I zewnętrznie bo:
Obrazy Jacka Pałuchy były tak uprzejme i zilustrowały posta. Pada, zaraz będzie nowy dzień, a tu takie mordoprujstwo. Może dlatego, że nowym dniem ma być niedziela?
Jeszcze raz dobranoc piszę. R.R.
Blog był na próbę. Czy umiem, czy moja codzienność na to pozwoli, czy będzie mi się chciało. Mam na imię Romana i jestem unikatem, tak jak mój numer PESEL 50+. Żaden ze mnie cud . Jestem obrośnięta kotami, książkami, myślami o roślinach i tysiącami zaczętych spraw. Siedem wiatrów w tyłku, wciąż i ciągle, ale blog jest.
U mła cóś jakby słońce zza chmur a niedziela została oficjalnie przywitana o czwartej trzydzieści żądaniem śniadanka, miąchanka, baranków oraz "Tu, tu, drap mnie tu!". Przysnęłam kole szóstej a kole ósmej zostałam zwleczona bo to w sam raz pora na śniadanko nr 2 a poza tym Szpagetka żądała wypuszczenia tym a nie tamtym oknem, bo tamto jak wiadomo jest dla kociego plebsu a to jest dla Cesarzowej, Carewicz rabladorował po domu z Pasiakiem, Sztaflik uparła się żeby żreć na drukarce, której pilnuje coby Pasiak jej nie zajął a panna Okularia dopiero raczyła się zjawić po nocnych rozrywkach ( musiałam wstać kole dwunastej coby gadzinę wypuścić ). No wypoczęłam!
OdpowiedzUsuńU mnie balanga trwała cóś do czwartej trzydzieści. Ryki za oknem ustały ok. pierwszej trzydzieści, ale impreza w środku nie. Były gonitwy, konkurs na najgłośniej rozpruty pyszczek oraz mistrzostwa w skokach z regału. I akcja "pusta miska". Jasna dupa, zjadły w nocy porcje z trzech-czterech dni. Podejrzewam zemstę za sobotę spędzoną bez poświęcania szczególnej uwagi futerkom. Wypoczęłam, bo pospałam do dziesiątej. Oj. Nie pójdę na dożynki.
OdpowiedzUsuń