Czytają

środa, 12 maja 2021

Notatka 327 Odzipywanie





Powinnam iść spać. Ale nie mam siły się ruszyć.  Pranie, suszenie i układanie oraz wyrzucanie. Coraz bardziej nie lubię zajęcia. 

Po za tym powód schechtania taki.
Dobrze, że wróciłam autobusem.

Byłam w ZUSie, zaglądałam tam właściwie co drugi-trzeci dzień i za każdym razem odstępowałam, bo było za dużo ludzi, czekania od czapy na stojąco.  Dziś tłumek mniejszy,  nie pada i nie piździ, nie ma na co czekać - lepiej nie będzie, załatwiam. No i  załatwiłam. Nie do końca, będę chciała odzyskać od ZUS-u cofniętą przezeń emeryturę za kwiecień. Możliwe to, wiem jak.

Jedno bardzo ważne załatwione, ale potem to było męcząco i w kratkę. Więcej nieudanego niż udanego, męcząco, bo chyba musiała być kara za niechęć do wrastania w zusowski trawnik przy paskudnej pogodzie. Tak naprawdę, to odwiedzanie ZUS było treningiem, docierałam na oparach, nie miałam już sił na wrastanie w trawnik. 

Potem spacer do Lidla, liście laurowe i goździki się skończyły, nie ma wsadu antymolowego. Zonk, w Lidlu też nie ma. Będą, ale jutro. Parę innych dupereli potrzebnych, do sklepu Eli koniecznie, do metalowego, do ogrodniczego koniecznie, i do pana Krzysia po suche jedzonko dla futer.  

Jakiś pech, autobusy odjeżdżały sprzed nosa więc wolniutka pieszyzna w tropiku. Rany boskie co za pogoda! Uciekam w cień, ale tam też gorąco, a wiatr tym razem nie chłodzi. Peszek trwa. Sklep z żelastwem zlikwidowany, w ogrodniczym nie mają małych opakowań końskiego obornika. Minimum 10 l. No nie, za wielkie, mam jeszcze trochę do odwiedzenia, a autobusy nadal mi uciekają, gdzie z tym worem i po co. Ela jest, nigdzie nie uciekła. Specjalnie do niej, wyłącznie na pogaduchy o Pameli, trójnóżce, kotce, czarnej jak przyszła trójnóżka. Aksamitnej. Kochanej. To nie zwinna łowczyni, to kot spacerowy razem z pańciami, ale i kot chowankowo-badawczy. Bo co jakiś czas grzęźnie gdzieś, a wystraszone panie ratują, niekoniecznie z typowych zasadzek. Zagadką jest, dlaczego słodka Pamela normalnie miaucząca i umiejąca wrzeszczeć jak każdy kot, milczy gdy rzeczywiście utknie i potrzebuje ratunku. Bo ugrzęzła na dobę pomiędzy roletą a oknem zaplątana w sznurki. Cud, że wtedy wyszła z przygody cało.  Bo dobowy pobyt w samochodzie sąsiada, potem powtórka z sąsiedzkim mieniem - doba w jego garażu. Doba w szufladzie komody, bo dziewczyny nie zauważyły że śpi w bieliźnie i zamknęły. Taa, kochana milutka Pamela też ma swoje sposoby na dokopanie pańciom, miejsc dobowych jednorazowych pobytów mnóstwo, ale co też dziwne, żadne z miejsc nie zbezczeszczone w typowy dla kuwety sposób.  Póki żyła sunia Eli, to po jednodniowej nieobecności koty kablowała pokazując miejsce utknięcia, ale od dwóch lat pańcie muszą sobie radzić same. I naprawdę nie mam pojęcia jak sobie radzą z talentem Pamelki. Dodatkowo jest to kot wolny, korzystający z uroków ogrodu w lesie, przyległego lasu i sąsiedzkich parceli. A grzęźnie w pułapkach nagminnie.

Słodka Pamela ma być wzorem, ale lepiej by przyszła Trójnóżka nie brała z niej przykładu co do zniknięć i pułapek. 

Pech trwał nadal, ale jedzonko kupione. Bo testujemy. Nie ma kto podać żarcia gdy mnie nie będzie, więc suche wjeżdża do menu. Pani Krzysiowa odważyła sześć porcji różnych karm po dwadzieścia deko, opisała co to jest na włożonych w torebki papierkach. Ja papierki ponumerowałam, tak jak i malutkie miseczki do fondue.  Właściwa karma do właściwej miseczki i sprawdzimy co moim słodziakom podchodzi, a co nie.





No. Mogę iść spać. Odzipnęłam. Foty z wczorajszego wyrzucania śmieci. Magiczne są noce w maju co sprawdzone przy szwendaniu się po osiedlu, bo telefon Łojcowego kolegi nie odpowiadał.  Włodek odhaczony cały i zdrowy, Marek nie. Więc gdy wieczór, a ja miałam jeszcze siłę sprawdzałam czy pali się u niego światło. Wczoraj świeciło, co przecież o niczym nie świadczy, a w dzień domofon milczy, też sprawdzałam. 

Aaaa, budziki zamówione. Malutkie a głośne, jednakowe. Zegarmistrz miał jeden, będą na piątek. Cholera z nimi, u Rybickiego wyłącznie Casio od pięciu dych w górę, u innych duże i grube. Jeśli będzie krewa z zamówionymi, zostaje Rybicki. Różnica na parze to trzy dychy. Nie do pojęcia, nawet te niefirmowe ponad dwa razy droższe od kupowanych dziesięć lat temu.  

Fluidy dla przyszłej trójnóżki wysyłam, cała moc szykowana na czwartek, z falami i prądami, teraz słaba bo słaba, ale emisja jest.

Pisała R.R.


15 komentarzy:

  1. Noce w maju są magiczne, o tak :))). Ptaki też tak uważają i dzisiaj zbudziły mnie szalonymi trelami już o trzeciej! Ale jak patrzę na Twoje cykanki, to mi się przypominają wrażenia jak czasem wracaliśmy z urlopu późną nocą - puste miasto w świetle latarni całkiem jak z innego świata, nie moje, piękne i tajemnicze, te podświetlone drzewa... magicznie to wyglądało :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Ptasie darcia się są jednym z tych dźwięków, które witam z przyjemnością. Pewnie inaczej by było, gdybym mieszkała koło jakiegoś ptasiego raju😀. Prawda z tą magicznością miast w nocy, a już majowe noce biją rekordy. Choć jako najbardziej magiczną wspominam czerwcową mazurską, przesiedzianą częściowo przy bagażach szukających po nocy kwatery. Nie pojechał wtedy z nami zamawiający miejscówkę, a jego wskazówki były do dupy. No i siedziałam sobie w alejce kwitacych głogów, miejskie lampy świeciły jak księżyce, a po głowach szalały wiewiórki kompletnie mnie lekceważące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mieszkam koło ptasiego raju :))). Ale ten drobiazg śpiewający mi nie przeszkadza, zbudzę się czasem ale błogo śpię dalej. Wkurzają mnie tylko gołębie, które czasem siadają na gałęzi tuż przy oknie i pohukują donośnie i ponuro jak puszczyki. Pomordowałabym.

      Usuń
    2. Gołębie hu-hu-gruchu, nie takie złe. Sroki uważam za gorsze😀, ile razy mnie wystraszyły w kocinskim lesie, zawał nas miejscu.

      Usuń
  3. Mła najbardziej lubi nadranne pitulenie ptaków w kwietniu, u niej wtedy dają koncerty kosy. W maju pitulenie odbywają się bardziej o zmierzchu. Latem jest jakoś bardziej milcząco, dopiero jesienią mła słyszy kawki i gawrony poranne. Na śpiewy o poranku trza czekać do końcówki stycznia. Szpagetce opowiem okrojoną wersję przygód Pamelki, coby nie było chęci dorównania w schowalnictwie. U nas dziś lepiej niż wczoraj, tfu, tfu, tfu! Za to Małgoś ma ciśnienie nie takie, przekonałam ją że Irenka darowałaby jej brak obecności na pogrzebie, który jest jutro i na który za mła pójdzie Cio Mary i Gienia, która już dostała termin szpitalny. Małgoś zostaje w domu i oczekuje powrotu Szpagetki i mła od lekarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Małgoś dobrze wyszło, jeżeli pogoda będzie jutro taka sama jak dziś, to nawet bardzo dobrze. Szpagetka ma brać przykład ze słodkiej Pameji w trójnożnosci i zdrowiu, no i może ze słodyczy i pieszczotliwości też coś by mogła. Dobrostan na początek.

      Usuń
  4. A to ci dopiero, że brakło i goździków i laurowych.
    Klimat wieczornego światła przyjemny, chociaż kiedy wracałam z pracy wieczorami przez dwa parki, to nie było mi za miło i mialam stracha po prostu, cieszyłam się jak udawalo się iść w czasie ,kiedy stsrsze panie wracsły z wieczornej mszy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tabazko, wszelkiej dobrej zdrowotnosci dla wsiech, bo doprawdy worek sie rozwiazał i cisgle coś.

    Lubię bardzo swiergotanie, wsłuchuję się i lepiej mi się dosypia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo zmieniali towar na świeży, źle trafiłam. Stracha miałaś bo wracałaś za wcześnie, solidną nocą nie byłoby się kogo bać 😀
      Ptaki są super, nawet sroki, co mnie w lesie straszą.
      Za Szpagetkę trzymam kciuki, wysyłać będę ile się da dobrej energii.

      Usuń

      Usuń
    2. Strachliwa jestem i i tak bym się bala.

      Usuń
  6. Ja kocham ciepłe, czerwcowe noce, a kiedy uda się wypatrzeć robaczka świętojańskiego , to już pełnia szczęścia :) Ptaki śpiewają teraz wszędzie, wypoczywamy teraz parę dni nad morzem i podglądamy pleszki i kosy . Za to nas podglądają gołębie, co widać po śladach na tarasie :) Ale ja ich gruchanie lubię, kojarzy mi się z dzieciństwem i wakacyjnymi wyjazdami do dziadka i ciotek do P., gdzie za oknem słyszałam poranne gruchanie i byłam przekonana, że to sowy czy inne puchacze pohukują.
    Odgruzowywania współczuję, niestety, ja również jestem chomikiem i moje przepastne szafy straszą zawartością... Ale jakbyś jednak chciała firanę babciną eksmitować, to daj znać, takich skarbów nie można utracić. Może faktycznie zrobisz z niej narzutę ? Można też wszyć w zasłony z jakiegoś jednobarwnego lnu czy bawełny, tak sobie uszyłam zazdrostki do kuchni i łazienki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robaczki świętojańskie te polskie, podobno kochają trzy rzeczy. Las- masz blisko, wilgoć w powietrzu i dziurawce. Najpiękniejsze na jurze świetliki są w leśnym wąwozie, gdzie nie bardzo jest czym oddychać, a wilgotność znacznie większa. Dziurawców po nocy nie rozpoznałam i nie wiem czy są, za to noc ze świetlikami rzeczywiście magiczna.
      Chomik z chomików jestem, i zaczyna mnie to przerastać. Przed wyjściem rano nastawiłam kolejne pranie, wieszałam po powrocie. Powiedz, jak ja mogę wyrzucić cztery grube atłasowe zasłony w przepięknym kolorze zachodzącego słońca? Pamiątka po poprzednim mieszkaniu, za krótkie o połowę. Idealne jako surowiec na kanapowe poduchy. Toteż zostają, razem z firaną do reperacji.
      Korzystaj z morza, ach zazdroszczę😀

      Usuń
  7. kryminał czytam. Tego mi trzeba po The Sinner 3 i tej głupocie w pracy. U Tabazzy pisałam nie będę wchodzić w szczegóły bzdury pracowej. W Biedronce sobie złapałam jakiegoś Ragnara Jossona i czytam. Kieszonkowe książki i zwykłe widziałam po 9.99
    Tacie na dzień taty złapałam Pratchetta kieszonkowego. Akurat na jego wyprawy rowerowe no i może się wciągnie.
    Padam. Tylko ustawie Mefa na fluidy do Szpagietku ฅ^•ﻌ•^ฅ
    Ꮚ˘ ꈊ ˘ Ꮚ
    (^._.^)ノ

    OdpowiedzUsuń
  8. To się kryminaluzuj😀. Należy Ci się po niemilstwach😀❤️😀. Sianie zarazy Pratchettowej słuszne, czytactwo to fajna choroba. Czemu tylko Mefi?

    OdpowiedzUsuń