze jest to miejsce by połączyć się w większą całość i nie zawsze opalowe cząsteczki zdążą z połączeniem się w jedność. Cząsteczki. Taaaa. Istnieje ogromne prawdopodobieństwo że opalowe brokaty i lśnienia to też Niobe*.  Prawieczni przodkowie obecnie żyjących świetlistych i połyskliwych morskich minicelebrytów. 

Jak by nie było, pojęcie MATRIX OPAL lub opal matrycowy, dotyczy tych opali które są cięte wraz z nieopalową skałą. Jest to skała na ogół zawierająca obok drobin kwarcowych-krzemionkowych inne, co mogą być i są pozostałością po morskim życiu.
Bazalty, piaskowce, granity, wapienie, margle i żeleziste łupki. 

Wersja pierwsza. Opalowe drobinki wśród drobinek tworzących skałę. Tu albo połyskliwe stworzonka nie zdążyły się zbić w jednorodną masę, albo było ich zbyt mało. Poniżej okazy bazaltowe wyjątkowej klasy, nie zawsze jest tak bogato. Tylko dwa, bo z resztą tych opali drobinkowych jest podobnie, różnią się kolorem tła i ilością opalowych drobin. Jeśli tworzą większe plamki opalu, to i tak drobinki skały nieopalowej są w takiej jak pokazana ilości. Nie znalazłam bogatszych w błyszczące drobinki. 


  


Wersja druga. Majonezu było sporo, miejsca na niego już nie, albo z jakichś przyczyn majonez nie zestalił się w jednorodną masę i szczeliny wypełnił żelazisty osad-łupek. Najczęściej to opal zalewa koronkowe konstrukcje, co widać.   I tu Cię Czytaczu ja zaleję cykankami, z trzech powodów zaleję.
Najpierw zaleję, potem wytłumaczę.





















To są opale też nazywane matrix, ale częściej wobec nich stosuje się określenie boulder opal lub koroit opal. Wypełniają jak emalia komórkowa pory skały. To nie bazalt, to raczej słabo sprasowany porowaty żelazisty łupek, w naturze jaśniejszy, przyciemniany sztucznie, by uwydatnić opalowe wypełnienia. 

To teraz wytłumaczenie. Zakochałam się w drobinkowych i w boulder. Z tym że dwa pokazane impresjonistyczne są dla mnie ideałem, nie ma dla mnie fajniejszych. Z koroitami vel boulder jest tak, że tu nie umiałabym się zdecydować, za nic. Są jak cudowne abstrakcje, którym ludziowe mazidła starają się dorównać. Niektórym mazidłom to może bliżej.. Patrz na obrazki u góry i na dole posta Czytaczu.  Rozmaitość i bogactwo opali boulder jest jednak taka, że ludzkie malowanie nie ma szans dorównać, zwłaszcza jeśli się weźmie pod uwagę feeryczną zmienność opalowych barw. No i trzeci powód - Tabaaza nie pokazała dokładnie swojego. Ja już wiem że to cuda, ty Czytaczu teraz masz szansę by też się dowiedzieć. Te focili głównie sprzedawcy, powiększając z reguły obiekty focone. Bo to nie monumenty są, wyjątkiem pokazany Queen Flame, rozmiar widać.

Do opali matrycowych spokojnie można też zaliczyć indonezyjskie opal fossil wood, czyli nasze znajome już skamieniałe drewno w wersji opalowej.


Na ogół to metodą odlewu opal tworzy swoje kopie pragałęzi i jest z nich cięty na kawałki. 







Do opali matrix w znaczeniu cięty razem ze skałą nieopalową kwalifikują go dwa fakty. Pierwszy i podstawowy widać na przekroju poprzecznym opalowej gałęzi, nie wszystko jest opalem. Kamienieje nie opalowo, nacieka związkami miedzi, np. chryzokolą, turkusem, bywa tak jak jaspisy, łamany i pozrastany z innymi minerałami.  No, różnorodność wśród tych opalowości indonezyjskich duża, i dziwne. Są wśród nich takie z czystej opalowej masy, te są nazywane opalami, a cała reszta to fossil wood. A niech im będzie.

Teraz część która powinna być przypisem, gwiazdkę postawiłam w tekście. No to odnośnie gwiazdki.
*

Tak, są tacy którzy uważają (i prawdopodobnie bardzo słusznie uważają), że opale to też Niobe, rozpuszczony i zastygły ślad po morskich świetlistościach, praprzodkach tych, co obecnie błyszczą i świecą w ciepłych i nie ciepłych morskich wodach. 



Powyżej świeci planktonowa drobnica, zjawisko turystyczne plaż na Malediwach, ale do obserwacji i w Adriatyku na przykład. W ciepłym sierpniu każdy ruch w morskiej wodzie świeci, nie mam doświadczeń z nocnym sierpniem bałtyckim, ale morza i oceany ciut cieplejsze to świecą. Radiolarie, tak nazwano część tych morskich drobniutkich latarników, owszem, krzemowe one w znacznym stopniu. 


W niektórych portretach na górnej planszy uwzględniono światełka, na dolnej różnorodność koronkowych form stworków była bardziej interesująca. 

Istnieją świecące bakterie, algi, są świecące ślimaki, grzyby, larwy, meduzy, ośmiornice, krocionogi i ryby. A plankton, to już napisałam, to nie jest tak, że tylko w bardzo ciepłych wodach. 

Czy rzeczywiście opale to Niobe świetlista - nie wiem. Możliwe, ale mnie bardziej wydaje się możliwe że gdyby to były jakieś roślinne lub zwierzęce brokaty.. . .  Ale z tym gorzej, z brokatami znaczy. Może są, może były.

Nie potrafię podać przykładów morskich brokatowo błyszczących stworów wód ciepłych, ale w zimnych i głębokich żyje sobie wodorost zwany morszczykiem, nie morszczynem. I nie mylić z morszczukiem.
Otóż ten morszczyk, pomaga sam sobie w łapaniu światła sprytnie lśniąc brokatami i na dodatek zmieniając barwę tych lśnień. Niestety, nie wiem jak wygląda cały, znów fotografującego zafascynowała tylko część zjawiska, powierzchnia roślinki, a na niej kuleczki zmieniające kolor od różu, przez błękitności do jaskrawej zieleni, brokatowo i świecąco ze srebrnym sznytem. Powierzchnia roślinki jakby nie nasza, UFO coś jakby. Dodatkowo morszczyk sam wytwarza jakby światło. Podobno. Czy byłby opalową Niobe? Eeee. Chyba nie. Z drugiej strony, to któż wie jak głęboko żyło to co jest opalem?



To teraz ten morszczyk, a cholera wie co konkretnie błyszczało brokatem te przynajmniej sto milionów lat temu. Morszczyka poznano niedawno, na pewno nie jeden taki lśni zmiennie. 
Nie wiem nic o innych stworzeniach lśniących brokatami, pewnie są. Możliwe że były. Na razie fascynacja światłem. 

Coś musi być w ramach pociechy że nie mam obiektu uczuć, opalowego obiektu uczuć. To jaskiniowe sprawy, więc nie dla mnie. Pocztówka z Nowej Zelandii. Nie byłam. Świecą larwy owadów, brrr, tym bardziej nie pojadę. 





U góry i u dołu posta obrazki matrixo-opalowe, ludzkie. 
Możliwe też że coś sobie maznę pseudoopalowego, w ramach pociechy.  Obrazy pani Marie Grossbaum-Fondler, część z nich z jakże właściwie nazwanego cyklu "Ogród ośmiornicy". Będę brutalnie szczera, te obrazy nie dorastają do urody opali. Rzadko co może.






No. Matrixowy cykl zaczęty. Plan kamienny na kwiecień wykonany. Trzeba do życia.
Pisała R.R.

piątek, 29 stycznia 2021

Notatka 266 wpis żądający odmiany.


Wyjechałabym do Urugwaju ze śpiewem na ustach. Wyjazd właściwie to każdy atrakcyjny, a już NIGDY NIE PODEJRZEWAŁAM ŻE MOZE STAĆ SIĘ ATRAKCYJNA DLA MNIE TA PODRÓŻ. 


Tęczowe piekło

Dosyć mam. Nie chcę mi się wymieniać powodów, ale podróż na tyle drastyczna że trzeba. Możesz pominąć Czytaczu, może po odwiedzinach tego starego postu jasne będzie i bez czytania moich powodów że tęczowe piekło atrakcyjne kontrastem. A to jest piekło i jeśli dodam, że z epidemii to tam mają w bliziutkim Jemenie cholerę i dżumę, rzeczywiście śmiertelne i na serio, to... Jeśli chcesz powody pominąć, bo masz własne, proszę bardzo. One dla łatwiejszego ominięcia granatowa czcionką i pochyło. 

Beznadzieja aż dławi. Brak koloru. Brak sił. Brak ochoty na cokolwiek. Kolor jak jest, to w ciemności miejskiej sztucznym światłem produkowanej. Nadal cholera ciemno. Zimno, rzadko ładnie, z wrażeń klimatycznych i kalendarzowych same negatywy, a ogólnie to wrednie. Wiosna tak daleko. Pierdolona pandemia zapowiada się na lata i rzeczywiście bajeczka McDonald'sa o królewnie Śnieżce dorastającej w maseczce może być prawdą. Już nie mówiąc nic na temat tego co się dzieje z naszą obyczajowością, gospodarką, polityką i wpływem tego wszystkiego na nasze życie. Robota chwieje mi się pod nogami. Drożeje wszystko, a o podwyżkach człeku zapomnij. Masz pracę, ciesz się. Dławi mnie wściek na przedwczesne pożegnania, częściowo zawinione przez syf zwany pandemią. Węszę ten wpływ i tam gdzie choroby mimo terapii bardzo szybko śmiertelne a nijak się mające do modnej koronki. Bo cholera, nikt mi nie wmówi, że złe psychiczne nastawienie i poczucie beznadziei  nie ma wpływu na terapie. Ma. A dostęp do lekarza... nawet w sprawie mojego słuchu i obejrzenia cholernej płyty z tomografu zatok - teleporada. Jak na litość byli leczeni ci odeszli!!!!! No szlag. Oddalenie od ludzi. Ja introwertyk, tłumofob zaczynam myśleć o mało lubianych imprezach typu Tour de Pologne, rozrywkach typu wesele! (Jasna dupa, do czego to doszło), na razie mało czule, ale kto wie. Złym, bardzo złym znakiem, że o tłumach myślę z nostalgią.

Link odwiedzony?

Na brak koloru przydała by się taka podróż, doceń Czytaczu wielkość mojego znużenia obecnym stanem. Ogólnym ogólnie i subiektywnym. Nawet czarne piekło czarnych pustynnych połaci atrakcyjne jako kontrast. A ponieważ już wiesz Czytaczu, że mi odpala może nie to światełko co potrzeba, to muzyczka od pały pomiędzy gwiazdkami.

*


*

Możliwe, że na te chęci podróży do piekła wpływ ma Wilcza Pełnia. Źle znoszona. Może też wpływ na wzrost chęci odwiedzin kolorowego piekła ma fakt, że teraz to tam te przyjemne 25 stopni Celsjusza. 

Może i mi tak bardzo nie odpaliło, dwadzieścia pięć stopni. Hmmm.

R.R. pisała

Zdumiewające. Obejrzałam sobie przy okazji szukania muzyczki (Cebula Celestyna niedostępna, łeeee) i leczenia doła odcinek Kabareciku z 2005 pt. "Zdrowia Szczęścia i Wszystkiego". Nie wstawiłam w posta, ale gorąco polecam. Dużo tłumaczy. 

środa, 9 grudnia 2020

Notatka 209 Kolmanskop i rozważania o odchodzeniu za bramę.

 





Niniejszy smutny, subiektywny post ilustrują fotografie opuszczonego przed siedemdziesięciu laty miasteczka zasypywanego przez namibijską pustynię. Opuszczonego znienacka - po prostu któregoś dnia nikt nie posprzątał piasku, następnego może nie było dostawy wody. I po luksusowej osadzie górniczej pozostały domy, często z meblami, zasypany basen i nieliczne budynki publiczne. Stało się tak, gdyż wydobycie diamentów z kopalni zrobiło się coraz trudniejsze, diamenty rzadsze i niewielkie, a właśnie wtedy odkryto w południowej Afryce złoża o wiele bogatsze i o łatwiejszym dostępie. Więc doskonale opłacani niemieccy górnicy wyjechali. Miasteczko to obecnie cel pielgrzymek fotografów, ogrodzony i pilnowany. Przynoszący jakieś tam zyski, bo maniacy ciągną doń jak muchy do miodu, a ono wdzięcznym celem fotografii, zmiennym bardzo w zależności od pory dnia i przemieszczających się wydm. Widać to na dwóch pierwszych fotach. Wybierać się nie wybieram, zdjęcia pooglądać mogę. Ilustrują nieźle smutnego posta, z którego czytania czuj się zwolniony Czytaczu.

Zdjęcia z Kolmanskop są namiętnie kupowane, wśród zajumanych i takie. 





*

Odchodzą, nie wiadomo kiedy i znienacka się okazuje, że następne spotkanie to już za bramą.  Oczywiście, wiadomo. Nikt nie jest wieczny, tylko w bardzo młodym wieku  przy zdrowiu co najzdrowsze myśli się inaczej..... Oczywiście, wiadomo, nie pierwszy to raz takie wieści i żyć się będzie dalej - do własnego przejścia. Ale na razie myśli się tłuką.

Marta, pani Basia, pan Marek. Ania!!! Niemożliwe!!! Ania??!!

Zmora zatruwająca egzystencję A.M., egoistyczny stary królewicz - wujek Janek, powinowaty A.M., też niedawno podreptał, absolutnie do ostatniej chwili przekonany, że skąd, on się jeszcze nie wybiera. Przekonanie o własnej ważności i nieśmiertelności jednak nie było przeszkodą w ostatniej podróży. Czy cokolwiek może być przeszkodą? Ale i tak żal, nawet wujka Janka.





Części tych pożegnań mogło jeszcze nie być.

Gdybanie tu następuje, ale powiem jasno, gdyby nie brak podstawowej opieki zdrowotnej byłoby inaczej. Teleporady oczywiście i przekładanie wizyt oraz brak leczenia szpitalnego. Wujek Janek powinien być w szpitalu, gdzie nie znaleźli dla niego miejsca, covid rozumiesz Czytaczu. Pani Basia i Pan Marek też nie z nadmiaru opieki pożegnali się po angielsku. Marta po walce, ale w sumie też po angielsku. I o Ani słyszę, to ta ostatnia smutna nowina spowodowała posta. I tu aż pięści mi się zaciskają. Kogo bić? Speców od pandemii? Speców od służby zdrowia? Anię, że nie znalazła w sobie siły pocisku pancernego i nie walczyła o siebie ? 





Jesteśmy śmiertelni, wszystko może nam zaszkodzić, wypadki różne, nawet głupie i nie będące wypadkami. 

Kretyński przypadek dawno temu - porwana przez wronę kostka masła wyłożona zimą na  parapet bo lodówka odmrażana. Upuszczona przez ptaszysko - zabiła, upadając zlodowaciałym  rogiem  na głowę przechodnia, co szedł dwie ulice dalej.  Zabity na miejscu masłem przez wronę. 

Więc kretyński przypadek/wypadek może się zdarzyć. Ale tu ich nie było.  

Ech. To nie tylko wina służby zdrowia, wina jest, ale nie główna. Ten syf obecny, jest po prostu konsekwencją syfu w zarządzaniu służbą zdrowia, polityki kształcenia lekarzy i pielęgniarek, wypłacanych świadczeń. Było źle i bez pandemii. Pamiętam jeszcze aż za dobrze horror z Łojcem, rejestrowanie wizyt na terminy za siedem, osiem miesięcy gdy tak naprawdę liczył się czas. Koszmarne, koszmarne wizyty, gdzie lekarze najchętniej wystawili by Łojca za drzwi, by mieć problem z głowy. Bo wiek, bo dlaczego do nich, bo poprzedni lekarz powinien. Cud, że Łojciec chodzi. Gdy będzie pilna potrzeba pobudzenia wqrwu, to opiszę. Tak trafił w końcu do fachowca, ale po jakich trudach! Za późno, o wiele za późno, tak jakby cała ta administracyjna droga, odsyłanie od Iwana do pogana, była specjalnie wymyślonym slalomem dla mistrzów. Tak, i bez pandemii było trudno, a teraz to betonowa ściana, bez wbitych haków do wspinaczki. Więc przedwczesne, niepotrzebne pożegnania. Nawet, jeśli obecny syf minie, nie odrobi się szkód poczynionych przez brak diagnoz, badań, zabiegów w porę.   






Czyli pożegnań może być więcej, jakby cholera dotąd ich było mało. 

Średniowieczem mi tu pachnie i zdaje się że obrażam średniowiecze, niedobrze. Bardzo niedobrze, i nie ma co liczyć na cuda w dziedzinie opieki zdrowotnej. Może być znacznie gorzej, może nie średniowiecze, ale dziewiętnasty wiek na dzikim zachodzie. Jak by nie było, konieczne nerwy ze stali i takież zdrowie by się leczyć. Oraz upór nieprzeciętny i dużo, dużo siły.

Nie ma oczywiście żadnej gwarancji, że gdyby dostali tę medyczną opiekę byłoby inaczej. Możliwe, że nic by to nie zmieniło. 

Trzeba jakoś i o siebie zadbać, jednak ruszyć na Lux-Med, zrobić podstawowe badania. Niby to nie zabezpieczy niczego, ale póki jeszcze można coś zrobić, to czemu nie.

Wiadomo, przejście za bramę może być nagłe, więc i prawny syf koło siebie ogarnąć. 

Mieszkanie wujka Janka do oddania, nie zadbał o nic, przekonany o swej nieśmiertelności. A A.M. podcierająca mu tyłek, użerajaca się z jego humorami i egoizmem rzadkiej klasy - bez meldunku. Bezdomna z formalnego, urzędowego punktu widzenia, kątem w mieszkaniu po rodzicach, gdzie nie jest w żadnym wypadku na swoim. Dlaczego się zajęła upierdliwcem? Prościej było się zająć niż mieć świadomość, że tak bezradny jest bez opieki. Nie liczyła na nic, ale cholera... Nie mówi się źle o zmarłych, bronić się nie mogą, ale jakim trzeba być dupkiem dupiastym by wymagać od dziewczyny opieki w szerokim zakresie. Nie była zobowiązana bliskim pokrewieństwem. Mózg mu w końcu działał, podejrzewam że jednak tak jak zawsze - czyli świat u stóp wujka. Okazuje się, że nawet nie pomyślał, że A.M. jakoś musi do niego dojechać, za coś kupuje mu te soczki, pampersy i całą resztę... Powinien trafić do hospicjum, ale tu miało miejsce wyjątkowe świństwo, z dwóch budynków instytucji na potrzeby walki z covid zabrano jeden, więc brak miejsc. Ech, aureola dla A.M., gdzie składać wnioski? 

Więc u mnie tak być nie może, żadnego pasożytowania i żadnej beztroski.  

Koniecznie trzeba pomyśleć o sprawach z rodzaju trudnych i ostatecznych. 

Ale, na litość!!! Jak niechętnie!!! 

Nic mnie nie nauczył jednak przykład wujka Janka, ja też nieśmiertelnam. Obrzydliwe jest kołaczące gdzieś w mózgu "podejrzenie graniczące z pewnością" że jest inaczej. Obrzydliwe, że trzeba się przemóc by za bramą nie wylądować w tym samym śmierdzącym siarką kącie co wujek Janek. Kącie dla ludzi pozornie przyzwoitych, za zatruwanie czyjegoś życia, za pasożytnictwo i zostawienie po sobie bajzlu. Oczywiście, jeśli jest coś za bramą, co do sprawdzenia kiedyś tam, mam nadzieję że nie szybko.

Nara, Czytaczu.

R.R. pisała, wykorzystując zdjęcia zajumane do całkiem innego posta. Ale to w końcu notatnik, i zawiera także i takie wpisy, o sprawach aktualnie łeb zaprzątajacych.