I zdechło.
Nie mam już możliwości przejścia na starego Bloggera, a nowy... Jest wg. mnie ułomnym niedoróbstwem.. Nie chcę w nim pisać, żadna to dla mnie przyjemność.
Rzeczy nieprzyjemnych Czytaczu, mam w życiu po kokardę i jeszcze jedna robi mi różnicę. Parę postów jeszcze czeka w kolejce, ale nie będę się z nimi śpieszyć, bo i dlaczego się śpieszyć. Dzisiejszy jeszcze będzie.
Dziś miało być na złapany cykankowy temat, bo rośnie, a widzę go drugi raz w życiu. Tym razem na robinii, która z racji żółtego kolegi, niestety chyba pójdzie pod piłę.
I na temat jego kolegów, a zwłaszcza kolegi siedzuna. Znanego zewnętrznie i wewnętrznie, pochodzącego z terenów, gdzie drzewa mają jaskrawą opaskę z farby - to nie jest nigdy dobry tatuaż/makijaż dla drzew. Jak spotkacie go w takim tatuowanym/malowanym lesie - zabierzcie bidulka z sobą, z innych terenów też można, ale bez przesady proszę - nie tak dawno i ten kolega był chroniony, mimo że szkódź i łobuz. Znajomość z nim wybitnie przyjemna dla żołądka, i kto raz się z siedzunem zakolegował będzie za łobuzem tęsknić.
I miało być o nigdy nie widzianych tych pięknościach. Chronionych, opisanych w pewnej tyjącej czerwonej księdze. Jadalnych, a jakże. W wypadku rukolopodobnego dziwa jadalność jest jednym z powodów dla którego jest obecne w czerwonym tomiszczu.
Uff. Tyle jeszcze do napisania o choćby i innych dziwnych jadalnych, ale pasuję. To naprawdę żadna przyjemność nie móc się dostać na koniec tekstu, nie móc go przesunąć zgodnie z własnymi upodobaniami do lewej strony. I nawet na srajtfonie nie odsłucham muzyczki, co ją zaraz wstawię. Jeszcze tylko adres bloga, co wydaje mi się skarbem. Może ktoś nie zna. No to niech pozna. O grzybach też tam jest, ciekawe czy przekieruje ten link na posta o powstaniu grzybów, gdzie go skopiowałam. I czy będzie działał dodany w tym niedorobie-brakorobie.
https://smacznapyza.blogspot.com/2011/10/jak-sw-piotr-sia-grzyby.html?m=1
https://smacznapyza.blogspot.com/p/cos-z-niczego-czyli-zrob-to-sam.html?m=1
A co tam. Od rydza można woleć siedzuna. Serio. Był przez moment wierszyk. Nie najlepiej powiedziany. Baardzo ciężką orka na ugorze z tym czymś.
Dupanda totalna. Pa, Czytaczu.
Ps. stan żółciaka na dzień 24.09.20. taki.
Ja podpisów już nie mogę dodawać to na końcu robię opisik. Oszaleć idzie.
OdpowiedzUsuńNo. Wolałabym nie znać tego Oszalecia, ale niestety znam. I nie lubię jak diabli.
OdpowiedzUsuńU mła jeszcze staruszek chodzi, pewnie dni ostatnie. Nowego nie lubię, jest dla mła mało przejrzysty i niektóre funkcje po prostu w nim nie istnieją. Niby zrobiony na srajfony ale mnóstwo srajfonowych narzeka. Dla mła to ulepszanie na siłę. Grzybki urodne, siarkowego mła kiedyś żywcem widziała, reszty nie.
OdpowiedzUsuńNarzekam. Pisanie na nim jest działaniem takim, jakbyś chcąc się podrapać w głowę wsadzała rękę pod pachę. Akrobacja wymuszona. I to ma być lepiej, akurat.
UsuńCudne grzyby,i wystarczy mi popatrzeć, jednak nie odważylabym się zjeść.
OdpowiedzUsuńNie wstawiam linków ani innych rzeczy prócz wlasnych zdjęć,moze dlatego nie mam większych klopotow.
Doruś, żałuj. Siarkowego widziałam dziś drugi raz w życiu, ale jadłam z niego pasztet. Siedzuna vel szmaciak jest przepyszny w tak wielu wersjach. Tego jadam czasami, jak Bobuś znajdzie przy łażeniu po lasach przemysłowych. Nie znam żadnej osoby, która nakarmiona siedzunem powiedziałaby, że niedobre i nie lubi.
OdpowiedzUsuń