Czytają

niedziela, 31 stycznia 2021

Notatka 267 sercowa niedziela.

Nachodziłam się i najeżdziłam zanim znalazłam nosicieli puszek z odpowiednim logo. Zwykle nie ma problemów. Żadnych. Wystarczy wyjść na ulicę z mojego zaułka i już - ale teraz rozpierducha totalna zamiast chodnika.  Piękne słońce świeciło, śnieg skrzył, na niebieściutkim niebie słupy dymów zdradzały trucicieli, nieliczni przechodnie nielicznie oblepieni serduszkami. No ale znalazłam nosiciela i z desperacji, że to jedyny dostał na raz wkładkę do puszki. Odfajkowane, maluśka cegiełka do dobrej akcji dołożona. Ale tak mało dzieciaków z puszkami. Mój puszkarz to rosły czterdziestolatek. Oczywiście krótko potem widziana malusia dziewczyneczka puszkująca z czułą babcią.













Gdyby to był normalny kraj to dziś strzelały by fajerwerki, jazzbendy jeździły by po mieście głosząc radosną nowinę, że gra Orkiestra. Oblepieni serduszkami ludzie szczerzyliby się do siebie radośnie, znajdując fajniejszy niż inne powód do poczucia wspólnoty. A w sklepach, jeśli już to natłok serc z zupełnie innej okazji.









Dziwne, zauważane święto z serduszkiem o zupełnie obcym pochodzeniu, fajne nie powiem święto, ale...
Karnawał trwa, zupełnie odrębny też od orkiestrowej okazji, i jego nie ma przecież. Gdzie ta zabawa? Gdzie bale? Gdzie te pióra w tyłku? Szkolne przebieranki za królewnę i Spidermana? No nie ma, ale rekwizyty jakby dostępne. 







Marzy mi się święto z okazji orkiestry, która uparcie gra. Huczne. Z piórami w tyłkach, cekinowe i grające. Jeśli stroje, to może nie przebieranki, ale świąteczne do wypęku dla uczczenia święta, lub kolorowe, też też dla uczczenia. Fajerwerkom jednak bym podziękowała.

Inna sprawa, to ta, że gdyby to był normalny kraj, to czy Orkiestra byłaby nadal  tak bardzo potrzebna.

Zastrzyk Lisiuni dany, obiad ugotowany, zgryźliwości Łojcowe wysłuchane. I tyle. Niedziela sercowa poszła...

R.R.pisała.

piątek, 29 stycznia 2021

Notatka 266 wpis żądający odmiany.


Wyjechałabym do Urugwaju ze śpiewem na ustach. Wyjazd właściwie to każdy atrakcyjny, a już NIGDY NIE PODEJRZEWAŁAM ŻE MOZE STAĆ SIĘ ATRAKCYJNA DLA MNIE TA PODRÓŻ. 


Tęczowe piekło

Dosyć mam. Nie chcę mi się wymieniać powodów, ale podróż na tyle drastyczna że trzeba. Możesz pominąć Czytaczu, może po odwiedzinach tego starego postu jasne będzie i bez czytania moich powodów że tęczowe piekło atrakcyjne kontrastem. A to jest piekło i jeśli dodam, że z epidemii to tam mają w bliziutkim Jemenie cholerę i dżumę, rzeczywiście śmiertelne i na serio, to... Jeśli chcesz powody pominąć, bo masz własne, proszę bardzo. One dla łatwiejszego ominięcia granatowa czcionką i pochyło. 

Beznadzieja aż dławi. Brak koloru. Brak sił. Brak ochoty na cokolwiek. Kolor jak jest, to w ciemności miejskiej sztucznym światłem produkowanej. Nadal cholera ciemno. Zimno, rzadko ładnie, z wrażeń klimatycznych i kalendarzowych same negatywy, a ogólnie to wrednie. Wiosna tak daleko. Pierdolona pandemia zapowiada się na lata i rzeczywiście bajeczka McDonald'sa o królewnie Śnieżce dorastającej w maseczce może być prawdą. Już nie mówiąc nic na temat tego co się dzieje z naszą obyczajowością, gospodarką, polityką i wpływem tego wszystkiego na nasze życie. Robota chwieje mi się pod nogami. Drożeje wszystko, a o podwyżkach człeku zapomnij. Masz pracę, ciesz się. Dławi mnie wściek na przedwczesne pożegnania, częściowo zawinione przez syf zwany pandemią. Węszę ten wpływ i tam gdzie choroby mimo terapii bardzo szybko śmiertelne a nijak się mające do modnej koronki. Bo cholera, nikt mi nie wmówi, że złe psychiczne nastawienie i poczucie beznadziei  nie ma wpływu na terapie. Ma. A dostęp do lekarza... nawet w sprawie mojego słuchu i obejrzenia cholernej płyty z tomografu zatok - teleporada. Jak na litość byli leczeni ci odeszli!!!!! No szlag. Oddalenie od ludzi. Ja introwertyk, tłumofob zaczynam myśleć o mało lubianych imprezach typu Tour de Pologne, rozrywkach typu wesele! (Jasna dupa, do czego to doszło), na razie mało czule, ale kto wie. Złym, bardzo złym znakiem, że o tłumach myślę z nostalgią.

Link odwiedzony?

Na brak koloru przydała by się taka podróż, doceń Czytaczu wielkość mojego znużenia obecnym stanem. Ogólnym ogólnie i subiektywnym. Nawet czarne piekło czarnych pustynnych połaci atrakcyjne jako kontrast. A ponieważ już wiesz Czytaczu, że mi odpala może nie to światełko co potrzeba, to muzyczka od pały pomiędzy gwiazdkami.

*


*

Możliwe, że na te chęci podróży do piekła wpływ ma Wilcza Pełnia. Źle znoszona. Może też wpływ na wzrost chęci odwiedzin kolorowego piekła ma fakt, że teraz to tam te przyjemne 25 stopni Celsjusza. 

Może i mi tak bardzo nie odpaliło, dwadzieścia pięć stopni. Hmmm.

R.R. pisała

Zdumiewające. Obejrzałam sobie przy okazji szukania muzyczki (Cebula Celestyna niedostępna, łeeee) i leczenia doła odcinek Kabareciku z 2005 pt. "Zdrowia Szczęścia i Wszystkiego". Nie wstawiłam w posta, ale gorąco polecam. Dużo tłumaczy. 

Notatka 265 Wilcza pełnia

Nie wiem jaki będzie dzień. Teoretycznie już jest, w praktyce jeszcze nie. Księżyc w tzw. wilczej pełni, złapany w K. gdzie przez krótki kwadrans był widoczny, już zdecydowanie  mając się ku zachodowi. 

Krótko po szóstej.











Piątek czas zacząć.

I po robocie.  To nie piątek, to piąt, żaden tam piąteczek czy piątunio. Może zmienię zdanie jak dojadę do domu. Na razie czuję się przeżuta i wypluta przez dzień zaczęty wilczą pełnią. 

R.R. pisała.

czwartek, 28 stycznia 2021

Notatka 264 Konsekwencje skuchy

Miałam wczoraj zabezpieczyć strzały-zastrzyki dla Lisi.  Nie wyszło, a podstawowym winowajcą niewypał, czy może niewybuch. 

Skoro tak, to konieczne było wizytowanie weta dziś - co zrobione. Ale przepadły tym samym plany na dziś i one nie do nadrobienia.  Nawet nie chce mi się pisać, zamiast pisaniny w temacie - cykanina i pisanina w temacie cykaniny. Dwie pierwsze cykanki ranne, reszta z powrotu od weta. Temat właściwie ten sam.





Czyli ustrojstwa różne, związane z komunikacją, w niemocy. Druga od góry cykanka, to PIERWSZY widziany na nowej stacji przesiadkowej autobus, ona jest miesiac po skończeniu stacją-duchem. 





To powyżej to torowisko z nielicznymi widocznymi, a tak naprawdę bardzo licznymi budynkami szeroko pojętej kolei. Widoki z mostu, co góruje. 
Poniżej kosmiczna własność prywatna, na działce niewiadomo jak wydartej kolei, co za swoje sprzedawane życzy sobie cen z kosmosu. Drugi co do wielkości laser na terenie kraju, który działający (potężny bijący w kosmos słup światła) widziałam w 2012, gdy świat miał się skończyć. Stoi na trudno dostępnej działce za kosmiczną cenę, niszczejąc tak jak otoczenie.








Cała posesja, teoretycznie nocny klub, to mocno już ruderowaty i w stanie upadku czysty kicz z dużą ilością fioletu. Plastikowe drzewka o okrągłych koronach, plastikowe żywopłoty z plastikowej lawendy, żwireczek bialutki i lawendowy, gipsowe posągi na postumentach i kolorek - to ten kicz. Upadek to widoczne zaniedbanie, chwasty w żwireczku, rdzewiejące i pogięte ogrodzenia i konstrukcje nie wiadomo na co i do czego. 
Szłam drogą wzdłuż byłej linii tramwajowej, więc rozbabranie rekordowe miałam po mojej lewej stronie. Przystanek tak przedreptany, resztę sobie darowałam.
Chodnik zaczął zanikać, zagarniany przez rozpierduchę zwaną modernizacją.

Niemiło mi dzisiaj. Tego co przepadło przez wczorajszą skuchę żal. Ale zastrzyki dla Rudzieństwa zapewnione na tydzień.  Na pociechę muzyczunia. Taka piguła pomiędzy gwiazdkami.

*


*

Czy te piosenki się zestarzały? Parę puent wydaje mi się o wiele bardziej celnych niż kiedyś. Nara Czytaczu.

R.R. pisała.