Niewinny dramat - stłuczenie w mieście odległym zamówionego wydzielacza aromatów i wzmianka o planowanym kombinowaniu... i już, mózg ruszył i pocąc się wymyśla. Post po to, by się cholera mózg uspokoił i odczepił od miłego tematu zastępczego jakim to wymyślanie jest. Innych zagadnień jest przecież sporo, a wszystkie pilniejsze..
Więc tak.
Idea kominka do siania aromatów prosta. Jak wygląda taki sprzęt? Wersja podstawowa, posiadana osobiście to ta:
Cykanka przekłamuje, on bialutki.
No ale jak chce się mieć cudo wyjątkowe, co przecież zrozumiałe, i co gorsza jak się to cudo stłucze, to kombinacje stają się oczywiste. Zwłaszcza, jak ma się żaroodporną miseczkę to rozważania kombinacyjne w temacie nabierają głębokiego sensu. Przydałby się jeszcze płaski szklany talerzyk, ale one w rupieciarniach dość częste. Lub jakaś inna podstawka.
W związku z pierwszym pomysłem zaczęłam się pilnie przypatrywać podłożu. I znalazłam surowca moc w postaci świeżego wypełnienia przestrzeni pomiędzy nowo położonymi (bardzo fragmentarycznie) torami tramwajowymi. Cierpliwości tylko ogromnej trzeba, by wyszukać idealne kamyki do konstrukcji, oraz dużej odporności na spojrzenia ludzkie. I prywatne Stonehenge jest możliwe. Przy użyciu kleju, np. Supercement drut zbędny.
Zamiast kamieni szkło też może być. Takie do wypełniania gambionów jest np.turkusowe - surowiec byłby konsekwentny.
Następny pomysł wynikł z wizyty platonicznej w ciuchlandzie, gdzie obok łachów rupiecie. Prezentuję, na pierwszej jest trochę tego, co może się do konstrukcji własnego kominka przydać, pozostałe cykanki dlatego, żeby się nie marnowały. Ale np. na drugiej cykance też jest materiał na kominek. Wystarczy plastikowy wypełniacz wyjąć i zastąpić szkłem, lub nie zastępować.
Swoją drogą, to po takiej wizytacji rupieciarni coraz częściej myślę sobie że nie ma sensu robić nowych rzeczy. Tyle tego już jest, najwyższa pora pomyśleć jak te już istniejące wykorzystać. Nawet jako wypełnienie doniczek. Wracamy.
Po tej wizytacji pomysł taki.
Co do tego klosza naokoło. Wyrób samodzielny, lub kupno. Wybór ogromny.
Malowany, wyginany jako origami. Klejony z domowych dupereli, np. z plastikowych łyżeczek. Tego nie polecam, ale rwie oko. Nikt mi nie wmówi, że się nie da. Da się, problemem jest czyszczenie i mycie zrobionego ustrojstwa, oraz niepożądane wydzielanie substancji niepożądanych po lekkim ogrzaniu. Planowane post scriptum na temat.
Sam klosz, o ile metalowy, też może być szkieletem kominka. Jak się ma wiertarkę, kupę cierpliwości i pomysł, to puszka po czymś tam też może być urocza. Poniżej blacha klosza z Ikei.
I pomysł trzeci. Moje osobiste ubabranie się tu kłania.
Zasada ta sama co w puszkowej osłonie. Osłona chroni płomień, mniej więcej kierując ciepło do góry, jest też oparciem dla miseczki z wkładem woniejącym. Zrobiona z szklanych koralików na drucie. Poniżej wyplatane bransoletki, one na silikonowych gumkach, niskie i giętkie, ale widać jak można zrobić pleciony kawałek rury - żadna sztuka zastąpić gumkę drutem i podwyższyć konstrukcję. Koraliki nie wszystkie szklane, bransoletki nie wszystkie skończone.
A po za tym można jeszcze wiele nawymyślać, ale uprzejmie proszę. Mózgu, zajmij się czymś innym. Nie kombinuj. Kiedyś tam pokombinujesz, bo ten nasz komineczek, malusi i skromniusi za szybko odparowuje wodę. Ale nie teraz, błagam. R.R.
Ps 1. Na temat plastikowych łyżeczek.
Wychodzi na to, że ich produkcja nigdy w życiu nie zostanie wstrzymana. Jaka tam śmieciosztuka, by zrobić cuda to potrzeba nowych w ilości hurtowej. Czyli to nie jest eko. A cuda kuszą. Jeszcze jak się doda ledy, to proszę Czytacza, ja antyplastikowiec otwieram oczka. Drugie ale. Chcemy się pozbyć plastików, tak? Pięknie. Tylko że wyrób naj, najpiękniejszych dzieł i tych mniej pięknych też, sprawi, że zostaną one z nami na długo. Będą delikatnie truć, zachwycając urodą. Bo nie ma to czy tamto, one trują. Marzeniem byłoby, gdyby przetworzone zostały w coś naprawdę trwałego i niezbędnego przez długie lata. By mogły służyć wieki, wciąż potrzebne w niezmiennej formie. Co by to niby miało być? Świat się zmienia tak szybko... Za odpowiedź Nobel.
Ps 2. Wizyta w ciuchlandzie jednak nie była do końca platoniczna. Wydane zostały dwie złotówki na uzupełnienie kolekcji łabądków maleństwem. Maleństwo ma jakieś osiem centymetrów wzrostu i wymaga odczyszczenia. Dziób ma ufajdany czarnym lakierem.
Ja mam takie dwa kotki podgrzewacze ale na razie olejków nie dorwalam i wech slaby to inni mogą wąchać mi wystaczy patrzeć jak kotek świeci 😆
OdpowiedzUsuńŚwiatło teraz potrzebne bardzo, więc niech świecą. Lepiej im tak ozdobnie świecić bezzapachowo niż pachnieć kocurem jajecznym lub innym może i fajnym, od którego głowa boli. Bywa. A ten zapach kocura jajecznego to kiedyś sobie zrobiłam mieszając olejki zapachowe drzew iglastych. Masakra.
OdpowiedzUsuńO rany, jakby Mamelon wiedziała że w sprawie kominka odchodzi burza mózgów to by ją zdumienie zatchło! ;-D Zapach kocura jajecznego przy po mocy olejków żywicznych robiony to czysta groza. Stężenie ich musiało być zabójcze.;-D Z doświadczeń mła wychodzi że w miarę bezpieczne są olejki cytrusowe, ciężko nimi wykonać jakąś grozę. Ja polecam bergamotę, olejek pięknie pachnący, dostępny i tani. Mła ulubiony zapach, do wszelkich mieszanek się nadawa a palony sam jest naprawdę cool. Najważniejsze żeby z ilością kropel na jedno palenie nie przesadzić. Nie jest męcocy a działa antyseptycznie i odświeżająco. Najważniejsze - koty lubieją. :-D
OdpowiedzUsuńŻebyś wiedziała, czysta groza to była, a smród wyjątkowo trwały. W razie czego, to informuję że taki aromat osiągnęłam na bazie olejku z drzewa co na obrazku wyglądało na sosnę, kupionego w indiashop. Mało było sosnowe, więc kombinowałam. Nigdy sosen tropikalnych, never!!! Bergamotka w planie, na razie zielona herbata. Ale jak koty lubieją, to już koniecznie będzie, bo one herbatę to mają w poważaniu żadnym.
UsuńCo do burzy, to czasem tak mam. Ustrojstwo się zacina na temacie i już, trzeba przepchać.
Nie uzywam, mialam kiedyś kilka kominkow ceramicznych, chyba mam jakies dwa jeszcze.
OdpowiedzUsuńPrzecież to nie obowiązkowe. U Ciebie światełka, gałązeczki i bombeczki oraz zapach dobrego żarcia. Czyli przytulnie i bez kominka.
OdpowiedzUsuńMnie kiedyś kusił taki LED w biedronce były. Ale szkoda mi było pięciu dych
UsuńKominek LED?
OdpowiedzUsuńOd bólu tego ma allegro. Postawić sobie można i ma się nastrój bez dymienia sobie drewnem w pokoju 🧡😻
UsuńEee.... Nie. Efektowne, tak. Sztuczne do bólu też. Można, pewnie że można. Tak jak można, uzupełnić ustrojstwo dyfuzorem zapachów do kontaktu, a w nim olejki uszczęśliwiają w koty. Można. Unika się w ten sposób dymu, zagrożenia pożarem, bo stwory w domu nieobliczalne, a jak w dyfuzor wsadzić gotowy wkład to smrodów także. Czyli niby świetnie, ale to nie jest rozwiązanie dla mnie. Wolę prawdziwy ogień od elektryki,taka prawda. Nie palę go przecież na co dzień, u mnie to sprawa dni wypoczynku, relaksu, potrzeby luksusu. W tym momencie mówię nawet nie o moim kominku maniunim, ale o lampach i świecach. A jak już przestanie ten maniuni kominek wystarczać, to będę kombinować, choć skutecznie załatwiłoby sprawę położenie miseczki na zniczu, takim zwykłym z metalową nakładką. Jakoś to najprostsze rozwiązanie też mi nie pasuje.
OdpowiedzUsuńDla mnie kominek w salonie to pozycja obowiązkowa! Lubię czytać ksiażki na fotelu przed kominkiem. Gdybyś szukała kominka lub Drzwi do kominka polecam firmę Ignif. Jest to producent kominków. Ma bardzo przystępne ceny!
OdpowiedzUsuń