Nic nie działa jak by się człek spodziewał. Fajnie się zaczyna nowy tydzień, nie ma co.
Zaczęło się od tego, że nie chciało mi się gonić tramwaju. Zdążyłabym, ale mi się nie chciało. Postanowiłam przejść kawałek do Teatru Śląskiego - tam jest następny przystanek. Leniwie się przejść.
Na przystanku towarzyszka podróży (proszę, jaka szybka) informuje że był wypadek na rondzie. Tramwajowy, nic nie jedzie, ona wraca na autobus. No to ja pieszo.
Na rondzie rzeczywiście coś się stało. Z wizgiem odjeżdża karetka, wyją syreny policyjne. Gościu w kombinezonie mówi, że przez minimum godzinę tramwaje nie pojadą. No to w drogę. Idąc odbieram dwa telefony, cztery SMS-y. Ratuj trzeba wyłączyć i włączyć mój komputer, nie działa. Grzecznie odpowiadam, że zaraz jak dotrę do pracy, to oczywiście. Acha.
Pod drzwiami niespodzianka. Zwykle to ja odbieram klucze, spodziewałam się że ktoś mnie zastąpi i raz przyjdę na gotowe - a tu nic z tego. To znaczy owszem, klucze odebrane, ale wejść się nie da. Awaria była, siadło zasilanie między innymi zamków elektronicznych w drzwiach. Dwie godziny trwał miły postój. Dosłownie postój bo nie było gdzie usiąść - ale kawka, czekolada z pobliskiej żabki i daawno nie widziane odprężenie. Spora grupka całkiem dobrze się bawiła. Coś podobnego, to jeszcze umiemy? Ale przed drzwiami, nie za.
Przyjechała ekipa naprawcza, sprawnie i tajemniczo podziałali i wpuścili za drzwi. A tam komputery nieczynne... Jeszcze pół godziny i jest możliwość pracy. Dla ofiar pracy zdalnej też.
A potem się okazało, że do pracy przyjechałam na gapę, bo bilet był do 4-go lipca. Stała obsługa, jak widzi że śpię, to rano nie budzi.. kochani, naprawdę.
Bilet kupiłam przed podróżą powrotną. Od dziś, i nawet mnie nie zdziwiła zapowiedź, że na peronie już stoi skład zastępczy. Taki dzień. Ale skład już mnie zaskoczył, bo rzadko jeździ podwójny, to luksus niespodziewany, nawet z silnie działającą klimą.
Tylko tego kogoś poszkodowanego na rondzie koło Spodka szkoda. Bardzo dziwny ten poniedziałek.
Za pocztówki robią dzisiejsze i nie tylko dzisiejsze zdjęcia K. Na jednym jest nawet bardzo malutki szyb kopalniany robiący za logo telewizji regionalnej. K bywają b. interesujące.
Sprawozdawała R.R.
Poniewaz jestem bardzo ciekawska (wscibska, prawde mowiac), zaczynam rozkminiac, gdzie tez Ty pracujesz. Okolice Koszutki zdaje sie:)
OdpowiedzUsuńNo, dobra. Juz nie bede.
A taki dzie, poza tym wypadkiem, to calkiem fajny przerywnik w codziennej rutynie.
Dziwny przerywnik. Żeby tak serią? Serio? No serio. I nie rozkminiaj. I nie bądź. 😀Dalej fotek nie ma bo były SMS-y.
OdpowiedzUsuńJaki poniedziałek taki tydzień, tak to się kiedyś mawiało. ;-)
OdpowiedzUsuńStrach się bać.😀😜
OdpowiedzUsuńOj lubię takie miejskie relacje! 12 lat temu wyprowadziłam się z centrum Poznania. Jestem typowym mieszczuchem, choć kamienice, bloki i industrializm pozostawiłam za sobą. Też lubiłam się przejść z aparatem po ulicach. Mam na blogu kilka takich spacerów. W Katowicach bywałam, jak jeździłam pociągiem do rodziny na Śląsk.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że lubisz. Miasta są ciekawe, a ja na co dzień mam do czynienia z dwoma tak różnymi. Prawdziwą metropolią, barwną i rozwijającą się i moim upadającym prowincjonalnym. Nawet zapowiedzi na dworcach są wypowiadane inaczej - jak dwa różne języki. Tak odmienna jest intonacja i akcent. A K. z każdym rokiem pięknieją - czy widzisz coś znajomego? W niezmienionym otoczeniu?
OdpowiedzUsuń