Blog był na próbę. Czy umiem, czy moja codzienność na to pozwoli, czy będzie mi się chciało.
Mam na imię Romana i jestem unikatem, tak jak mój numer PESEL 50+. Żaden ze mnie cud . Jestem obrośnięta kotami, książkami, myślami o roślinach i tysiącami zaczętych spraw. Siedem wiatrów w tyłku, wciąż i ciągle, ale blog jest.
Czytają
niedziela, 9 maja 2021
Notatka 325 kolory Rasta? Etiopii? Marychy?
Sobota i niedziela w mieście. Z przyczyn różnych, ale na tyle istotnych, że w mieście.
Było wyjście na miasto w celach opisanych w poprzednim poście. A potem spacer mocno okrężną drogą, do schechtania. Na spacerze, wiadomo, patrzyłam na zielone. Z refleksji nad widzianym ten post.
Dziwne, projektanci zieleni miejskiej idą po łatwiźnie, robiąc reklamę pewnemu zestawieniu kolorów.
Zielone, żółte, czerwone.
Na tfudziałce miałam czerwonolistne aronie owocujące czarnymi owocami. Specjalnie między nie wsadziłam krwawniki kichawce, białe firletki. Cieszyłam się gdy mi się między krzaki zapuściło chwaścidło co chyba jest dziką formą przymiotna. Tak miało być, aronie ponure bardzo rosły przy wypoczynkowym trawniczku. Z drugiej strony trawniczka sąsiedzki dereń o bieli w liściach górował nad moimi piwoniami. Drugi ciemny okaz, śliwa rodząca węgierki, miał podkład z bladego różu firletkowego. A wiosną z floksa szydlastego, tulipanów i co mi tam w rękę wpadło różowego. Żółty berberys siedział w rogownicy co walczyła o przestrzeń z barwinkiem wyłażącym z cienia. Naprawdę można inaczej.
A teraz wszędzie, ale to wszędzie widzę powtarzane do znudzenia kolory starej flagi Etiopii w wersji po paleniu marychy. I to sadzone tak, że dopiero przebarwiająca liście jesień może zmienić kolory. Może, ale nie musi. Upór w stosowaniu marychowego zestawu jest naprawdę wielki, co trochę, gdzie tylko jakie niewielkie krzaczowisko. Rasta pełną paszczą.Czy projektanci zieleni popalają marychę? Czy w świńtej Cz-wie ma miejsce inwazja słuchaczy reggae? Zaczynam uznawać, że to rodzaj manifestu zamiast beretu rasta i dredów. Dalsze skojarzenia mniej oczywiste.
Nie cykałam, bo szczerze pisząc dopiero któreś tam z kolei zestawienie krzaczków spowodowało że zaczęłam je liczyć w pamięci. Sporo. A skoro tak, to reggae nietypowo pogodne w treści. Oraz reggae najbardziej ograne i osłuchane naszych twórców. Bez największego popularyzatora muzyki reggae i ruchu rastafarian, Boba Marleya.
⭐
⭐
Reggae jest jamajskie do bólu, a tak wielu uprawiających je muzyków jest wyznawcami rastafarianizmu, że wydaje się że nie ma jednego bez drugiego. I odwrotnie. Kolory kojarzyłam z reggae i symbolem marychy od zawsze, ktoś kiedyś mi tłumaczył, że takie właśnie się widzi w halucynacjach po gandzi. Tylko kolory podobno ciemniejsze od podstawowych, takie jak w krzakowiskach. Uwierzyłam, bo czemu nie? Nie miałam jak sprawdzić. Ale sprawdziłam teraz i o mało nie padłam ze zdziwienia, że u źródeł ruchu rastafarian wiara m.in w boskość cesarza Etiopii Hajle Selasje wynikła z kazań pewnego kaznodzieji, tak jak i sam ruch.
Ludzie to jednak bardzo dziwne stworki. Kto by pomyślał, że ruch kojarzący się z dredami i raegge ma takie źródło.
Oczywiście człek wie niewiele, choćby i o samej Etiopii. Glód dzieci dokumentowany wstrząsającymi moją młodością zdjęciami, potem kolekcja krzyży koptyjskich Wacława Korabiewicza i wiedza że tam są chrześcijanie i to właściwie od samego początku.... Potem ułamki wiedzy gromadzonej przy okazji lektur. O trzydziestoletnim maśle traktowanym w niektórych regionach jako smakołyk, o wojnach Erytrejczyków o niepodległość Erytrei, no i jest Erytrea, jeszcze jedno islamskie państwo, niesympatyczne łagodnie mówiąc.
Sama Etiopia też nie jest miłym państwem, o nie. Kto wie, że w listopadzie ubiegłego roku trwała pacyfikacja jednego z jej regionów? Świat zajęty koroną nawet nie zauważył, referendum niepodległościowe przeprowadzone wbrew zakazowi nielegalne - bo korona, taki oficjalny powód zakazu. Amnesty International podnosiło alarm, niesłyszalny przez koronacyjną gównoburzę. Tigranejczycy, tak się zowią mieszkańcy pacyfikowanego regionu graniczącego z Somalią, a niepodległości chcieli bo odsunięta od władzy sprzyjająca im partia. To tyle o rzezi w niekompletnej pigułce. Nie miałam wiedzy w temacie, dopiero teraz, choć i teraz wiedza bardzo mała.
Ponadto, Etiopia to kraj gdzie można trafić do pierdla za posługiwanie się nieautoryzowanym przez państwo Skypem. Oraz za homoseksualizm.
Wiedzialam o kopalniach rud rzadkich metali, o porąbanym sądownictwie zreformowanym radykalnie przez cesarza Hajle Selasje. Tak porąbanym że przepiszę z książki Pilipiuka. Od razu człowiekowi przechodzą pretensje do polskiego sądownictwa.
Sądownictwo.... było fatalne. Metody dochodzeniowe zwłaszcza. Jeśli w wiosce ktoś coś ukradł, ludzie szli do czarownika. Ten brał dzieciaka, odurzał go opium i wypuszczał na ulicę. Do kogo malecpodbiegł albo do czyjego domu wpadł, tego uznawano winnym. Złodziejom zaś ucinano ręce lub nogi.
- U... Wesoły kraik. Znaczy, siedzę w domu i jem obiad, a pięć minut później mogą mi odrąbywać rękę albo nogę?
- Coś w tym guście....
Jedna pretensja zostaje. Tam system sprawiedliwości działał błyskawicznie. No dobra, cofam, bo szybko ale niesprawiedliwie.
Przy okazji, przy przepisywaniu wpadła mi w oko informacja, że w Etiopii piją szałwię z kardamonem. Trzeba sprawdzić, gorsze niż sama szałwia nie będzie. Kawę, a raczej jej działanie odkrył Etiopski pasterz może wiedzą co robią dodając do szałwi kardamonu.
Kto chce niech doszpera, kraj naprawdę zaskakujący. Z nietuzinkowym podejściem do zarządzania, z niewolnictwem co zniesione zostało w połowie XX wieku, a państwo zelektryfikowane dlatego, że nie działało sprowadzone krzesło elektryczne.
Hola. O kolorach miało być.
Zielony - żyzność ziemi,
Żółty - miłość do ojczyzny
Czerwony - krew przelana w jej obronie,
Tak brzmi wersja oficjalna, chrześcijanie mają swoją, rastafarianie swoją, a cała flaga zrobiła furorę wśród powstających nowych państw Afryki.
Obecna flaga ma w środku niebieskie koło z pentagramową gwiazdą. Za Hajle Selasje był lew Judy. Oba symbole mają dosyć krótki staż na fladze, lew wiadomo. Cesarstwo, potęga i sprawiedliwość. Waleczność w obronie wartości, straż i obrona przed wrogiem. Trwałość władzy danej od Boga. Gwiazda obecna na fladze od 1996 roku to symbolizuje równość wszystkich zamieszkujących Etiopię grup etnicznych, płci i wyznań. Nie mówiąc już o znaczeniu pentagramu jako pentagramu. Promienie, którymi emanuje to świetlista przyszłość kraju, a niebieskie tło reprezentuje pokój i demokrację. Jakże przewrotne symbole w świetle zdarzeń, puczu kładącego kres cesarstwu i aktualnie objawianego zamordyzmu. Były jeszcze dwa inne symbole, zawiłe i efemeryczne. Być może symbolizowały wieczność.
A dlaczego liść marychy na fladze rasta zmałpowanej z etiopskiej?
MARIHUANA
elementem tej religii jest rytualne palenie świętego ziela, marihuany, którą prawdopodobnie sprowadzili na Jamajkę hinduscy niewolnicy. Jej palenie jest rodzajem aktu religijnego, którego zasadność próbuje się potwierdzić cytatami z Biblii. Wykorzystywana jest do wnioskowania i traktowana jest jako sakramen , który oczyszcza ciało i umysł, powiększa świadomość, ułatwia pokojowe współistnienie i przybliża do Jah. Rastafarianie są zaskoczeni faktem, że marihuana jest nielegalna. Postrzegają ją jako substancję otwierającą umysł - coś, czego system Babilonu, jak rozumują, jawnie sobie nie życzy. W swoim rozumowaniu przytaczają kontrastowe porównanie ziół do alkoholu, który według nich ogłupia ludzi i nie jest częścią afrykańskiej kultury. Pomimo takiej oceny działania marihuany, jej zażywanie nie jest religijnym nakazem, wielu Rastafarian jej nie używa.
Ściągnięte z linka powyżej. Symbolem rasta właściwie powinien być lew Judy. Podejrzewam, że po prostu trudniejszy i kojarzyłby się raczej z marką samochodu. Jako znak graficzny. Bo dredy to mają być nawiązaniem do grzywy lwa.
Dosyć. Nie wierzę sama sobie że tak mnie wywiodły w dal kolory nasadzeń.
Pisała R.R.
Ps. Żeby nie było. Śliwa rodziła co dwa lata węgierki, a razem z resztą drzew i krzewów przywiozła ją moja Mama z działkowym sąsiadem z targów spod Otwocka lub Piaseczna. I wcale nie miała być to śliwa. Hurtowo było, zakupy robili wtedy składkowe, stosidło wielkie przyjechało, po części nie opisane. Nam się trafiła z nieopisanych kolorowa węgierka a miała być brzoskwinia, sąsiadowi zamiast czegośtam złotokap, wyjątkowo piękny. Nasza renkloda rewelacyjnej jakości też była zamiast czegoś. Takich pomyłek było sporo, ale pomyłki były udane. Może dla kogoś tam brzoskwinia była przyjemną pomyłką.
O matko, do czego to człowieka może doprowadzić niewinny spacer wśród zieleni miejskiej... Ale żeś nawyciągała faktów o tej Etiopii! Coś piąte przez dziewiąte wiem, bo ten kraj kojarzy mi się z jedną z moich ulubionych książek o panu Bieganku i Abisynii (czyli Etiopii), z czasów cesarza Hajle Selasje I, a jest w niej też to i owo o wcześniejszej historii, więc jak coś mi się w oczy rzuci o tejże krainie, to czytam, bo ciekawi mnie co tam przez te lata jeszcze się wydarzyło. Bo raczej nie z powodu fascynacji tym akurat narodem, polityką itd. Rasta i reagge nie są mi szczególnie bliskie, chociaż młodzieńcze zainteresowania krążyły gdzieś blisko tych kręgów przez czas pewien. Tak że w sumie to kolory niekoniecznie mi się tak kojarzą. A wracając do zieleni miejskiej, to u mnie akurat od wielu lat zajmuje się tym firma, w której planuje i projektuje ktoś z dobrym gustem, bo nasadzenia kwiatowe są zazwyczaj miłe oku i w kolorach urozmaiconych. Jak jedna ulica obsadzona jest na czerwono we wszystkich odcieniach przez róż, bordo i oranże, to dwie następne w spokojnych pastelach, pod murami obronnymi połacie białych zawilców a potem limonkowych hortensji, sezonowo wymieniane, no jest ładnie i z pomysłem, w różnych konfiguracjach i co roku widać nowe kompozycje krzaczasto-kwiatowe. Kiedyś o moim mieście opowiem, ale to... kiedyś :). Mnie się podoba, w każdym razie :). Co do kolorów roślin, to dawniej lubiłam mocne i czyste kolory, na stare lata już mi się te szalone barwy opatrzyły, w ogrodzie idę w pastele z przewagą bieli, bo w ogóle najbardziej zawsze lubiłam białe kwiaty i jakbym sama tym zarządzała, to by były głównie białe. Mąż nadal lubi ostre czerwienie i żółcie, czyli te etiopskie zestawy, więc trochę takich akcentów tu i ówdzie jeszcze jest. Lubię kolory, ale w ogrodzie bez przesady. Bordowy berberys trzymam wyłącznie dla pszczół, bo go uwielbiają, a ja bym go chętnie wycięła w pień, nawet nie z powodu koloru, tylko utrudnia mi życie. Wolę szałwię niż kardamon. Nawet całkiem lubię. Szałwię. Kardamonu wręcz nie cierpię, a szczególnie w kawie. Brrr!
A jeszcze co do kolorów krzaczorów miejskich, to chyba te zestawienia są najłatwiejsze w naszym klimacie, pomijając oczywiście możliwość obsadzenia czy przeplatania kwiatami w innych barwach. Zieleń najłatwiejsza i podstawowa, musi być. A żeby ją urozmaicić, to tak dużo znowu kolorów do wyboru nie ma, te z białymi pasami czy obrzeżami zwykle albo mają inne wymagania albo w ogóle mają wymagania ekstra i trudno im może takie zapewnić w wykonaniu służb miejskich. Sama wiem, jak zaczynaliśmy z ogrodem na gliniastej pustyni, że na tle zieleni niezniszczalnych iglaków chcieliśmy mieć szybko coś w innych kolorach, ale możliwie odpornego na suszę, kiepską ziemię, przemarzanie itd. To sadziliśmy te bordowe berberysy, trzmieliny żółciutkie, niebieskawe odmiany świerków czy jałowców. Klony japońskie w rozmaitych kolorach przez pierwsze lata nie chciały się zadomowić, dałam sobie spokój, większość kwitnących krzewów jest atrakcyjna kolorystycznie krótko wiosną, potem wszystko jednolicie zielone. Z kwiatami dużo zabawy, u mnie większe ilości kwiecia są dopiero w ostatnich latach, kiedy mamy więcej czasu na zajmowanie się nimi. Z okna mojej pracy widzę duży skwer z geometryczną kompozycją kwiatową i mam okazję obserwować, jak kilka razy w roku spora grupa ludzi wymienia to co przekwita na nowe wzory i kolory. Do tego trzeba ludzi, sprzętu, pieniędzy. A przecież tych miejsc do obsadzenia jest mnóstwo. Więc zamiast kwiatów sadzą krzewy w takich kolorach, jakie są wśród gatunków odpornych na miejskie warunki.
Małgosiu, ja nic nie mam do krzaków. Lubię, a nawet przepadam. Wiem że nie ma zbyt wielkiego wyboru, można jednak ciut zmieniać. A tu wszystko w mieście powtarzalne. Inaczej jest w parku przy promenadzie Niemena, miejskich kwietnikach, obsadzone krokusami i żonkilami pomiędzy jezdniami pasy zieleni też fajne, no widać inne spojrzenie, lekkość. Może to kwestia mody, te rasta rośliny były sadzone minimum pięć lat temu, teraz przecież i Ty całkiem inaczej podeszłabyś do własnego ogrodu. Choćby dlatego że zmienił Ci się gust do kolorów. Moda też swoje robi, przecież dotyczy i zieleni, a choćby się nie chciało to i tak jakimś promilu bierze się ją pod uwagę. Na Twoje miasto będę czekać, mury obronne z zawilcami i hortensjami brzmią wspaniale, tak jak i kolorowe ulice😀. Tak, podoba mi się sama myśl. A co do tego gdzie mnie zwiodły rośliny rasta, to sama się zdziwiłam. O Etiopii warto poczytać, osobliwości multum zarówno w historii jak i w teraźniejszości, nawet setnej części z nich nie zamieściłam. By poszperać, zdziwić się.
Ja to wszystko nie jako zarzut, tylko sama popłynęłam za Twoim tokiem rozważań, tu i ówdzie z pewnym przymrużeniem oka zresztą, może za mało odczuwalnym :). Staram się tłumaczyć (sama sobie) pewne wybory przy dekorowaniu czy urządzaniu miasta. W moim mieście nie jest pod tym względem źle, ale są jeszcze relikty nasadzeń z lat mojej wczesnej młodości, gdzie tylko prowadzi się zabiegi pielęgnacyjne i rzadko coś wycina lub dosadza, ale o dziwo wygląda to nieźle, może dzięki tej dbałości i stałej ingerencji ogrodników. Masz rację, że nawet te drobne zmiany mogą wiele zdziałać. Może komuś tam w Cz. zabrakło fantazji, albo w ogóle zajmuje się tym kolega szwagra, jak to czasem bywa, bez odpowiednich kompetencji czy polotu. U nas taki zły kierunek widać w zagospodarowaniu urbanistycznym, podejrzenia o układy co chwila się pojawiają, patodeweloperka zaczyna wypierać tę niezgorszą i bujną zieleń z miasta, jakby nikt nad tym nie panował, albo brał dużą kasę. Dawniej ludzie "z Polski" przyjeżdżali i dziwili się, że u nas jest taka przestrzeń w mieście i dużo zieleni, mieliśmy szczęście do urbanistów i architektów. Ale już są inne czasy i nie wszystko idzie w dobrym kierunku, za dużo spraw opiera się o indywidualne interesy i kasę, na zasadzie "a po nas choćby potop".
Przecież wiem, żaden zarzut 😀. Deweloperzy wszędzie sprawiają kłopoty, np. w Chorzowie jest walka o park chorzowski. W Cz-wie jest ten problem że budują od sztancy, od lat nie powstał żaden naprawdę ciekawy budynek. Moje miasto nie jest piękne, więc się cieszę że dbają by było zielone. A że zielone nie takie jak mogłoby być, to już trudno 😀😀😀
Wszystko zmienne. Jasne od jakiegoś czasu, że nie będzie żywopłotu dzielącego chodnik od linii tramwajowej. On wyraźniej niż szyny dzielił miasto i był właśnie wężem rasta z berberysów. Długie kawałki zielonego, długie czerwonego i żółtego. Na cykankach z ubiegłego roku pełno go. Nie wiem czy coś go zastąpi,.jak na razie widzę, że remontowe roboty tylko niszczą zieleń. Mam nadzieję że coś będzie, niechby i rasta
Mła nie przepada za wszystkimi coolorami naraz, wydawa się to jej mało naturalne. No ale mła jest stara maruda, ludzie na ogół lubią jak jest coolorowo. Etiopia kojarzy się mła z kawą chlaną przy zapalonych kadzielniczkach, oni tam cały rytuał kawowo - kadzidlany majo. Mła akurat i jedno i drugie lubi, znaczy smak kawy i zapach kadzidła. Rasta kojarzy się mła jednoznacznie z potęgą zioła, pewnie dlatego że w czasach jej młodości bujnej tak się to kojarzyło - muzyczka i totalne wyluzowanie. Hym... tylko że czar konopi c oś sprzyja wzrostowi apetytu a u mła to akurat niewskazane. Mła ma apetycik taki że ho, ho i jeszcze raz ho i bez wspomagaczy. ;-D
Kawa tak, kadzidełka przy kawie? No nie wiem. W Etiopii mają parę takich jedzeniowych specjałów co apetyt odbierają, nawet zioło nie pomoże. Maruda jak widać i ze mnie wychodzi😀
Kwestia podejścia do konopii 😀 oraz ich zastosowania. Bardziej podejścia. Jak cię uprzesz, zawsze możesz smarując się konopnym specyfikiem nucić reggae😀 Wiosna na szczęście jest kolorowa😀 Buziaki.
Cały dzień z Meffum i spółka i serial The Sinner sezon 3. Zaraz po wannie lecę oglądać dalej. Potrzebowałam takiego dnia 🤩
OdpowiedzUsuń😀♥️😀 Ważne że pomogło i odpoczęłaś♥️😀♥️
OdpowiedzUsuńO matko, do czego to człowieka może doprowadzić niewinny spacer wśród zieleni miejskiej... Ale żeś nawyciągała faktów o tej Etiopii! Coś piąte przez dziewiąte wiem, bo ten kraj kojarzy mi się z jedną z moich ulubionych książek o panu Bieganku i Abisynii (czyli Etiopii), z czasów cesarza Hajle Selasje I, a jest w niej też to i owo o wcześniejszej historii, więc jak coś mi się w oczy rzuci o tejże krainie, to czytam, bo ciekawi mnie co tam przez te lata jeszcze się wydarzyło. Bo raczej nie z powodu fascynacji tym akurat narodem, polityką itd. Rasta i reagge nie są mi szczególnie bliskie, chociaż młodzieńcze zainteresowania krążyły gdzieś blisko tych kręgów przez czas pewien. Tak że w sumie to kolory niekoniecznie mi się tak kojarzą. A wracając do zieleni miejskiej, to u mnie akurat od wielu lat zajmuje się tym firma, w której planuje i projektuje ktoś z dobrym gustem, bo nasadzenia kwiatowe są zazwyczaj miłe oku i w kolorach urozmaiconych. Jak jedna ulica obsadzona jest na czerwono we wszystkich odcieniach przez róż, bordo i oranże, to dwie następne w spokojnych pastelach, pod murami obronnymi połacie białych zawilców a potem limonkowych hortensji, sezonowo wymieniane, no jest ładnie i z pomysłem, w różnych konfiguracjach i co roku widać nowe kompozycje krzaczasto-kwiatowe. Kiedyś o moim mieście opowiem, ale to... kiedyś :). Mnie się podoba, w każdym razie :).
OdpowiedzUsuńCo do kolorów roślin, to dawniej lubiłam mocne i czyste kolory, na stare lata już mi się te szalone barwy opatrzyły, w ogrodzie idę w pastele z przewagą bieli, bo w ogóle najbardziej zawsze lubiłam białe kwiaty i jakbym sama tym zarządzała, to by były głównie białe. Mąż nadal lubi ostre czerwienie i żółcie, czyli te etiopskie zestawy, więc trochę takich akcentów tu i ówdzie jeszcze jest. Lubię kolory, ale w ogrodzie bez przesady. Bordowy berberys trzymam wyłącznie dla pszczół, bo go uwielbiają, a ja bym go chętnie wycięła w pień, nawet nie z powodu koloru, tylko utrudnia mi życie.
Wolę szałwię niż kardamon. Nawet całkiem lubię. Szałwię. Kardamonu wręcz nie cierpię, a szczególnie w kawie. Brrr!
A jeszcze co do kolorów krzaczorów miejskich, to chyba te zestawienia są najłatwiejsze w naszym klimacie, pomijając oczywiście możliwość obsadzenia czy przeplatania kwiatami w innych barwach. Zieleń najłatwiejsza i podstawowa, musi być. A żeby ją urozmaicić, to tak dużo znowu kolorów do wyboru nie ma, te z białymi pasami czy obrzeżami zwykle albo mają inne wymagania albo w ogóle mają wymagania ekstra i trudno im może takie zapewnić w wykonaniu służb miejskich. Sama wiem, jak zaczynaliśmy z ogrodem na gliniastej pustyni, że na tle zieleni niezniszczalnych iglaków chcieliśmy mieć szybko coś w innych kolorach, ale możliwie odpornego na suszę, kiepską ziemię, przemarzanie itd. To sadziliśmy te bordowe berberysy, trzmieliny żółciutkie, niebieskawe odmiany świerków czy jałowców. Klony japońskie w rozmaitych kolorach przez pierwsze lata nie chciały się zadomowić, dałam sobie spokój, większość kwitnących krzewów jest atrakcyjna kolorystycznie krótko wiosną, potem wszystko jednolicie zielone. Z kwiatami dużo zabawy, u mnie większe ilości kwiecia są dopiero w ostatnich latach, kiedy mamy więcej czasu na zajmowanie się nimi. Z okna mojej pracy widzę duży skwer z geometryczną kompozycją kwiatową i mam okazję obserwować, jak kilka razy w roku spora grupa ludzi wymienia to co przekwita na nowe wzory i kolory. Do tego trzeba ludzi, sprzętu, pieniędzy. A przecież tych miejsc do obsadzenia jest mnóstwo. Więc zamiast kwiatów sadzą krzewy w takich kolorach, jakie są wśród gatunków odpornych na miejskie warunki.
UsuńMałgosiu, ja nic nie mam do krzaków. Lubię, a nawet przepadam. Wiem że nie ma zbyt wielkiego wyboru, można jednak ciut zmieniać. A tu wszystko w mieście powtarzalne. Inaczej jest w parku przy promenadzie Niemena, miejskich kwietnikach, obsadzone krokusami i żonkilami pomiędzy jezdniami pasy zieleni też fajne, no widać inne spojrzenie, lekkość. Może to kwestia mody, te rasta rośliny były sadzone minimum pięć lat temu, teraz przecież i Ty całkiem inaczej podeszłabyś do własnego ogrodu. Choćby dlatego że zmienił Ci się gust do kolorów. Moda też swoje robi, przecież dotyczy i zieleni, a choćby się nie chciało to i tak jakimś promilu bierze się ją pod uwagę. Na Twoje miasto będę czekać, mury obronne z zawilcami i hortensjami brzmią wspaniale, tak jak i kolorowe ulice😀. Tak, podoba mi się sama myśl.
OdpowiedzUsuńA co do tego gdzie mnie zwiodły rośliny rasta, to sama się zdziwiłam. O Etiopii warto poczytać, osobliwości multum zarówno w historii jak i w teraźniejszości, nawet setnej części z nich nie zamieściłam. By poszperać, zdziwić się.
Ja to wszystko nie jako zarzut, tylko sama popłynęłam za Twoim tokiem rozważań, tu i ówdzie z pewnym przymrużeniem oka zresztą, może za mało odczuwalnym :). Staram się tłumaczyć (sama sobie) pewne wybory przy dekorowaniu czy urządzaniu miasta. W moim mieście nie jest pod tym względem źle, ale są jeszcze relikty nasadzeń z lat mojej wczesnej młodości, gdzie tylko prowadzi się zabiegi pielęgnacyjne i rzadko coś wycina lub dosadza, ale o dziwo wygląda to nieźle, może dzięki tej dbałości i stałej ingerencji ogrodników. Masz rację, że nawet te drobne zmiany mogą wiele zdziałać. Może komuś tam w Cz. zabrakło fantazji, albo w ogóle zajmuje się tym kolega szwagra, jak to czasem bywa, bez odpowiednich kompetencji czy polotu. U nas taki zły kierunek widać w zagospodarowaniu urbanistycznym, podejrzenia o układy co chwila się pojawiają, patodeweloperka zaczyna wypierać tę niezgorszą i bujną zieleń z miasta, jakby nikt nad tym nie panował, albo brał dużą kasę. Dawniej ludzie "z Polski" przyjeżdżali i dziwili się, że u nas jest taka przestrzeń w mieście i dużo zieleni, mieliśmy szczęście do urbanistów i architektów. Ale już są inne czasy i nie wszystko idzie w dobrym kierunku, za dużo spraw opiera się o indywidualne interesy i kasę, na zasadzie "a po nas choćby potop".
UsuńPrzecież wiem, żaden zarzut 😀. Deweloperzy wszędzie sprawiają kłopoty, np. w Chorzowie jest walka o park chorzowski. W Cz-wie jest ten problem że budują od sztancy, od lat nie powstał żaden naprawdę ciekawy budynek. Moje miasto nie jest piękne, więc się cieszę że dbają by było zielone. A że zielone nie takie jak mogłoby być, to już trudno 😀😀😀
UsuńWszystko zmienne. Jasne od jakiegoś czasu, że nie będzie żywopłotu dzielącego chodnik od linii tramwajowej. On wyraźniej niż szyny dzielił miasto i był właśnie wężem rasta z berberysów. Długie kawałki zielonego, długie czerwonego i żółtego. Na cykankach z ubiegłego roku pełno go. Nie wiem czy coś go zastąpi,.jak na razie widzę, że remontowe roboty tylko niszczą zieleń. Mam nadzieję że coś będzie, niechby i rasta
UsuńMła nie przepada za wszystkimi coolorami naraz, wydawa się to jej mało naturalne. No ale mła jest stara maruda, ludzie na ogół lubią jak jest coolorowo. Etiopia kojarzy się mła z kawą chlaną przy zapalonych kadzielniczkach, oni tam cały rytuał kawowo - kadzidlany majo. Mła akurat i jedno i drugie lubi, znaczy smak kawy i zapach kadzidła. Rasta kojarzy się mła jednoznacznie z potęgą zioła, pewnie dlatego że w czasach jej młodości bujnej tak się to kojarzyło - muzyczka i totalne wyluzowanie. Hym... tylko że czar konopi c oś sprzyja wzrostowi apetytu a u mła to akurat niewskazane. Mła ma apetycik taki że ho, ho i jeszcze raz ho i bez wspomagaczy. ;-D
OdpowiedzUsuńKawa tak, kadzidełka przy kawie? No nie wiem. W Etiopii mają parę takich jedzeniowych specjałów co apetyt odbierają, nawet zioło nie pomoże. Maruda jak widać i ze mnie wychodzi😀
UsuńTe konopie lecznicze to som malo hippisowskie😀
OdpowiedzUsuńRastamanskie coolorki niezbyt mi pasują, ale widoczniexwyzszy kwiatkowy miejski stwierdzil, jest wiosna musi byc kolorowo, no i jest😀
Kwestia podejścia do konopii 😀 oraz ich zastosowania. Bardziej podejścia. Jak cię uprzesz, zawsze możesz smarując się konopnym specyfikiem nucić reggae😀
OdpowiedzUsuńWiosna na szczęście jest kolorowa😀 Buziaki.