Czytają

piątek, 7 maja 2021

Notatka 324 wisieć jak kolega.






Przebimbałam trzy dni! Zalegając. Oglądając głupoty, w rodzaju "Jak utopić doktora Mračka". Czytając. Słuchając. Wypełniając sudoku. 

A tyle rzeczy aż skrzeczy. A ja przebimbałam. Nie bez przyczyny tak, dół i niechciej mnie dopadły wspomagane aurą i pyskowaniem kręgosłupa. Po za tym chrzęści przy każdym właściwie ruchu i ręce opadają, bo jak zacznie pyskować?  A umie.  

Dziś miałam szczere chęci by porobić i nadrobić co nieco, ale znów pyskowanie. 

Pomna działań dawnego kolegi, wiecznie mającego do czynienia z pyskaczem, wyszłam na miasto. Albowiem muszę się powiesić, a w domu nie ma na czym. 

W mieście wiosna, co dokumentują cykanki. 






I jest miejsce do wieszania się, nie tak znowu daleko. Oczywiście niewłaściwe będzie wieszanie się przy ludziach, dzieci patrzą, a ja się wstydzę. Przymierzałam się do sprzętu i złowiłam niedowierzający wzrok gościa w dresach, więc spacer późną nocą, nie wieczorem, bo wtedy więcej takich gości. Pogoda znów paskudna, może noc będzie miała łaskawszą. No dobra. Pokazuję miejsce, ono wszystko wyjaśni.
 



Dawno temu, tak dawno, że to już prawie bajka, pracowałam z cholernie wysokim kolegą. Tak wysokim, że torturą musiało być korzystanie z krzeseł, biurek i ogólnie sprzętu dostosowanego dla ludzi o mniejszym wzroście. Drzwi też były mu wrogiem, Guliwer w krainie prawie liliputów. Toteż wysportowanemu Krzysiowi, mimo wysportowania kręgosłup pyskował. I zawsze gdy pyskował, w przerwie śniadaniowej Krzysio zabierał kawę, śniadanie i oznajmiał ponuro:

Idę się wieszać.

Nowym robiły się oczka i usta  szeroko otwarte ze zgrozy, a Krzysio metrowymi krokami lazł na nieużywane zwykle schody na poddasze. Tam potężna krata broniła wstępu, a kolega zawisał na niej, najpierw na rękach, potem na zgiętych w kolanach nogach. Przy tym drugim zwisaniu ręce miał złożone w precel i ogólnie robił wrażenie idiotycznego fakira, któremu się coś bardzo pomyliło. Potem było leżenie na płasko, jeszcze raz zwisanie na rękach, tym razem nogi na fakira, a potem w nagrodę śniadanko z kawusią konsumowane na schodach z wymachami nóg, co pewnie też mu pyskowały. Po czym zrelaksowany Krzysio dziarskim krokiem wracał na swoje lilipucie krzesło. 







Podobno pomagało, więc co mi szkodzi? Też sobie powiszę. Ale lepiej w noc ciemną, bo kompromitacja totalna będzie. Nie wiem czy się posunę do stania na rękach, Krzysio tak właśnie stawał przed kratą, zginał nogi celując na przerwy w pionowych prętach, zawisał na pręcie poziomym i już.  Nie pamiętam żadnych dodatkowych manipulacji, więc chyba przy tym staniu na rękach lądował właściwą stroną tułowia przy kracie. 






Oczywiście wyjdę jak się trochę uspokoi z pogodą, bo teraz duje i leje.  Poza obczajeniem miejsca na wieszanie oddałam książki do bibliotek, kupiłam niby w hurtowni opakowania na sortowane dokumenty. Przebierałam te po Łojcu. To co płacił było osobno, ale reszta to bardzo ponury miszmasz śmieci, gazetek promocyjnych np., z dokumentami. Zawartość trzech głębokich szuflad komody posortowana czeka na opakowania lub wyrzucenie. Rzeczy ważne zajmą niecałą szufladę. Ważne. Hm. Co jest ważne? Dlatego cała makulatura jeszcze nie wyrzucona. Gazetki tak, ale wycinki?  W makulaturze odkryte dwa pistolety gazowe i jedne bardzo profesjonalne kajdanki. Gaz pieprzowy i coś co wygląda jak krótka pałka do bicia. Oraz tysiąc innych dupereli, nieco mniej szokujących. 







Zgroza, ile zapłaciłam za te opakowania do papierów ważnych, taniej oczywiście niż w sklepie, ale i tak. Mam wrażenie, że gdy chorowałam wszystko, ale to wszystko zdrożało. 
Szlag też trafił dwa sklepy, gdzie miałam nadzieję kupić budziki. Świat się zmienia ciągle, niekoniecznie na lepsze. Są i pozytywy. Owszem.





Więc nie należy jednak marudzić, jest choćby ta przyjemna sprawa w perspektywie, a już myślałam, że nigdy nie będzie, a tu proszę. 


Cykanki miejskiej zieleni, co wybuchła wiosenne zdobią posta.  Miasto wciąż remontowo rozbabrane i starannie nie cykane.

R.R. pisała.

28 komentarzy:

  1. Nie no, sprzęcik obronny niezły.
    Czy nie masz budzika w telefonie? Zimno, wiosne i tak już widać.
    Targi ogrodnicze, ech. Omijam z bolem serca stoiska z wszelkim dobrem kwietno krzakowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam o jednym pistolecie gazowym, reszta była zaskoczeniem😀
      Tak, mam budzik. Za cichy, dobry do pociągu (wibracje), ale na budzenie z nocnego snu to nie bardzo.
      Na targi się bardzo cieszę, stęskniłam się za nimi jako za imprezą i jako przejawem normalności. Nie omijaj jak Ci się trafią, ile się napatrzysz, to Twoje😀

      Usuń
    2. To juzxu niemca bede paczać, tam ładną hurtownie ogrodniczą mam na wsi i bede kupowała sadzonki pomidorow koktajlowych i salaty, bo mamy tam tyci ogrodeczek warzywny.Na targach nie bylam nigdy.

      Usuń
    3. Co do paczania, to mię serce boli, że nie mogę kupić, to lepiej nie paczać😃

      Usuń
    4. Ach ten sroczyzm! Zrozumiały całkowicie.

      Usuń
    5. Prawda, przecież lada moment będziesz tam.

      Usuń
  2. Niektórzy moi znajomi też się wieszają, jeden nawet ma profesjonalny sprzęt, taki jak był przyczynkiem do niemal całej akcji filmu "Boski żigolo". Temat wieszania (w celu odciążenia kręgosłupa, ma się rozumieć) nieodmiennie kojarzy mi się właśnie ze sceną wieszania w tym filmie, oraz, niestety, z tragicznymi (acz komediowymi zarazem) konsekwencjami tegoż. Mój mąż mający problemy z kręgosłupem też marzył o takim sprzęcie (no w sumie solidna poprzeczka i buty z zaczepami), ale ja mam zawsze wizję uwięzienia się na amen w czymś takim i odradzam.
    Wiosna to tam u Ciebie po prostu wybuchła! U mnie znacznie skromniej, albo ja za mało po mieście ostatnio łażę. W moim ogrodzie na pewno wiosna jeszcze się nie rozgościła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się to wieszanie bardziej kojarzy z epizodem z drugiej? części powrotu do przyszłości 😀, tam tato bohatera jeździł z ramą sterowaną pilotem chyba😀.
      Wiosna jest, dojdzie i do Ciebie, spokojnie😀. Też oczy przecierałam, jak widziałam u Ludmiły wiosnę, a u siebie nie😀. Po szczepieniu lepiej?

      Usuń
    2. NOPów nie ma, przynajmniej na razie, grypopodobne objawy przeszły po dwóch dniach. W najlepszy nastrój wprawiły mnie natomiast wyniki badania krwi, na które przy okazji szczepienia zostałam niemal siłą zaciągnięta (ma się te narzucające się czasem znajomości, niestety). Ostatni raz byłam u lekarza i na badaniach podstawowych jakieś 20 lat temu i od tamtej pory nie czułam potrzeby badania się, mimo że niby jestem świadoma, że jednak raz na parę lat powinnam. Ale się jakoś odkładało... głównie z obawy, że w tym wieku to niemożliwe, żeby być całkiem zdrową, a nawet podejrzane, że tak zdrowo się czuję, więc jak mnie zbadają, to na pewno coś wynajdą. Pewnie rak mnie toczy podstępnie albo coś. Nie cierpię chodzić po lekarzach, więc wolę zdrowo się odżywiać, trochę ruszać itd, co oczywiście i tak nieśmiertelności nie gwarantuje. No ale dobra, w końcu dałam sobie upuścić nieco krwi, no i przez dwa dni myślałam co też mi tam wynajdą i jakie to teraz korowody z dalszymi badaniami mnie czekają. A tu dzisiaj miła niespodzianka - wyniki niemal wzorcowe! Tak że haha!, nastrój mam fantastyczny :).

      Usuń
    3. No proszę, to przecież wspaniale! Bardzo dobra nowina😀. Jakie te narzucające się znajomości mądre, że Cię zmusiły do upustu!

      Usuń
    4. No tak, ja bym to pewnie jeszcze z dekadę odkładała, odpędzając wyrzuty sumienia, że jednak coś zaniedbuję. Tak że cieszę się, że mam to z głowy, no i że w sumie tak dobrze to wypadło.

      Usuń
    5. Prawda, wypadło doskonale😀. Zamilczę w temacie innych badań co to się powinno. Sama jestem nie wiele lepsza, też nie przepadam delikatnie mówiąc, ale każde, które wyklucza poważne problemy bardzo cieszy po wykluczeniu.

      Usuń
    6. Oczywiście tak to traktuję, jako wykluczenie kilku tematów, bo nie wszystko przecież było zbadane. Ale za to dwa markery zrobione, co wykluczyło pewne sprawy i tym samym odsunęło w czasie kilka innych niemiłych badań. Za jakiś czas zrobię jeszcze to i owo uzupełniająco, może nie będę odwlekać kolejnych 20 lat :). No i okulistka mnie czeka i tu nie ma przebacz, okulary nowe na pewno, oby nic gorszego się nie okazało.

      Usuń
    7. Nie okaże się. Ale strach ma zawsze wielkie 👁️👁️.

      Usuń
  3. No popatrz, nie słyszałam o takim wieszaniu się , opowiastka o koledze zacna :) Nogami do góry to może nie, ale tak zwyczajnie to przecież możesz i za dnia poćwiczyć, to przecież nic zdrożnego . Przede wszystkim nie przeciążaj go teraz, myślę, że z ogródkowaniem czy dźwiganiem trzeba jeszcze się wstrzymać. Leniuchowanie jest zalecane i w pełni usprawiedliwione :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałam tak zwyczajnie, ale ten WZROK, zawstydziłam się i nie ma mowy o wieszaniu się w dzień. Niby nic, przecie to nie żadna akcja typu cios w łeb, czy wyganianie krzykiem, a jednak. To że jest jak jest, zawdzięczam poza pierwotną przyczyną raz - złemu postawieniu nogi na krawężniku i omsknięciu się z niego, dwa - Jacusiowi, który spowodował konieczność nagłego wygibasa, żeby go nie rozdeptać. Wybiegiwał kupę, mały szaleniec 😀 a ja się dziwię, że wyszłam z wygibasa w jednym kawałku i z zębami😀.

      Usuń
  4. Mój boszsz... jak mła rozumie tę potrzebę podwieszenia się. Mła by się chętnie tyż podwiesiła, najlepiej tak na nogach bo ręce ma bolejące od noszeń i donoszeń oraz podawań. Mła by się nawet podwiesić mogła bez asekuracji bo jeszcze tak niesprawna nie jest, no ale pytanie na czym? Koło niej tylko czepak podchodzi, mła już słyszy te sąsiedzkie ćwierkania pełne troski i widzi Małgoś - Sąsiadkę człapiącą coby natychmiast mła zdjąć bo "se krzywdę zrobi". No może Maciek, Kacper i Pan Krzysio to by jeszcze zrozumieli ale reszta. Toż wszelkie ćwiczenia to kwiczenia i zło oraz "rehabilitacja". Mła zostaje ćwiczyć i kwiczyć w domu, ni ma lekko. A to wiadomo, zaproszenie do zabawy dla kotów. Wiosna u Ciebie cóś bardziej rozwinięta, u mła jeszcze migdałki i wisienki w pąkach, tawuły nie kwitną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostaje Ci konspira z panami lub działania bardzo głęboką nocą. Złośliwość realu jednak taka, że musowo ktoś będzie cierpiał na bezsenność. U mnie noc była przegwizdane i przelana, o drugiej straciłam cierpliwość 😀. Trudno, idę na miasto i jednak spróbuję się powiesić na rękach.
      Wiosna pewnie w mieście Łodzi gości, tajemnicza sprawa dlaczego w centrum tak, a na przedmieściach i w dziczy nie. Centralne? Zabudowa osłaniająca? Wiśnie już dostają listków😀

      Usuń
    2. W dodatku mła na południu miasta mieszka więc niby u niej szybciej powinna być. No ale jak wczoraj było wieczorkiem całe cztery stopnie na plusie to co się dziwić. W mieście jest różnie, tam gdzie mury osłaniają jakby cieplej ale szału majowego kwitnień jeszcze ni ma, to dopiero początek. Mła się uda do ogrodu w celach przeglądowych, niech no się tylko temperatura trochę podniesie. Kręgosłup na razie tylko szepcze i niech tak zostanie.

      Usuń
    3. Jestem po wiszeniu, takim zwykłym, na rękach. Pomaga, ale nie byłam w stanie robić tego długo. Do czegoś takiego też potrzebna forma.. przy okazji zrobiłam spacerowe koło. Nogi w rzyci, pyskacz się odzywa. Więc albo trzeba zawisać dłużej, albo rzeczywiście lepiej do góry nogami.

      Usuń
  5. W drzwiach miedzy pokojami były zamontowane haki na hustawkę dla dzieci, ale i jeden hak na tzw.uprzęż.Teściowa miała coś takiego ze skóry podklejonej gąbką i niekiedy jak ją bardzo bolał kregosłup to używała.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czyli zawisanie nie takie rzadkie😀 Rozumiem, że albo teściowa nie była za wysoka, albo drzwi były wyższe 😀.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie była za wysoka, a drzwi jak to w kamienicy, dość wysokie, nie widzialam Jej nigdy w akcji😃

      Usuń
    2. Jak tak teraz myślę, to wielka szkoda że nie widziałaś😀. Pomijając niecodzieność widoku😀, to strona praktyczna jest interesująca.

      Usuń
  7. Byłam 😀, kotulki cudo, a Ty się masz nie dać smętom o Kocurro♥️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No gdzie ta sesja zdjęciowa Jacusia 😝? Przydałoby się zakocenia i tu 😻😻😻😻

      Usuń
  8. Jacuś mały cham i CHUPACABRA. Na razie nie będzie.

    OdpowiedzUsuń