Dziwne to było. Mgła była solidna, jednak mniejsza niż w 2000 i nie dała oczekiwanego cudu.
Spodziewałam się piekła około północy. Bo zawsze było. Widowiskowe, nie powiem, ale piekło, dla moich futerek na pewno.
Piekło było, tym razem było trochę inaczej. Kanonada uporczywa i upierdliwa zaczęła się przed piątą. Seriami, intensywnymi i ogłuszającymi. Pojedyncze strzały pomiędzy. Cholernie to było denerwujące. Nigdy z taką mocą nie waliło tak wcześnie.
Pojedyncze flary lecące z Armii Krajowej na moje mini osiedle budziły największe zainteresowanie Jacusia. One też latały bezpośrednio przed kuchennym oknem, najcichsze z wszystkich wystrzeliwanych zielone, amarantowe, pomarańczowe i niebieskie. Obserwował je wodząc za każdą oczkami w przekrzywianym łebku, bez strachu. Przy tych jadowicie syczących i strzelających napuszony po wiewiórczemu ogon był równie gruby co tułów Jacusia. Ale był dzielny. Wytrzymał.
Teraz cisza. Jedyne wozy na ulicy to policyjne, światła się palą w nielicznych oknach, kanonady gdzieś dalej. Piętnaście po jedenastej. Zaczyna się. Było tak cicho. A tu znów, jak z armaty. Trzy potężne strzały-wybuchy. Cztery, pięć, sześć. Teraz razem. I cisza.
No dobrze, chwila oddechu, to napiszę jakiego cudu się spodziewałam, na jaki miałam nadzieję.
Ostatni dzień grudnia 2000 był bardzo mglisty. Bardzo. Miałam w robocie dyżur, bo nie wiem czy pamiętasz Czytaczu, spodziewano się przy zmianie zapisu czasu na nowe tysiąclecie awarii. Szlag miał trafić systemy komputerowe. Wirus milenijny. Więc zabezpieczanie danych, kopiowanie ich, drukowanie. Moja firma nie była wyjątkiem, liczyła się z tym, że szlag trafi serwery, więc trwało drukowanie, bo co jeśli kopii zapasowej nie będzie do czego wgrać? Pilnowałam drukarek, nadziewając je kolejnymi pudłami papieru. Razem ze mną dyżurowała główna księgowa i jeden z informatyków. Przed północą wyszliśmy na balkon, chcąc w tak przełomowej chwili choć zobaczyć fajerwerki, a miały być rekordowe. No i dupa była a nie widoki. Mleczna mgła zrobiła ograniczenie widoczności dla przenikliwego oka do pół metra, wisiała tuż przed twarzą nieprzenikniona i wydawała się wręcz ciałem stałym. Łomot wybuchów był ograniczony do puknięć, a przecież całe show odbywało się niedaleko. Zawiedzeni wróciliśmy do środka, bo na balkonie było zimno, nawet siebie widzieliśmy słabo, a mgła wydawała się włazić do wnętrza. Trudno.
Kiedy w końcu drukary przestały jazgotać, a wiadomo już było że jazgotały niepotrzebnie, poszliśmy do domów. Gdzieś po czwartej. I wyszliśmy na świat z bajki.
Zmrożona mgła opadła otulając każdą powierzchnię, pochyłą, poziomą, pionową, gładką czy szorstką mlecznymi kryształkami rzucającymi migotliwe lśnienia. Miasto cudów w bieli. Niezwykle piękne, z migotliwymi trawnikami na których nagie drzewa też zyskały migotliwą osłonę na wszystko. Załamania kory, najcieńsze gałązki, nieliczne listki trzymające się uparcie. Iglaste miały białe pokrowce na każdej igiełce. Każdy załomek muru, chodnika, słupy latarń, asfalt i wszystko skrzyło. Mało tego. Wokół każdego źródła światła tęczowe halo. Jedynie szkło się nie dało otulić. Owszem też było pokryte lśniąca warstwą, ale cieniej, widać bylo zza zabielonych tafli uśpione wnętrza. Jak we śnie. Nieprawdopodobna bajka, i choć od kilkunastu lat jestem o podobnej porze na zewnątrz, nigdy się dla mnie nie powtórzyła. A chciałabym.
No masz. Za dwadzieścia minut północ. Walą.
*
Takich chyba efektów nie było, bo zaokienne walenie było puszczane po amatorsku, a to co pokazuję to fotki Biegana z lat poprzednich, ognie puszczane przez fachowców.
Straszna prawie godzina z wystraszonymi futerkami. Zwinięta z legowiska Lisia, zgarnięty Gacuś. Wyciągnięty spod biurka Feluś. I kompletnie wyluzowany Jacuś, który doprawdy nie rozumiał, czemu ma siedzieć w łazience. Lisiuni było też właściwie wszystko jedno, co jest nowością niepokojącą. Za to duet F-G dał popalić, okropnie się bali. Skończyło się jak zwykle. Czyli było siedzenie przy sedesie z wyrywajacymi się kawalerami. Futra Felusia i futra Gacusia pełno, bo one z tych co w stresie linieją. Jacuś przebawił tę prawie godzinę w wannie, przewalając się z boczku na boczek z wrogiem którego dopadł, czyli z moją niebieską gąbką. Lisia przesiedziała w pozie sfinksa całe zamieszanie.
Trzecia a bandyci za oknami. Ryk charczący i pijany z trzech przepitych gardeł. Mocne mają te gardła, drą się bełkotliwie, każdy wyje co innego. Jeden wrzeszczy "jebać", to rozumiem, bo wrzeszczy z przerwami. Nie widzę ich, drą się od Armii Krajowej. No, poszli, nie chciałabym tych troglodytów spotkać za nic. Noc warty dobiega końca. Ponieważ przed chwilą Lisiunia raczyła opuścić moje kolana i ja mogę się ruszyć. Bilans w porównaniu do lat ubiegłych ubogi. Chciałam porysować, ale nie dało się, nie przy żądnej czułości Lisinie, nie przy spanikowanym duecie. Było za to przy przymusowej nieruchawości mocno rozwleczone w czasie uruchamianie maszynki do mięsa, mielenie mięsa i skarmianie nim chętnych. Było ugotowanie ryżu. Gdyby nie nieruchawość gołąbki byłyby zrobione. A teraz gdy mogę, już nie mam ochoty na robotę, senność dopada. Jutro. A właściwie dzisiaj. W nowym roku.
Dobranoc.
U nas jakoś w miarę w spokojnie w tym roku. Najbardziej najbliżej okna u mamy strzelali o 12 nie bali się. Do domu wróciliśmy i idziemy dziś jeszcze na obiad. Mały Kociarz mój 10 skończył o północy wczoraj jak tylko zaczął się pierwszy. Tak sobie wymarzył, tak miał w tę swoją pierwszą dychę 😺 spalabym dalej bo o 3 padłam, ale mnie towarzystwo na puszkę budziło już któryś raz to no dobra niech mu będzie....
OdpowiedzUsuńGratulacje ogniste dla Kociarza. Niech mu będzie zdrowo, kocio i pięknie!!❤️😄❤️
OdpowiedzUsuńPopiszę, jak się wykaraskam z gołąbków.
U nas jedna kanonada było około 18tej, chyba na koniec wolności przed godziną policyjną. Myślałam, że później będzie spokojniej niż zwykle, ale przed północą zaczął się armageddon! Takiej akcji strzelniczej jak żyję nie pamiętam, trwało to ponad pół godziny, nawet efektownie, bo bardzo urozmaicone były te fajerwerki i ze wszystkich stron leciało. Na osiedlu domkowym w normalnych latach większość chyba imprezowała gdzieś w lokalach, a w tym roku wszyscy w domach i podejrzewam, że każdy miał ambicję zademonstrować, że władza nie zabroni nam się bawić. Niektóre serie leciały po pięć i trzy gwiazdki :). Co ciekawe, nie strzelali z domów, gdzie są zwierzęta.
OdpowiedzUsuńNo właśnie Małgosiu, to podobny scenariusz co u mnie. Też strzelali ci, co zwykle chyba z domów wychodzą. Jeden ogromny łomot, a ponieważ ja w studni z wysokich bloków, a z balkonów strzelali, to miałam wrażenie że jestem na wojnie i siedzę ze stworami w okopach. Na domiar szczęścia bezzwierzątkowi Sąsiedzi z mojego małego bloku też odpowiadali ogniem. Z z innych małych też. Owszem, były zawsze fajerwerki, ale aż tak to nigdy, chociaż krócej niż zwykle.
OdpowiedzUsuńMła ma podobne wrażenia jak Małgosia Zapapilotowana - w Odzi na ulicach tłoczno i strzelająco bez opamiętania. Podobno policjantów nie widziano, chyba że pożar czy cóś. Tyle w temacie zakazu przemieszczania się i opowieści o groźnych policmajstrach. Jak mła wychodziło z przemyśliwań tak wyszło w realu - właśnie narodek pokazał gdzie ma pieprzenie zarzundu ( niestety zwierzęta na tym ucierpiały, mła oczekiwa zakazu fajerwerków na poziomie europejskim bo nasze dupki sobie z tym rady nie dadzą tym bardziej że mendia odpuszczają bo mają klikalność na czym innym robioną ). Następne będą szczepienia traktowane przez zarzund jako antidotum na na wszystkie bolączki służby zdrowia. Naród właśnie się wypina po trosze dlatego że zarzund tak promuje. Hym... lecę normalnie jak Wróżbita Maciej, he, he, he. ;-D Starsze koty głuchawe. Laluś na starość tyż lepiej znosił strzelanie. Także może przyczyna Lisinego spokoju nie jest aż tak strasznie niepokojąca.
OdpowiedzUsuńMoże z Lisią masz rację. Możliwe, że ogólnie też masz rację Wróżbitko Edno. Ja widzę że było jednak przewrotne podporządkowanie się władzi, bo nie było masowego przemieszczania się, policyjne zarządzenia raczej zadziałały. Przecież ten ostrzał, kanonady i inne, to głównie z balkonów puszczane. Z dachów własnych wieżowców. A na ulicy to była może jedna dziesiąta tych ludzi co normalnie w sylwestra wychodzą, nieliczne ognie leciały z poziomu ulicy. Te mordopruje były raczej samotnymi wędrowcami. Więc już nie wiem. Ja raczej myślę, że naród jakoś się podporządkował, ale jednocześnie pokazał gdzie ma samo pojęcie godziny policyjnej. Co do szczepień. Nie dam się. I to piszę ja, która szczepienia uważa za potrzebne. No ale normalne szczepienia, długo wypróbowywane, zbadane jak należy, w 100% skuteczne - a nie takie coś co mam wrażenie jest pośpiesznie zmontowaną chałą o skutkach niewiadomych. No nieufność duża mi się zalęgła. Nie mam zamiaru jej szerzyć, bo ze mnie w temacie głupek, ale ponieważ to władzia namawia, to biorąc pod uwagę całokształt działań władzi - jestem na stanowcze nie.
OdpowiedzUsuńJa tam w mieście Odzi nie zauważyłam jakiegoś znacznie mniejszego ruchu, owszem nie było gdzie iść pobalować profesjonalnie że tak rzecz ujmę, ale koło mnie było całkiem sporo imprez domowych i ludziska wyłazili na ulicę a kole dwunastej to był wprost wysyp bo w kamienicach nie wolno strzelać na podwórkach a ci z domków tyż się jakoś po własnych ogródkach nie chowali. Mła to sobie obserwowała z ulicy bo tyż wylazła sprawdzić czy nikomu nie przyjdzie do głowy na podwórku nieruchomości urządzać pokazu fajerwerków ale wszyscy grzecznie byli na ulicy. Mła corocznie kartkę pisze w temacie zabaw z pirotechniką a w tym roku nie musiała co jest miłe bo sobie w końcu okolicznych jako tako wychowała lub co tyż jest jej miłe, ludziska w końcu postanowili pokazać kto tu rządzi. Ekscesów w mojej okolicy nie było bo panowie w mundurach nie chcieli się na nie narażać, u Cio Mary na Bałutach było podobnie. Cio nie zauważyła tzw. martwej strefy bo się działo jak każdego Sylwka, co zresztą Cio wkarwia ze względu na ptaki latające po nocy jak oszalałe. Mła tyż nie jest antyszczepionkowcem, swoją bliznę po szczepieniu na ospę prawdziwą obnosi z dumą. Jednakże nie rozumie dlaczego dzieci mają szczepić się na ospę wietrzną, chorobę nie dającą wielkiego odsetka powikłań ( 7 -8 na sto tysięcy ). Przebycie choroby nie uodparnia na całe życie ale szczepienie przeciw tej chorobie obecnie nazywanym przez lobby farmaceutyczne ostrą chorobą zakaźną ( wg. mła powinno być chorobą o ostrym przebiegu jak już ale to tak ładnie nie brzmi w szczepionkowej ulotce ) uodparnia w stopniu jeszcze mniejszym. Taa... znaczy gówno daje poza nabijaniem komuś kabzy. Mła czuje że z ową covidową szczepionką będzie podobnie jak z szczepionką na grypę a to co się usiłuje w tej chwili robić, czyli ratowanie dupy polityków którzy przez lata wmawiali ludziom że ochrona zdrowia to przedsiębiorczość taka sama jak usługi telekomunikacyjne albo inne fryzjerstwo, przez nieprzetestowany w sposób właściwy środek o nieznanej tak naprawdę skuteczności ( grupa testowa i sposób testowania to żenua ) jest skandalem! Mła nie dziwi się że rzundzące tyłkami trzęsą bo jak się okazuje to specjalnie wielu chętnych na szczepienia ni ma nie tylko u nas ale w całej Europie a i gdzie indziej kruchutko. To się zaczyna pieprzenie o lobby antyszczepionkowym bo to bezpieczniejsze niż debata o finansowaniu i zarządzaniu ochroną zdrowia.Dla zarzundów bezpieczniejsze. Taki stan rzeczy nie może jednak trwać za długo co najlepiej widać na przykładzie Niemców, ta niby pandemia zmusiła Niemiaszków do zastanowienia się nad tym jak zbudowana jest ich demokracja. Dobrze bo widać że władza nawet w kraju o niebo bardziej demokratycznym niż w Polsce zdrowo zaczęła odjeżdżać.
UsuńMła oczywiście zrobiła dużo błędów w poprzednim komencie, c za jej wybaczyć, późno jest.
UsuńTyle mi się nasuwa na myśl o działaniach prozdrowotnych że zmilczę. Bluzgi pchają mi się pod palce straszne i istnieje poważna groźba wizyty agresywnych panów wywalających moje drzwi granatem.
OdpowiedzUsuńCo do sukcesu odnośnie zakazu działań racujacych na posesji - ogniste gratulacje.