Czytają

piątek, 14 maja 2021

Notatka 329 a jabłonie? Kwitną.

 









Kwitną, a życie bierze zakręty.  Wczoraj wspaniała nowina o Cesarzowej, co dzielnie zniosła rozstanie z zepsutą nóżką.  Dziś nie wspaniała nowina o Marku, koledze Łojca. Zmarł w dniu Łojcowego pogrzebu, jako przyczynę wpisano covid. 

Kwitną drzewa, co być może jabłoniami , a ja w przelocie. Bo dzień zalatwiań. Wizyta u lekarza, z prośbą o wystawienie zaświadczenia o zdolności do pracy. Pisma do Urzędu Stanu Cywilnego do napisania. Mylnie przesłana książka do odesłania do Empiku. Budziki do odebrania. Biblioteka w centrum do odwiedzenia. Lodówka do mycia. Na rynek już nie zdążę. Szkoda.

Wczoraj wieczorem kupione nowe uchwyty do drzwi szafy, bo stare spsułam. Wkręcone. Szafa oczywiście już naładowana, ale nie byłabym sobą gdybym nie kombinowała w jej temacie, dokładając sobie kosztów i roboty. Może stać się świetnym meblem. Może. Na razie jest samą ponurością, kiedyś tam przez moją osobę pomalowaną. Łojciec chciał brązową, to dostał brązową.


Zawiasy z przedpokoju jeszcze nie wykręcone i nie wymienione, kupa worów i gratów do wywalenia, a ja już dodałam sobie kolejnych zajęć. Dziewięć żyć niezbędne, o co wnoszę do Najwyższej Instancji. 

Pisała R.R.

36 komentarzy:

  1. Fajna szafa :))). W przypływie weny zawsze możesz coś stopniowo domalowywać - a to listki zielone, a to ptaszki czerwone :))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stopniowo nie. Przeróbka mi się bardzo marzy, z malowaniem oczywiście 😀. Pomysł jest😀

      Usuń
  2. A przemalujesz ją sobie, możesz nawet w kfioty jabłoni. Z Markiem to wyszło dupiasto, niestety. Pocieszkowo donoszę że Jej Imperatorowość zamienia się w Jej Imertynenckość, boszsz... jak ona na mła wyzywa z okazji kołnierza. Mła ma nadzieję że jak Dobre Mzimu zaśnie to na trochę wychynie do ogrodu z aparatem. Irysy maluchy kwitną przeca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Imperatorowa raz na jakiś czas musi okazać łaskawość. Koniecznie sfoć iryski😀.
      Dziś kwitłam u lekarza w masce, na niewygodnym krzesełeczku. Miałam dostać potwierdzenie zdolności do pracy, ale jak weszłam do gabinetu po trzech godzinach kwitnięcia zielona i zgięta w pół, to nie pomogły zapewnienia że jest nieźle. Więc zwolnienie przedłużone do 29 maja. Nieoczekiwany skutek kwitnięcia.

      Usuń
    2. Przez teleporadę dostałabyś potwierdzenie zdolności, bo by nie było widać zieloności i zgięcia. Taka różnica z tymi poradami.

      Usuń
    3. Ty się Zając ciesz bo masz jeszcze trochę luzu, niech choć to będzie dobre po tym ślęczeniu u medycznych. Iryski sfociłam, Mamelonu coolor pomogłam dobrać do malowania ściany, Małgoś ogarnęłam - jakoś idzie do przodu. Jej Trójnożność chrapie, chyba idzie na deszcz bo reszta kotów jej towarzyszy. I dobrze bo deszcz się przyda.

      Usuń
    4. No to się cieszę moje miłe. Co prawda lekko stropiona, bo nastawiałam się że od poniedziałku jazda, budziki kupione, a tu proszę. Inna rzecz, że rzeczywiście po tym kwitnięciu coś nie za bardzo. Pogoda się zmienia (ciśnienie też), gwałtowne ochłodzenie, dzień gorszego samopoczucia mam, na co cholerna ścierwa i krzesełeczko nie pomogły. Może i dlatego tak wyszło. Na deszcz i iryski czekam.

      Usuń
    5. Jeśli możesz sobie pozwolić na domowe kurowanie się nadal, to korzystaj z tego, nie bądź zbyt wyrywna z tym powrotem do pracy, jeśli nie całkiem wydobrzałaś. Ja po powrocie znad morza jestem trochę podłamana moją marną kondycją, muszę nad nią zacząć pracować, bo okazuje się, że nawet dłuższa rozmowa telefoniczna potrafi prowokować ataki kaszlu i pozbawia mnie tchu. Dobrze , że choć pospacerować mogłam, ale i tu bez szaleństw (kłania się przewlekła rwa kulszowa). Dobrze, że chociaż pogoda i nastrój się spisały :) A jak Twoje samopoczucie, poprawiło się ?

      Usuń
    6. Nie bądź podłamana, sraństwo-draństwo zabrało formę i nie chce oddać, ale to przecież do wyszarpania. Mogło być gorzej i szczęście że nie jest. U mnie różnie. Nie mam za dużo siły, bordello bum bum mnie przerasta, ale zawsze i tak walka z nim dla mnie była trudna. Niemniej walczę, klnąc raz na własną słabość, dwa na zajęcie, bo znam o wiele ciekawsze. Piątek był dupiaty, dziś lepiej, ale efekt ten sam- wyczerpanie baterii. Staram się chodzić, ruszać jak najwięcej i Tobie też polecam, nawet przy rwie zalecają, podobno szybciej przechodzi i się powinno pomimo bólu. Tak, łapie kaszel, trzeba co trochę odpoczywać, nie da rady długo mówić. Błędnik przy zmęczeniu daje znać że jest. Kręgosłup produkuje trzaski i protestuje. Więc chyba to zwolnienie jeszcze potrzebne, wątpliwe jednak przy takim ślimaczym tempie czy wróci choć część siły. Ale powtarzam, miałam szczęście i Ty też.

      Usuń
  3. O, nie spodziewałabym się takiego mebla w męskim pokoju :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, czemu nie? Wiesz, malowałam tę szafę żeby nie straszyła. Bo była przestrasznie okropna. Po malowaniu chyba Łojcu podpasowała, reklamacji nie zgłaszał, mało, kanapa (ta która do wywalenia) tapicerkę ma brązową w spirale.

      Usuń
    2. Co tam spirale... U nas to byście się zdziwiły... mój mąż uwielbia różyczki na obiciach i zasłonkach, barokowe zdobnictwo itp. Ja przeciwnie - gładko, prosto i bez wzorków, minimalistycznie. Ciężko to pogodzić, a mąż z tych co wiedzą lepiej i muszą na swoim postawić, jak chce rzucik na kanapie w różyczki, to nie odpuści. Przewalczyłam tylko że kwiaty duże, pastelowe, raczej styl angielski niż wiejska łączka. Teraz stopniowo przyzwyczajam go do myśli, że ten kwiatkowy zestaw będzie super do ogrodu zimowego, a do salonu trzeba nabyć sofę beżową bez wzorków. Przekonał go argument, że na tej beżowej sofie dostanie bez liku poduszek we wszystkich możliwych kolorach i wzorach (kwiatkowych oczywiście). Ja i tak potem cichcem podmieniam te poduszki na możliwe gładkie i proste. Łatwiej podmienić poduszkę niż kanapę.

      Usuń
    3. Niczemu się nie dziwię. Mam eklektyczny gust, a po tym jak spodobały mi się fotele-pomidory oraz takiż żyrandol w straszliwie ciężkim, ciemnym, naładowanym antykami i brązowymi odlewami rzeźb wnętrzu (kolega odziedziczył takie salony prawie muzealne), to podejrzewam że nie mam wcale gustu, lub mam, ale dziwny. Lubię Małgosiu lekko, jeżeli nie przytłacza to najlepsza opcja. Beżowa kanapa jak najbardziej, ale u mnie mogłabyś się spodziewać nad tym monochromem z gładkimi poduchami pomarańczowego sufitu np. No co, kiedyś miałam w kuchni czerwony😀. Wśród wizytujących były szczere zaklęcia, że oni to nigdy w życiu takiej straszności, a pchali mi się do kuchni jak wściekli. 😀 Na usprawiedliwienie powiem, że to był eksperyment, planowałam położenie akrylowych tynków.

      Usuń
    4. Ja nie mówię kolorom nie :) ale ostatnio wolę je jako dodatki, poduchy właśnie, obrazy przepiękne moje :))) i nie tylko moje, bo mamy ich dużo otrzymanych w darach od zaprzyjaźnionych artystów, wielkie regały zapełnione książkami też dają trochę kolorystycznego chaosu, dywany i obrusy, kwiatów trochę, durnostojek ulubionych męża (świeczniki, wazony, figurki, pamiątkowe zdjęcia i dyplomy itd). Tego jest mnóstwo, chata zagracona, mąż wszystko lubi mieć na wierzchu, więc nie nadążam z chowaniem kocyków, swetrów, czasopism i różnych podręcznych drobiazgów, dochodzą jeszcze kocie legowiska i inne przyrządy do ćwiczeń kocich i ludzkich takoż. Dlatego zasłony, meble i dywany (tam gdzie są) wolę jednolite - jako spokojne tło. Okres kolorystycznych szaleństw mam za sobą, a bywało, oj bywało rozmaicie, czego stare zdjęcia dowodem i czasem zęby mnie bolą, jak na nie patrzę, a sama tak chciałam przecież :). Był okres czarno-czerwono-biały z przewagą strażackiej czerwieni, była wściekła odmiana mięty z pomarańczem, było boho szalone... no działo się.

      Usuń
    5. To dobrze, bo wystraszyłam się. Obecne tryndy mieszkaniowe mnie przerażają, szaro-beżowo-biało. Tak naprawdę, to przecież każdy dobiera do siebie, więc do licha dlaczego tak jest, że tak bezosobowo? Zamienić piżamki i już nie poznasz że to nie Twój lokal. Twój mąż widać potrzebuje takich kolorystycznych misz-maszów z bałaganem kolorystycznym. Bardzo lubię, ale mają nie męczyć. Lubię gładkie spokojne płaszczyzny koloru, ale mają nie nudzić. I dobrze że jest tak jak masz, takie domy/mieszkania rozumiem. Rozumiem tez i tych, którzy maksymalnie upraszając wszystko, widać tego potrzebują. Ale do diabła, czemu tak sztancowo? Maruda ze mnie i tyle😀, a w mojej chałupie akurat bordello bum bum i kupa gratów, co to normalny ludź by wywalił. Wersalkę lada chwila będę wywalać 😀

      Usuń
    6. Mnie chyba zmęczył właśnie nadmiar kolorów i misz-maszu przez ostatnie lata, w ogóle lubię zmiany i teraz mam fazę na spokojne tło i dużo kolorowych dodatków. Całkiem biało-beżowo w żadnym razie! No i właśnie, lubię żeby było inaczej niż u wszystkich, po mojemu :).

      Usuń
    7. I to jest to. Po Twojemu chcesz żeby było. Kłopotem, że po Twojemu, to nie znaczy ze dobrze i pasująco dla Twojego męża. Kompromisy to trudna rzecz.
      Jak się tak zastanowiłam to można też zrozumieć dlaczego tak jednakowo. Bo najprościej, bez zastanawiania się, a dla ogromnej rzeszy ludzkiej to jest istotne, żeby bez kłopotu, bo kłopotów i tak każdy ma dość. Tylko zdaje się stosunkowo niewielka część chce po swojemu, kombinując i wymyślając, np. kładąc inny niż aktualnie obowiazujący kolor na ścianę. Choćby potem miała na ten kolor kląć, to go położy, bo taki się JEJ teraz podoba.

      Usuń
    8. Ścianę przemalować to nie taki znowu wielki problem, ja sama czasem maluję. No ale z tymi kompromisami to racja, ciężko to idzie jak się spotkają dwa tak odmienne egzemplarze jak ja i mój mąż :).
      Natomiast to że ludzie mają jednakowo, to czasem wynika z braku wyobraźni i własnego wyrobionego stylu, czasem z braku zainteresowania wystrojem, bo żyją jakimiś całkiem innymi sprawami a kwestia mebli i żyrandoli nie ma dla nich znaczenia, więc idą po linii najmniejszego oporu. A niektórym się wydaje, że modne jest to, co jest popularne, czyli aktualny katalog IKEI dajmy na to i chcą być tacy bardzo na czasie. Od razu zastrzegam że nie mam nic przeciwko IKEI, nawet też dość lubię ten styl :).
      Ja mam swoje wnętrzarskie marzenia, ale jakoś tak się składa, że to co mi się podoba, jest zazwyczaj bardzo drogie, bo są to rzeczy wyjątkowe :))). Tak więc sama ze sobą muszę nieraz iść na kompromis.

      Usuń
  4. Przepraszam, że malo mnie, czytam, ale sie nie wypowiadam , a ciekawe i moje tematy.
    Mąż Malgosi mnie zadziwił, chociaz moj ma zapedy na ksieciunia przecież i palacowe wnetrzacgo zachwycają, koniecznie chce wtrynić nam jakies wypasione zyrandole, i najchetniej to mieszkalby w stylu ludwikowskim, za ktorym nie przepadam😀

    Romanko ciekawa jestem jaką przemianę szykujesz szafie.

    Z kolegą Łojca, no, popatrz, mozexsie gdzies tam w zaswiatach teraz spotkali i jest im raźnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W temacie żyrandoli broń się. Owszem są i takie które fajne, ale w odpowiedzi dla Małgosi wspominam ten co go zastąpił pomidorowy klosz. One w większości grzeszą nadmiarem, choć i teraz spotykane takie bywają. A choinka, toż to raz na ruski rok trzeba umyć, tak - ma być ładny, ale dwanaście żaróweczek to przesada. Zresztą sama wiesz. Pałacowe sprzęty fajne, ale przydałoby się żeby sobie takie żaróweczki powymienial i choć raz sprzęt odkurzył. A zdaje się, że jak trzeba zadbać i porobić koło powieszonego, to chłopa nie ma 😀

      Kolega Łojca podążył za nim, mam nadzieję, że nie z powodu kontaktów z nim😔.

      Usuń
  5. To też argumenty za najbardziej popularnym wystrojem. Bo cokolwiek bardziej wymyślnego lub wyjątkowego kosztuje albo więcej kasy albo więcej wysiłku. Ikea jest akurat złem najmniejszym, wbrew katalogom i z udziałem jej produktów można "wyjść na swoje". A wysiłek. No cóż, kolega te fotele-pomidory i żyrandol kombinował we własnym zakresie, spyliwszy pierwotne za dużą kasę. Brzydkie były i straszące jak nie wiem co. I jak kocham starocie, tak pomidorowe twory kolegi sto razy lepsze od potwornego żyrandola (trzy ozdobne tarantule pod sufitem od najmniejszej do największej, nie wiadomo dlaczego też z brązu, na każdej nóżce żaróweczka na rurce udająca świeczkę) i skórzanych hipopotamowych foteli. Ogromnych i czarnych, istne katafalki. Przy robionych fotelach zdaje się że używał wszystkiego co mu w rękę wpadło, nie dam głowy czy np. do uzyskania okrągłości nie użył styropianu. Ale mu się chciało, to zdaje się jest podstawa do wszystkiego. Miał rację, od razu w salonie zrobiło się lżej, przestało śmierdzieć zapyziałym muzeum. A jak jeszcze zerwał ciemnozielone tapety i dał na ścianach rozjaśnionego pomidora, to nagle się okazało, że po pierwsze jaśniej i pogodnie, po drugie jest czym oddychać, i zrobiło się po prostu ładnie i do życia. Trochę czasu od tamtej pory upłynęło, ale zawsze jak widzę sztampę przypominają mi się fotele-pomidory. Dowód, że można i należy robić miejsce dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Romanko, ciagle się bronię przed zapędami, ale z drugiej strony niechby miał cos tak jak mu sie podoba, w koncu to i jego mieszkanie, tyle sie napracuje przy remontach a ja ciagle neguję jego pomysły, lub naginam.wiec sztuka kompromisu ciagle na czasie.
    Dzis jedziemu do klamociarni😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jesteś😀, prawda, niech ma. U mnie dziś imprezy na które bardzo się cieszę, giełda staroci i targi ogrodnicze😀

      Usuń
    2. Skąd ja to znam... :). Mój przytargał kiedyś potężne pałacowe lustro, poniemiecki autentyk sprzed ponad stu lat, kryształowa frezowana tafla i grube rzeźbione, złocone ramy. Myślałam, że zawału dostanę, a jeszcze trochę to kosztowało... No ale jak już przytargał, to powiesił, co też nie było łatwe, bo trzeba było wzmocnienia specjalne, żeby pół ściany razem z tym nie wyleciało. Przez pierwsze dwa lata co na to spojrzałam, to mi się słabo robiło, ale powoli przywykłam, potem jakoś się dostosowało resztę wystroju, co prawda nie ludwiki (chociaż mu się marzyły), ale tak żeby za bardzo nie zgrzytało. No i w sumie wyszło, że lustro na pół ściany fajnie powiększa przestrzeń, a i obejrzeć się w całości przed jakąś galą można :).

      Usuń
  7. Malgosiu😀😀😀
    My mamy troche staruszków, ale nie az tskich ciezkich barokowych,tylko mlodszych. Mamy ramę, moze nie jakas super stara, bo po nimfach tesciowej, i mu sie do niej kryształowa tafla marzy, mnie wystsrczy zwykla i moze jako lusto wyladuje w przedpokoju lub lazience, alexpredzej w przedpokoju. Mamy kamieniczne mieszkanie, lubimy stsruszki, ale ja bez przesady i nie zeby oscrazu palac z mieszkania robić😀😀

    OdpowiedzUsuń
  8. 😀😀😀 Podaruj sobie odrobinę luksusu 😀😀😀. Widzisz Małgosiu, jednym solidnym lustrem mąż Ci powiększył metraż. Nie takie jednak głupie te pałacowe ciagoty.

    OdpowiedzUsuń
  9. 😀😁🤣 bylismy w klamociarni, nic nam w oko niw wpadło.no, moze zw dwie lampy,jedna stojaca, druga wisząca, ale nie zapytalismy o cenę, bo babka gdzieś zniknęła, ale moze innym razem.

    OdpowiedzUsuń
  10. A ja na giełdzie widziałam coś, co zacznie nowego posta. Doprawdy pałacowe ciagoty Twojego męża i męża Małgosi NIEWINNE.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja się na temat wnętrz za bardzo nie będę wywnętrzać, bo w domu stworzyłam pomieszanie z poplątaniem, czyli biedamajery z półpałacowymi lustrami , obrazami z klamociarni i kredensami z allegro, enerdowską meblościanką za 35 zlotych, przerobioną na zabudowę kuchenną i narożnikiem z olx :) A w przedpokoju za jedną z szafek na buty robi przedwojenna komoda, wyciągnięta z kurnika, gdzie była grzędą i byłaby tam dokonała żywota, gdybym jej nie wypatrzyła. Zestawienie zdobyczy dość niesztampowe , ale nie kosztowało majątku i spełnia moje potrzeby :) Mój dom jest dla mnie , jest wypadkową chęci i możliwości, a przede wszystkim mam się w nim dobrze czuć. Przydałoby się go odgruzować , ale zupełnie nie umiem się do tego zmobilizować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz mi się podoba, pokazałabyś!

      Usuń
    2. Ok. Bez jednej Cykanki, bo światło sztuczne kłamie kolor.

      Usuń
  12. Przecież o to chodzi, by dobrze się czuć we własnym domu. Czym jest urządzony, to i tak sprawa drugorzędna, ważniejsze jest kto w nim mieszka i czy jego potrzeby są zaspokojone, czy dobrze się w tym domu ma.

    OdpowiedzUsuń