Czytają

środa, 14 października 2020

Notatka 142 bredzenie o *****








Jak zwykle. Tak to ze mną bywa, drobne i błache zdarzenie, a powoduje lawinę skojarzeń, przemyśleń, od czapy i nie od czapy.  Noga mi pojechała na mokrych liściach i zaliczyłam bezpośrednie a bolesne spotkanie kości ogonowej i okolic z tymiż liśćmi. A rzeczywiście, za głębokiego PRL myślałam sobie, jak to byłoby fajnie mieć taką lśniącą podłogę z wzorem wziętym z natury, w miarę drobnym, drukowanym na tyle szeroko by nie było widać jego powtarzalności. Liście na ciemnym podłożu połyskujące złotem, srebrem i miedzią były na pierwszym miejscu na liście wymyślanych.  Można powiedziec, że przy spotkaniu z własną mrzonką , ta dała mi po tyłku. Śmieszne, bo teraz taka podłoga byłaby możliwa na dwa sposoby.

Pierwszym strasznym sposobem bezdomność i nie!!! nie!!! nie!!!! nigdy!!!! Dosłowność ta dla mnie okrutna i niedopuszczalna.  Mokre liście w dodatku śliskie są. Cholernie śliskie, a ja domator co nocy na świeżym powietrzu spędzać nie lubi.

Jedna straszna bezdomna noc uświadomiła mi jakim nieszczęściem jest bezdomność, że to doprawdy nie dla mnie, bardzo wątpię, czy dla kogokolwiek.  A przecież wśród tych, którym gorąco współczuję, są i tacy którzy bezdomność wybrali, bo ściany ich duszą. Wczesnym rankiem para w podeszłym dość wieku korzysta z wody i toalet w podstawionych na peron pociągach do Katowic i Łodzi, mają mieszkanie, ale wracają do niego gdy zbyt zimno, gdy skończy się zapas leków, kosmetyków i bielizny. Mam wrażenie, że żonie już taki tryb życia się przejadł, ale wiernie podąża za mężem i to ona upiera się by mieć dokąd wracać. On nie raz i nie dwa krzyczy, że to mieszkanie to kamień u szyi i gdyby nie ono, to cały świat ich. Czy to jest już bezdomność? Czy to częsty przypadek, wątpię, dla większości ludzi brak domu to tragedia. Wszystko jedno, nie życzę sobie. 

Drugim sposobem byłoby wylanie (w domu, mieszkaniu, pokoju) na wymalowany lub wyłożony nadrukowany wielkoformatową fotografią podkład żywicy. Takie rzeczy jak ponizej są możliwe, to i nocne liście też. Kosztowne to dosyć, ale zdaje się że firmy realizujące takie zamówienia nie odpoczywają.  Mnie te podłogi kojarzą się z chińskimi kocami w pędzące konie lub tygrysy. Takich bym nie chciała. 







Trójwymiarowe.  Rekin czy delfinek będzie na Cię skakał tylko gdy staniesz w ściśle określonym miejscu, prawa perspektywy sprawiają, że z innego punktu będzie to raczej obraz delfinkopodobny lub wręcz abstrakcja. Jak ogromnej dyscypliny i porządnego przemyślenia sprawy wymagałoby urządzenie takiego wnętrza by nie ziało kiczem i nie męczyło. Takie liście byłyby chyba łatwiejsze do zagospodarowania, ogólnie raczej lepszy "płaski" wzór. Nad tym wariantem jesiennej podłogi się ewentualnie pochylę, gdy wygram ciężkie miliony w totka, rozważając przy okazji zdrowotność podłogi. Nikła szansa, wobec nadchodzącego kryzysu raczej trzeba się nastawić, by sposobu pierwszego unikać, poza tym - uroda jesieni, to nie jest to, co R.R. kocha najbardziej, to przede wszystkim. I jeszcze dodam, że jednak wolę na dojrzałe lata mniej teatru i ściemy, w cenie uczciwsze od żywicy surowce. 

I znów gdzieś na dalekim marginesie myśl, czy w mieszkaniu, gdzie toaleta podobna do pociągowej, do siedzenia ławki jak parkowe i podłoga z liści, ta wędrująca para poczułaby się na tyle dobrze by zaniechać włóczęgi? Jak powinno wyglądać łóżko? Gdzież ta para śpi, skoro widzę ich o porach szalonych ...


Czy ogólnie byłoby atrakcyjne takie listowie na podłodze? Może.  RFN (taki kiedyś istniejący kraj)  produkował liściaste wykładziny, czerwoną z gęsto ułożonymi  sercowatymi liśćmi miała jedna z dalszych ciotek. Jej syn, marynarz słodkich wód, przywiózł mamusi taki prezent z rejsu. Owszem, przy dostępnych w kraju, ta wykładzina była ferrari wśród polonezów.  Za nic na świecie nikt nie zobaczył na niej brudu - że jakiś jest, człowiek się dowiadywał przy zamiataniu i myciu. I nie do zdarcia była z tą swoją lekko szklistą powłoką. Oczywiście siermiężne meble ciotki nie wyglądały na niej dobrze, ona była pomyślana jako podstawa znacznie lepiej urządzonych kuchni. Ale mrzonkę to miałam zanim Jurek zrobił prezent i dziwnym dla mnie było, że ktoś wpadł na taki pomysł, jakby z mojej głowy wyjęty.


Skąd mi się kiedyś wzięło takie mrzonkowanie wiadomo, ale napiszę dokladniej. Z protestu wobec dawnej rzeczywistości, gdy kłopotem było zdobycie czegokolwiek, buta, ciucha, porządnego kosmetyku, wymarzonej książki, mebli, talerzy i szklanek, miałam takie pomysły. Rodziły mi się obficie jak króliki, w opozycji do powtarzalności tego co było, a brzydkie było i byle jakie było. Bareja geniuszem był, ale pokazując bezmiar kombinacji do których było zmuszone społeczeństwo nie zdołał pokazać w pełni powodów tych kombinacji. Jeden odcinek Zmienników, gdzie pomyłka w piętrach powoduje, że Zdzisiek/Rewiński  ma moc kłopotów z trupem, nie uświadamia zafascynowanym PRL-em grozy zjawiska. PRL dziś kusi egzotyką, wzornictwo tych czasów, okazuje się nie takie znów byle jakie, fajne jest, tak.  Ale jasna dupa, to w odcinku Zmienników pokazana sama prawda i spróbuj tam Czytaczu znaleźć w wyposażeniu mieszkań co pomylone, to doskonałe wzornictwo. Ja jeszcze w głębokiej podstawówce rzeczywiście pomyliłam piętra, i zamiast do mieszkania cioci co miała nakarmić obiadem, trafiłam dwa piętra wyżej. Zorientowałam się po obcych ludziach że coś nie halo, a nie po wyposażeniu, bo nawet boazeria była taka sama, efekt przekazywania sobie z rąk do rąk stolarza co je robił. Dodatkowo jakim wysiłkiem i kombinacjami te jednakowe brzydactwa były zdobywane!!! Tu też Bareja prawdę mówi.... Bunt mi wybuchał, nie ma się co dziwić. Lista mrzonek była długa, niby teraz  możliwa do zrealizowania. Gdyby mi się chciało, jest gotowa, choć w części mocno nieaktualna. Więc raczej nie będę spała pod baldachimem z jabłoni, nie będzie też podwieszonej na łańcuchach platformy - łóżka, murowanych kuchennych szafek lustrzanej mozaiki na ścianie i jeszcze kilkudziesięciu sprzecznych ze sobą estetycznie i logicznie wymyślanek. 

Nadal nie lubię jednakowo, nie dla mnie urok munduru, a czasy dla prywatnych estetyk,  przy wszystkich zmianach które historia nam ufundowała, wciąż mało sprzyjające.  Niby wybór olśniewający, a wybieramy tak, by się ze stada nie wyróżniać. Stadnie nam to wszystko wypada. Niby tyle pism, werand, czterech kątów i im podobnych a jednak nie, musi coś być w powietrzu, bo...

Wypożyczyłam książkę. Tę. 


I się z lekka podłamałam. Jednakowo nadal będzie Czytaczu. Dwadzieścia kilka mieszkań, dwudziestu i kilku projektantów, a gdyby ich tak poprzenosić ze swoich w cudze, nadal byliby jak u siebie. DWÓCH się wyłamuje, te same bazowe kolory, a tylko u nich indywidualność, co się wyróżnia. Nie powinna tego zjawiska tłumaczyć obowiązujaca tzw. biała baza, beż lub szarość podłóg, obowiązek fascynacji latami 50-tymi, 60-tymi lub 70-tymi, choć niby zbieractwa rozmaite. Podparte to wszystko teoretykami różnymi i zagadką dla mnie dlaczego efekt taki podobny. Jedna łazienka, której zestawienia kolorystyczne już prezentowane w Castoramie. Owszem, ładne. Ale za chwileczkę co druga łazienka będzie je nosić. Jakbyś się Czytaczu pytał jakie, to jest to zestaw paryskiego różu z bielą. Kafle obowiązkowo róż, zanotuj sobie Czytaczu.  Ponadto petrol wchodzi w modę, czyli stleniony zielenią turkus, matowy jasny granat i żółć. Modna forma to koło.

Nie warto się buntować, boć przecież to takie trendy? Cóż niby można mieć za złe tak miłym u przyjaznym rozwiązaniom? Lubię przecież lekko i wdzięcznie, klaustrofobikowi źle się żyje tam gdzie ciemno i ciężko. 

Podłoga z liśćmi już nie, wyrosłam, ale i tak będę kombinować. Do urządzenia mam jeszcze wyzwanie, duży pokój graciarnię. Podłogi do ogarnięcia, bo choć lubię parkiet, to mój mi wypowiada służbę. Łóżko do zamówienia bo też dogorywa. I kilka mebli co konieczne dla ogarnięcia bordello. Ale munduru nie będzie. 

Zawiadamia R.R.

Ps. Myszką mocno jadą moje mrzonki. Ale równie mocno myszką trącą dizajnerskie pomysły. Gryzonia czuć i w żywicznych powłokach. Wszystko rodem z PRL. 

A przecież, ktoś już kiedyś... Świetne.

https://panidyrektor.pl/kompletnie-odjechane-pomysly-na-podloge-i-posadzke/amp/


7 komentarzy:

  1. Życzę zatem szalenstwa w dizajnie , żeby nie bylo sztampowo😃
    Wedlug mnie wszystmo juz bylo i możemy jedynie rzeźbić z tego cos pod swoj gust i marzenie.
    No i zasobnosc portfela.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyna korzyść, że trafiłam na Panią Dyrektor. Skończy się skromnie bom nie milioner, strongwomen, ani inna persona o większych niż przeciętne możliwościach. Ale po mojemu.😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No o o to chodzi, zeby było po Twojemu, ja np. jestem zalezna od mezowskich umejetnosci ale twz o gustu, czesto sie spieramy,np i nie do konca jest tak jak bym sobie wyobrazala.No ale cos za coś.

      Usuń
    2. U mnie ja odpowiadam za wykonawstwo mrzonek. Niby fajnie. Ale nie do końca. Jestem od wszystkiego, i już mi to się zaczyna odbijać zmęczeniem, odpuszczaniem. Oraz brakiem entuzjazmu i sił. A real wymaga.

      Usuń
  3. Ja wypatrzyłam na allegro dywanik na przedpokój taki wzór z drewnianych desek i na tym rude listki. Ale na razie finansów brak :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam, ale całkiem w szarościach. Rude? Hmm.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie napisany artykuł. Jestem pod wrażeniem.

    OdpowiedzUsuń