Czytają

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą K. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą K. Pokaż wszystkie posty

piątek, 18 czerwca 2021

Notatka 345 Za tiramisu





Skuszona magnoliami po dysze lub dwóch pognałam po robocie środkami komunikacji miejskiej do katowickego Leroy Merlin. Telefonów nie raczyli odbierać, muzyczkę na poczekajce mają średnią, a ja mam co robić w robocie, chwil na nudę nie ma. 

Więc wmówiłam w siebie gnana chciejstewem, że w K na pewno tak samo jak w Ł, i pognałam w kierunku kombinatu poprzemysłowego Baildon, mniej więcej kojarząc gdzie sklep się mieści. Po jednym pytaniu trafiłam. Odpowiedź na pytanie była niezrozumiała, ale szybko zrozumiałą się stała. A spytałam, słysząc tramwajowy mechaniczny głos "Huta Baildon", czy tu mam  wysiadać do LM. Nie. Na następnym. Na następnym odpowiadająca na pytanie dziewczyna też wysiadła i udzieliła wskazówek .

- Pani pójdzie kawałek dalej - ruch ręki wskazujący chodnik równoległy do torów. - tam  będzie zejście w dół, prowadzące pod wiaduktem na drugą stronę trasy  i tam za takim dużym tiramisu będzie LM. 

I sobie poszła zostawiając mi we łbie wątpliwość czy dobrze usłyszałam. DUŻE TIRAMISU??!! Czy może to było DUŻE TYRAJ MISIU?!

Trafiłam. Po przejściu kawałka stało się jasne co to jest to "duże tiramisu" , rzeczywiście duże, pokazało kawałki siebie wyglądające zza trasy. 

Sklep jest, trzy-cztery razy większy niż ten na granicach Cz-wy, z działem ogrodniczym jeszcze większym. I co? I dupa z klapą. Magnolie są, przecen nie ma. Magnolie wyróżniały się bardzo pozytywnie na tle lekko podsuszonych i lekko poparzonych roślin, nie było podstaw do przecen.  



Pośpieszna przechadzka ujawniła stół z azaliami i rodendronami. Był i gęsty, czyli  Rhododendron impeditum, rododendron od którego pochodzą niebieskie. Doniczuszki ozdobione obrazkami liliowych, bez wymieniania odmian, więc doczekałabym się niebieskich zapylając kwiaty i siejąc nasiona, cierpliwie wyczekując kwitnień. Może, o ile dałoby się uratować przesuszone gęste, a bardziej prawdopodobne trafienie szóstki w lotto od sukcesu całości przedsięwzięcia. Szkoda, bo 'Blue Baron' u nas niedostępny, a śliczna 'Azurika' to nie to.

Z taniochy małe bukszpanięta po piątaku, one ładne, ale w Bobusiowie ćma.

A teraz duże tiramisu. 




A jednak, mimo oczywistego skojarzenia biurowców z cukierniczą wystawą powinno być TYRAJ MISIU. Siedziby korporacji. 

Odjazd autobusem, dworzec, pociąg, drobne zakupy, dom. Futerka stęsknione i głodne, z nudów chyba wyjadły całe suche jedzonko z dwóch solidnych miseczek. A teraz wybaczyć proszę, mam domowy areszt i ciężkie roboty-pieszczoty na futrach do odwalenia.

Foty u góry to magnolia 'Rapsberry fun' w ofertach netowych.  W K nieprzeceniona. Prześliczna, ale tłumaczę sobie, że za 79 PLN i że wolę wyrazistsze. Acha. 

A po za tym, za magnoliami jeszcze się rozejrzę.  Trochę później i chyba nie w K. Wycieczka pouczająca, źródło zaopatrzenia do kitu, marnują rośliny. 

Pa, pa. Pisała R.R.

sobota, 12 czerwca 2021

Notatka 343 sobotnia pisanka



Urobek cykankowy z soboty. Nędzniutki, bo zajęta byłam przesadzaniem (niebieskie bezłodygowe pierwiosnki, żółta brunera) i ogarnianiem cieniolubów, co tak naprawdę jest zajęciem na kilka dni, a nie godzin.

Na cykankach m.in. prawie wszystkie posiadane bodziszki, niektóre kwitnące jak na razie bardzo skąpo. Do róż straconych należy dopisać jeszcze dwie, uznane początkowo za przetrwałe. Przetrwały podkładki, szlachetne szczepy poszły się bujać. Fatalna - feralna zima dla moich róż. Biały irysek zakwitł. Biedniś on w porównaniu do Tabaazowych, szmatkowaty, ale pachnie, co wynagradza nie najlepszy wygląd.



Za oknami bardzo intesywna ulewa. Z wichurą. Zaczęło lać, gdy brałam prysznic, zmywajac ogrodniczy brud i ewentualne kleszcze. Nie sprzątnięte z balkonu pranie mokre na nowo, zdejmę je jak przestanie lać i choć trochę z łachów obcieknie. Miałam to zrobić zaraz po powrocie, ale Dziecko przyuważyło w samochodzie chodzącego mi po podkoszulku kleszcza, stąd zmiana priorytetów. Ciuchy się piorą, futra napasione, ja też pojedzona. Tylko doczekam końca prania, rozwieszę i idę spać. 




Przez ubiegły pracowy tydzień brnęłam jak przez śnieżne zaspy po pas. Na nic, dosłownie na nic poza niezbędnym minimum domowym nie starczało w domu sił. Przewróciło się? Niech leży. No, skorupy z potłuczonego talerza jednak pozmiatałam. Ale już torba z chemicznymi zakupami stoi nierozpakowana od poniedziałku, wyjęta jedynie butla z płynem do prania. Labirynt a'la laserhouse z rozwiniętego kłębka czerwonej włóczki też usunięty. Nie pomyślałam by zcykać twór, niby każdy, kto ma w domu Futerka i włóczki ma szansę mieć, ale rzadko kiedy labirynt także w pionie - wykorzystany kinkiet, fotel, telewizor, pudło na szafie-melinie. U mnie w pokoju biurko splecione z fotelem i krzesłem, bariera między biurkiem a łóżkiem, sprytnie w tym celu wykorzystana leżąca na wyrku książka, czerwony od nici stołek w kuchni. Takiej rozległej, wielopoziomowej, to jeszcze u mnie nie było, a ostatnio były za kocięctwa Felusia. Tym razem podejrzewam, że dzieło było wspólne. Jacuś+Feluś? Może i Gacuś. Zapajęczone kuchnia, mój pokój, Łojca pokój. W przedpokoju też, ale tam nie ma o co zahaczać, wyjąwszy torby z zakupami. Oniemiałam. Przyczajone w czerwonej pajęczynie stworeczki obserwowały niedobrą pańcię, co zostawia na tak długo i one same muszą szukać lekarstwa na nudę. Co ta podła zrobi? A pańcia przede wszystkim wypatrywała końca nici, co nie było wcale łatwe. Po wypatrzeniu końca pańcia się bujała ponad godzinę, przekładając coraz większy kłębek przez plątaninę, ostrożnie stawiając stopy w oczka sieci, łypiąc na oplątany telewizor. Czy leci. A futerka krok w krok za pańcią, lawirowały z pomieszczenia do pomieszczenia znacznie zgrabniej, żaden dla nich problem wejść pod biurko, fotel. Opleciona sześć razy ława, trzy razy okrążona rozbierana kanapa, np. Bardzo patrzyły mi na ręce, Jacuś podejmował kilka prób odbicia kłębka, pewnie w celu odbudowy rozplątanego. Po czym pańcia padła, choć myślała że zrobi to w trakcie.. Oburzone futra doczekały się obsługi po dalszej godzinie, po bardzo intensywnym dopominaniu się, po czym był padnięcia ciąg dalszy.  




Taki eksces był w czwartek, w piątek zrzucony kubek z fusami, nawalone kupsko poza kuwetą. W środę Feluś wykorzystał okazję - niedomkniętą szufladę komody i powyrzucał czego sięgnął łapkami na podłogę. Majtki, staniki. Protestują chyba przeciw mojej pracy moje słodziaki, tak coś mi się wydaje.





Sama bym protestowała, nie przeciw samej  pracy, tylko przeciw wykańczającemu całokształtowi męczących upierdliwości i słabej formy. A także przeciw formie tej pracy. Ale cieszą przejawy normalnego życia, w pracy coraz więcej ludzi. W pociągach też. W K np. działają fontanny, a ponad rok straszyły suszą. Ruszyły na masową skalę kawiarniane ogródki, stan jak sprzed cholernej pandemii. Pierwsza nowinka jaka mnie powitała i to nieźle strasząc, to była wprowadzona na ulicę trójwymiarowa, ruchoma i dźwiękowa reklama Netflixa, paskudna.  Nie zwróciłam na nią uwagi, śpiesząc się na tramwaj, ot nowy słup ogłoszeniowy, głupio dosyć ulokowany i z brzydkim plakatem. Gdy go mijałam, głośne i ponure ŁAAA, oraz łapiący ruch ręki manekina zombi, o mało nie posłały mnie na glebę. Jakoś wątpię, czy Netflix uszczęśliwił gadżetem tylko K, uważajcie mieszczanie!  Pierwszą rzeczą jaka nieźle zadziwiła, to doskonały, idealny stan bukszpanów przed placem Teatru Śląskiego. Po za tym K nadal pięknieją. 






Tyle tego na dziś. Pralka przestała wirować, ulewa ustała i może nawet łachy na balkonie obciekły, a Futereczka coraz nachalniej dopominają się o uwagę. Jutro ogarnianie BORDELLO BUM BUM, o ile oczywiście znajdę w sobie moc. Plany są.

Pisała R.R.

czwartek, 18 marca 2021

Notatka 294 czwartek prawie niepaskudny




Ranne K. Lodowate, ocukrzone gęściutko śnieżnymi kłaczkami. Sprytnie posypane, zero odśnieżania.











Popołudniowe, wolne w większości od białych ozdóbek, za to takie atrakcje. 




Panowie, jak panowie, normalka. Ale ptaszki zrobiły sobie prawdziwe zawody w przepychaniu torby z pachnącą resztką frytek. Czy ptaki mają węch, to nie wiem, ale te twardo nie odpuszczały, pchając torbę przy dziobaniu pod ludzkie nogi. Gołąb pilnie asystował, prawdopodobnie sędziując w zawodach.

Słońce w K świeciło zimno. Cały dzień był zimny, dla mnie oczywiście pracowo czwartkowy, czyli niełatwy. Na dobitkę, miałam dziś rozmowę z szefową, ocenę pracy w roku ubiegłym. Bo nie wiem czy wiesz, Czytaczu, musimy się samooceniać, co potem jest przedmiotem rozmowy, w wyniku której, wychodzi się w poniżeniu, z oceną znacznie obniżoną. M też miała taką rozmówkę. Ona załamana gadką, którą i mnie zafundowała moja korpo. Posta o robocie nie będzie, brzydzi mnie ten temat, niewiele dobrego da się teraz powiedzieć. 

Ale było tak.

Rozgoryczona M stwierdziła, że chyba się zwolni (odradzam. Odradziłam). Tekst taki puściła po rozmowie, dziwne znaczki to bardzo brzydkie słowa, co jej się z usteczek wyrywały

"#!!&  CAŁY CZAS  % *-/$&&!!!??/#®π CZŁOWIEK  ROBI *π√¥€¢ *®€¢ DOBRZE. RAZ SIĘ $¥€¢£ POMYLISZ  I TO CI  %©®¢£[  WYPOMNĄ.  CZEMU NIE POWIEDZĄ, ŻE ROBISZ WSZYSTKO DOBRZE I TYLKO ÷$&*##  JEDEN MAŁY BŁĄD!!!" Znaków dziwnych powinno być więcej.

Ale zdanie, które załamało M to takie:

"Pani M, niech się pani nie obrazi, ale nawet papier toaletowy musi się rozwijać".

Rozdygotana M miała rozmowę godzinę przed moją. I u mnie padło:

"Pani R, niech się pani nie obrazi, ale nawet papier toaletowy musi się rozwijać'.

Tylko, że ja już znałam to zdanie. I padło z usteczek mych:

Rozwój musi mieć dobry cel. Jeśli celem wycieranie mną dupy, to w żadnym wypadku sobie nie życzę. Proszę sobie to przy moim nazwisku zapisać.

Po czym rozmowa szybciutko się skończyła. Ocenę i tak mam ciut obniżoną, ale powiem Ci szczerze Czytaczu, że musiałabym użyć majchra wsadzonego czubkiem między żebra, było inaczej. 

No dobra. Dziś podróż była błyskawiczna, skończyła się punktualnie wtedy, gdy wg. rozkładu powinna. Nie pamiętam kiedy ostatnio miał miejsce taki cud. Rok temu? Trzy lata? Dawno.  

Z radości że wcześnie, odwiedziłam antykwariat (zwykle już zamknięty) i wydałam trzynaście złotych na odkupienie pożyczonych kiedyś komuś na wieczne nieoddanie książeczek. Cykanki okładek zaczynają posta. Z radości że światło i słońce, że wcześnie i po pracy, oraz z tego, że się w korpogadce nie dałam, nacykałam świetlnych cykanek. 




















A teraz będzie kąpiel, na zakończenie czwartku, dziwnie niepaskudnego.

R.R. pisała