Czytają

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzyb. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzyb. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 9 października 2022

Notatka 455 Aktualna normalka

Złachana jestem pieszyzną. Więc cykanki. 















I robota mnie czeka. Bo. 


Połowa lub raczej jedna trzecia łupów. Pełna torba. 

Jak było, to opis będzie później lub wcale, coś mi się zdaje że po obrobieniu dobra padnę. Zresztą, co tu opisywać, las jak las. Ludny bardzo, jak to przy niedzieli. Obfity w tym roku w dobro, my wyszłysmy rekreacyjnie  a nie zbieraczo przecież. Nawet bardziej niż myślisz jest obfity Czytaczu, jednak dam przykład. Asia chciała kanie, a tu pech. Jedna malutka, mnóstwo śladów po kaniach i rozwalonych, jakiś psychopata się uwziął na blaszkowate i porozdeptywał co mógł. Niemniej parę gołąbków surojadek Asia znalazła, ale te kanie, ciężki ból że taka mikra jedna. Nie pomogło mamrotanie Asi, żeby jeszcze takie dwie, albo jedna większa. Owszem, minęła nas przy wychodzeniu z lasu pani grasująca gdzieś gdzie psychopata nie dotarł, na wierzchu kosza kanie jak byki. Przy wiacie autobusowej pani pooglądała rozkład jazdy i zdecydowała się iść pieszo. Popruła dziarsko w kierunku miasta, my spacerowym krokiem za nią. I co? Zgubiła jeden z tych kaniowych kapeluchów. Żadnych szans na oddanie zguby, więc Asia będzie miała wymarzone schabowe, zebrane zupełnie inaczej niż się spodziewała. Zemdanie o kanie musiało jak nic dotrzeć do niebios, drobny znak, że uparte chcenie bywa zaspokojone. I całe przypuszczanie, jak to będzie gdy niebiosa zechcą nas obdarować wymarzonymi domkami z ogródkiem, stanowcze prośby do Niebios by nie postąpiły z nami tak jak ze Złą Czarownicą z Zachodu, czyli nie zwaliły nam tych domków na łby.... 

A przy powrocie było tak. I jednak opis konieczny. Te cykanki odwrotnie, później wędkarze przy Michalinie i Michalina, czyli staw powstały po wybiciu źródła w wyrobisku gliny cegielni "Michalina". Źródło wciąż bije, woda jest lodowata i bardzo czysta, choć ciemna i żelazista (nie zdążono wyprowadzić maszyn i one rdzewieją, po za tym Cz-wa ma żelazistą glebę, te huty nie były kaprysem). Woda czysta mimo topielców, co jakiś czas zażywających ostatnich kąpiółek. Może łapią ich skurcze, cholera wie. Nic nie pomagają zakazy kąpieli. 



A tu śluza na Warcie, kradnąca wodę na potrzeby huty. 


Piękna niedziela. 

Pisała R.R. bardzo skrótowo, ale rzeczywiście, z nóg lecę. A tu trzeba z przywleczonym dobrem się pobawić. Na przykład. 

czwartek, 19 maja 2022

Notatka 431 wtorek wyprawowy

Poczytałam sobie troszeczkę o dobrutkach wnoszonych w ciało i psyche przez rośliny rosnące bez człowieczej pielęgnacji. No no, potęga..... Zachciało mi się, nie żeby jakoś drastycznie, trochę mi się zachciało. Miodek mniszkowy np.  Zebrałam kwiaty, a co.

Pierwsze podejście do mniszkowego miodku przegrane, i to podwójnie przegrane. Po pierwsze, taki złoty kwiatkowy zbiór trzeba obrabiać natychmiast, a ja nie mialam siły działać w sobotę po bobusiowaniu, z kręciołą na karku. Wyłożyłam kwiatki na papier, by robaczki wyszły i tyle było mojego sobotniego przerobu. Wykłada tak się na pół godziny-godzinę, i trzeba działać dalej. A u mnie leżały, po upływie doby okazało się że pierwsza klęska już jest, ślady po złocie zostały, a podwiędłe koszyczki zawierają w większości nasienniki. Udałam że tego nie widzę, niefajnie jednak wychodziło, a w końcu przypaliłam i wywaliłam całość. Porażka. Ech. Trudno.  Następna próba za rok.

Ale......

Zachciało mi się też antocyjanowej bzowej herbatki. A u Bobusiów jedyny mikry bez-lilak jest biały, antocyjanów w bieli mało lub wcale. I już przekwita. W dodatku walczy biedaczyna jak może z Bobusiowem, ziemia tam lilaków nie lubi. Gdzie rosną bzy? Takie dostępne, bujne, o ciemnych kwiatach najlepiej? Znam miejsc w Cz-wie kilka, ale jest problem, bo przemysł blisko, trujący. Bzy są na Osonie (koksownia), przy Cmentarzu Żydowskim na wałach wokół i przy kanale Köhna. Tylko że wały z ziemi przycmentarnej (zawierają odłamki kości, cmentarne mury nie mieściły wszystkich grobów) i z odpadów pohutniczych i to takich szlakowych, samo zło..  I jeszcze bzy i głogi rosły kiedyś przy wałach Warty, ale tam była ostra ścinka nadbrzeżnych zarośli. Dziecko doniosło, że bzy to chyba na Złotej Górze są. No to wtorek wyprawowy..

Cel Złota Góra.
















Bo Cz-wa, oprócz Jasnej ma jeszcze Złotą. Górę.

Złota Góra, wzniesienie na Wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej, punkt widokowy w obrębie miasta Częstochowy w dzielnicy → Zawodzie-Dąbie, w odległości 2 km od centrum miasta. Nazwa Złota Góra, która pojawia się w 1474 w dokumencie króla Kazimierza Jagiellończyka, należy do nazw topograficznych, odzwierciedlających element krajobrazu; określenie „złota”, jest związane zapewne ze złożami wapienia (podobnie jak Jasna Góra). W zachodniej stronie wzgórza eksploatowano od dawna wapień jurajski używany do celów budowlanych. Eksploatację na skalę przemysłową zapoczątkowano u schyłku lat 50. XIX w; na przełomie XIX i XX w. działało tu kilka zakładów wapienniczych: m.in. „Saturn” (→ Joachima Dawidowicza, potem inż. → Wiktora Abrama Dawidowicza, w czasie wojny przedsiębiorstwo → Ludwika Buhlego, po 1945 Zakłady Cementowo-Wapiennicze Rudniki przy ul. Srebrnej 32/36), „Emilia” (braci Henryka i Filipa Rozenbergów), zakłady → Izraela B. Mejtlisa (przy ul. Złotej 136) „Adam”, „Calcium” oraz piece wapienne systemu Rüdersdorfa. Po 1945 (do lat. 80) eksploatację kamienia wapiennego prowadziły Częstochowskie Zakłady Przemysłu Materiałów Budowlanych. Podczas okupacji niemieckiej na Złotej Górze znajdował się niemiecki obóz jeniecki → Stalag 367 Czenstochau (Warthelager), od 1941 przetrzymywano tu wziętych do niewoli żołnierzy radzieckich. Upamiętnia to tablica przy ul. Mirowskiej. Przez Złotą Górę przechodzi turystyczny Szlak Orlich Gniazd. W 2010 na szczyt wzniesienia doprowadzono drogę, w 2011 otrzymała nazwę ul. Złotogórskiej. W 2011 w części Złotej Góry został utworzony Park Miniatur Sakralnych.


Bogdan Snoch, Mała encyklopedia Częstochowy, Częstochowa 2002, s. 200; – Częstochowa. Dzieje miasta i klasztoru jasnogórskiego. Okres staropolski, t. 1, Częstochowa 2002, s. 171, 173; Dorota Czech, Kalendarium przemysłu i rzemiosła Częstochowy i okolic, „Almanach Częstochowy” 2010, s. 108, 110–11, 144–5; Jan Pietrzykowski, Stalag 367. Obóz jeńców radzieckich w Częstochowie, Katowice 1976.

 Spisał Andrzej Kuśnierczyk

Takie to dziwne to moje niepiękne miasto. Rozpostarte długonogim pająkiem ulic na górkach i dolinkach, a pomiędzy ulicami, już od pierwszych "kolan" pajęczych odnóży prawie dzicz. Prawie, bo widać że kiedyś teren był zamieszkały, przynajmiej jedna strona góry. Drzewa  owocowe, któreś już pokolenie wyrosłe ze spadłych owoców,  resztki domów z pułapkami studni i piwnic, one czają się pod niby zwykłym gruntem, czasem bez śladów murów. Ale po ścieżkach i ścieżynkach można chodzić bezpiecznie, chyba, że się waży kilkaset kilo, no ale takiej wagi to się nabiera gdy się nie chodzi. Nie ma biedy z dołami otwartymi i widocznymi, to te zarosłe mogą czyhać.  Złota góra oprócz wymienionych w cytowanych mądrościach atrakcji ma i inne - moc wiciokrzewów w formie krzaczastej. Ten poniżej pachniał upojnie. I coś przemilczane podejrzewam celowo,  potworną figurę JP II, widoczną jej  końcówkę da się wypatrzeć na cykankach.




Bzy owszem były, przekwitające już, o drobnych liliowych kwiatach. Bladych. To nie był łup godny wysiłku, zwłaszcza że zabraną w celu zbieractwa miskę zaanektowało coś innego. Proszsz.. 



Żółciak. Młody, ale tak duży że przydałby się dłuuuugi nóż, taki do przekrawania blatów ciasta na tort.  Grzybsko było tak duże, że rozparcelowałam  go, sama jadlabym go chyba z miesiąc.. Bobusie, Asia, ja, i trzeba się było zbierać ze Złotej Góry, rodzinne Dziecko zawiozło grzybola do domu...  Jedna trzecia mojej porcji została zużyta na duszonkę z cebulką, i co za rozczarowanie. Młode osobniki są grzybowymi dyniami, nie mają własnego wyraźnego smaku, a przesiąkają przyprawami trudno. Zero zachwytu.  Dwie trzecie zamrożone, podobno można. Ciekawe, co powiedzą na temat smaku Bobusie i Asia, może przyrządzili lepiej.

Nie wiem jak wygląda po ostatnich "ulepszeniach" pisanie bloga na kompie, ale na strajtfonie czynność jest wujowa. Ciekawe, przywyknę czy pierdyknę pisanie... Zobaczymy. 

Jeszcze cykanki z wyprawy. Tu już druga dziura-kamieniołom. Nie podejmuję się zgadywać która to Jowisz.


Pisała z mozołem R.R. , zniesmaczona coraz bardziej  Bloggerem.


czwartek, 17 września 2020

Notatka dopełniająca poprzednią. Przypomnienie i uzupełnienie wiedzy o grzybach.

To uzupełnienie jednak na tyle ciekawe mi się wydaje, że jeszcze się dziś ze klunkrem pomorduję. Inna rzecz, że nie wymaga to ode mnie wysiłku fizycznego, choć ząbkami zgrzytam.

Czytaczu, czy Ty pamiętasz jeszcze ze szkoły o co z tymi grzybami chodzi? Te kurki i maślaki to nie jedyne przecież, świat nimi wypełniony. Nas żywią, i na nas się żywią, są mordercami i wybawcami. Dlatego ten film, wybacz reklamy.  Aaaa, nie ma reklam!

Grzyby, nie wiem czy wiesz, są bohaterem i przyczyną apokalipsy opisywanej w paru powieściach. Tak. Wojna atomowa, kosmici, wybuchy wulkanów, potop spowodowany topnieniem lodowców, meteoryt,  skażenie chemiczne wody powodujące śmierć całego życia na ziemi. To ostatnie  wydało mi się najbardziej wstrząsające, ale przecież jest jeszcze wyczerpanie źródeł energii i surowców, epidemie (he, he, koronawirus) i grzyby.  Ot, choćby i ostatnio czytany "Strażak" Joe Hilla, ten dał grzybami czadu. Choć był i miłosierny. To coś co atakuje mrówki... Brr. Ewa Białołęcka też popełniła po naszemu postapokaliptyczne opowiadanko, gdzie groteska miesza się z grozą, a przyczyną są grzyby. Czytam te powieści od gnojka, nasiąkłam nimi i na szybko Ci powiem, że jako przyczyna naszej zguby wcale nie są rzadko używane.  

Nie sądzę, żeby akurat one były dla nas tym czarnym charakterem, a mogłyby, oj mogły. Ale... co my właściwie o nich wiemy? Dlatego wydało mi się konieczne, by wiedzę sobie rozszerzyć, a jak sobie, to czemu nie Tobie, Czytaczu....   

No i tak jest właściwie z każdym tematem. Film przecież po łebkach omawia, a o co zakład że wiele z tego co pokazał jest nowością? A ile jeszcze nie wiemy, to jest dopiero ogrom. W niezwykłym świecie żyjemy i kopa w tyłek mam ochotę zasunąć każdemu kto z premedytacją go niszczy, oraz temu co marudzi że się nudzi. 

I jeszcze jedno.  Jeśli biedny Czytaczu nie widzisz filmu na srajtfonie - nie ma wyjścia przestaw bloga na wersję komputerową. Odkryłam to przypadkiem przed chwilką.

Ulepszenie, wersja mobilna, taaaa...

Notatka poza planem. Tak dobrze żarło

I zdechło. 

Nie mam już możliwości przejścia na starego Bloggera, a nowy... Jest wg. mnie ułomnym niedoróbstwem..  Nie chcę w nim pisać, żadna to dla mnie przyjemność.

Rzeczy nieprzyjemnych Czytaczu, mam w życiu po kokardę i jeszcze jedna robi  mi różnicę. Parę postów jeszcze czeka w kolejce, ale nie będę się z nimi śpieszyć, bo  i dlaczego się śpieszyć. Dzisiejszy jeszcze będzie. 

Dziś miało być na złapany cykankowy temat, bo rośnie, a widzę go drugi raz w życiu. Tym razem na robinii, która  z racji żółtego kolegi, niestety chyba pójdzie pod piłę. 






A w pełni rozwinięte cudo  wyglądać będzie tak jak poniżej (chyba, żeby to co przyuważyłam, nie było tym, czym myślę że jest - możliwe przecież).  W sieci pełno przepisów jak sobie z pięknotką radzić. Hasło "żółciak siarkowy"

I na temat jego kolegów, a zwłaszcza kolegi siedzuna. Znanego zewnętrznie i wewnętrznie, pochodzącego z terenów, gdzie drzewa mają jaskrawą opaskę z farby - to nie jest nigdy dobry tatuaż/makijaż dla drzew.  Jak spotkacie go w takim tatuowanym/malowanym lesie - zabierzcie bidulka z sobą, z innych terenów też można, ale bez przesady proszę - nie tak dawno i ten kolega był chroniony, mimo że szkódź i łobuz. Znajomość z nim wybitnie przyjemna dla żołądka, i kto raz się z siedzunem zakolegował będzie za łobuzem tęsknić.



I miało być o nigdy nie widzianych tych pięknościach. Chronionych, opisanych w pewnej tyjącej czerwonej księdze. Jadalnych, a jakże.  W wypadku rukolopodobnego dziwa jadalność jest jednym z powodów dla którego jest obecne w czerwonym tomiszczu.





A biała piękność zdaje się że zawsze była bardzo rzadka. O jej jadalności nie krążą opowieści smakoszów, choć podobno jest, bo znacznie ważniejsze jest jej znaczenie farmaceutyczne. Soplówki, w tym i ta pokazana powyżej jeżowata, badane są solidnie bo zdaje się że leczą i
regenerują układ nerwowy. Specyfików oczywiście już moc, zdaje się że cudotwórcy od suplementów już uznali że wiedzą o soplówkach wszystko. 

Uff. Tyle jeszcze do napisania o choćby i innych dziwnych jadalnych, ale pasuję. To naprawdę żadna przyjemność nie móc się dostać na koniec tekstu, nie móc go przesunąć zgodnie z własnymi upodobaniami do lewej strony. I nawet na srajtfonie nie odsłucham muzyczki, co ją zaraz wstawię. Jeszcze tylko adres bloga, co wydaje mi się skarbem. Może ktoś nie zna. No to niech pozna. O grzybach też tam jest, ciekawe czy przekieruje ten link na posta o powstaniu grzybów, gdzie go skopiowałam. I czy będzie działał dodany w tym niedorobie-brakorobie.  

https://smacznapyza.blogspot.com/2011/10/jak-sw-piotr-sia-grzyby.html?m=1

https://smacznapyza.blogspot.com/p/cos-z-niczego-czyli-zrob-to-sam.html?m=1


A co tam. Od rydza można woleć siedzuna. Serio. Był przez moment wierszyk. Nie najlepiej powiedziany.  Baardzo ciężką orka na ugorze z tym czymś. 

Dupanda totalna. Pa, Czytaczu. 


Ps. stan żółciaka na dzień 24.09.20. taki.


To wycięte jest. Może ktoś sobie zrobił pasztet? Może "zieleń miejska" wycięła?
Nie wiem. Na pewno jednak dla robinii nie ma ratunku. Żółć pojawiła się na pniu z przeciwnej strony. Na razie ma ok. 10 cm.