Czytają

niedziela, 1 listopada 2020

Notatka 164 Harnaś Marek Perepeczko



Marek Perepeczko ma w alejach swą ławeczkę, swoją ulicę i mural. Dużo, jak na stosunkowo krótki czas swojego pobytu w Cz-wie. Był tu dyrektorem teatru, mieszkał, żył. I tu umarł.

Nie raz i nie dwa, mijany na ulicy, spotykany w księgarni, gdzie musiał spędzać naprawdę dużo czasu. W bibliotece.  W spożywczym też spotykany, sądząc po kupowanych produktach gotował i umiał to robić. To było widać, że i jeść lubił, może nadmiernie. Mało podobny do swego super-hiper przystojnego, utrwalonego na filmowej taśmie młodzieńczego wizerunku. 



Jowialny, choć to słowo nie do końca jest słuszne, bo nic z dobrotliwego wujcia pierdoły w panu Marku nie było, sympatyczny, lekceważący obelgi robione przez własną garderobę co złośliwie sobie poczyniała z jego osobą. A to koszula zgubiła guzik lub skrajem zaczęła wychodzić zza paska, to kołnierz lub patka kieszeni w marynarze wywinęły się jak nie trzeba, błoto pochlapało bryzgiem nogawkę bo za blisko jezdni, nieuważnie stanął przed zebrą. Absolutnie nie brudas, chyba raz na zawsze wymuskanej elegancji odpuścił. Nic w nim nie było z wypieszczonego harnasia, więcej z chłopaczydła znienacka dorosłego, a wciąż na etapie lekceważenia podartych portek, bo życie ważniejsze.  Przez płoty się trzeba przedzierać, za piłką latać, na dziorgę iść, a ogólnie, to są ciekawsze zajęcia. Taki jakiś chłopakowaty był w tej swojej późnawomęskiej osobie.  Nie jednemu facetowi robi się odwrotnie, przystojna powłoka zostaje, szlifowana na brylant, a w środku dziadyga i staruch.  Panu Markowi udała się ta sztuka, że choć wiek zabrał mu figurę i oblicze herosa, to ocalił chłopaczysko, młodzieńca w sobie. I to z środka biło. 


A także zwyczajność, normalność, skromność i bezpośredniość. Donośne dzień dobry, rozmowa z każdym, kto dał mu do niej pretekst, życzliwa ciekawość co nowego u sprzedawców w księgarni traktowanych jak dobrzy znajomi, więc nie tylko o nowe książki się pytał. Zachłanne jednak przeglądanie nowych pozycji. Skupione, bo nowy świat do odkrycia. Szukanie wydanych dramatów, nowych i klasyki. To jego podejrzewam o kupienie kompletnego wydania dzieł Szekspira, długaśnego, akurat na solidną półkę. Jeśli to on, to mu nie żałuję, może się zdążył Williamem nacieszyć.

Zdjęcie nienajlepsze, z miastowej gazety. Do zastąpienia cykanką własną, przy najbliższej okazji. Na razie stara cykanka z daleka, gdzie widać przed harnasiem "łowiecki" dzikiego grafitti. I blok dokładniej.




Jak widać, nie tylko ja mile wspominam życzliwego olbrzyma. Miasto też, ale ono chyba niekoniecznie z tych samych powodów, więcej znaczenia tu zdaje się mają wyrzuty sumienia, bo nie miał harnaś M.P. łatwo i przyjemnie, oj nie miał. Alejowa ławeczka tak postawiona, że chce czy nie chce, postać Marka Perepeczki jest świadkiem życia miasta, co się przed nią przetacza. Pielgrzymki, spacery, kiermasze w alejach, na platzparade imprezy wszelkiego rodzaju, a patrzy dokładnie na letnią kawiarnię i leżaki-drewniaki przed starym ratuszem. Oraz na  ławeczkę wiecznie młodzieńczej Haliny Poświatowskiej z wiernym kotem u stóp. Ostatnio sobie ogląda protesty. Ślad po fajnym człowieku jest, i to się liczy. 

Oczywiście, że go znałam tylko przelotnie, przypadkowo i przygodnie. Z księgarń, biblioteki, sklepu. Jeśli na jego półkach z książkami zagnieździł się Pratchett, to może być moją winą. "Mort"? "Trzy wiedźmy"? Nie pamiętam. Możliwe też, że się mu autor nie zagnieździł. Nie wiedziałam, że był audiofilem, wielbicielem starych samochodów,  lubił słodycze, wino i cygara, a z muzyki jazz. 

Prywatnie, to postać uwiecznionego byłego harnasia traktuję jako pomnik wystawiony tym wszystkim przyjemnym porządnym ludziom, których miałam szczęście spotkać przelotem i już ciut porzadniej, oraz tym nigdy nie spotkanym. Skłopotanym i stłamszonym przez życie co niełatwe, a jednak nie tracących życzliwego stosunku do bliźnich i świata. Czego sobie, i tobie Czytaczu życzę, by jednak nas nie stłamsilo. R.R. pisała.



2 komentarze:

  1. No u nas tak zawsze, za żywota po tłamsić a po śmierci pomnik wystawić. Choć z drugiej strony może to lepsze niż ta mania stawiania pomników żywym co się u nas rozpleniła na przełomie wieków te wszystkie gargamele mam na myśli, wystawiane w hołdzie człowiekowi który prosił żeby tego nie robić.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najgorsza fucha świata, to zostać świętym. Tak myślę.

    OdpowiedzUsuń