Czytają

niedziela, 28 czerwca 2020

Notatka 31 Podróże nieduże do rodziny i zieleniny. Jak jest. Część druga.

To jest sprawozdanie częściowo fotograficzne,  z podróży odpracowanej w ubiegłą niedzielę, w pierwszym dniu lata.
Podróż z Asią,  siostrą Bobusiowej Beatki. Autobusem, do którego trzeba dotrzeć na Mirowską.

Od tego kościoła zaczynają się Aleje NMP. W drugą stronę to Mirowska. Od Mirowa.
Oczywiście Mirowska rozkopana.
Rozbabrany modernizacją najstarszy w Cz-wie rynek przy Mirowskiej.

Ościsko na placu za przystankiem 

Budynki naprzeciw przystanku. Żadne zaplecze.

Drobne oszustwo. To nie ten autobus, nie ten kurs, zdjęcie z innego dnia. Firma się zgadza, widok z przystanku też..
Nie robiłam zdjęć w autobusie, ani z autobusu. Dziwne. Prawie zawsze jedzie ktoś podpity, ktoś wszczyna jakiś spór, prawie zawsze jest jakaś pyskówka. Nie jechał tym razem babon straszliwy, będący ostatnio stałą atrakcją, nie było żadnego ochlaptusa, żadnej pijanej matki dzieciom, żadnej kłócącej się pary, nie było młodego  gniewnego, młodych ryczących, starych marudzących....nuda niespotykana.

Pisałam, że jazdy PKS-ami i pociągiem były spokojne, te takimi bywają niezwykle rzadko.  Nudna jazda kończy się wysiadką przy remizie w Kościelcu. 

Idziemy chodnikiem przy zwyczajnej nowowiejskiej i średniogierkowej zabudowie, nic szczególnego, banał powszechny. Przy  poniższej płotowej reklamie kończy się chodnik i zaczynają się roboty drogowe. Wszechstronne, bo połączone z robotami przy autostradzie. Jezdnia jest, z poboczem gorzej.



Chodnik jest

A tu już nie ma


Pobocze po drugiej stronie ulicy.
Zajazd Zaciszański. Tu kiedyś był nasz wysiadkowy przystanek, przy kępie zieleni nadal jest słupek z rozkładem jazdy.
Tu się kiedyś kończyły jazdy do i zaczynały powrotne. Teraz mamy już za sobą  kilometrowy kawałek pieszo, a przed sobą jeszcze dłuugi  spacer.
Jakbyś Czytaczu miał chęć i kasę to ten samolot możesz mieć. Sam, albo z terenem - ogrodem. A w ogrodzie kolekcja betonowych skrzatów, stołów różnorakich, ozdóbstw absurdalnie brzydkich (z zezowatym jezuskiem i smokiem-kaleką), roślin pięknie rozrośniętych i równo ciętych, trzech oczek wodnych, kolorowych ryb i grzybieni, mostków kutych. Ino brać. Jak nie chcesz ogrodu, to kup samolot. Nie polatasz, ale se go postawisz zamiast wozu drabiniastego przed domem. Nada się na grabie i szpadelki.

Róża należy do roślin zajazdu - kup razem z samolotem.

Zajazd za nami. Widok na początek robót przy autostradzie.

Asia decyduje którędy. Do wyboru samobójcza przeprawa przez autostradę (nie działa sygnalizacja dla pieszego przejścia) albo niewykończony most nad autostradą. 
Jednak most.

Droga na most, budynek należący do zajazdu w głębi, po lewej coś dziwnego w budowie
 Widoczki z mostu. Bez komentarzy. Prawie.




Widać przejście przez trasę. Wariant dla ryzykantów.



Most. Kawałek z nawierzchnią utwardzoną betonem

Zejście z mostu

Poniżej ogród natury który się sam założył na leżącej od roku kamienistej stercie gliniastej ziemi. Ogrodniku umiesz tak?




Niektórzy ogrodnicy umieją. Ja nie. Foch.














Cały czas droga prowadziła prosto, teraz też pójdziemy mniej więcej prosto - drogą po prawej stronie kościoła. Msza trwa. 








Tu będzie skręt w lewo, tory pomiędzy drogą a lasem. Idziemy oczywiście drogą.



Był skręt w prawo i przejście przez tory

Uciekinier z ogrodu? Najprawdziwszy bodziszek.

Trotuar wysłany kwiatami. Jeszcze trochę trzeba podreptać.
Głośne powitania dla Asi. Dla mnie nie - kiedyś napiszę i o tym.



I już u celu. Blisko sześć kilometrów pokonane. Zimne i ciepłe napoje, zamiast chleba i soli. Pogaduchy, opowieści i moje tyractwo w morzu chwastów. Jednak tu to ja muszę robić ogród, sam się nie chce robić ładny.

Tak było.  Fajnie.

Sprawozdawała R.R.


Ps. Tym razem wizyta u rodziny i zielonego była w sobotę. Rodzinne dziecko przywiozło i zawiozło ciotki. Bardzo dobrze, bo ciotka R.R zdychała od zmian ciśnienia, a roślinki trzeba było wsadzić - zrobione, ale nic więcej. Niedziela też kołowata, na wyborach byłam i ledwo wróciłam do domu. Jedyne, co mogłam zrobić to siedzieć i wklejać zdjęcia - stąd taki szał fotografii. No i obiad się ugotował.

4 komentarze:

  1. Te krowy i ogrody naturalne w ramach entourage bardzo do mła przemawiajo. Samolot może mniej bo mła samoloty naziemne się nie podobią. Samolot jest ładny jak leci i jest taki malutki, na ziemi to niezgrabne urządzenie, ze skrzydełkami nie wiadomo po co. Nielot to jak impotent że tak rzecz określę. O ile mła jest w stanie wyobrazić sobie wagon obrośnięty winoroślą czy tam inszym pnączem to obrośnięcie samolotu czymkolwiek jawi jej się jako ohyda, wręcz prowokacja. Mła by sobie prędzej górala z ciupażką jak żywego w ogrodzie postawiła ku ozdobności niż samolot w tym celu zapuściła. A bodziszek to znikąd nie uciekł, on jest łąkowy, znaczy jest u siebie w domu. Nawet w nazwie tę łąkowość ma. :-)
    P.S. Dlaczego podpadłaś piesowi, nie korumpowałaś odpowiednio czy cóś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Prywatnie dla siebie zabrałabym betonowe gnomiaste elfy. Reszta natury martwej jest spełnionym marzeniem wystawców łabądków z opon, wozów drabiniastych z wózków dziecięcych, Shreków z plastiku. Samolot na grabki powinien być szczytem marzeń, nie? To jest szansa na spełnienie marzeń za drobny milion. Bodziszek nie bardzo jest u siebie. To nie jest łąka, ale może rzeczywiście uciekł z łąki w zieleń przy torach. Pies w poprzednim życiu (znajduduś) spotkał pewnie moją bardzo złą bliźniaczkę. Obecnie bardziej udaje strach - trochę na zasadzie wielbiciela horrorów, co to lubią się bać. Korumpuję bezczelnie i stale.



    OdpowiedzUsuń
  3. Sześć kilometrów - umarłabym jak tu siedzę. U mnie za oknem 28 stopni........

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie umarłabyś. Nawet ja dałam radę. I nie było 28 stopni, ale w tej temperaturze to nie byłoby wędrówki..

    OdpowiedzUsuń