Czytają

czwartek, 11 czerwca 2020

Notatka 16 Wygląd



Przy okazji przeglądania archiwalnych zdjęć przy niektórych nieruchomiałam że ze zdziwienia. To ja tak wyglądałam? Nie widzę teraz tego potwora którego widziałam gdy były świeżo robione. Całe życie uciekałam jak mogłam (coś jak obecnie Gacuś) widząc skierowany w siebie obiektyw. Nie ściemniam - rzadkie  były chwile gdy uznawałam się za przystojną, ładną i akceptowalną wizualnie jednostkę kobiecą. Za człowieka uważałam się zawsze i nadal tak o sobie myślę. Człowiek płci żeńskiej, niezależnie od potworowatości zadowolony jednak, że płci żeńskiej.

Zdjęcie z synkiem kumpeli na kolanach. Pamiętam swoje myśli gdy robiono tę fotografię: "taki fajny maluch z taką brzydką ciotką, ok będzie kontrast'' i dlatego w oczach ta rezygnacja. Uważałam że jestem gruba.


Patrzyłam w lustro i widziałam szkaradę, wymagającą starań i zabiegów by była akceptowalną.  Makijaż nie był  sposobem na potwora, ale buty, fryz, strój i ozdóbstwa tak. Akcesoria o tych samych nazwach stosowane zdecydowanie rzadziej  by wydobyć tzw kobiecość. O dziwo, póki nie myślałam o swoim wizerunku wszytko było ok.  Faceci jakoś nie zauważali we mnie potwora, żadna znajoma poza próbami namawiania na makijaże nie bąknęła nic nigdy na temat mej urody. No ale takie cóś dziwne jednak mi się przytrafiło i to w czasie nastoletniej niestabilności emocjonalnej.

Na obozie dla młodzieży 14-15 letniej spodobałam się pewnemu chłopakowi. Miłe nastoletnie zauroczenie, przez jakiś poobozowy czas też korespondencyjne. Chłopak nie z mojego miasta, ale miał w nim odwiedzaną rodzinę. 
W przerwie pomiędzy świętami a sylwestrem wybrałam się na zakupy. W ciepłym zgniłozielonym płaszczu mojej Mamy, o fasonie przypominającym ruski szynel.
Schodząc po wyjściu z ostatniego sklepu po stromych i oblodzonych schodkach już objuczona torbiszczami podknęłam się i wywinęłam orła totalnego. Rozrzucone dramatycznie ręce z siatami, jedna siata rozerwana,  stłuczone mleko i jajka. Twarz zaryta w potargany szalik, obolały przód, oberwane guziki, całość utytłana w brudnej śniegowej breji. Ktoś mnie podniósł na nogi, posadził na tym cholernym krzywym i oblodzonym schodku. Kto? Poprawiona czapka nasunięta przy upadku na oczy i widzę moje obozowe zauroczenie zbierające do kupy rozwalone siaty. Ostatni podniesiony ziemniak, chłopak odwraca się do mnie, zatkanej kompletnie, ze słowami:

Proszę uważać, w pani wieku złamania są niebezpieczne.

W  skrzynce kartka, jeśli mam ochotę to  on proponuje kino, spotkanie o godz. jakiejś tam i gdzieś w Cz-wie, bo jest u rodziny. Byłam nastolatką. Nie poszłam.

Tak naprawdę w bieżącym patrzeniu na własną osobę nie zmieniło się u mnie nic, więc nadal widzę potwora. O wiele starszego, grubego co potwierdza waga i lekarz. Co zobaczę za czas jakiś?

Potwora? Czy może pulchną, ale na oko normalną 50+, 60+? Zdjęcie sobie strzeliłam. Spojrzę  na nie za kilka lat i sprawdzę...

I tu post powinien się kończyć..
Niestety, (tu trzeba wstawić ulubione przekleństwo grubego kalibru) ten syf przenosi się z pokolenia na pokolenie.

Podobno nasze polskie rodzime nastolatki mają niski poziom samoakceptacji. Najniższy w Europie. Moje rodzinne dziecko też się do nich zalicza. Poza zapewnieniem dziecka że jest piękne, mądre - bo jest piękne i mądre, ale to nie ciotką przecież jest tu autorytetem, sprzedałam dziecku swoje spostrzeżenia.

Kochanie, nie reaguj na komplementy tak, jakby mówiący je ktoś mówił brednie. Jak mówisz komuś coś miłego to kłamiesz? To dlaczego myślisz, że ja, T., czy inny ktoś kłamie? Sobie się nie podobasz, ale pamiętaj że ludzie mają różne  gusta. To jego gust, uszanuj.  A może ma rację, a ty się mylisz? 

Kwestia omówiona na tyle dokładnie, że dziecko za miłe słowa dziękuje uśmiechając się mile. Omówione także łapanie much na miód i na ocet, bezinteresowność i interesowność.  Dziecko temat opanowało.

Popatrz na to zdjęcie kochana. Najpiękniejsze aktorki Hollywood obok siebie. Wzory urody odstrzelone na najwyższy połysk. I popatrz uważnie że ta ma bardzo kościste i krzywawe kolana, ta żylaste i bardzo brzydkie osadzenie głowy. Ta paskudne łokcie i jej szczęka wydaje się za duża. Nie są doskonałe. Nikt nie jest, a nawet jak dla kogoś są, to nie znaczy, że same siebie uważają za super cud.

Naprawdę wpadła mi wtedy w ręce plotkarska gazeta z sześcioma gwiazdami na tzw. ściance. Niestety, nie byłam jasnowidząca i gazeta wylądowała pod kocią kuwetą.

Nie warto i nie można wartości własnej  określać tylko wyglądem. Bo raz, uroda potrafi w paskudny sposób mijać. Dwa to co dziś jest ładne jutro w wcale nie musi. I zawsze warto o siebie powalczyć
Popatrz na taką Grace Jones. Bardzo wysoka, o cerze jak tynk, z ruchami Szwarcenegera, ciemnoskóra i do tego ten głos. A przecież jest niepowtarzalna, byłaby szkoda gdyby siadła w kącie i tylko ryczała, że nie jest niższa, gładsza, wdzięczniejsza,  i może biała i śpiewająca sopranem. Niezbyt ważne, że akurat dla mnie i dla ciebie nie jest wzorem. Dla sporej ilości osób jest, i nawet to hula-hop im się podoba.

Nigdy nie mów o sobie, że jesteś brzydka, jesteś  sobą, początkiem nowego. Może poniesiesz geny dalej. Nie klnij na przodków. Im zawdzięczasz to co ci się u siebie podoba, i to co się nie podoba. Tak, możesz kombinować to twoje ciało, ale czy naprawdę tego potrzebujesz? Popatrz na Grace Jones i na stada glonojadów z jednakowymi ustami i zoperowanymi do nierozpoznania twarzami. Oryginalność jest cenna, a ty naprawdę jesteś śliczna.

Jeśli czujesz się niepewnie z własnym pyszczkiem, makijaż może pomóc, ale nie jest konieczny. Ja nie mogę, ale ty tak. Ale zobacz co mówi pewna gwiazda na ten temat, a miała wielkie kompleksy:



A ta piosenka się z nią zrosła. Roy Orbison tak śpiewa:

Nigdy nie mów o sobie, że jesteś brzydka. Słowa mają moc. 

Itd, itp.. 
Jestem tylko ciotką, więc siła moich argumentów nie jest decydująca, ale drążę uparcie i efekty jakieś są. Co do argumentu makijażowego, użyłam go po zobaczeniu rówieśniczek dziecka. Dziecko z makijażem nie przesadza, za to pazurki ma odlotowe.


Problem oczywiście jest zawsze w mózgu patrzącego, który to mózg porównuje wizerunek własnej osoby z ideałami. Pojawia się m.in. dlatego, że trenowane  po prostu jesteśmy. Podprogowo i jawnie też.
Opowiada moja koleżanka, piękna modna i zadbana matka 7-latki.

No i wyobraź sobie że ją przywiózł ubraną nie w to co zostawiłam, ale w to co sama wybrała. Mówię do niej: Jak ty wyglądasz! W sklepie masz iść pięć metrów ode mnie, bo wstyd się z tobą pokazać...
Moja reakcja: chyba nie kochasz małej za to, że ładnie wygląda?
Odpowiedź: Ależ tak. Za to że ładnie wygląda, i ona o tym wie.

Rzadko chyba trening przebiega aż tak jawnie, proces jest prawie niezauważalny. I w efekcie  nie ma końca dążeniu do ideału, a ideały wcale nie myślą o sobie, że są idealne, bo też wytrenowane.

W swoim życiu spotkałam następujące kobiety-dziewczyny otwarcie mówiące o tym, że  są zadowolone ze swojego wyglądu, i był to stan trwały.

A. wyzdrowiała po długiej walce z chorobą na ogół śmiertelną. Twierdziła że własne ciało wydaje jej się cudem urody, wartym tego by o nie zadbać. I dbała, ale jakoś tak lekko. Czyli bez obsesji z powodu wagi, kształtu nosa,  bez cienia żalu, że nie wygląda jak gwiazda, itp...   To był jeden z powodów dla których jej towarzystwo było czystą przyjemnością. Straciłam ją z oczu, żałuję.

B. narcystyczna, zapatrzona w siebie nastolatka potem kobieta. Bardzo ładna, ale nie aż tak jak o sobie myślała i myśli . Czyli, że nie ma żadnej, ale to żadnej konkurencji. Jej życiu takie podejście do własnej osoby służyło i służy. Odgarnięcie włosów, biust do przodu i krokiem modelki prosto do celu który sobie upatrzyła. Udawało się i udaje nadal. Babon nadal jest dla siebie najpiękniejszy, a jej towarzystwo nieznośne o wiele bardziej teraz niż kiedyś. Może z zazdrości? .. O jej spojrzenie na temat własny można być zadrosnym, ale jej egoizm powala. Nie jest to matka 7-latki. Matka 7-latki jest miła, mądra i ma o wiele lepsze serce niżby wynikało z cytowanej rozmowy.

Tylko te dwie. Reszta, choćby nie wiem jak urodna wiecznie tropi i tropiła wady prawdziwe i urojone. Są takie które poddają się nie walcząc, są takie które walczą.

Walczą czasem tak zajadle że śladu nie ma po osobie od której zaczynały. Jest plastik który też się starzeje.

Poddają się. Czasem tylko w sprawie wyglądu, czasem totalnie we wszystkim. I to dopiero jest szajs.

Dziewczyno! Kobieto! 
Jeśli uważasz że jesteś brzydka, gruba, głupia i nikt cię nie kocha - chodź do nas. U nas jest ciemno i wszyscy zawsze jesteśmy pijani..

I co, pójdziesz boś nie ideał?

Bo ja nie idę. Rodzinnemu dziecku też nie dam.

Grace Jones  śpiewa jakby na zamówienie.
Wyraźnie się ze mną zgadza..

                                                        R.R.
Ps. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że powyższy post rusza tylko jedną stronę problemu. W końcu i ja odbieram świat oczami. Ale bardzo się staram nie odbierać go tylko nimi.   Pozdrawiam.
R.R.

5 komentarzy:

  1. U mnie w lustrze od jakichś paru lat mieszka obca baba. Nie dość że gruba to jeszcze jak ona mła widzi z tego swojego lustra to ma minę jakby zobaczyła szczególnie brzydką zawartość kuwety. Staram się być miła dla krowy ale ona ciągle z tą gębą typu cinżki klimakter. Ostatnio trenowałam z nią uśmiechy i nałożenie maseczki, żebyś Ty widziała jak babsko na mnie z tego lustra patrzyło! A te uśmiechy - sam jad! Postanowiłam, że następne ratowanie resztek po urodzie zrobię bez lustra. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze swoją szkaradą negocjuję. Ciężko idzie, bo babon wyraźnie mnie nie lubi i ma o cóś pretensje. Może o to, że starzejemy się nierówno? W miarę możliwości staram się by szkarada była uczesana, i jako tako ogarnięta. Co do maseczki upiększającej, wiesz ona jest bardzo straszna. W akademiku mojej Mamy gościu połamał nogi. Podglądał sobie spokojnie łazienkowe ablucje panienek, a tu nagle otworzyło się okno i wyjrzał POTWÓR. I zleciał biedaczyna z przeciwpożarowej drabinki z wysokości drugiego piętra.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzien dobry:) Mozna sie vzasem wtracic do rozmowy?
    Kobiety, zazdroszcze dystansu do siebie, bo u mnie z tym bardzo krucho. Ale bede sie pilnowac, zeby nie marudzic.
    ps.ta piosenka Grace Jonesod lat kojarzy mi sie z filmem "Frantic" i scena tanca Harrisona Forda i Emmanuelle Seigner:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzień dobry. Można,zapraszam. A post jest dlatego, żeby dystans był... Bo też z nim bywa krucho. Tak. Piosenka tam zagrała.

    OdpowiedzUsuń