Wczorajsze chodzenie odkryło dekorowaną strefę miasta, ograniczoną właściwie do Placu Biegańskiego. Choinka w tym roku skromna, a dekoracje jakby od czapy. Nic nie szkodzi. Cz-wianom się podobają. Tak było wczoraj. Dziś też pewnie jest.
Strachu się dziś najadłam Czytaczu. Kompletnie nieracjonalnego. Telefon zwany srajtfonem przestał widzieć kartę SIM. Przestał pełnić też funkcję telefonu - możliwe byly tylko telefony alarmowe.
To coś niemożliwego, jak przywykłam do noszenia tego ustrojstwa, jak ono uzależnia, i w jaką panikę wprawił mnie jego bunt.
A przecież bez niego, a także bez innego prywatnego łącznościowego ustrojstwa odbywałam się do marca, mając się doskonale. Życie bez srajtfona jest możliwe, panika była niepotrzebna. Cykanki jednak strzelał, niewidoczne od razu w folderze, ale po korekcie położenia karty SIM chyba są wszystkie.
Giełda staroci dziś była, smętnie sobie popatrzyłam, popytałam o ceny szkieł. Wysokie, bo wg. sprzedawców wszystkie oczywiście z Murano. Łupem kobaltowa ceramiczna sosjerka za trzy złote. Nie cykałam, bo tym razem giełda wydała mi się brzydka i nieciekawa jako zjawisko. Towarowi wyłożonemu też nie robiłam podobizn, to co mi się podobało było wśród brzydoty, tym razem niemalowniczej.
Ale stary rynek wreszcie zaczyna widzieć koniec rewitalizacji. Dziś dzień na "nie", więc kto wie, innym razem może mi się i spodoba. Po drodze jemioła przy domu. Chyba znak dla domu szczęśliwy, dla drzewa zdecydowanie nie. Oraz ręczne wrzucanie opału w piwniczne okienko. Jak łatwo zapomnieć, że mieszkanie w starych domach wcale nie należy do łatwych.
Rzeźby Jerzego Kędziory już atakują, co było zapowiadane. Rynek jeszcze w rozsypce, omijałam jak mogłam front robót, choć porzucone koparkowe łychy malownicze.
To tyle. Bezskuteczne było to moje łażenie. Przygnębiające, bo obok sklepu eko/vege zniknęła mała pracownia witraży, brak sklepiku z aniołami, nie ma też w zaułku ukochanego sklepu z herbatami i kawami. Świeżo założony malutki antykwariat też podziękował za wynajem, lokal straszy.
Puste witryny jedna obok drugiej, w komunie w pustym sklepie była chociaż ekspedientka..
A irgi jeszcze płoną.
Raport zdawała R.R.
Jak tak dalej pójdzie i więcej sklepików zrobi się pustych to za jakiś czas nie tylko irgi zapłoną. Polityczni testują nas do granic możliwości, najgorsze że nasze krajowe polityczne to się miotają. Mła wczoraj się nasłuchała z okazji na chybcika odbywanych zakupów ( coby zdążyć przed weekendem, żeby się w dziki tłum nie wbijać mła wczoraj wyczynowo zakupy żywieniowe i nie tylko uskuteczniła - żwirek jeszcze jej został do nabycia, dokup mokrego kociego i papier toaletowy bo się jakoś wyrolował - Szatflik i Mrutek sobie zabawę znaleźli :-/ ). Generalnie to cóś jak fala wkarwu społecznego zbiera, podobna do tej z końca października. Mało świątecznie w tym roku, ani pokoju ani dobrej woli mła za bardzo nie widzi. N a wszelki wypadek mła sobie pokrzykuje ho, ho, ho, żeby się tak bardziej bożonarodzeniowo poczuć. Niestety koty to pohukiwanie odbierają jako zaproszenie do michy, hym... nieporozumienie takie. ;-)
OdpowiedzUsuńFutra to przebiegłe bestie są. Wszystko może być zaproszeniem do michy i nieporozumienie że myślimy inaczej 😄😄😄
OdpowiedzUsuńWkarw jest. Fakt. Ale na litość!!! Tych zawierzających wbrew wszystkiemu też sporo (bo tak wszędzie, a media chwała i szczują skutecznie). Ktoś cholera władzię wybrał, ktoś na wybory nie polazł. Zobaczymy.
W oczekiwaniu na "zobaczymy" (oby się ruszyło, chciałabym) pohohochaj sobie. Koty mają dno, a wszystko co dodaje otuchy potrzebne.