Czytają

czwartek, 8 października 2020

Notatka136 piękny pasożyt

Ciężko mi idzie kompilowanie materiałów o miejskim grafitti. Tym dzikim i nieokiełznanym, nielegalnym i sprawiającym nieraz ciężką krzywdę właścicielom pogryzmolonych nieruchomości. Rzadko coś z tego mi się spodoba. Przemówi do poczucia humoru, zachwyci oryginalnością, finezją wykonania. Miasto walczy legalnymi grafitti, no ale sorry, nie raz i nie dwa to dzikusy są fajniejsze, choć nie ma o nich mowy w wyliczance miejskich atrakcji. Te dzikie, traktowane są jak ciężka krzywda, choroba lub właśnie pasożyty z którymi się walczy. A mnie ostatnio w oko wpadł taki





Specjalnie dziś, gdy świeciło słońce nienachalnie, powędrowałam ulicą Wodorowa Wilsona, żeby mu cyknąć czytelną cykankę. Owszem, miał cykniętą w chwili odkrycia, ale mimo, że słońce dodało urody dzikiemu muralowi, to zatarło odbiór dzieła. A może nie? Może słoneczne cykanki lepiej pokażą dlaczego dzieło wpadło mi w oko. Nikt dzieła w międzyczasie na szczęście nie "upiększył", co zdaje się być ulubionym sportem wśród graficiarzy.





Czy nie urodne? Jeśli to pasożyt, to piękny. Dziwnie mi przypomina tego, co go nie tak dawno spotkałam. Tyle że tamten jednak zabije drzewo, no i z nim się walczy. Ktoś go wycina, ale, jak to drapieżnik, akacjowy morderca nie odpuszcza. Sam oceń, Czytaczu. On też dzisiaj oberwał cykanką.






Co do malowanego pasożyta, ten nie zabija, wręcz przeciwnie, zdobi i leczy ścianę. Ale już sąsiednie tyle szczęścia nie mają, niby też zdobne, ale tfu, podobać się te sąsiednie podobają się chyba tylko tfurcy. Bo te sąsiednie wpadły pod aerozole właśnie tfurcom, nie twórcom. I tu jest krzywda.

Ulica bogata w grafitti, niestety. No ale co się dziwić, tu, to zdaje się sprawa tradycji. 

Pamiątka po sklepie, którego nie ma od przynajmniej czterdziestu lat. Ciut dalej.



Pewnie pamięta ten napis lata siedemdziesiąte lub sześćdziesiąte ubiegłego wieku. A może jeszcze starszy? To już chyba podpada pod zabytek? Dom wygląda tak.



Trochę dalej, na ścianie ostatniej narożnej kamienicy już przy ulicy Krótkiej, jeden z najstarszych grafitti, z lat osiemdziesiątych. Drobiazg z czasów, gdy aerozole były cholernie drogie i jak widać cholernie trwałe. Ten zawsze mnie bawił. Nie jest nachalny, nie powala wielkością, ot wzrostu małego ludzia. Malowany-sprejowany z szablonu, który jeśli gdzieś jeszcze wykorzystany, to mnie to miejsce nieznane.



Tak, ten mnie bawi i jeśli zniknie kiedyś z racji renowacji będę go żałować, tak jak i szyldu sklepu pana Waludy.

Nie będę natomiast żałować innych, bezmyślnych wandalowato, jednak kunszt lub dowcip w cenie, bazgranina wandali nie. Niech znika, żal tylko że wraz z nią szlag najprawdopodobniej trafi fajne.

R.R. pisała. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz