Czytają

wtorek, 10 listopada 2020

Notatka 177 te urocze jesienne dziwa...

Jaki niedobry był wczoraj dzień, pod każdym względem niedobry. Dobrze że minął. A ponieważ minął, to pora się zająć milszymi sprawami.

Nawet takiego jak ja antyjesieniowca zachwycają. Dziwa właściwe tylko tej porze roku. Śmieszne, odnośnie tego co naprawdę mnie zachwyca nie mam cykanek porządnie te zachwyty dokumentujących. Niewiele mam,  np.taka rzecz ma cykanki z mijanej codzienne poręczy pochodzące. Ale już widziany przelotem fragment płotu grubaśno obłożony gołymi pędami tej samej rośliny nie ma cykanki, a aż mnie ssało, żeby udokumentować zjawisko. Gdybym w autobusie jechała sama, to pewnie bym wysiadła i pocykała, ale nie jechałam sama. Jak bym to miała wytłumaczyć? Takie ładne, że muszę? A drugiego tej klasy składowiska czerwonych łodyg-rzemieni-biczy-batów nie widziałam. Winobluszcz.





Więc nie ma cykanki. Z przyczyn oczywistych (szybkość, brudne szyby, odbicia jarzeniówek) nie mam cykanek graficznych pociągowych widoków pozamiejskich. Aż pewnie sapniesz ze zdziwienia, jak tu napiszę Czytaczu, że ważnym składnikiem tych obrazeczków są masowo rosnące rosliny inwazyjne, czyli rdest olbrzymi i nawłoć. Tak paskudna o tej porze roku nawłoć wygląda bardzo litograficzne, prawie czarna z grafitowymi ołówkowymi kwiatami. Zatoki z niej, laguny,  płynnie łączące się z rudymi plamami rdestu, co go też dużo i on sam duży.  Ten rdest ma wyjatkowo piękny kolor o tej porze, róż wenecki czyli kolor ciepła i światła świec.  Zeschłe trawy nieużytków zjaśniałe lub zrudziałe, kępy drzew i krzaków odarte z liści (najfajniejsze te jasne) i już zachwyt ze mnie strzela, a jak się jeszcze pojawi okruch słońca, to ach...  A przecież nie jestem wielbicielką tych najeźdźców, łagodnie mówiąc.

Ale cykanek nie mam. Za to takie, specjalnie dziś łapane zamiast, a trochę i takich co naprawdę dokumentują zachwyty..

Jarzębiny, te same co kiedyś zaczęły być czerwone. Nie korygowane, o różnej ostrości zdecydował samodzielny srajtfon. On z lekka głupieje jak cykam właściwie pod światło latarni. Piękne.






Srebrne topole, wcale jeszcze nie gubiące liści, za to w sztucznym blasku wcale nie srebrne.



One ruchliwe, liście cały czas migocą. A inne takie, takie. Śliwa, tawuły, liście dębu jeszcze zielone i na dębie, deseń z gałęzi sumaka, pień strzelistej wierzby (tej pokręconej), perukowiec i już nie wiem co. 











A tu miłościwie nam panująca królowa,  Miss  Jesieni. Brzoza, tu w wersji płaczącej.


To tyle, koniec posta. 
R.R. 



6 komentarzy:

  1. Ależ Ty pięknie piszesz o kolorach! I foty cudne! Ten winobluszcz genialny, jak jakaś niesamowita konstrukcja, skojarzył mi się z piramidą przed Luwrem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pochwały całkiem Małgosiu niezasłużone. Ale bardzo dziękuję 😉. Winobluszcz, tak on jest nieprawdopodobnie dekoracyjny. Nawet zupełnie ogołocony z liści, owoców i koloru (bo on zszarzeje zimą, to raz, dwa tylko młode pędy są naprawdę jaskrawo czerwone) potrafi tworzyć albo plątaniny co nieco upiorne, albo - jeśli jest z tych z przylgami tworzyć też co nieco upiorną koronkę na murach. Szaro czarną. A baldachy owoców, rzeczywiście, wyglądają tak jak dziwna rzeźbiarska instalacja, wodorost z wysp sargasowych, koral, albo jeszcze coś innego. Może nawet UFO😄

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzozy na moim podwórku już zgubiły wiekszość liści, dzisiaj znow bury dzień,nieprzyjemne 6 st.Zastanawiamy się gdzie ruszyć na spacer, ubrać sie trzeba zimowo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Spacerek? Zazdroszczę. Też wyprysnę na króciutki z tej zazdrości. U mnie też buro i szaro i zimno.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jarzębina pięknie wygląda. Zaraz jeszcze na kompie sobie zobaczę w powiększeniu. Spacerek był. Ocieplane buty zdobyte przetestowane. Mają mały podnośnik pod piętą, ale przyzwyczaję się. Bo ja łazik płaskostopowicz

    OdpowiedzUsuń
  6. Niewielki podnośnik jest super podobno dla nas korzystny. Ale to może być modowa propaganda. Nieważne, ważne że przetestowane, ciepłe i wygodne. Jarzębina, tak ona potrafi być piękna.

    OdpowiedzUsuń