Czytają

niedziela, 19 lipca 2020

Notatka 59 Trzecia sobota męcząca.

W piątek wróciłam do domu otępiała ze zmęczenia. I od snu, który mne powalił niczym narkoza w powrotnym pociągu. Cud, że się obudziłam na czas bo różnie mogło być, możliwa była pobudka w Poraju lub Gliwicach. Otępiała też od wycia syren w centrum. Co kto chce, pogotowia ludzkie i gazowe, straże pożarne, policje... Wszystko jedno za drugim, długaśnym pierońsko szybkim sznurem.  Nie sprawdzałam i nie będę sprawdzać co i gdzie się stało, zdaje się że ciekawość też mi stępiała. Dźwiganie do domu kociego żwirku, puszeczek i saszeteczek w ilości nieprzesadnej (ale jednak dodatkowe obciążenie było) też mi nie poprawiło ani humoru, ani poziomu witalności.

Jeszcze parę składowych mojego stanu mogłabym wypisać, ale ileż można. Od tego nic się nie zmieni, tylko dół wydaje się głębszy skoro tyle łopat go kopie. I tak nic łopatom nie zrobię. Ale z dołem można już coś kombinować. Wyleźć, albo spłycić. Ewentualnie, jak na chwilę obecną nie ma jak wyleźć, to sobie trzeba znaleźć jakiś stołek, coś  co pozwoli łeb wystawić. Tak jakoś mam w organiźmie, że z każdym (po narkozie się nie liczy) przebudzeniem patrzę na świat z optymizmem. I szukam sposobu by dół zasypać. Tym razem chyba zapomniałam, że jednak należałoby uważać, coby piachu na łeb sobie nie sypać.

Zaczęło się pięknie, barwną giełdą staroci. Ta impreza ma solidne osadzenie w historii najnowszej miasta. Chociaż, dwadzieścia lat, to tyle co nic, to niby puch, drobiażdżek. W tej lokalizacji giełda jest od ośmiu miesięcy, wcześniej była na rynku wieluńskim, a jeszcze wcześniej na starym rynku, tym który  teraz przechodzi modernizację.

Przyjemność dla oka duża, niby rzadko tam coś kupuję, ale przez lata jednak się tego nazbierało. Bo lubię. Prezenty dla domu, prezenty dla rodziny, przyjaciół. Taras zaprzyjaźnionego domu oświetla meksykański lampion, siejąc w mrok tęczowe pasma. Nawet moje kotusie przez lata korzystały z manii - spanka, szafka na żarełko.

A potem, jak ten królik z baterią w tyłku postanowiłam skoro nic nie kupiłam, zaspokoić pasję łowiecką w ciuchlandzie. Bo pandemia spowodowała, że przed nosem mi przemknął zakup zasłony w papugi i tukany. A teraz zamykają o siedemnastej.  Sortex, niedaleko Kauflandu a normalnie to bardzo daleko od mojego domu.

Pojechałam, przerzuciłam stosy przeogromne szmat w poszukiwaniu poszewek na poduszki, jakiejś spódnicy mi się zachciało, spodni, bluzki, sukienki. Zasłony przegrzebałam kilka razy, bo może gdzieś się chowa godne zastępstwo za tę z ptaszyskami. Nic nie znalazłam interesującego. Cały ten ogrom szmat niby tak fajny, nie nosił cech tzw. nowego towaru. Miałam raczej wrażenie, że to odrzuty ostateczne, tuż przed pakowaniem ich jako czyściwa. Plamy, przebarwienia, zmechacenia i przetarcia, dziury, rozdarcia, wystrzępienia. Brak guzików, zepsute suwaki. A jak całe i zdrowe to albo brzydkie albo sztuczne do niemożliwości.

O ile na giełdzie dałam popalić nogom, to tam dałam popalić rękom. Bo jednak się upierałam, żeby coś kupić.

Jeszcze Kaufland. Zakupy jedzeniowe dla futerek. Nie kupuję już od lat internetowo.
Kłopoty z Łojcem jako odbiorcą paczek były straszne i trzeba było dać sobie z tym spokój. Więc dźwigam. Tym razem 250 PLN poszło w solidnie napakowane torbiszcza.
Kilometr do przystanku, tak radośnie przebyty bez obciążenia, z torbiszczami jest traumą. Pogoda swoje robi, upał zaczyna działać, więc ledwo żywa docieram do domu.

W domu, Łojciec twierdzi, że nie ma co jeść. Jogurty mu się skończyły, mięsa na niedzielę nie ma, cukru też. I coś do picia.
Biedronka. Olej, 8 jogurtów, mleko, woda napój pomarańczowy, mięso, jabłka, brzoskwinie, ogórki, ziemniaki i cebula.
Cukier, mąka, makaron, ryż i jeszcze dużo tego. Strongwomen i miliarderka to ja.

Tym razem, po doniesieniu zakupów nie żyję. Łojciec chce jeść. Z wewnętrznym dygotem smażę rybę, jedyny ludzki zakup z Kauflandu. Stworki nakarmione rano dostają dubla.

Potem przychodzi sąsiadka. A tu w domu syf, kurz i ogólne Bordello bum bum. Pogaduszki pogaduszkami, ale niestety dupę będę miała obrobioną  jak nic. Lisina przy niej wymiotuje mi na łóżko, Gacek wali rekordowo śmierdzącą kupę, małe szaleje jak nakręcone, Feliks ostentacyjnie  i obrazą patrzy na gościa. Łojciec na cały regulator ogląda jakieś szczekliwe brednie w TV.  Kiedy sąsiadka sobie idzie nie mam siły już na nic. Kotłuje mi się po mózgu treść pogaduszek, przydałaby się jakaś lektura domóżdżająca, bom głupią została po wizycie. Pranie się toczy swoim trybem, a ja bezmyślnie siedzę z Gacusiem na kolanach. Godzina dla Gacusia, chociaż on niech korzysta.  Kiedy pranie się zrobiło, co R.R. Czytaczu robi? Zamiast posprzątać, wyjąć suchy koc z szafy, cokolwiek, ruszyć się jakoś R.R. na bezczela lekceważy rzeczywistość i wkleja cykanki z rana. Ślad, że było fajnie.

Proszę bardzo, jak sobota bez zieleniny i rodziny to trzeba korzystać.

A dlaczego wymioty u Lisiny? Możliwe że dlatego.







Spuchnięta mordka to jedna sprawa, eleganckie pierścienie z gąbki na pazurach druga, materac do szycia trzecia. Możliwe też, że wymioty z innego powodu, bo pilnuję i zdejmuję biżuty.  Dziś załatwiła mi wczoraj położony koc. Mam suchy na zmianę, załatwiony właśnie wiruje. No i tak to sobie ładuję baterie. Myślę, że nie jestem jedyną.

Pozdrawiam Czytaczu. R.R.




28 komentarzy:

  1. Po pierwszym akapicie juz chcialam biec do komentarzowni z dobra rada o zakupach przez internet. Dobrze, ze najpierw dokonczylam czytac notke...
    Ale nie bylabym soba, gdybym jednak z pomyslem nie wyskoczyla: torba zakupowa na kolkach! :)
    Ale fakt, sobote mialas naprawde meczaca.
    Ps.ale jak to pobudka w Gliwicach? Przeciez to przeciwny kierunek niz Twoj pociag powrotny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Młody był w domu sam całą pandemię - poza postojem w pracy jaki miałam) i kurier miał powiedziane zostawiać na wycieraczce. Że nie ma nikogo i na wycieraczkę i zostawiał. Na trzecim piętrze mieszkam, więc gościowi nie zazdroszczę, ale sama też nie jestem siłaczką - a i taniej wychodzi niż te markety. Romano, u mnie DPD i GLS grzecznie paczki z zooplusa zostawia i sobie idzie. :)

      Usuń
    2. U mnie nie. Zostawiali po błaganiach we Freshu, ale ten sklep zamknięty.

      Usuń
  2. Właśnie. Ten pociag kursuje tak Żywiec-Cz-wa, Cz-wa - Gliwice, Gliwice-Cz-wa. Postój w Cz-wie to kilka-kilkanaście minut. Była szansa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj ja bym chyba zaryzykowała zamawianie przez Internet ;) W sensie, że mi pod drzwiami zostawiają. A ja jak wrócę to sobie wciągnę do domu z wycieraczki. Nie wyobrażam sobie dxwigania puszek - no chyba, że z Rossmanna jak Winston na promce to wtedy biorę plecak. Ostatnio od czasów pandemii też do Biedry bierzemy plecaki. Koszyk metalowy i pod sklepem rozkładamy ciężar do plecaków po równo...

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocurku, będę zamawiać. Ale u mnie domofon, a z Łojcem ciężko się dogadać. Nie to że nie rozumiejący, ale humory to ma, i to jakie. A jak mam brać urlop by odebrać paczkę, albo dygować ją na własnych rękach z punktu odbioru to naprawdę wolę kupić na żywca..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz w czasach pandemii GLS przysyła maila żeby im wypełnić pozwolenie zostawienia bez podpisu i napisania gdzie mają zostawić. I ja piszę im te zgodę i zaznaczam że na wycieraczce. I nie robią problemu. Wirusa się boją ;) oczywiście paczka z góry opłacona. Bo tam to by mnie starali się w domu dorwać.

      Usuń
    2. Aaaa, tego nie wiedziałam. Dzięki 😌

      Usuń
    3. Od kiedy mnie uświadomiono że bezzbozowe są lepsze to ja już chrupy biorę tylko z zooplusa 😸 a puszki to różnie. Bo szlachta u mnie np pasztetów nie jada więc Smilla odpada. Musi być sosik albo galaretka.

      Usuń
    4. U mnie chrupek nie ma jako stałego posiłku. Są rzadko jako deserek. Pasztety, mięsko w sosie i galaretce tak. To zawsze.

      Usuń
  5. PS dużo.kotow u mnie nowych :) w sensie zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Byłam, baardzo miła wizyta. Tyle uroczych futerek!!!! I jakie pozy wyszukane !

    OdpowiedzUsuń
  7. Skąd, quźwa, ja to znam? Wszystko, tylko dojazdy dalekie i Łojciec mi zostali oszczędzeni ( bo praca domowa z wyjściem od czasu do czasu a Małgoś jest normalna i stara się bardzo pomóc ). U nas zamiast spuchniętej mordki spuchnięta łapka Okularii. No i mamy początek solidnego ropnia, antybiotyk dla słonia zapodał jej lekarz godzinę temu ( niedziela z vetem ale rady nie było ). Nie wiem czy to pogoda czy zmartwienie kocie ale mła ma swoje bordello w okolicy okrężnicy i palcem nie tknie ( no chyba że cóś się zalęgnie ). Miał być odpoczynek a cóś się nie czuję wypoczęta. A Ty kotu materaca nie wypominaj, ani tego że narzygał z okazji wizyty sąsiadki ( a w ogóle kto to komu mięsożernemu śmierdzące klocki przed oczy stawia, trawo majo się żywić? ). Zwierz stara się jak może życie ubarwić i urozmaicić a Ty nie doceniasz. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. A kto powiedział że nie doceniam, co?!
    Futerka doceniam zawsze. Słowa złego nie powiedziałam futrzakom i nie mam im za złe. Ani rzygi Lisiny (były pierwsze), ani cała reszta w ich wykonaniu to nie było przecież nic wyjątkowego. Tyle tylko, że mało mi się podoba własna obrobiona dupa. Tak, Bordello też mi się nie podoba, ale na razie palcem o palec nie stuknę w tej sprawie. Wazniejsza jest wizyta u veta i zmartwienie, że mordkę zobaczyłam tak późno, w piątek tak źle nie było. Były rzygi. Powód tego może być i taki, że odkąd jest mały Lisina żre łapczywie by nic nie zostawić i zdążyć odepchnąć małego zanim zje swoje i zezreć jego porcję. A teraz łapanie jej i vet działający, niech to szlag, do 19 - zwykle godzina mija, jak małpę się uda upolować. Rachunek taki: powrót o 17, pół godziny na dojazd do domu, godzina na łapanie gadziny, pół godziny na dojazd do veta. Niech mi na litość TAK życia nie ubarwia!!!. Czego i Wam mamom kocim życzę. Dobrze, że masz veta w niedzielę. Ja niestety już nie mam. Szlag.

    Bordello mi źle robi na psyche, fakt. Ale póki nie mam nadmiaru wigoru to palcem o palec nie stuknę w tej sprawie, bo takie porządki których Bordello wymaga by mnie chyba teraz zabiły.

    OdpowiedzUsuń
  9. W poniedziałek specjalnie przejdę się na Tartaczną/Cmentarną. Może już całodobowy vet działa. Bo nie działał po początku zarazy. Stanowcze dobranoc mówię.

    OdpowiedzUsuń
  10. Lepiej, czynni do 20. Ale tam nie lubię. Wykończyli mi Fredzia, tam musiałam uśpić Tytuska. Tylko w razie czerwonego alarmu tam.

    OdpowiedzUsuń
  11. https://www.facebook.com/352042681549299/posts/3037075923045948

    Oto glowa donica

    OdpowiedzUsuń
  12. U nas nie ma całodobowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przed pandemią były dwie. W pandemii działała co szósta. Teraz niby są wszystkie, ale z bardzo ograniczonymi godzinami. Nic nie ma w niedzielę,nic całodobowo.

      Usuń
  13. Art.Galeria Kaprys
    60 zl za glowe,

    OdpowiedzUsuń
  14. Wiesz, tak oglądałam rano, że przegapiłabym autobus na dworzec🤣🤣.Dzięki wielkie.💕

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajajaj, dobrze, że jednak nie przegapiłaś.

      Usuń
  15. No. Bo by było, oj by było. 😀😀

    OdpowiedzUsuń
  16. A mnie starczy blogger wiesz? I tak mi zajmuje czasu a czasu...

    OdpowiedzUsuń