Hortensje nadal ładne.
Najpiękniejsze, to te ogrodowe. Za daleko mam do kiedyś odkrytych fioletowych, ciekawe, jakie teraz.
Drzewa już pokazały ażury. Topole, brzozy. Ale wierzby, dęby i jesiony to już niekoniecznie.
A wśród tego festiwalu jesiennych spraw, ogródkowe rododendrony zgłupiały. To, że zieloniutkie jak rzekotki, to normalne.
Mniej normalne jednak wydaje mi się to, że na krzakach pąki kwiatowe. Nie wiem czy tak mają wszystkie, czy może te robią za kamikadze.
Króciutka wyprawa po kawę i inne drobiazgi spożywcze i codzienne, stąd te łupy cykankowe.
Słońce świeci. Ciekawe, czy zdążę z codzienną partaniną i jeszcze je złapię.
Lasy bukowe mi się marzą. Olsztyn w jesiennej krasie. Rezerwat Zielona Góra.
To znak, że ze mną lepiej. Łeb nadal boli, już nie tak jak bolał - więc tu lepiej. Świństwo schodzi żwawiej, już nie zapiekłe, uszy nadal głuche. Tylko, cholera, to nie jest efekt para leków przepisywanych i zalecanych przy teleporadach, ino efekt mojego wkurzenia bezskutecznością terapii i samowolki osobistej, a Amol potęgą jest i basta. Nadal nic nie idzie nosem, ale idzie, nocami zwłaszcza, a ja się nawet nie wkurzam, szczęśliwa że schodzi, a schodzi coraz mniej. Może i pomógł paracetamol łykany nałogowo, on przecie przeciwzapalny, a może i te moje samowolne i ryzykowne jak diabli działania. Bo nadal nie wiem co na płytce, a opis taki sam jak kiedyś na rentgenie. Szkoda, że na głuchotę nie umiem poradzić. No nic, uważam, że miałam szczęście, że ruszyło. Pierwszym pozapracowym działaniem w K. będzie osobiste pojawienie się w Lux-medzie i awantura, bo tu nie ma co, uszy trzeba ratować i żadna teleporada nie pomoże. Zdaje się, że uważają mnie za wyłudzacza chorobowego, przyznaję zatoki zbuntowaly się w korzystnym terminie, ale tym uważajacym tak lekarzom życzę niemiłosiernie tego bólu i strachu, w dawce choćby minimalnej. Awantura będzie, chyba, że się zamkną. Szlag na samą myśl.
R.R. pisała
Mi kiedyś laryngolog mówiła żeby sobie jakieś landrynki ssać to wtedy w uszach ruszy coś. I ja tak wtedy się ratowalam. I nad garnkiem z czymś pod kołdrą siedziałam i czekałam a aż to gówno zacznie spływać. Nie pamiętam co jeszcze. Ale miałam przytkane tak nie raz...
OdpowiedzUsuńRatuję się jak mogę, landrynkami też.
OdpowiedzUsuńTo jeszcze kup rutinaceę max , tez można ssać na wymiankę, i przynajmniej zdrowo .
OdpowiedzUsuńOoo to sobie zanotuje też !
UsuńJa mam rzadkie świństwo, "cukierki" mentolowo-eukalipusowe.Na miodzie, którego wcale w tym zestawie nie czuję, podobno bez cukru. Niedobre.
UsuńDzięki Doruś. Skorzystam, oczywiście że tak.
UsuńAż mnie telepie na tę zdalne lekcje. Chyba z wypłaty sobie coś muszę kupić. Jakiś zapas czegoś co by po robieniu z Młodym tych lekcji odlecieć stąd. Ehhhh
OdpowiedzUsuńPS. Pęcherz przeziębiłam ehhhh 🤷🏼🤷🏼♀️😪
OdpowiedzUsuńTo jaka nowość?
OdpowiedzUsuńSQN Originals Kurczaczek i Salamandra Aneta Jadowska
To zbiór trzech opowiadań, wydanych na dzień dziecka, o młodych do tej pory drugoplanowych postaciach. Kurczaczek, to córka Witkacy z szamańskiej serii. Salamandra to postać z heksalogii, gdzie jest marginalna, ale dokładniej opisana w jednym z opowiadań z "Ropuszek" Obie mają swój udział w "Dzikim dziecku miłości" (kontynuacja heksalogii o Dorze, też będzie chyba rozwijana). Trzecie dziecko, kilkuletni chłopczyk wcześniej razem z Nikitą był bohaterem opowiadania "Noc potworów" z "Dyni i jemioły". Uff.
UsuńNie mogę z tym Chamydłem.
OdpowiedzUsuńCórka Witkacego. Wiktoria zwana Kurczaczkiem.
Te dwa opowiadania z bohaterkami z tytułu, to właściwie minipowieści.
Aaa to czyli sobie na koniec trzeba zostawić :D
UsuńTak. To w dalszych zakupach😀
OdpowiedzUsuńNo to ja do pana Mortki przysiadam do drugiego tomu w weekend i do Zaginionej Księgi 💚 i tak do Mikołajek kiedy sobie coś kupię XD Tata już mi zamówił heksalogie Dory Wilk :D na stronie wydawnictwa jakąś promka jest. Nikitę kupię drugiej połowie z jakiejś okazji i sobie będę podbierać XD
UsuńO zgrozo nic nie czytam, nie kupuję książek, czasem wypożyczalam cos w bibliotece, lub od koleżanki, odrzucilo mnie od czytania bardzo, okulary przeszkadzają, wieczorwmi od razu zasypiam jak tylko zacznę czytać, w dzień skupić się nie da, no i tak to.
OdpowiedzUsuńJa na dzień dzisiejszy odpuściłam sobie tzw. ambitną literaturę, w tym okrzyczane jako rewelacyjne,nowatorskie tytuły. Przestała mi sprawiać radość. Należę do czterech bibliotek i wypożyczam na kilogramy, różne rzeczy. Poważne bardzo, literaturę dziecięcą i młodzieżową, ambitne i bardzo nieambitne też. Stosami. Do dwudziestej strony daję szansę kazdej książce. Każdej, ale czytam po tej selekcji od deski do deski co dziesiątą. Z tego co czterdziesty autor na tyle przypada mi do gustu, że kupuję wszystko co wydał. Jak na razie te ambitne autory nie znajdują od dłuższego już czasu miejsca na moich półkach. Może mi minie, może nie, wyłamuje mi się jedynie z tej tendencji Andrzej Szczeklik, będę chciała go kupić, no i zaczynam polowanie na kilku innych autorów, co jakiś czas wypożyczanych ciągle. Biblioteki wygląda na to, że będą zamknięte od poniedziałku do końca listopada. Dla mnie nieszczęście.
OdpowiedzUsuńPo "Leninie" Ossendowskiego dodatkowo doszła niechęć granicząca z fobią do dzieł opasłych. Może minie.
A ogólnie, to nikt cię przecież nie zmusza, net oferuje wgląd w tyle fajnych rzeczy, że sztuki czytania raczej nie zapomnisz. Naprawdę nie musisz. Inna rzecz, że to książka oferuje odlot w inne światy, i jej nie zastąpi, żaden serial,film, blog. Jedynie muzyka, tak ona może. A odloty potrzebne jak nigdy.