Kaszel mnie zbudził przyduszając.
Po drodze z łazienki odruchowa kontrola co u Łojca. Leży na podłodze. Przewrócony chodzik. Nie podnoś, sam wstanę. Kiedy? Jak odpocznę. Boże, nie mam do niego siły. Mój kręgosłup protestuje. Wybijam 112.
NIE DZWOŃ
Przykryłam kocykami, dałam jasiek. Śpi.
A za oknami śnieg. Pokrywa dachy samochodów, bieli się kożuszkiem na trawie.
Druga w nocy, o tej godzinie mnie obudziło. Kaszlę do tej pory, czyli już ze trzy godziny, jest blisko piątej. Przerwy nieduże, nie warto kłaść się spać, kaszel budzi bóle nadwyrężonego kręgosłupa, co na leżąco zupełnie nie do zniesienia. Ok. Minęło. Piąta trzydzieści.
Nie podnoszę Łojca. Jeśli się sam nie podniesie, telefon. Na razie śpi posapując.
Biję się z myślami, ale nie wygląda to źle, chyba można poczekać.
Dobranoc.
Posyłam Ci siły w pakiecie, bo co mam zrobić.
OdpowiedzUsuńZadzwoniłam na 112. Strażacy przyjadą.
OdpowiedzUsuńU nas też śnieg był w nocy a teraz pada.
OdpowiedzUsuńZimno
UsuńPosyłam fluidy i czekam na wieści.
OdpowiedzUsuńPo akcji Małgosiu. Po południu chyba opiszę, na razie wyzuło mnie z sił wszystkich, mimo że nie dźwigałam.
UsuńRomanko, aż boli jak to czytam. Mysle o Tobie cieplo, bo co innego mogę.
OdpowiedzUsuńDziękuję Doruś. Tak to niełatwo bywa. Nie ma chyba życia, w którym od czasu do czasu nie pojawiają się schody.
OdpowiedzUsuńCzymaj się po prostu i tyle.
OdpowiedzUsuńTo chyba nie wystarczy. Jakieś dodatkowe moce by się przydały.
OdpowiedzUsuń