Zapomniałam, jak wygląda normalność? Niby w K ulice wyglądają jakby korony nigdy nie było. Ludzi sporo, czy tyle samo co rok temu o tej porze? Otwarte uliczne kawiarenki, nad brzegiem sztucznej Rawy porozciągani na leżakach-drewniakach ludzie, w tym znowu spory wybór kawalerów do wzięcia, czyli bezdomnych. Miesiąc temu leżaki były puste. W pociągu ludzi więcej niż tydzień, niż dwa i trzy tygodnie temu. Przybywa ich wolniej niż przewidywałam, ale przybywa. W pociągu pojawiają się pasażerowie których widziałam przed zamieszaniem paniczno-pandemicznym. I dzieci. Pierwszy raz od wybuchu zamieszania widziałam dzieci w pociągu. I jednak napiszę o tym czego zmuszona byłam wysłuchać i co nie pozwala mi się skupić na wyczekanej lekturze. Może nie da zasnąć.
Osoby dramatu to matka? chyba matka.., chłopię ok. dziesięcioletnie i komórka. Obudził mnie głos, donośny damski pełen emocji. A znowu jakaś gadająca do ręki.. Po chwili dociera do mnie CO ten głos mówi.
Modnie ubrana i zrobiona blendina opowiada że szczegółami o tym debilu, przez którego musi siedzieć w domu i nie może iść do pracy. Bo debil, bandyta wymaga "podobno" psychologa co jest wg. niej kretyństwem. To wariat i to niebezpieczny, jakie ma napady agresji to nie do uwierzenia kochana. I opowieść o wrzaskach, histerii, próbach samookaleczenia i podpaleń, żadne kochana terapie. Wariat. O, ona taka biedna, bo Tadek stoi po stronie tego kretyna i uważa że to jej wina. Czułości wobec rozmówcy i koniec rozmowy. Wybiera następne połączenie i następna rozmowa z inną psiapsiółką daje mi okazję do usłyszenia kolejnej tyrady o tym samym. Z wyrzutami że musiała zabrać debila do G. na wizytę u terapeuty, a tyle już jeżdżą i nie ma wyników. Tyle ten gnojek kosztuje...
W końcu do mnie dotarło, że cały czas mówi o dziecku, siedzącym z kamienną twarzą naprzeciw niej, spokojnie z lekkim znudzeniem patrzącym w okno. Wysiedli w M, chłopak pierwszy, obojętnie i spokojnie, kobieta ciągle gadająca do komórki.
Dziś to było. W dzień dziecka.
Co to jest normalność? Czytaczu dziś nie
wiem. Próbuję to sobie poukładać i nie da się. Jedna wielka nienormalność.
Spróbuję jednak poczytać. W końcu to kojąca fikcja, może zadziała.
R.R
Bardzo przepraszam za powyższy post. Może nie powinnam go publikować, ale tego bloga traktuję rzeczywiście jak notatnik. O rzeczach różnych, także niestety i takich.
.
Bo na dzieci to powinna być wydawana licencja. Tak nawiasem pisząc, jeżeli to mateczka to ciekawe co terapeuta myśli o tzw. podłożu genetycznym problemów. Te publiczne opowiastki nie wyglądają na wentyl od życia z zaburzonym dzieckiem tylko za przeproszeniem na solidne popieprzenie. Jeżeli nie mateczka to sytuacja jest z jednej strony zrozumiała ( ciężko się wychowuje własne dziecko mające problemy a do wychowanie cudzego problematycznego dziecka z to trzeba mieć predyspozycję i mnóstwo pozytywnych uczuć ) a z drugiej paskudna bo przy dziecku jest ktoś kto absolutnie się do bycia z dzieckiem nie nadaje. Dupanda a nie dzień dziecka. :-/
OdpowiedzUsuńTak. Dupanda.
UsuńQ....a, czy ta baba była nienormalna? Nie wyobrażam sobie mówiącej coś takiego przy dziecku i o dziecku. Nigdy. Jeszcze pilnowałam i awanturowałam się, gdy mi porównywali dziecko do dziecka, szczególnie w podstawówce. Nóż sie w kieszeni otwiera
OdpowiedzUsuńNie umiem tego skomentować jak należy. Za problemy dziecka jest odpowiedzialna ta kobieta. Tak uważam. I nic z tą wiedzą nie zrobię, bo niby jak. Jedyne co mogę zrobić to uściskać porządnie rodzinne dziecko i powiedzieć że jestem z niej dumna, i że ją kocham. Pewnie pomyśli, że zwariowałam.
OdpowiedzUsuńTerapia widocznie obojgu sie należy a dziecku może odosobnienie od takiej opiekunki. Cieżka sytuacja, aczkolwiek znam podobne we wlasnej rodzinie:(
OdpowiedzUsuńTak, wiem że bywa bardzo trudno. Ale do tej pory mój wewnętrzny Bachor się wścieka na tę sytuację.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię:(
UsuńEh :(
OdpowiedzUsuń