Czytają

poniedziałek, 17 maja 2021

Notatka 332 spokojna i wesoła, rozważania o podmiejskiej wsi.

Ani ze mnie mieszkaniec wsi, ani jej znawca. Po prostu dreptacz przechodzący, nie mogący się nadziwić, bardzo pobieżnie widzianej, że tak różni się od schematów począwszy od "wsi spokojna, wsi wesoła". I na tym bardzo starym schemacie poprzestanę. Sielskość, spokój, niezmienność tradycji, kontakt z rytmem natury i jemu poddanie się. Świeże powietrze i dojenie krów. To obraz wsi utrwalony na mur. 

Akurat. 

Może są i takie, ale na pewno dalej od miast. Ja znam z widzenia podmiejskie, gdzie zmiana goni zmianę i niekoniecznie zmienia się tak, jakby się chciało. Podmiejskie lub blisko miejskie stają się dalekimi przedmieściami. W okolicach Bobusiowej wiochy powstają nowoczesne budynki, a to stacja obsługi jakiejś marki tirów, a to magazyn dla prężnie działającej wytwórni. Nowe skupiska chatek bogatek, porządne asfalty i panele słoneczne, wiatraki dające prąd. Jednocześnie zapadają się w ziemię coraz mniej liczne drewniane chaty, wieś, o ile to jeszcze wieś - murowana, coraz częściej na bogato. 

Wygrodzona betonem, ekskluzywnymi ogrodzeniami z kutych figlasków, ale też zwykłą  i przemysłową siatką, sztachety w ilości śladowej. Odgrodzone jej pola panelami od autostrady, ale coraz mniej tych pól (oczywiście że jeszcze są, choć ich mniej), bo sprzedawane na działki budowlane,  magazyny, silosy, i Buka wie na co jeszcze. Przesadnie chyba liczne wiadukty i zjazdy zapowiadają piekielny ruch samochodowy, i dalszy ubytek pól. Mało lokalnych indywidualnych sklepików, franczyze Żab i Słoneczek. Krowa jedna na wieś i nie, nie przesadzam. Zamiast licznych chlewików jedna przemysłowa chlewnia oddalona od wioskowych budynków polami kukurydzy i kapusty. Straszne miejsce. 





Bobusiowa wieś odwiedzana dosyć często i to nie tylko latem. Od dawna dzięki temu mogę włożyć między bajki mit o świeżym wiejskim powietrzu. W pobliżu wspomnianej chlewni na pewno takie nie jest, ale chlewnia na tyle daleko, że nie ona łamie mit. Zimową porą to dym z kominów, duszący, na pewno nie pochodzący z uczciwego węgla czy drewna. Śmierdzący. Przedwiośniem i wiosną wali od paru pól nawozami. Pola kapuchy, rzepiku same z siebie mają miesiace gdzie aromat wyczuwalny w ich bliskości. Nad kapuchowymi dodatkowo latają samolociki rozpylające nawozy i opryski oraz aromaty tychże. To akurat do zniesienia, kapustne i rzepikowe pola ciut oddalone. To nie pola potrafią dawać czadu. Na szczęście pogoniono prywatny biznes, który rozwijał sąsiad Bobusia, nie bezpośredni sąsiad, trzy domy-gospodarstwa dalej, ale i tak ciężko było wytrzymać. Wymyślił sobie gościu utylizację śmieci organicznych i o ile nie ma żadnego problemu z kompostownikiem przydomowym, to w momencie gdy wchodzą do gry przemysłowe ilości a gościu biznesmen ma w dupie sąsiadów i wylewa na pola potworny syf, to tak, problem zaczyna być poważny. Nie tylko zapachowy, Raptus, pierwszy pies Bobusia zatruł się jakimś ścierwem wylanym z syfem. Po tym fakcie i Bobuś dołożył swoje do akcji temperujacej śmierdziela, walka była bardzo długa. Śmierdziel ze śmierdzeniem spasował, ale nowy biznes też paskudny. I tak to na wsi wesołej z powietrzem czystym bywa oraz ze spokojnościa. Cisza wiejska, acha. 

Niedziela, spacer długaśny i jak długo wśród zabudowań tak długo hałaśliwie. Może miałam takie szczęście, ale raczej to norma. Ile razy siedząc pod jabłoniami zza jednego płotu była muzyka uruchamianego i gaszonego motoru traktora, zza drugiego piły spalinowej i kosiarki? Mnóstwo razy. W co drugiej zagrodzie i dziś coś mechanicznego po drodze się odzywało. Spawanie, piłowanie, wiercenie, łomot maszyny ubijającej podłoże. Znak czasu, w tygodniu gospodarze pracują gdzie indziej, w soboty i niedziele ogarniają pola i obejścia - dlatego też nie ma tu gospodarskich stworów (poza drobiem i królikami), dlatego tyle hałasu. 

Zmienia się wszystko. Samolot odleciał, śladu nie ma po fikuśnym zajeździe, po stawkach z karpiami koi i lotosami, po pętelce dla autobusu. Już nie będzie tam jeździł, nie ma powodu.  Teraz tak jest.





Po drugiej stronie drogi, naprzeciw byłego zajazdu, rośnie coś dziwnego i przemysłowego. Jak na razie niewielkie. Za parkingiem maszyn, już za autostradą, widać podłużne prostokąty ekranów. One nie mają tłumić dźwięku motoryzacji, one mają zasłaniać widok. Bo też coś tam knocone.

Oczywiście wiedziałam, że samolot odleciał.

Ale nie wiedziałam, że z powierzchni ziemi zniknie cały zajazd, z dwoma budynkami włącznie. Tak to kiedyś wyglądało z góry, teraz rozjeżdżony parking i postój mechanicznych potworów robiących drogi i mosty.


Tak wyglądało to miejsce dla mnie. Róże były




Pisała R.R. w noc z niedzieli na poniedziałek, co czytający zawdzięcza sponsorowi Jacusiowi, nie mającemu litości dla umordowanej pańci. Żadnej litości. Piąta rano, a sponsor jeszcze szaleje.

49 komentarzy:

  1. Piękne określenie wymyśliłaś - chatki bogatki. Acz w głębi znaczenia - straszne. Jak i wszystko co opisałaś. Co widzę, wiem i niestety, doświadczam. Bo marzenie dziecięce i trwałe o życiu na wsi zrealizowałam lat temu czterdzieści. żyję ja nadal ale to miejsce już wsią jest głównie z administracyjnego tytułu. Ja jeszcze szczęśliwie na uboczu, z areałem wystarczającym na trwanie w enklawie i podobnie jak ja żyjącymi i myślącymi najbliższymi sąsiadami. Ale już opuszczenie obszaru otoczonego (na szczęście moimi) drzewami..... nie ma co się rozpisywać, wszędzie (a ja sporo po kraju się włóczyłam, bocznymi także drogami) jest podobnie....
    I te koszmarne otoczenia (świadomie nie chcę używać słowa - ogródki) domów, te poharatane, okaleczone drzewa, te idiotyczne topiary z jałowców i czego podadnie...
    No dobra, mimo wszystko radosny jest maj, pachnący jest maj :).
    Pachnącego bzem dnia Ci życzę :)).
    Rabarbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co to znaczy topiary z jałowców?

      Usuń
    2. Tabaaza mnie wyręczyła w piękny sposób. Dodam tylko, że szczęściem są tacy jak Ty i twoi sąsiedzi. Jak Rogata Owca, jak Agniecha. Żadnej z Was do głowy by nie przyszedł pomysł zarobienia na ziemi sprzedażą pod chatki bogatki, lub na tej ziemi wystawienia czegoś przemysłowego. I dobrze, oby więcej Was.
      Chatki-bogatki niestety nie moje 😔

      Usuń
    3. Ja to w ogole jakbym dostslaxdtugieczycie to bym ho ho i jeszczeraz ho, na mojej wiosce.I to, ze mam super fajne łąki nieskalane nawozami, to juz mi dsjecduzo radosci.

      Usuń
    4. Tak. Te drugie życia koniecznie😀

      Usuń
  2. Są duże różnice,widuję normalnośč, lub zmiany , ale nie tylko na gorsze , bo sa domy z fsjnymi uprawami, ogrodkami, nie tylko kwietnymi, ale i warzywniakami, kozami,owcami, czasem krowami.Oby wiecej takich i bylaby jakas rownowaga do koszmarkow. W zależnosci od regionu, sa wsie zapomniane przez swiat, poszukiwane przez przyjezdnych miastowych , ktorzy budują, zmieniają, chcą nowoczesnie i bez poszanowania dla matki natury , estetyki krajobrazu itp.Nie lubię przemiany górskich miejscowosci w kurorty narciarskie nackane brzydkimi wielkimi hotelami, a te powstaja jak grzyby po deszczu, bo ludzie musza miec SPA i cuda na kiju. Kasa,kasa,kaaa i wygoda i luksusy. Ale cóż poradzić.

    Wspomnienia z dzieciectwa mam takie, ze na obrzezach miasta , gdzie mieszkalam, bylo jak na wsi, kury, krowy, swinie.
    Do dziś jeszcze sa takie miejsca, bo niektorzy chca miec swoje jajka, kurek wiec najwiecej.
    Ul


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może tam gdzie bywasz tak jest, W moich okolicach jest właśnie tak. Za to na obrzeżach miasta, i w dziczy miejskiej są właśnie takie kurkowe domy. Ba, parę lat temu nawet woźny z sąsiedniej szkoły podstawowej miał kilka kurek. Miesza się wszystko, miejskie z wiejskim.

      Usuń
  3. No teraz drewniane chatki skandynawskie kiedyś widziałam ale to u nas kilka tylko mną obrzeżach stoi. Tak to właśnie murowane wszystko ogrodzone i co że przy lesie jak dom przy domu nie ma prywatności. Ja się chyba lepiej czuje w bloku. Drzwi zamykam i nikt nie zagląda.
    A dzisiaj w pracy mnie pięta tak napierdxiela że muszę do tej rodzinnej po to skierowanie i nie wiem może kilka dni wolnego. Coraz gorzej. Kurde

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocurro na przegląd!

      Też czasem myślę, że w bloku bywa intymnej. Ale tylko czasem, mnie ssie do ziemi. Te domy co stawiane nawet nie takie złe, brak przestrzeni je gubi, ogrodzenia przytłaczają i ogólnie nieładnie z nimi. Szok, że grodzone dojścia do wody, lasu i w lesie wygrodzone całe połacie. Zrozumiałe, ludzie nie chcą obcych na swoim, ale straszny jakiś robi się świat.

      Usuń
    2. Wisim na fonie do teleposrady.... Ciemność widzę ciemność

      Usuń
    3. Wisisz, ok. A tuptanie osobiste do przychodni nie wchodzi w rachubę?

      Usuń
    4. Tylko na opiece nocnej można osobiście przyjść. Rodzinni tylko telefon. Bzdura jakąś. Mają dzwonić o 16.45 zobaczymy.

      Usuń
    5. Walcz Kocurro! Nóżka cenna sprawa. Trzymam kciuki za akcję.

      Usuń
    6. Opieka nocna jest dla nagłych zachorowań i działań doraźnych (na pewno nie do leczenia przewlekłych spraw lub wymagających dłuższej opieki, konsultacji itp), zastępuje rodzinnego po godzinach pracy przychodni, jak się coś nagłego zdarzy, a nie jak ktoś ma problem od tygodnia, bo z tym to rodzinny ma sobie poradzić. Rodzinni tak naprawdę nie mają prawa spławiać pacjentów do nocnej, tylko są bezczelni, a poza tym teraz już są zniesione nakazy teleporadnictwa i jak pacjent chce żeby go lekarz obejrzał, to lekarz ma obowiązek go przyjąć. Trzeba się awanturować, nawet postraszyć NFZem. Jak noga boli to bez obejrzenia raczej ciężko leczyć, a od oceny czy trzeba jakiejś konsultacji czy badań dodatkowych jest lekarz rodzinny, a nie dyżurujący na nocnej. Lekarz na nocnej ma pełne prawo spławić pacjenta, który nie wymaga nagłej interwencji, najwyżej da coś przeciwbólowego i powie że trzeba iść do rodzinnego. Oczywiście jak wygląda to poważnie, to wezwie jakiegoś chirurga czy tam kogo uzna za właściwe, no i się dalej różnie może potoczyć. W każdym razie rodzinni to mafia, darmozjady i krętacze. Mam o tej grupie jak najgorsze zdanie.

      Usuń
    7. Dobrze by było, żeby Kocurro się zapoznała z Twą wypowiedzią przed teleporadą. Może przeczytała.

      Usuń
    8. Mam skierowanie i na prześwietlenie i na ortopedę. Ortopedę już zapisałam się telefonicznie a prześwietlenie czekam na znak od Matki Rodzicielki czy mnie powiezie gdzies na przeswietlenie bo nie chce pół miasta iść na jednej nodze. Zwolnienie na razie do piątku a ortopeda w poniedziałek więc wszystko się okaze

      Usuń
    9. Czyli sali szansę działać. Dobrze. Czekam na wieści. Oczywiście kciukasy masz😀

      Usuń
    10. Super :). Trafił się widać ktoś odpowiedzialny, przynajmniej dał skierowanie, bo znam przypadki, kiedy zalecali przez telefon w podobnych sytuacjach okłady. No ja bym takiego obłożyła...

      Usuń
  4. Kocur czymaj się i uważaj na łapkę żeby Ci nie obcięli. Te nowe domki to często gęsto są blokowiska tyle że z wyjściem na zieloony saloon. Ściany w taki stawia się z żywotników, wykładzina jest z tyrawnika a za komplet wypoczynkowy robio iglaki i donice jednoroczne bo przy tym sam wypoczynek, narobić się nie trzeba - nieprawda, dlatego te ogródki tak żałośnie wyglądajo. Sam smak. W bogatkach jeszcze musi być kostka i cóś, Panie tego, oczy rwącego. A wioski to nam zaczęły zanikać w latach 80 ubiegłego wieku, mła obserwowała ten proces. Obecnie zanikają nawet w wioskowym zagłębiu czyli na ścianie wschodniej. Zastępują je letniska, drugie domy itd., jeszcze nie przyspieszyło tam zanikanie z kopyta ale za jakieś dziesięć lat nie poznamy niektórych regionów Polski. Trwa wielkie wymieranie, moim zdaniem tego procesu nie da się zatrzymać. Cóś odchodzi ale i cóś się rodzi, zobaczymy co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, czy chcę zobaczyć to co .......
      Rabarbara

      Usuń
    2. Też nie jestem pewna. Tryndy przerażają.

      Usuń
    3. Nie martwiajcie się, po prostu po wymieraniu to co zostanie zarośnie najsampierw trawsko a potem zaczną wysiewać się drzewa. Mła nie rozumie skąd to powszechne w Europie biadolenie nad zanikaniem wsi na terenach na których trzysta lat temu ich nie było. Włosi płaczą nad pustoszejącą Doliną Aosty zapominając że jej zasiedlanie na poważnie to zaczęli około 150 lat temu, wbrew naturalnej możliwości wyżycia z tego terenu większej ilości ludzi. U nas płacze nad ścianą wschodnią choć wystarczy poczytać o tym jak wyglądało zasiedlanie tych terenów żeby nie mieć złudzeń na temat trwania w tym miejscu ludzi, którzy przestali się rozmnażać w systemie 11 dzieci na kobitę. Mła sądzi że idziemy w kierunku odwrotu od przemysłowej hodowli żywności bo ludność będzie nam się zmniejszać, z czasem nawet Indie i Afryka przestaną być rezerwuarem naszego gatunku, ten proces się zaczął i będzie przyspieszał. Nie wszystko będzie takie złe, będzie po prostu inne. U nas jeszcze opieranie się trwa, te przemysłowe chlewnie i kurczakownie itd. to jest już pieśń przeszłości, choć u nas wydaje się to ciągle nowe. Mła sądzi że w ciągu najbliższej dekady nastąpi taki wzrost cen mięsa wymuszony przez podatki że wrócimy do rozsądnego żarła, co tylko wyjdzie nam na zdrowie bowiem ten produkt białkowy obecnie spożywany jako mięso to nie dość że katowanie zwierząt to jeszcze trucie ludzi.

      Usuń
    4. Tak wogle to mła się wydawa że Was nie martwi wymieranie wsi jako takiej tylko jej miastowienie. Tylko że miastowienie wsi może się odbywać w odległości niezbyt dużej od dużego miasta, im dalej tym trudniej miastowieć.

      Usuń
    5. Zobaczymy jak będzie, to znaczy jak dożyjemy i nas demencja (tfu!, tfu!, tfu!) nie zeżre. Jaka odległość od miasta zapobiegnie miastowieniu? One się bardzo skracają, te odległości. To prędzej to wymieranie zapobiegnie. Samo miastowienie jeszcze nie takie złe, gorzej że w brzydkim stylu, z zerowym szacunkiem do ziemi, wody i wszystkiego co na ziemi żyje. No, sąsiedzi mogą naszkudzić i protestować, więc dla nich minimum uważania. A czasem mniej.

      Usuń
    6. A tak, oczywiście że nie wymieranie czyli opuszczanie wsi przez ludzi mnie martwi, bo to akurat dla przyrody czyli w efekcie i nas wszystkich, jest korzystne. Bo dzieje się tak jak opisałaś i jak spokojnie od lat jest u mnie - moje zabawy ogrodowe to na niewielkich kawałkach a reszta to dzika łąka (tam gdzie koszone 2 razy w roku) i spokojnie postępujący las. I tak - to idzie błyskiem. Oczywiście, że o to brzydkie miastowienie chodzi bo niestety , „pobliże” dużych miast sięga coraz dalej, kiedyś to było 10-15 km od miasta, dziś (tak w moim rejonie) 30 a nawet 40 km. A to, wiadomo, nie tylko domy i biznesy ale drogi szerokie , asfaltowe itd itp i wogle......
      Co tu będę książkę pisać, wiemy o co chodzi.
      Rabarbara

      Usuń
    7. Ech. Najlepszym miernikiem szacunku do ziemi jest ilość betonowej kostki. Im jej więcej, tym szacunku mniej. Widzę takie posesję, gdzie nie zostawiono nic. Dosłownie nic ziemi. Dwie doniczki przy wejściowych drzwiach, a i to czasem nie. Zastanawia, po co ci ludzie wyprowadzali się na wieś. A może to dzieci rolników, co chcą się odciąć od roli? Nie rozumiem zjawiska.

      Usuń
  5. Noce i dnie niedswno leciały, chyba muszę upolowac kolejna powtorkę, tam milość do ziemi i dawne rolnictwo, albo i w Chlopach.

    W moich wspomnieniach jest wieś i niechęc do niej, bo mimo, że mieszkalam na obrzezach , ogrod, drzewa owocowe,agrest porzeczki,maliny, ziemniaki,itp. a u cioci swinkii kurki,u sasiadkui krowa i mleko od niej, to kiedy pojechalismy na ojcowizne babci, to czulam obrzydzenie. Taka pańcia lala ze mnie. Śmierdziało, mleko cieple od krowy to ohyda nie do wypicia, gesi ktorych się bałam, zniwa no i ...modlenie sie w pokoju, przymusowe, do kosciola daleko, wiec msza w radiu. Okropność. Nie lubilam wujostwa i ich zwyczajów, tęsknilam za powrotem do domu.

    OdpowiedzUsuń
  6. A Twoje miejsko-wiejskie obrzeża były ok? Może raczej wujostwo i ich styl życia, tworzone otoczenie było be i wszystko obrzydziło?
    W rodzinie, takiej ciut dalszej, mam gospodarujących na ziemi. I ciekawostka, u jednych nic nie śmierdziało, wszystko cacy, bukoliczne owce, las staw. Psy i zwierzaki traktowane z szacunkiem. U drugich śmierdziało wszystko, złe położenie gnojownika tak powodowało, a świnki hodowali. Konie. Krowy. Otoczenie równie ładne, skarpa nad rzeką, las. Nie mam złych wspomnień, nawet ten smród ich nie zostawił. Jedyne z czym nie mogłam się za nic pogodzić, to zabijanie zwierząt, głęboka hipokryzja, bo przecież mięso jadam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na moich obrzezach bylo swojsko, a tam obco inaczej i wszystko jakby bardziej zacofane (Mazury).
    A ogolnie jak teraz pomyslecto ladnie bylo, jeziora blisko, las, i zwyczajna wieś gospodarska ,pola, uprawy, a ja bylam taka obrzydliwa do obcego i nieznanego. Nawet jeziora sie brzydzilam, bo zobaczylam jakies robaczki w piasku😀

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech. Mam nadzieję, że Ci tak nie zostało,😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie nauczyło mnie wiele.
      Co do jezior i wchodzenia do wody miewam opory😀

      Usuń
    2. Do stojącej wody to i ja nie lubię, a jeszcze jak zamulona to za nic. Pijawki, to główni winowajcy.

      Usuń
  9. Dla mnie wieś albo jakieś inne odludzie to element niezbędny do psychicznego resetu i wypoczynku, od lat wszystkie urlopy spędzam w takich miejscach . Marzyłam o zamieszkaniu na wsi, ale może i dobrze, że to się nie udało, wiejska sielanka lepiej wygląda na zdjęciach , niż w realu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszystko wygląda lepiej w marzeniach😀
    Real coś dokuczliwy😀

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja uwielbiałam ciepłe mleko prosto od krowy :)))). Ja w ogóle jestem mlekopij, więc może dlatego nie przeszkadzało mi, że ono nie z fabryki tylko niemal prosto z krowiego brzuszka :). Dziadkowie mieli samowystarczalne gospodarstwo na wsi, więc wszystkie wakacje w dzieciństwie spędzałam wśród kurek krówek, świnek, koników itd :). Były pola malowane zbożem rozmaitem, uprawy buraków i ziemniaków, sad z jabłoniami, wiśniami, śliwkami, ogród warzywny z pomidorami, cebulami, koprem, łąka (te sianokosy!), ogródek pełen floksów i słoneczników... Pięknie było! I komu to przeszkadzało?
    Teraz przeraża mnie zapowiedź cichej prywatyzacji lasów państwowych, o której jakoś się głośno nie trąbi, a pisy cichcem próbują to przepchnąć - możliwość zamiany zabetonowanego śmietniska na taki sam areał lasów lub innych ostoi przyrody, które następnie inwestor znowu będzie mógł zabetonować. Ja nie bardzo wiem, gdzie jeszcze na tym świecie można mieszkać wśród normalnych ludzi, szanujących przyrodę. Rozważam rejony okołobiegunowe, chociaż to też chyba ostatnie chwile... A czytałyście o debilu, który niedawno wytruł 7,5 miliona pszczół opryskiem rzepaku niedozwolonym środkiem? Grozi mu 8 lat więzienia, ale podejrzewam, że zapłaci jakiś ochłap pszczelarzowi (straty pszczelarza szacowane na około pół miliona zł), pogrożą mu palcem i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  12. Brak słów na na truciciela. Brak na bezmyślność rządzących. Dawno uznałam, że robią piekło własnym dzieciom.
    Te wiejskie raje nadal są, ale otoczone jak duszącą pętlą nowym wiejskim ładem. W świetle tego co pisze Tabaaza, Bieszczady, te które lubisz, jeszcze mają szansę ocaleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem... Byłam w Bieszczadach kilkanaście lat po pierwszej wyprawie i byłam wstrząśnięta jak zostały zdewastowane, skomercjalizowane, zaśmiecone, zagłuszone, zasmrodzone. Masakra. Mam w pamięci te pierwsze pobyty, to jeszcze były, jak to mówili mi sami miejscowi, PRAWDZIWE Bieszczady. Degradacja postępuje. Znowu dość dawno tam tam byłam, bo jak mi się przypomina dzika Solina i to co tam jest teraz, to mi się robi niedobrze, już sama nie wiem, czy chcę to oglądać. Istne Krupówki bieszczadzkie. Stragany, masa plastiku pływającego po Solinie, na tamie zrobiono deptak, z megafonów ryczą jakieś discopolowe łupanki, śmierdzą kebaby, tłumy dziczy, która przyjechała nie tyle szukać ciszy i spokoju, podziwiać dziką przyrodę, ale napić się piwa nad Soliną, zaliczyć punkt na mapie, poimprezować, zrobić selfie na Insta. Smutne to wszystko. Oczywiście są ostoje naturalnej przyrody, oazy spokoju, ale coraz ich mniej i nie ma kto ich chronić, wygrywają interesy niedouczonych kacyków, krótkowzrocznych kapitalistów, kasa, misiu, kasa...

      Usuń
    2. Nie mogę znaleźć świetnej muzyczki ilustrującej problem. Tam było o jedzeniu hamburgerów w Mombassie i w Nairobi. Nie poradzisz, "kultura" i "cywilizacja" wkraczają bezlitośnie w co bardziej malownicze krajobrazy. A jak nie one, to przemysł. Tak. Kasa.

      Usuń
  13. https://www.google.com/search?gs_ssp=eJzj4tVP1zc0TCozjc8uyCkzYPQSSclXKE4tSk5UKCiqqiwpzVEoKE4EAOF2DKY&q=do+serca+przytul+psa&oq=do+serca+przytul&aqs=chrome.1.0i355j46j69i57j0l7.9711j0j7&sourceid=chrome&ie=UTF-8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech......... to było wołanie w pustkę....
      Rabarbara

      Usuń
    2. Do mnie akurat dotarło😀

      Usuń
    3. Myślę, że do Ciebie i do mnie nie musiało docierać, w nas to było.......my z tych "znających Józefa" :))).
      Rabarbara

      Usuń
    4. 😀 Tak, mamy "to", prawdopodobnie od urodzenia. Niby fajnie, ale. Ale jest znaczna, co ja piszę, ogromna, przeogromna masa ludzka dla których jesteśmy głupie. Na szczęście to nie jest tak, że jesteśmy same😀.

      Usuń
  14. To ja spac odpadam. Umówione mam na jutro jazda na fotkę więc zobaczymy jaki będzie werdykt.

    OdpowiedzUsuń
  15. Aaaa kotki dwa, szarobure, szarobure obydwa.
    Aaaa kotków tuzin, nastaw se Kocurku budzik.
    Miłych snów😀

    OdpowiedzUsuń