Czytają

niedziela, 4 października 2020

Notatka 131 wyszłam na trzy godziny..

Dosłownie. O czwartej dziesięć stuknęłam drzwiami z niejasną myślą, że potrzebuję dziczyzny, bo inaczej zwariuję. 

Wędrówka wzdłuż Warty, od mostu przy Mirowskiej, do centrum  miasta. Informuję Cię Czytaczu, że teoretycznie idę po mieście, z lewej strony za Wartą mając ulicę Mirowską i okoliczne, z prawej gdzieś tam jest Warszawska i Rędzińska oraz poboczne.  Proszsz:


Widać, że piękny dzień się zrobił po porannych, południowych i wczesnopopołudniowych fumach. Nic dziwnego, że mnie nosiło.

















Warta tu jeszcze wąziutka, a ja idę pod prąd. Gdybym szła z prądem rzeki, za niedługo okazało by się że trzy rzeczki o nazwie Warta i różnej numeracji łączą się w jedną, nagle dużą. Doszłabym do Jaskrowa, potem do Mstowa, gdzie idąc już nie wzdłuż Warty za dni parę stanęłabym pod Wawelem. Szlak stary jak ludzkość, podejrzewam. No nic, idziem dalej. Ciągle jeszcze jasno. Tym razem bardzo pilnuję chronologii zdjęć, więc jest tak, jak było. Nie korygowałam niczego, więc różny stopień jasności jest pomysłem srajtfona, nie przykładałam do tego ręki. Niebo było niezwykłe, jak zawsze zresztą. Tylko się na nie nie patrzy. 








Jeden z kilku progów wodnych, największy. 














































Tak, byli ludzie. Mało, biorąc pod uwagę że to niedziela i że świeci słońce, dużo patrząc na fakt, że padało i wiało - pogoda była zmienna i już późnawo się robiło. A domy nie tak znowu daleko. 


Poniżej głogi, kiedyś było ich mnóstwo. Wycięto podwójną aleję z drzew trzydziesto-czterdziestoletnich na całym odcinku trasy, tym z betonowa ścieżką. Takie same, już pojedyńcze drzewa, rosły przy rzece od końca betonowej alejki do największego progu. Ocalały nieliczne. Powód wycinki nieznany.





































Tu mogłam skręcić w zadrzewioną ulicę, ale nie. Spacer był długi, rozchrzaniłam buty i już nie mam sił. Kondycja nikłą, wynika z tego, ale kilometry jednak natrzaskane. 








O dziewiętnastej dziesięć stuknęłam drzwiami wchodząc do mieszkania.  Ciemnica. Nie do pomyślenia, miesiąc temu było jasno i zielono. A teraz przyblokowe klony takie rude, w dziennym świetle też:




W wyprawie udział wzięły autobusy miejskie oraz nogi i srajtfon piszącej, terenem wędrówki miasto Cz-wa, odcinek-wycinek szlaku turystycznego orlich gniazd..  Dobranoc, Czytaczu.  R.R. pisała.


Ps. Powyższe cykanki nie są obrabiane. Poniższe tak. To wycinki dwóch, powiększone, rozjaśnione. Bo zawierają dwie ważne uzupełniające informacje. Jedna informuję, że po drugiej stronie Warty też jest szlak, druga jest dowodem, że miejsce akcji to Jura. Ciekawe, czy zgadniesz Czytaczu z których cykanek to wycinki.






6 komentarzy:

  1. O rany, ale wycieczka, całe miasto i pół powiatu obleciałaś?! Aż mi wstyd, że się mało ruszam, tylko do roboty półtora kilometra i drugie tyle na powrót, sporadycznie coś więcej oblecę. Dawniej mieliśmy pieska-wędrowniczka, z którym nabijaliśmy kilometry, ale pieska już nie ma i brak motywacji...

    OdpowiedzUsuń
  2. Na to wyszło, że obleciałam. Nie wstydź się, m.in. dlatego mnie ruszyło że już za długo było nieruchawo. Jeśli możesz mieć psa - miej, bo jednak zupełnie inna sprawa z pańciowaniem piesowi. Chyba, że z jakiś powodów już nie chcesz. Moje stwory kocham gorąco, a jednak za psem tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ostatnie trzy zdjęcia piękne tak, że mi skradły serce. Ja dzisiaj umieram. Emry był u weta dzielny. Dzisiaj temperatury niet. Trzy zastrzyki i czarna rozpacz. Zamelduje się jutro. Odpadam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z niepokojem czekam na meldunek. Koniecznie go zdaj.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, alle zdjęć i jakie fsjoskie, a te drzewa , niebo o wschodzie slonca, cudo.

    OdpowiedzUsuń