Przypomniała mi się w snach nie wiadomo dlaczego bardzo dawna podróż spod Bratysławy do domu. Łojciec tam przez jakiś czas pracował. Nieszczególnie przyjemnie wyszła ta podróż, owszem barwna, ale rozbawienie to teraz. Najpierw był autobus do Bratysławy nocą głęboką, a potem błądzenie z solidnym obciążeniem bagażowym po uliczkach Bratysławy. Bez końca slalomami uliczek, do zawrotu głowy, oberwania dźwigających toboły stawów. A potem się okazało, że czarny kot przebiegł nam drogę i Łojciec omijając najprostszą trasę kluczył. Nawet tego kotka widziałam, ale do głowy by mi nie wpadło, że to przez niego. Mama i ja oraz psinka za Łojcem, bez pytań, bo przecież w zupełnie obcym mieście. Objuczone tobołami jak wielbłądy, ja jeszcze dźwigając sunię. Tak dziwnie jakoś Łojcu płacili, głęboka komuna to była, że najlepszym rozwiązaniem było tam nakupić dobra tu niedostępne i albo się nimi cieszyć, albo spieniężyć. Stąd te wielbłądy i to pośpieszne wielbłądy. Spóźnienie i tak na właściwy pociąg, jazda innym zawalonym poborowymi, którzy hurtem brani do woja. Pijanymi w sztok. Jeden z nich zwymiotował mi na nowiutkie zamszowe mokasyny, wymarzone, wyżebrane. Dwie przesiadki, wyganiani byliśmy przez konduktorów na właściwych stacjach. Jeden z tych dwóch pociągów znów z poborowymi. Zdaje się, że przez tych poborowych wyborowych dałoby by się ustalić konkretną datę zdarzenia. Czekania kilkugodzinne na pustych peronach by podróż zakończyć podróżą z Katowic do Cz-wy.
Dziwaczny koszmar, blisko dwudobowy, a wszystko przez kota, a raczej pogląd Łojca na kota. Pamiątką żyrandol z dużego pokoju obecnie w pawlaczu, sam lekki. Nie można tego powiedzieć o pierwszych, kupionych z żyrandolem pięciu kloszach, ciężkich jak diabli, każdy z grubo lanego szkła, szlifowanego centymetr w głąb. Dojechały cało, po czym przy zakładaniu szlag trafił dwa. Śniły mi się te błądzenia z tobołami. Obserwacyjnie mi się śniły, patrzyłam z góry na wędrującą grupkę, zastanawiając się o co chodzi tym głupkom. Tyle lat temu to było, dreptała jeszcze przecież z nami moja młodziutka wtedy psinka.
Niedobry był wtorek i zdaje się że środa nie będzie lepsza. Biało rankami, w środę sypie i kapie. Palą i paliły policzki, kaszel nie odpuszcza. Dobrze, że kaszel to nie ten z covidu, lżejszy o wiele, tamten wspominam jak zabójcę. Owszem, ten męczy, napady brzmią strasznie, ale kaszel coraz płytszy, bardzo dobrze chyba. Temperatura podwyższona do lekko ponad 38 stopni, co u mnie nienormalne. Zdaje się że na oskrzela mi poszło, co raczej normą. Lekarka uprzedzała że to częste, oskrzela i płuca, stąd antybiotyk, jak widać potrzebny. Ale noce przespane, koty odobrażone wszystkie trzy. Śliczne źrebaczki u Agniechy, słodkie i pluszowe, u Tabaazy kwiaty i opis dnia radosnego, choć z elementami grozy, znów trudnej do pogodzenia się. Teraz milczenie, co znów martwi. Pewnie głupio, no ale cóż, życie fika i niepokój, czy nie wyfikało. Durny niepokój o wszystkich, najchętniej (tu uśmiech na idiotyzm chęci), odbierałabym meldunki, czy ok. Chwalmy jednak małe cuda, śnieg za oknem we wtorek zniknął, środa zaczęta bielą co może też odpuści. Piękna ta biel, ale zimno i szaro.
Miałam siąść do książek, szukać lekarstwa na wojny kocie u Kocurka. Poszukam rzeczywiście, może coś znajdę (po coś ten stosik książek u mnie jest), ale na razie nie da rady, pchają się jak wściekłe inne tematy, a jak się nie pchają to padam, nie rozumiem co czytam.
Dużo telefonicznie ogarnięte, mam wrażenie że wszystko co mogłam załatwić załatwiłam we wtorek, choć może wrażenie mylne. Wyliczanka.
O rany. Jakim koszmarem wybieranie urny. Nie mam pojęcia, jakim cudem ludzie załatwiają takie rzeczy bezproblemowo. Nie to że jestem wybredna, owszem bywam, ale na litość! Takie cholernie drogie paskudztwa, chyba najbrzydsze jakie mieli. W końcu wybrałam drewnianą, za sześć stów. Brzydką ale skromną, alternatywy były nie do przyjęcia. To już stanowczo lepsze i ładniejsze moje pojemniki, na duperele różne, co mi się do tej pory przenigdy tak nie kojarzyły. Wybrana, trudno. Kremacja będzie w czwartek.
Bobuś mnie sklął za buty. Podane, ale doszło do mnie, że ma rację, po co dokładać do popiołu miazmaty tworzyw sztucznych? A z drugiej strony, nieracjonalna część mózgu uspokojona. To dlatego pewnie uszebti, zabijane konie, figury wojowników, malunki dóbr wszelakich na ścianach grobowców, palone dobra i żony. By odeszłemu zapewnić nie wiadomo po co duperele doczesne, gorzej że z uśmiercanym towarzystwem. No, u mnie tylko buty.
Poniedziałkowe i wtorkowe rozmowy z kuzynką nic nie zmieniły w sprawie mszy, choć ziarno uparcie zasiewam, i będę drążyć. Za to pięknych i zabawnych szczegółów życia z dwoma córeczkami moc, świetne dzieciaki, wykazujące inwencję od której można oszaleć, paść ze śmiechu, lub jeśli się ma wprawę spokojnie korygować szaleństwa. Kuzynka ma wprawę. Wśród szaleństw uparte picie z (umytego) nocnika stosowane przez młodszą, pomalowanie się przez starszą na niebiesko (farba wodorozpuszczalna do odnowienia szafki), samowolne strzyżenie młodszej przez starszą w placki przy skórze. Oczy i uszy całe, co pociechą..
We wtorek, już po wybraniu urny telefon od niej, w P są urny o wiele tańsze, kamienna 550, zdaje się że jestem równo rżnięta na kasie. Taki klient to marzenie, wciśnie mu się byle co, bo i tak nie sprawdzi. Z urną już trudno, wybrana, choć mnie szarpie. Brzydka, droga. Mętlik w głowie. Odwoływać urnę? Niby przywieźliby z P, ale zamieszania więcej niż to warte. Nie odwołuję.
Telefon do parafii z którą nie żyję najlepiej, ale rozmowa z obecnym proboszczem ulgowa. Będzie msza zaduszna tu, dla osiedlowych kolegów, będzie bezproblemowa zgoda na pochówek poza parafią. To drugie załatwi zakład pogrzebowy tu. Urnę wydadzą rodzinie, czyli mnie. Ulga. Jak najszybciej odebrać, biorąc pod uwagę koszty przechowywania. Koszmar jakiś, te cztery tysiące nie starczą, mur beton, więc leczyć się, by szybko ogarnąć finanse, PZU, ZUS, ojcowe konto. Nie będzie prosto.
To uniknięte, transport, siedemdziesiąt sześć kilometrów, najtaniej pięć za kilometr bo w obie strony. Piętnaście lat temu z kawałem, ja sama, na własnych kolanach wiozłam urnę Bobusiowego taty, właśnie z Cz-wy do P. Nie musiało takie rozwiązanie być możliwe teraz, ale jest. Drobnostka z głowy, kolana posłużą i teraz.
W P będzie obsługa przez tamtejszych, kuzynka załatwia. Niby tanio, a włos się jeży. Trzy tysiące trzeba chyba liczyć, nie ma przebacz. Takie to wszystko w P poplątane, że myśl rodem z głupich lektur: postawić urnę na półce, i niech stoi. I niech się wypchają z zamieszaniem.
No a poza tym.
Pod wpływem opisu fryzjerskich wyczynów Tabaazy włos już obcięty, fryzura na Kopernika jak talala, kopia Pawłowicz przeszłością. Po związaniu kitka bliska króliczej, głowa lekka. Pytanie, czy odważę się na farbę. Niby umiem, niby nic takiego, ale henna odleżała trochę za długo, co może dać efekty nie do końca spodziewane. Zielone, albo wściekle bordo. Niby jest ryzyko, jest zabawa, ale z drugiej strony włos już mi tak mocno nie rośnie, źle wspominam barwione poduszki (trzeba bardzo pilnować by łeb był suchy, czy mnie się chce?), a brązowe powłoczki mam, ale ich nie cierpię... Na razie wyciągnięcie paczuszek i impas decyzyjny: do kosza, czy na łeb. Ważność straciły blisko dwa lata temu, zdaje się że kupowałam w promocji i dawniej niż mi się zdawało. Podwyższona temperatura rozstrzyga, że nawet jeśli na łeb, to nie teraz.
I na takich to pierdołach przepędzony wtorek a środa nie będzie lepsza. Ogacanie, drobne dreptania i drzemki w każdym możliwym momencie. Tak się zanosi. Środa dopiero zaczęta.
R.R. pisała. Strażnik dzienny zdobi. Feluś, podrzemujacy na lodówce podczas pisania posta.
To mielismy sporo szczescia, przy obu pogrzebach zasilek pogrzebowy wystsrczył, doplacalismy tylko napis na plycie pomnika i ten byl drogi, 6 stow wyszlo, bo napis zlocony, a placi sie od literki.
OdpowiedzUsuńUrnę z Bytomia wieźlismy sami,koszty byly podzielone na tam i tu, ale tam tylko spopielenie, urna,ceny nie pamietam, ale byl spory wybor, a tu msza i pogrzeb, no i pochowek w rodzinnym grobie, wiec za,miejsce itp. sie nie placilo.
Z doswiadczenia swojego i innych wiem, ze najlepiej tak, bo kto pozniej bedzie obrabial kilka grobow, wielu znajomy h laczy teraz w jeden , kilka, a to spore zamieszanie i koszty rownież.
Trzymaj się i zdrowiwj.Dobrze, ze kotki już spokojne, a jak sie czuje Jacus?
Czyli takie rozwiązanie jak i u mnie. Niby ulgowe, ale w P jednak drogo.
UsuńJacuś ok. Gacek mi zaczął kichać, akcja była że ściąganiem kota z meliny i nadziewaniem rutinoscorbinem. Mam nadzieję, że też pomoże.
Felutek przecudny.
OdpowiedzUsuńAch, żeby to Gacuś dał się zcykać! Jak na razie to cykam smugi, tumany do niczego niepodobne. Boi się podniesionej ręki z czymkolwiek i nie poradzisz.
UsuńPisałam i post poszedł w kosmos
OdpowiedzUsuńFarby tej starej bym nie ruszała. W Biedronce jest wysyp ostatnio farb - gdyby mieli moją to bym tam kupowała po drodze, a nie biegała do rossmana .
A jaki kolor poszukiwany?
Więcej zdjęć tego pana poprosimy! Piękny on!
Brąz z odcieniem. Jakim, nie wiem. Rudym, może, na brązie może nie będzie efektu UFO. Tak, Feluś jest piękny. Ale i Twoje przecudne. 😀
UsuńNo to polecam kasztan 😆
UsuńMałgosi się posłucham, na razie odpuszczę. Odżywka może zwalczy efekt smętnej pończochy. Kasztan poczeka😀
UsuńZ włosami to ostrożnie przy covidzie, znajoma przechodziła chorobę podobnie jak Ty, potem zaraz poszła na farbowanie do zaprzyjaźnionej fryzjerki, która jej od dwudziestu lat farbuje, no i natychmiast włosy zaczęły wyłazić garściami. Trycholog powiedział, że to najpewniej wina skojarzonego osłabienia włosów covidem i dodatkowego potraktowania farbą. Po kuracji wzmacniającej włosy odrastają co prawda, ale parę miesięcy dość smutno to wyglądało, zwłaszcza że wcześniej miała bardzo bujne długie włosy. Tak że jak możesz to odczekaj przynajmniej jak wyzdrowiejesz, i nie eksperymentuj z nowymi farbami, których nie używałaś.
OdpowiedzUsuńPoza tym w kwestii meldunków to ja melduję, że u mnie wszystko ok, tylko zalatana jestem i w tym tygodniu będę do Ciebie ciut rzadziej zaglądać.
Źrebaczki widziałam, przepiękne są pluszaczki, ale nie miałam czasu na rozpisywanie się z zachwytami :).
Koteczek na cykance uroczy :).
Dobrze że ok. Dziękuję, uspokojonam😀.
OdpowiedzUsuńNo i rozstrzygnęłaś niczym Salomon. Nie będzie farbowania.
Mła się melduje bo mła musiała zalegać po przewianiu co by jej nie pokręciło przed planowanym ociepleniem. Pilnuj tego zapalenia oskrzeli bo zapalenia dróg oddechowych to jest właśnie największy problem z covidem. To są te słynne "nawroty". Ma nie iść na płuca w związku z czym a Ty jak długo możesz masz się snuć po ciepłej chałupie a kiedy zrobi się ciepło na dworku, niemęcząco wyleźć na memłon naturalny. A w piątek lekarzowi zameldować się w celu przedłużenia zwolnienia, bo do poniedziałku to ni ma zmiłuj, nie wyleczysz się do końca. Dżizuu, jak pięknie Ci życiem zarządzam. Łojciec byłby ze mła dumny.
OdpowiedzUsuńCo do kosztów pogrzebu a wysokości zasiłku - nogi z tyłków skurczysynom za te bloki energetyczne w Ostrołęce, za Baranów dla baranów, za przekop rozbabrany, za sasinizm ogólny. Na to wszystko piniędze były! I tak jest dobrze u Cię, u nas ludzie za pochówek na niektórych cmentarzach muszą tak płacić że kredyty biorą bo sumy to tak w okolicach dwunastu tysięcy. Skończy się na rozsypywaniu prochów i zmianie ustawy bo kasy u nas już ni ma. Dziś mła przeczytała o pierwszych przymiarkach do cięcia pińcetów, taa... rychło w czas. Co do urn, prawie wszystkie są koszmarne za to w cenie trumny. Nie Ty jedna masz takie myśli że może by w ten piękny pojemnik z pokrywką co się zawsze zmarłej czy zmarłemu podobał. Moim zdaniem ten przymusowy zakup naczynek na prochy to wyciąganie kasy na bezczela.
Wspominki starych podróży hardcorowych mimo wszystko odprężające, Łojciec za ten numer z kotem omijanym i spóźnieniem na pociąg powinien być karmiony zalewajką na ścierce przez trzy dni. Niech mu ziemia lekką będzie a uszebti buciane wiecznie służą ale pomysły to facet miał.
Co do strzyżeni to dobrze że nie cięłaś jak dzieci kuzynki, placyków łysych ni ma i to najważniejsze. Resztę zrobi uklepanie albo nastroszenie. Kotostwo po prostu naturalnie piąkne, żebyś Ty się mogła tak ufarbować w prążki!
Przecież to z troski 😀, po za tym muszą dawać o sobie znak nawyki zarządzającej nieruchomością, zwłaszcza, że ja teraz tak jakby nieruchomość 😀. Ale muszę rzeczywiście szybciutko stać się ruchomością, bo inaczej dupa. Nieważne już czy farbowana czy nie (w prążki byłoby najfajniej).
UsuńCo do kosztów pogrzebów, to nie do końca winiłabym rząd. Raczej chciwość ma tu miejsce, i wykorzystywanie sytuacji. Nawet za to dołożenie butów policzą jak za Bóg wie co, o ile dołożą, czego cholera nie sprawdzę. Czy to nie obłęd? Nieracjonalna część mózgu uważa że sprawa załatwiona, niezależnie od stanu faktycznego. Taaa. Numery Łojca absurdem niekiedy wionęły, dokopujac zawsze zaskakująco. Taki był ich "urok".
To raczej nie jest nieruchomościowe, to jest zarządzanie staruszkostwem moim, znaczy "Znaczy nie , nie idź tam, to nie te drzwi. Małgosiu gdzie Ty leziesz!". ;-D
UsuńOczywiście że winien jest rząd, nie tylko ustala cenę w której powinny się mieścić wszelkie usługi ale też ramy ogólne pochówku. Co wolno a czego nie wolno. Otóż zwłoki w proszku możesz rozsypać nad morzem ale kiedy rozsypiesz je w lesie to zwłoki bezcześcisz. No i zasiłek pogrzebowy to jest wypłacany kiedy zwłoki pochowasz tak jak sobie życzy państwo. Zważywszy na wzrastającą ilość kremacji i w związku z tym zagrożenie epidemiologiczne bliskie zeru to chyba ta rola państwa jako "głównego mistrza ceremomni" cóś za duża. Do tego jak się zwłoki chowa to tysiąc zaleceń a kasy na to coraz mniej. Nie tak dawno zasiłek wynosił około sześciu tysięcy, no to przycięli bo zakłady pogrzebowe "za dużo zarabiały". Rząd przyciął a koszty zostały czyli problem trzeba było rozwiązać inaczej. Za rozwiązywanie takich problemów im płacimy a zarzund co? Do tego skandaliczne że w gminach w których jest tylko jeden cmentarz oddano miejsce pochówków w zarząd KK.
I co mam napisać, nie brałam do tej pory pod uwagę roli władzi w drożyźnie, okazuje się że władzia i tu spier...tego sprawę. A chciwość firm ito swoją drogą. Drzemkę odwaliłam, zaraz będę kombinować posiłek zasadniczy, i nadal nie rostrzygnęłam, czy wolę być starowinką, czy kamienicą.
UsuńCiekawe, co by zrobili, gdybyś poprosiła o wsypanie Łojca do słoika?
UsuńPo śledziach w occie. Lubił.
UsuńU nas to jest tak że państwo jest wszędzie tam gdzie go nie potrzebujemy, chętne i lecące ze mało sobie nóg nie połamie. Natomiast tam gdzie jest potrzebne to go zazwyczaj państwo kombinuje żeby go było jak najmniej.
UsuńZ powodu słoika by się zapultali a potem odmówili wykonania usługi. Paręset zeta piechota nie chodzi i byłoby o bezczeszczeniu popiołów.
Mój boszsz... co ja napisałam, mam chaos w głowie bo i na kolanach, za dużo chętnych na one.
UsuńCiesz się. Ja, a raczej moje plecy jestem zdobywana jak dziesięciotysięcznik albo inne Alpy. Pazurkami wbijanymi jak raki, błyskawiczna akcja i mam zdobywcę szczytów na głowie. Jacuś.
UsuńMła jest obecnie obłożona dookolnie a na ramionach siedzi jej Sztaflik.
UsuńTo szczęście jednak, czyż nie? Trudne, bolesne jak łazi po plecach, ciężkie jak przywala, grzewcze chwilami przesadnie, ale szczęście.
UsuńNoo, szczęście...
UsuńBo jeżeli te urny są tak paskudne jak piszesz, to ja nie wiem. Kupić mus najtańszą, a potem przesypywać do innej?
UsuńZnajomi z Holandii umieścili swych rodziców w urnach wykonanych przez jednego z synów, który jest artystą ceramikiem. W naszym wolnym kraju byłoby to zakazane?
Wiesz, tak bym zrobiła, bez najmniejszych skrupułów, gdybym wiedział w momencie decyzji, że wydadzą urnę do ręki. Przepadło, kremacja dziś.
UsuńJeśli to henna naturalna (ten zielony proszek) to spokojnie można użyć. A jaką farbę masz ? Jak wyjdzie kolor nie całkiem Ci odpowiadający, to z farbowaniem henną też nie problem- można dokupić następną w innym odcieniu i nałożyć znów, henna nie niszczy włosów.
OdpowiedzUsuńCeny pogrzebów to dramat ! W PZU sprawę zazwyczaj załatwia się od ręki, z bankiem może być gorzej, zazwyczaj potrzebują postanowienia o nabyciu spadku (jeśli jesteś upoważniona do konta, to lepiej najpierw wypłacić to, co tam jest, a potem zgłaszać zmiany, bo w innym przypadku zablokują konto do momentu przedstawienia postanowienia). Nabycie najtaniej załatwia się sądownie, ale to trwa miesiącami, za to u notariusza szybko, ale drogo.
Kociak cudny !
Henna naturalna, proszkowa, zielenią podszyta. Na razie rzeczywiście dam spokój, wilgoć na głowie teraz to niedobry pomysł. Te Twoje farby ciekawią, zawsze wolałam naturalne, nawet z ewentualną niespodzianką kolorystyczną. Zawsze mieszałam, Mamie Bobusia, sobie. Ale też nigdy nie używałam starych.
UsuńAkt zgonu muszę od zakładu wyciągnąć, i będę załatwiać. Zdaje się, że urnę wydadzą dopiero po opłaceniu całości, więc załatwianie z jeżdżeniem po mieście rekordowym.
No. Feluś Tygrysek i Ciumciuś
Hola, hola, moje miłe. Jak jest dziedziczenie wg. ustawy to Romana musi być przysposobiona żeby dziedziczyć. W innym wypadku dziedziczą zstępni a w ich braku rodzeństwo lub dzieci rodzeństwa, o ile rzecz jasna wystąpią z roszczeniem. Jeżeli jest testament notarialny sprawa prosta, jeżeli odręczny to sąd. Upoważnienie na korzystanie z konta wygasa ze śmiercią upoważniającego, jeżeli konto jest wspólne działa nadal. Wszelkie ruchy na koncie upoważniającego po jego śmierci to grzebanie w masie spadkowej. Z PZU pobiera kasę ten na kogo wystawiona jest polisa. Tyle na krótko.
UsuńTo był mój ojczym. Nie było przysposobienia. Polisy są na mnie, majątku nie ma. Co było jego własnością wg. podziału na sprawie spadkowej po mamie, poooszło, czyli tfudziałka, samochód. Konto zostaje, nie ruszałam, mimo że mam kartę i pin. Będzie chyba sprawa, ale tak naprawdę, to nie ma się o co bić.
UsuńLudzie bijo się o pietruszkę, sama znam takich co się żrą o długi zmarłego co dla mnie jest przedziwne. No ale sport ma swoje prawa i zasady. Konta nie ruszaj, chyba że dojdziesz do porozumienia z rodziną w sprawie opłat za pogrzeb ale to jest takie na krawędzi, mła by tego nie robiła bo z ludzi różne rzeczy wyłażą kiedy słyszą słowo spadek.
UsuńNiestety, też znam. Co do konta, to nie jestem pewna, ale być może jest "zapis na wypadek śmierci", to by wiele ułatwiało. Tam naprawdę nie ma kokosów.
UsuńHenna jak najbardziej, to ziółko, więc nie ma prawa włosów zniszczyć (raczej). Odradzam tylko farby chemiczne.
OdpowiedzUsuńNasze rodzinne pogrzeby zbilansowały się dzięki wypłatom z ubezpieczeń, w pakietach mamy własne na życie, od ciężkich chorób i wypadków, i na wypadek śmierci rodzica, teściów itp. Tak że razem jakoś "stykło". Ale też uważam, że to wina zachłanności firm pogrzebowych i powiązanych oraz czasem przesady w strojeniu grobu, stypy itp. Ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz - najgorzej jak wszyscy się wtrącają do organizacji.
U mnie nie będzie szału. Bliżej niestety melexowi z karaoke niż arystokratycznej pogrzebowej karecie.
OdpowiedzUsuńZ farbami, trudno, wystraszyłaś, zrezygnowałam na razie. Wrócę do pomysłu za jakiś czas, najważniejsze, że po pannie Krysi P. nie ma śladu.
Eksperyment włosowy może faktycznie przeprowadź już po pogrzebie, żeby w razie czego nie straszyć żałobników :) Ale henna to również ziołowa pielęgnacja , więc nie powinna zaszkodzić. Łojciec pewnie bardziej swojsko byłby czuł się w meleksie, niż w karocy, i tego należy się trzymać. Pogoda niezbyt sprzyja harcom na mieście, uważaj na się.
OdpowiedzUsuńWiesz, mnie tak naprawdę te farby kuszą dlatego że włos matowy, wyblakły w tej chorobie. Henna zawsze dawała połysk. Odstrasza to, że przy skórze te pół centymetra co urosło w trakcie dziadostwa jakby cieńsze i jakby spalone. A to że coś ziołowe, no cóż, zioła też potrafią szkodzić. Ziołowe to nie znaczy nieszkodliwe, choć henna zawsze dobrze robiła moim piórkom. I jak przy skórze zaczną rosnąć ciut mocniejsze to będzie henna. Może nawet ta stara, w ramach eksperymentu.
OdpowiedzUsuńTak!!! Strzał w dziesiątkę z tym melexem. Podobałoby mu się, ale nie, takich rozrywek w P nie ma. Jest statecznie.
Nie wychodzę na razie. Króciutki wypad ze śmieciami z dwóch dni i to wszystko. Torbiszcza stoją, pogoda naprawdę be, a ja słaba. Też uważaj na siebie. Bobuś złapał powtórnego, choć przechodzi bardzo łagodnie jak na razie. Choć tyle dobrego, że łagodnie. Trochę kataru, gdyby nie test nawet by się nie zorientował, choć myślę że świństwo miało udział w tych bólach co mu dokopały.
Więc też na siebie uważaj.
Łomatko, współczuję Bobusiowi- a w jakim odstępie czasowym zdarzyły mu się oba zachorowania ? Ja w sobotę zapisuję się na czepionkę :) Na razie mam inne zmartwienie , od leżakowania z komputerem i dogadzania sobie w domu podczas zdalnej wyhodowałam sobie 150 cukru na czczo , trwałam w błogiej nieświadomości, bo zażywam metformax, ale przed testem obciążenia glukozą musiałam go odstawić na 2 tygodnie i zonk, nie mogli mi zrobić badania. No i skończyło się rumakowanie, czarny chleb i czarna kawa mnie czeka :) A raczej warzywa i herbatka z morwy i forsycji. Oby tylko udało się zbić ten cukier .
UsuńRany. No tak, zawsze byłam zdania, że praca w domu nie służy. Choćby z powodu bliskości lodówki i kuchenki, oraz tego, że współpracownicy w zęby nie patrzą. Przydałaby się gimnastyka, wiesz? Warzywa, to nie jest złe jedzonko, ale słodkości żal. Współczuję gorąco, sama staram się nie przesadzać uznając, że jak słodzę herbatę i kawę, to już łakoci niet. Jak gorzkie to tak, czemu nie. Opanujesz, da radę, ale słodycze to jednak pociecha, żal.
UsuńCo do covidu Bobusia to mam wrażenie, że to była połowa października. Efekt licznych spotkań z motocyklowym towarzystwem, zjazdy późnoletnie i jesienne. Czyli blisko pół roku temu.
Żyję. Łapię zapomniane życie Addie LaRue i po czytanku spać.
OdpowiedzUsuńWymarzlam. W pracy 4 przypadki wirusa. Jutro albo pojutrze decyzja czy nas testują czy robią postój na 14 dni.
Ale raczej przetestują bo kasa musi się zgadzać.
Rozgrzewka i dopiero czytanki. Nawet kielich jakiś.
OdpowiedzUsuń