W wyniku splotu zdarzeń komunikacyjnych wylądowałam w pociągu do Z.
Daglezjo, ahoj przybywam, Daglezjo kupuję kubeczki i filiżanki miało być, ale nie tylko ja wpadłam na drobne zakupy. Więc wypad, bo krucabomba, mało casu, nie ma mowy o staniu w kolejce, ani nie ma mowy o czekaniu aż państwo zdecydują co kupią. A państwa przebierne i wybredne, oraz niezdecydowane aż niemiło.
Wieczór jeszcze złapany cykankami, z łuną po zachodzie słońca w dekoracjach okolic przydworcowych i dworcowych Z.
I dworzec. Odpicowany.
Koło dworca.
Daglezja - juz nie ma środkowej wyspy ze świecidłami, wyprzedane.
Misz masz blogger mi tu wykonał. Cykanki peronowo-dworcowe, bo dworzec z ładniejszych. Zachowane częściowo żeliwne podpory peronowego zadaszenia przy rewitalizacji, nowe dostosowano do starych, dzięki czemu Czytaczu wiesz, jak mogły wyglądać perony i dworce w czasach rozbiorów, być może Wokulski z tak zadaszonych peronów odjeżdżał. Na plus wykonanej rewitalizacji należy zaliczyć windy wożące z powierzchni na poziomy podziemne. Jeden jedyny dworzec znany mi osobiście, który na w miarę przyzwoitym poziomie rozwiązał problem ze schodami dla słabo je pokonujących. Windy działają, i takie Z. w temacie wyprzedziło o lata świetlne K. i Cz-wę.
W Daglezji oczywiście świątecznie, acz już w towarze luźno. Za to choinek przybyło na placu.
No dobra, klęska spowodowana tłoczkiem. W Cz-wie próba kupna luksusowego wkładu do paczek też zakończona klęską. Kolonialne delikatesy zamknięte, bo czynne do 17-tej, sklep z żarciem eko i vege przestał istnieć. A marzyły mi się dla rodzinnych vege i eko paczuszki tofu w japońskich papierkach, pędy bambusa i wąziutkich nitkowatych szparagów, mąki pakowane w pergamin opleciony sznurkiem i oleje z nakrętkami zabezpieczonymi dla picu lakowanymi pieczęciami. Nie ma. Sama planowałam kupić dodatkowy szkarłatny słoik z papryką w oleju dla siebie. Też nie ma. Za to nowy sklep z winami, na których się nie znam. Zamknięty. Ech. Skończy się na pudełkach standardowych czekoladek z dworcowego Karmello. Chyba nikt ich w rodzinie jeszcze nie odkrył. Dobre.
Odżałować nie mogę likwidacji Markpolu, choć on przez ostatnie lata już nie był sobą. Tylko tam, egzotyki w wyborze nie do pojęcia, a i niby pospolitości w wyborze niepospolitym. Regał wysoki szczelnie zapełniony marynowanymi grzybkami, półka na borowiki, słoiczek przy słoiczku, każdy z innej firmy, bez oszukaństwa z dublowaniem towaru na innych półkach. A z innych to np. samego papieru z wodorostów do sushi z tuzin rodzajów. Ech.
Następna próba dziś, w sobotę. Może uda się ocalić niedzielę. W drogę.
Nara, Czytaczu.
I za to właśnie nie cierpię świąt. Prezenty niby ogarnęłam, ale z rozterkami, czy trafione, niektóre trochę na siłę dobrane, bo też za wiele czasu nie miałam. W temacie Wokulskiego, to znam dobrze dworzec, z którego odjeżdżał w filmie - Świebodzki we Wrocławiu (w filmie grał rolę warszawskiego dworca tzw. wiedeńskiego). Swego czasu bywałam na jego peronach dość często. Piękny dworzec, ale został zapuszczony, potem wydzierżawiony na teatr i lokale handlowe. Szkoda. Podobno jest jakaś wizja wznowienia jego kolejowej funkcji, ale to za jakieś lata świetlne. Mam sentyment do tradycyjnych kolei i starych dworców :). Nowe też lubię, ale ciut mniej, bo nie ma w nich magii.
OdpowiedzUsuńTylko pięć paczek. Tylko. Dziecko i Łojciec z głowy, kłopot z trzema. Najlepiej by im było dać im łakocie, dla każdego właściwe i niecodzienne. Tak jak to tofu, (tfu) miała być wersja oryginalna od święta - i tu jest kłopot. Wizytowane dziś ponownie delikatesy kolonialne, nic dziwnego że ograniczyły czas otwarcia, nie mają po prostu fajnego towaru, a to co jest to przykurzone. Nic nie kupiłam. Nigdy nie miałam z prezentami problemu, kupowane wcześniej ściśle pod gust, to teraz jakąś zamota.
UsuńZawierciański dworzec nie jest zły, prywatnie oceniam go jako ładny. W środku oczywiście ani śladu po dawnym wystroju. Marmury proszę pani, a jak we wszystkich ciut większych dworcach była tam kiedyś restauracja dworcowa. Niektóre miały i poczekalnie połączone z czytelnią.
Ja bazarki kocie wsparłam, właśnie mam w paczkomacie paczkę z prezentami. Chyba łojciec pluszowym łosiem nie wzgardzi. I skarpetkami.
OdpowiedzUsuń:D
Dla Łojca porządna piżama, taka co może robić za strój domowy. On z głowy. Łoś, kto wie, może by mu się spodobał😀😀😀
OdpowiedzUsuńU mnie na tapecie męskie skarpetki, prezent nieśmiertelny dla rodzinnych facetów. Hym...chyba byliby zaskoczeni gdyby cóś inszego dostali. A tak nawiasem pisząc właśnie widzimy jak świat nasz wraca do ery sprzed globalizacji ( znaczy w handlu detalicznym, bo w necie insza inszość ). Tego ni ma, tamtego ni ma, cinżko się odzwyczaić od różnorodności. Ten koment to powinnam różnym takim dedykować co to im się suwerenność suwerenna marzy. Trza rozróżniać senne marzenia od realu pełnego naczyń połączonych. Może i dobrze że spędów świątecznych nie będzie, niektóre rodziny wielopokoleniowo - wieloosobowe to mogłyby się pozarzynać przy tym stole wigilijnym. Rąbnie dziadek czy inszy wujek o takiej samodzielności nastojaszczej to go pociotek co się nie dochrapał wyczekiwanej dobrutki sprowadzanej z zagramanicy ( która jeszcze miesiąc temu nie była aż taką zagramanicą ) opłatkiem zadusi. ;-D
OdpowiedzUsuńPozarzynać by się mogli z powodów wielu, naród podzielony jak nigdy. Za, a nawet przeciw. Może i dobrze, a może i źle, samotność w małych grupach sprzyja zapiekłości poglądów. Wiesz, ja tę sytuację kojarzyłam raczej z brakiem klientów na tzw. żywca. A masz rację, teraz z powrotem świat jakby pozamykany, rarytasy znów rarytasami. Stare wraca w nowej odsłonie, tu też masz rację. Szlag.
OdpowiedzUsuń