Czytają

czwartek, 17 września 2020

Notatka poza planem. Tak dobrze żarło

I zdechło. 

Nie mam już możliwości przejścia na starego Bloggera, a nowy... Jest wg. mnie ułomnym niedoróbstwem..  Nie chcę w nim pisać, żadna to dla mnie przyjemność.

Rzeczy nieprzyjemnych Czytaczu, mam w życiu po kokardę i jeszcze jedna robi  mi różnicę. Parę postów jeszcze czeka w kolejce, ale nie będę się z nimi śpieszyć, bo  i dlaczego się śpieszyć. Dzisiejszy jeszcze będzie. 

Dziś miało być na złapany cykankowy temat, bo rośnie, a widzę go drugi raz w życiu. Tym razem na robinii, która  z racji żółtego kolegi, niestety chyba pójdzie pod piłę. 






A w pełni rozwinięte cudo  wyglądać będzie tak jak poniżej (chyba, żeby to co przyuważyłam, nie było tym, czym myślę że jest - możliwe przecież).  W sieci pełno przepisów jak sobie z pięknotką radzić. Hasło "żółciak siarkowy"

I na temat jego kolegów, a zwłaszcza kolegi siedzuna. Znanego zewnętrznie i wewnętrznie, pochodzącego z terenów, gdzie drzewa mają jaskrawą opaskę z farby - to nie jest nigdy dobry tatuaż/makijaż dla drzew.  Jak spotkacie go w takim tatuowanym/malowanym lesie - zabierzcie bidulka z sobą, z innych terenów też można, ale bez przesady proszę - nie tak dawno i ten kolega był chroniony, mimo że szkódź i łobuz. Znajomość z nim wybitnie przyjemna dla żołądka, i kto raz się z siedzunem zakolegował będzie za łobuzem tęsknić.



I miało być o nigdy nie widzianych tych pięknościach. Chronionych, opisanych w pewnej tyjącej czerwonej księdze. Jadalnych, a jakże.  W wypadku rukolopodobnego dziwa jadalność jest jednym z powodów dla którego jest obecne w czerwonym tomiszczu.





A biała piękność zdaje się że zawsze była bardzo rzadka. O jej jadalności nie krążą opowieści smakoszów, choć podobno jest, bo znacznie ważniejsze jest jej znaczenie farmaceutyczne. Soplówki, w tym i ta pokazana powyżej jeżowata, badane są solidnie bo zdaje się że leczą i
regenerują układ nerwowy. Specyfików oczywiście już moc, zdaje się że cudotwórcy od suplementów już uznali że wiedzą o soplówkach wszystko. 

Uff. Tyle jeszcze do napisania o choćby i innych dziwnych jadalnych, ale pasuję. To naprawdę żadna przyjemność nie móc się dostać na koniec tekstu, nie móc go przesunąć zgodnie z własnymi upodobaniami do lewej strony. I nawet na srajtfonie nie odsłucham muzyczki, co ją zaraz wstawię. Jeszcze tylko adres bloga, co wydaje mi się skarbem. Może ktoś nie zna. No to niech pozna. O grzybach też tam jest, ciekawe czy przekieruje ten link na posta o powstaniu grzybów, gdzie go skopiowałam. I czy będzie działał dodany w tym niedorobie-brakorobie.  

https://smacznapyza.blogspot.com/2011/10/jak-sw-piotr-sia-grzyby.html?m=1

https://smacznapyza.blogspot.com/p/cos-z-niczego-czyli-zrob-to-sam.html?m=1


A co tam. Od rydza można woleć siedzuna. Serio. Był przez moment wierszyk. Nie najlepiej powiedziany.  Baardzo ciężką orka na ugorze z tym czymś. 

Dupanda totalna. Pa, Czytaczu. 


Ps. stan żółciaka na dzień 24.09.20. taki.


To wycięte jest. Może ktoś sobie zrobił pasztet? Może "zieleń miejska" wycięła?
Nie wiem. Na pewno jednak dla robinii nie ma ratunku. Żółć pojawiła się na pniu z przeciwnej strony. Na razie ma ok. 10 cm.



6 komentarzy:

  1. Ja podpisów już nie mogę dodawać to na końcu robię opisik. Oszaleć idzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. No. Wolałabym nie znać tego Oszalecia, ale niestety znam. I nie lubię jak diabli.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mła jeszcze staruszek chodzi, pewnie dni ostatnie. Nowego nie lubię, jest dla mła mało przejrzysty i niektóre funkcje po prostu w nim nie istnieją. Niby zrobiony na srajfony ale mnóstwo srajfonowych narzeka. Dla mła to ulepszanie na siłę. Grzybki urodne, siarkowego mła kiedyś żywcem widziała, reszty nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Narzekam. Pisanie na nim jest działaniem takim, jakbyś chcąc się podrapać w głowę wsadzała rękę pod pachę. Akrobacja wymuszona. I to ma być lepiej, akurat.

      Usuń
  4. Cudne grzyby,i wystarczy mi popatrzeć, jednak nie odważylabym się zjeść.
    Nie wstawiam linków ani innych rzeczy prócz wlasnych zdjęć,moze dlatego nie mam większych klopotow.

    OdpowiedzUsuń
  5. Doruś, żałuj. Siarkowego widziałam dziś drugi raz w życiu, ale jadłam z niego pasztet. Siedzuna vel szmaciak jest przepyszny w tak wielu wersjach. Tego jadam czasami, jak Bobuś znajdzie przy łażeniu po lasach przemysłowych. Nie znam żadnej osoby, która nakarmiona siedzunem powiedziałaby, że niedobre i nie lubi.

    OdpowiedzUsuń