Na wycieczce dziś byłam nieplanowanej pod każdym względem. I dobrze, bo teraz leje i lać będzie w niedzielę. Dobrze, że leje, ale wycieczki to w czas raczej bezdeszczowy lepsze. Najdziwniejsze, że z Asią, czego ona też się nie spodziewała. Miałam w planach Castoramę, ona chciała zwiedzić ruski supermarket, gdzieś tam w głębi miasta otwarty. Oczywiście że plany zrealizowane, ale najpierw było tak:
Bo rozumiesz, Czytaczu, obu nam się zachciało wycieczki. Ambitnym i niezrealizowanym na razie planem było połażenie po lasach koło Przeprośnej Górki. Autobusy nam się popieprzyły, spóźniłyśmy się na 26, a następnie była 18 i ciekawość gdzie też nas ona wywiezie. Nie najlepiej nam to wyszło, ale o ile chodzi o spacer, to się udał. Tyle, że wywiozło nas w mało spacerowe okolice jednorodzinnej zabudowy, więc powrót do mostu nad Wartą, tego samego co zaczynał moją poprzednią wycieczkę. I spacer był tym razem z nurtem rzeki, po jej drugiej stronie.
Po drugiej stronie skały jurajskie. Jęzor kredowy, jaki z Jurą się kojarzy. Na tym wspinacze.
Poniżej cykanka będąca wycinkiem powyższej. Łabądki i tak mało widać, a cała ich rodzina na stawku pływa. Młode też tam są, dwa lub trzy.
Tu odbijamy w prawo. Już nam się wydaje, że wyjdziemy na wprost Przeprośnej Górki.
Okazało się, że wyszłyśmy na asfalt bliżej, tuż obok szkółki jeździeckiej "Pegaz", świetnie dzialajacej od dziesięcioleci, wnuki pierwszych kursantów teraz jeżdżą, a kto wie, czy nie prawnuki. No to w las za szkółką.
Sosny. To lasek będący wstępem do lasu bukowego, właściwego dla tych terenów. Dziś tam jednak nie dojdziemy.
No tak. Nawet taki byle jaki suszek sosnowy urodny. Nie chodzimy już głębiej, autobus za niedługo.
A po mojej wysiadce przy moście, dalej było tak.
A w Castoramie dupa. Ludzi od groma, co zresztą zapowiadał zapchany parking. Zamówienie złożone, będzie dłubanka jak się patrzy, ale planowane zakupy nie wyszły. Reorganizacja przestrzeni, niech to szlag. Niczego nie umiałam znaleźć, pracownicy w tym tłumie zajęci na maksa, furt pokazywali ręką i wskazywali słownie niewłaściwe, bo stare lokalizacje i kierunki. Nic to. W poniedziałek przy odbiorze zamówienia porozglądam się spokojniej.
I taka to była wycieczka w pierwszym obowiązkowo zamaskowanym dniu. Oczywiście była wędrówka bez ścierw, okolice bezludne. Ale w okolicach ludnych i miejscach maskowania obowiązkowego kilka obserwacji poczyniłyśmy. Niepokojące one, podważają sens maskowania a także wiarę w zdrowy rozsądek narodu. Obie żeśmy kilka postanowień zrobiły, m.in. planujemy sporządzić sobie na czas bezludnych wędrówek miejskich maseczki z siatek po cebuli.... Ja bardzo rano takiej potrzebuję, Asia o wiele później, ale w okolicach mało ludnych. Taki sprzęt naprawdę nam się bardzo przyda... Mandatem mogę bez tego oberwać jak nic, bywają wśród funkcjonariuszy idioci cierpiący na bezsenność, których nic nie będzie obchodzić, że zaraz po czwartej to widzę ludzia, jak zerknę w jakąś szybę w której się odbijam. A patrole jeżdżą, rzadko, ale jednak.
R.R. pisała.
Fajna wycieczka. Ha,ha,,z dalwka paczam a tu mi sie w lasku przy drodze jawi toy toy, dopiero powiekszam a to calkiem co innego, kolory bialo niebieskie mnię zmyliły.
OdpowiedzUsuń🤣🤣 A ta plansza, gdzie skręcałyśmy od rzeki, też z niebieskim, z daleka nam wyglądała na budynek. Punkt repasacji pończoch np.🤣🤣
OdpowiedzUsuńRety, hahaha.
OdpowiedzUsuń