Czytają

środa, 7 października 2020

Notatka 134 Jeden obraz - Jenny Saville

To jeden z dwóch postów szykowanych dawniej, przed przymusowym pisaniem niedorobem.  Ten drugi miał być pierwszy, jako przyczyna tego. Ale po pierwsze wprowadzenie w życie niedoroba zmieniło wszystko, wstawianie obrazków się stało przy niektórych postach upiorne (ten ma tylko cztery a łatwo nie było), po drugie kilka wniosków mi się ulęgło i tamten post wymaga uzupełnienia. Więc trudno, niech ta pisanina idzie pierwsza, zanim niedorób i klunkier znowu zeżre fotki. Z opublikowanych jak na razie nie zżera. 


Uroda oglądanych obrazów, gdzie tematem kobieta,  zamiast zachwytów budzi we mnie coraz częściej nasilone znudzenie pomieszane z obrzydzeniem. 

Takie to wszystko upozowane, wydumane i śliczniusie. Zaczęło mnie mdlić od tych idealnych rysów twarzy, włosów godnych  reklamy szamponu Familijnego, sylwetek nastoletnie szczupłych i szczeniackości wiecznej. Zaczęłam po dawce obejrzanych śliczności szukać uwiecznionej dojrzałej kobiecości. Bączek? Gówienko? Miesiączka? Nóżka krzywa albo gruba? Albo co gorsza siniaki, skaleczenia, starość, ślady pobicia? Ależ nigdy!!! Nie ma potu, brudu, bólu, czasu, bo on nie dotyka tych panien idealnych. Prawda, ja też wolę jasną i piękną stronę życia, dekoracyjność jest dla mnie ważna. Czy nie ma jednak urody w prawdziwym kobiecym wizerunku? Te kanony urody, mimo aktualnej atrakcyjności, to ulotność sama i fałsz mocno ryty... W wyniku reakcji na poler już wracają w "tryndach" włosy pod pachami, a licho wie, co za lat dwadzieścia będzie najpiękniejsze. Nie ma się co łudzić że najpiękniejszą będzie prawda, piękniusi i najlepszy będzie nowy kanon co to za prawdę będzie się podstawiał.  

A tymczasem trwa moda na wieczne nastolęctwo i młodość wczesnego okresu rozrodczego. Absurd jakiś. Artystki lubiące się przedstawiać w rolach rozmaitych w twórczości własnej jakby kalendarz zgubiły, a lustra zamieniły w fotoshopa ujmującego lat. Dziewięćdziesięciolatka odgrywająca dwudziestolatkę? Możliwe. Bo kobietami przedstawianymi bez upiększeń, szpetnymi, z nadwagą, któż by się zachwycił?  Któż by kupił takie dzieło?

Ktoś kupił. Są tacy artyści co patrzą na kobiece i ogólnie ludzkie ciało inaczej niż każe popkultura. Przeoczyłam. Nie wiedziałam. Dopiero w poszukiwaniu odtrutki na przesłodzenie odkryłam to, co Ci zaraz Czytaczu wyklepię.   

Na tej samej aukcji, której sensacją stało się autodestrukcyjne dzieło Banksyego, zdarzył się niezwykły fakt. Dla przypomnienia: we wrześniu, zdaje się że 28.09.2018, w domu aukcyjnym Sotheby ostatnia aukcja dotyczyła grafiki Banksyego "Dziewczynka z balonikiem" , która to praca gdy młotek stuknął po raz ostatni obwieszczając cenę sprzedaży na 1,1 mln dolarów, zaczęła się zsuwać w ramie, gdzie w dolnej krawędzi była zamontowana niszczarka. Pół dzieła pocięte, świat zalany informacją o fakcie. Do przeciętnego oglądacza informacji parę nowinek dotarło, ale nie ta, że na tej samej aukcji sprzedano obraz żyjącej artystki Jenny Saville za kwotę 12,4 mln dolarów. 

Dzieło genialne artystki, autoakt, gdzie ona sama dziwnie przypomina paleolityczną Wenus.  Poniżej najsłynniejsza paleolityczna.  Wenus z Willendorfu, w  ramach odświeżenia wiedzy, bo przecież to wiesz Czytaczu. Ona doprawdy drobiazgiem, wysoka na 11 centymetrów z niklutkim naddatkiem.



A oto i obraz, co to tematem posta.




Bezlitosny, ponad dwumetrowy, genialny. Zero wystylizowania na urodność co cud. Obraz był malowany w 1992 roku, czyli gdy artystka miała dwadzieścia dwa lata i jej fizys spełniała, jak pokazują fotografie, wszelkie oczekiwania odnośnie "urody". A jednak przesadne skróty perspektywy pokazujące raczej masywność ciała, kompletny brak starań o tzw. "piękno", a w zamian za ten brak starań oferujący wszystkie możliwe perłowe lśnienia skóry z zaczerwieniami i z sinieniami. Akt, autoportret odbity w lustrze, na którego zaparowanej powierzchni napisany cytat podobno z Luce Irigaray. I to zaparowanie też jest oddane genialnie, będąc jednocześnie dla portretowanej miłosiernym filtrem. Co do cytatu, to nieistotne dla mnie, co powiedziała ikona feminizmu, ważne, że te słowa najwyraźniej nie przynoszą ulgi. 





Obraz jest wspaniały, niezależnie od wszelkich cytatów i odwołań, tak uważam ja, tu sobie notujaca. Nie tak okrutny i bezlitosny jak mógłby być, biorąc pod uwagę twórczość artystki. Bo ona w dupie ma ślicznotowanie, pokazuje ciało od tej drugiej drastycznej strony cielesności i robi to tak mocno, że wybacz Czytaczu, ja wymiękam. Te obrazy często są jak dokumentacja medyczna dla sądu w sprawach o znęcanie się lub morderstwo. Ciała, twarze pobite, tak malowane że nie wiesz Czytaczu czy to dokumentacja dotycząca ofiary żywej, czy może już denata. 
No i tak to, szukając odrutki trafiłam ten obraz a z nim na straszną, otrzeźwiajacą twórczość Jenny Saville. A za nią na przerażający nurt malarskiego ekschibicjonizmu. Dużo tych twórców. Bardzo dużo. Chcesz, to sobie sam doszukaj, ale dokształcaj się sam, ja Ci nie będę towarzyszyć.  
Zamierzam ich starannie omijać, a w chwilach zamulenia słodyczą sięgać wyłącznie po omówiony obraz, lub po twórczość artysty co dla Jenny Saville na tyle ważny, że popełniła o nim książkę. Tak, twórczość Egona Schiele mogę, jej już nie. 

12,4 mln dolarów, aktualny rekord cenowy za pracę żyjącej artystki. Faceci osiągają wyższe ceny za swoje prace, za rzeźbę "Baloon Dog" niejaki Jeff Koons osiągnął powyżej 50 mln dolarów. Absolutny rekord za obraz, jak do tej pory, to kwota 450 mln dolarów za "Zbawiciela" Leonarda da Vinci. Tak po straganiarsku zakończę. 

R.R. notowała.

4 komentarze:

  1. O mamuniuuu,no takie obrazy to sól ziemi, że tak powiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie to był szok. Że są tacy artyści i takie obrazy. Tym jestem zachwycona i przerażona też, reszta mnie przeraża już w stopniu nietolerowalnym.. A i w tym nurcie znalazłabym może jeszcze jakieś klejnoty, ale nie... Sól, i to gorzka sól.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście pociachanego Banksyego pamiętam, tego zaś dzieła w życiu nie widziałam (nawet na zdjęciu, ma się rozumieć). Ale ono genialne jest! Może nie chciałabym mieć go nad stołem w jadalni, ale jako dzieło sztuki doceniam bardzo! I tak w sumie sobie myślę, w nawiązaniu do Twoich rozważań, że pięknotki kupowane są raczej przez zwykłych zjadaczy chleba, którzy chcą mieć nad stołem w jadalni ładny obrazek. Natomiast uwieczniona przez artystę ludzka brzydota doceniana jest głównie przez znawców (nie, żebym siebie uważała za wielkiego znawcę, ale powiedzmy że za takiego w zalążku :) ). Bo brzydotę trzeba umieć namalować. Ślicznotkę można wyidealizować, uprościć do kilku łagodnie zaokrąglonych linii i gładkich powierzchni, i już. Prawdziwi artyści wolą malować brzydkich, starych i kalekich ludzi, bo to jest malarskie wyzwanie. Na łatwiznę idą pacykarze i chałturnicy. Upraszczam, oczywiście, bo może być i tak, że pacykarz zechce zaistnieć, a najlepiej w tym celu wywołać jakiś skandal. No to idealną ślicznotką wśród motyli i kwiecia skandalu się raczej nie wywoła.
    Po Twojej "zachęcie" - mimo wszystko - w twórczość tej pani nie będę się zagłębiać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Obraz jest genialny, fakt. Tak masz rację, o ile chodzi o chodzenie na łatwiznę, to prawdziwy mistrz tej ścieżki nie wybiera. U tej artystki raczej nie chodzi o tanie sensacyjki i skandale. To wojowniczka, a jej obrazy pokazem-protestem, że brud, ból i krzywda są, nie można ich zamiatać pod dywan. Ale rzeczywiście drastyczne, straszne obrazy w związku z powyższym wychodzą spod jej pędzla. Bardzo piękne malarsko, gdy odłączyć myślenie o temacie dzieł, co prawie niemożliwe. Pytanie, czy kupujący potrafią, czy po prostu kupują je jako lokaty kapitału, gnijące gdzieś w sejfach. Ona jednak jest genialna, ta kobieta, niezależnie od dreszczu przerażenia wywoływanego tematem dzieł. O reszcie stada do którego ją zaliczają krytycy i znawcy już nie mam tak dobrego zdania.

    OdpowiedzUsuń