Czytają

piątek, 4 grudnia 2020

Notatka 204 bardzo wolny piątek.

Tydzień, mimo że z przerwą to jednak do dupy. Powroty po dwudziestej trzeciej są bardziej hardkorowe niż wstawanie przed czwartą. Dyżur w sobotę, co ją mam normalnie wolną, ale za to wolny dzisiejszy piątek. Niedziela na szczęście też wolna, a mogło być inaczej, są bidoki co dyżurują w niedzielę. Wszystko jest sprawą przyzwyczajenia, ale i tak moje współczucie dla pracujących zmianami, dla tych co tyrają w weekendy. Część handlowców chciałaby powrotu handlowych niedziel, ich rodziny - nie. To zdaje się większy problem dla rodzin niż dla samych tyrajacych w święta. Znana teściowa marzyła o wolnych niedzielach dla synowej, synowa, którą też znam, wyznała że marzy by wrócił stary harmonogram, z pracą w niedzielę.  Wszystko jedno, szacun i czapki z głów, bo samo przestawienie pory snu, to już wyzwanie. 

Ale za to łapałam ciut dziennego światła, rany jaki to luksus!! Pal diabli te powroty, słońce! A jak go nie ma, to jasno i tak. 

Piątek łaskawy, słońce jest. Fanaberyjne, niebo dopiero się rozchmurzało, ale tam, gdzie niebo wolne od ciał niebieskich. Moje nie za piękne miasto, dziś przemierzane w niepięknych okolicach. Ale czasami w słońcu.
















Łupy różne. Bardzo poboczne to z rynku skorupki, z ciucholandu spodnie bardzo różowe. 
Poniżej skorupki, tylko.... Na dnie zlewu płaski szklany kobaltowy talerz,  minimalnie mniejszy średnicą od dna zlewu. Ciekawe, jak go wyciągnę, żeby się nie okazało, że muszę go stłuc by się dostać do odpływu. Wazon z uczciwej kamionki z matowym ciemnoniebieskim szkliwem, kobaltowa miseczka, szklana jak talerz, białe w niebieskie pojemniczek i dzbanek, oba z pokrywkami. Tyle skorupkowej rozpusty, rodem z rynku.


Ponadto sama prozaiczność, co obciążyła mi siaty jakbym była Pudzianem i wydrążyła portfel, jakbym była milionerem.  

Jesiennie, bardzo późno jesiennie. Ciepło i dobrze, że ciepło, ale ciekawe jak wyglądałyby takie spotkane po drodze. One dekoracyjne i bez szronu.



A miasto w przemysłowych okolicach peryferyjne, brzydkie, ale słońce.. No cóż, teraz dla mnie rarytas, może być w brzydkich okolicznościach.
Tu już wieczorne, rany wieczorne o piętnastej!!!! Skandal protestuję!!!!

Gdzie mój wolny piątek??!!!
Proszę mi natychmiast oddać mój bardzo wolny piątek!!!




Rozgoryczona R.R. pisała. Po ciemku.

12 komentarzy:

  1. Wolę pracować codziennie po 12 godzin w stałych porach, niż po 8 godzin ale na zmiany. Masakra. Łupy cudne, kobalt przepiękny, uwielbiam ten kolor! I dzbanek bardzo uroczy, ładny ma kształt i wzorki. Talerza kobaltowego wręcz zazdraszczam, ja bym raczej zlew rozpruła, żeby talerz uratować :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Talerz jeszcze nie wydobyty, niedobrze, nic nie wchodzi w szparę między jego krawędzią a ścianką zlewu. Zlewu też mi szkoda - jak odetchnę, to spróbuję z wstążką. Na razie pasuję, zlew dwukomorowy, naczynia da się zmyć, ale co to jest, żebym nie miała dostępu do talerza i do odpływu drugiej komory!!!
      Co do zmian, nie mogę ich sobie za bardzo obrzydzać bo prawdopodobnie u mnie będą do końca stycznia, i oby na tym zmianowość pracy się skończyła. Jakoś to muszę przeżyć, bez załamań na tle nerwowym. Co do kobaltu, to ja mam z tym różnie, nie we wszystkim go lubię i nie zawsze - fazy mam na różne kolory, do niedawna kobaltowe szkło było tylko w łazience, jest tam nadal, ale kobalt zaczyna mi się akcentami i w reszcie chałupy..

      Usuń
    2. Też o patencie wstążkowym pomyślałam... Ze zmianami, wiadomo - jak mus to mus. Jak człowiek nie ma na coś wpływu, to lepiej się z tym pogodzić i przystosować, łatwiej się przeżyje. Mój syn jest lekarzem, pracuje najróżniściej, na dyżurach na oddziale, w poradni świąteczno-nocnej w szpitalu, raz jest spokój i można oko zamknąć, raz armagedon i wysokie obroty przez 24 godziny, ratowanie życia, wizyty wyjazdowe itd. I on nie ma z tym problemu, jak ma kwadrans to się prześpi, jak nie ma to nie, bez znaczenia pora nocy czy dnia. Ja bym się w takim trybie wykończyła w tydzień.
      Kobalt uwielbiam, ale to mocny kolor i na dłuższą metę w nadmiarze może być męczący. Lubię, ale mam pojedyncze sztuki i wyciągam je na światło dzienne sporadycznie. Ale jak widzę coś takiego w sklepie to też trudno mi się oprzeć :).

      Usuń
    3. Wydrapałam drania, łamiąc głęboko i boleśnie pazura. Ale jest oddzielone kobaltowe szklane od stalowego. Wstążka tekstylna na nic, takiej bukietowej nie posiadam, a ona by zdała egzamin.

      Zmiany, system pracy,spanie to wszystko jest możliwe do zaakceptowania. Człowiek dlatego przeżył 😀😀, co nie znaczy że to przyjemne i zdrowe. A lekarze, tak, oni tę zmianowość i dyżurność potrafią mieć ekstremalną w stopniu nie do pojęcia. I wydaje się że nie do zaakceptowania. Ale co ja tam wiem, trochę rutyny i już zmiana trudna. Też mi się wydaje że bym się wykończyła przy lekarskim trybie pracy.

      Kobalt to trudny kolor, fakt. Marzy mi się taka zimowa kurtka z lekka pikowana. Duża. Ale jakoś nie trafiłam, co nie jest dużą krzywdą. Ciekawe, że z pokrewnym kobaltowi granatem mam problem, nie lubię go bardzo na sobie, o dreszcz przyprawiają mnie urzędowe (nie muszę, hura!) mundury z poliestru, i ogólnie ciuchy. Za granatem jakoś nie szaleję, to musi być coś wyjątkowego, a i tak łypałabym czy nie ma tej rzeczy w innym kolorze. Tu już ręka nie taka szybka. Złośliwie w ciuchlandzie pod rękę podłażą cud ciuchy, ale granatowe....

      Usuń
  2. Cebulaczki porcelanowe nabyłaś,bardzo popularne na niemieckich flomarkach i w klamociarniach,
    https://dom.wp.pl/slynne-cebulaki-czyli-wzor-cebulowy-na-porcelanie-6098124287931009a
    Kobalty ładnie się prezentują, przewidujesz ekspozycje swiatecze w nich?
    No tak,tak, wieczor nadchodzi znienacka po 15,jedyna frajda z powrotu o tej porze do domu, ze mozna zschody ogladać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Doruś, ja te biało niebieskie cebulaczki kupuję od lat. One z reguły nie markowe, kupowane po sztuce. Robią mi świątecznie przy niektórych obiadach, takich z gośćmi też. Baardzo je lubię, uzupełniane (bo wciąż niekompletne, ale nie szkodzi) białą porcelaną bez zdobień, ikeowską o prostym wzornictwie, na kolorowych gładkich obrusach ładnie wyglądają. Na żółtym, różowym, zielonym. Na białym też (najlepiej na białym, najświateczniej), ale białe to u mnie nie mają farta, plamska nie do wywabienia po pierwszym użyciu.
    Co do kobaltów - nie wiem. Kupiłam, bo bardzo mi oko ciągnęły, nie mogłam im odpuścić. Czasem tak mam. Może wazon wystąpi u Łojca.

    Zachód, to ja widziałam dzisiaj. Za wcześnie, nadal protestuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cebulaczki zawsze się ladnie prezentują szczegolnie w takim zestawie z biala lub niebieską zastawą. Ech te biale obrusy,zawsze też predko ida do wymiany, chociaz jak jakąs plama swieza to daje radę wanish lub taki psikacz do wywabiania plam, chyba kupowalam go w lidlu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, niby mam te chemiczne cuda, ale i plamy mam. Jeden obrus owszem odplamiłam, ale plamy teraz widoczne jako cieńszy materiał, nadżarło włókna. Inne całe, ale z plamami - niby mało widać, ale jak sprawdzam pod światło to są.

      Usuń
  5. Im A ja znow widzialam bardzo ladny kawalek ksiezyca, ale lampy uliczne oslepialy i nie pozwalaly na zrobienie zdjecia.

    OdpowiedzUsuń
  6. U mnie w temacie księżyca cisza, nie ma gościa. Łysy kapryśnik jest, to że się pokazał, nie znaczy że go złapiesz. Ale jak jest, to przyjemniej. Kiedyś przepiszę fragment o nim - legendę dlaczego pojawiaja się, rośnie, maleje i znika.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwiebelmuster zawsze się obroni jak to klasyka, a z bielą łączony potrafi się wręcz zjawiskowo komponować. Co do kobaltu szklanego wygląda na uczciwie barwione szkło i nie jest za jakąś stówę z cinżkimi groszami tylko za normalne pieniędze. Kamionka tyż dobra, odcień szkliwa bardzo urodny. Udany wypad znaczy był. Co do zmian do człowiek jest się w stanie przyzwyczaić niemal do wszystkiego, a z tymi niedzielami handlowymi to zauważyłam podobnie jak i Ty że najbardziej nie chciałaby ich powrotu rodzina i to rodzina zeszłopokoleniowa. Żony, partnerki, mężowie, partnerzy problemu nie mają, dzieci tyż, cierpią głównie mamusie i teściowe. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też jakby trochę cierpię. Pracowa sobota dała mi po karku, nie było łatwo. Ale ja nienawykła, i mam nadzieję że nawykać nie będę.

    Co do zakupów, to jest nałóg, przecież tak naprawdę to nie potrzebuję, ładne czy brzydkie ale niekonieczne. Ale jakbym przeżywała że nie kupiłam!!! To dla zdrowia psychicznego lepiej było kupić 😀😀

    OdpowiedzUsuń