Jak bardzo przydałby mi się supermoce. Niestety, rozerwanie podkoszulka ujawniłoby zupełnie ludzką skórę, a chwycenie skóry wraz z bawełną i szarpnięcie spowodowałoby rany zupełnie nie super.
Zajrzałam w nocy do Łojca po drugiej. Tak mi wychodzi, że po drugiej. Leżał. I nie mam tu na myśli wersalki, na podłodze leżał. Z gołym dupskiem. Dałam się przekonać że odpocznie i sam wstanie. Przykryłam, dałam jasiek. Rano bez zmian, poza zasikaniem okryć. Nie ma szans, sam nie wstanie. Dziewiąta. Nie ma na co czekać, dzwonię.
Telefon. Dyspozytorka przełączyła na pogotowie. Długie milczenie przyjmującego telefon i informacja, że nie może przyjąć zgłoszenia, bo oni od sytuacji ratujących życie. Uparłam się. Ja nie mówię, że to pogotowie potrzebne, potrzebna pomoc do dźwigania, a to może straż miejska, może jeszcze ktoś inny. Wy, tak, jeśli możecie zabrać go na neurologię lub na naprawienie kręgosłupa, jeśli nie to proszę o pomoc w dźwiganiu. Długie milczenie. I informacja, że pomyśli, nie zostawi mnie z problemem. Odzwoni. Oddzwonił po pięciu minutach. Straż przyjedzie.
Zdążyłam zrobić Łojcu kawę, domofon. Wpuściłam. Jeden strażak mały, do dźwigania niedoskonały. Jeszcze raz wyjaśnienie o co chodzi, ulga, nie ta drobina będzie dźwigać, chłopcy się ubierają. Ok. Konwersacja na korytarzu, gościu słusznie trzymał dystans, ja zamaskowana. Poszedł. Po piętnastu minutach nieprawdopodobny szum na schodach, jedno wielkie i bardzo głośne szuranie. Rany boskie, co oni wloką?! Ilu ich jest???!!!! Dywizjon???!!!
Nic nie wloką. Chłopów dwóch tak szeleściło kombinezonami trąc zafoliowaną nóżką o zafoliowaną nóżkę. Na szaro srebrzyście zafoliowaną. Maseczki bardzo dziwne, jak nic przypominają miseczki wielkiego biustonosza, z podcięciem na oczy w goglach, pomarańczowe kalosze, superbohaterowie z kreskówek, skojarzenie tak silnie się nasuwające, że aż śmieszne. Zaczyna mi się rodzić w gardle niestosowny chichot, maskowany kaszlem. Majtek na wierzchu tylko brakowało. Ten szum, rany boskie!! Skuteczni bardzo, podnieśli Łojca, w dwie sekundy było po akcji, kwiknąć nie zdążył. Otulili pierzyną, nie miałam serca im mówić, żeby tego nie robili, bo zaraz trzeba będzie Łojca z pod niej ratować. Grzecznie się pożegnali, ponowny potworny szum przy schodzeniu po schodach.
Męczące podawanie danych małemu niezafoliowanemu i już. Koniec.
Łojciec śmiertelnie obrażony. Jak mogłam.
Zasikane koce do prania, Łojciec okryty ostatnim suchym kocem. Ja nieprzytomna ze zmęczenia, nie wiadomo dlaczego, bo przecież nie dźwigałam. Ręcznik, kawał płótna, miękki kawał flaneli. Rzucam te szmatki pozwijane w kłębki Łojcu na wyrko. Ma lać jeśli już to w nie. Jak to się wszystko zmienia, nie tak dawno było zmywanie moczu z płytek, teraz i miska nie zdaje egzaminu.
Serek z łyżeczką miodu Łojcu, kawa, mleko, kawał czekolady i idę się położyć. Leżę, kołuje mi się w głowie karuzela, zasypiam.
Łomot do drzwi. Administracja. W czwartek od rana do czternastej roboty spawalnicze na pionie gazowym. Trzeba będzie wyłączyć, zabezpieczyć się jakoś z piciem.
Jasiek zalany kawą. Taka głupota, a chce mi się ryczeć. Duperela, a tym razem reaguję tak, jakby bógwico się działo. Serek nie ruszony. Co byś zjadł? Serek. To czemu nie jesz? Bo chcę taki jak dawniej, ten niedobry. Ręce opadają. Jak wytłumaczyć, że to nie serek się popsuł, tylko smak? Trudno, Łojciec wszystko traktuje jak niedorozwój, dzwonię do lekarza, przeciwwirusówka potrzebna, zdaje się, że zaatakowało mu jakieś ośrodki decyzyjne. Bez żadnego wrażenia przechodzą upadki, lanie po wyrze. Leżenie z gołą dupą. Nic takiego wg. Łojca, sama normalność.
Teleporada musi być lekiem na całe zło, sama tego chciałam, teraz trzeba kwitnąć w czekaniu na telefon. Niby mogłabym poprosić Młodych o antywirusówkę bezreceptową, ale lepiej by wskazał lek lekarz a nie aptekarz.
Futerka wystraszone, najpierw strażakami, potem obudzone łomotem. Dopiero teraz przychodzą. No nic, może będzie trochę spokoju. Śniegu już nie ma, słońce świeci. Może więcej rozrywek nie będzie. Oby. Niech już będzie ta teleporada, ileż można czekać, położyłabym się.
No i dzonk. Saturacja u Łojca pod kreską. Sama wczoraj miałam graniczną i lekko pod, pilnowałam głowy jak wściekła. Teleporada polegała na natychmiastowym poleceniu dzwonienia po pogotowie. Bo Łojciec od trzech lat nie był u lekarza, bo nie testowany. Bo saturacja pod granicą.
Nic nie kombinuj, nie dzwoń, zdechnę to zdechnę. Nigdzie nie jadę. Otwarte pomimo zimna okno, Łojciec otulony jak się da, zaswetrowany. Do ciągłego czujnego monitorowania. Jak na razie podniesienie o punkt. Niby lepiej, ale i tak. Szlag.
Nara.
Nie chce Cię straszyć ale zaraz postawisz Łojca przed fucktem dokonanym. Na temat teleporad to jest już jasne ze to co miało być na czas pierwszego lockdownu zostało z nami jako norma. I te gnoje za cóś takiego ściągają każdemu z pensji, emerytury czy renty. Pod murek bym za ustawiła bezsądownie. Mam teraz każdemu wybory naszej przewodniej siły wyćwierkać "Oto rachunek za pińcet i czynastkę". Czymaj się mocno i pilnuj siebie, Łojcu wyraźnie wszystko jedno więc wsio ryba też powinno być czy dom czy szpital. Jak Ci się nie będzie podnosić trza pomyśleć o opiece dla kotów i samej się udać do szpitala na parę dni. W takiej sytuacji Łojciec ma guzik do gadania, test i albo rybka albo akwarium.
OdpowiedzUsuńPocieszkowo
Usuńhttps://pl.pinterest.com/pin/841469511597437349/
https://pl.pinterest.com/pin/196258496232331996/
https://pl.pinterest.com/pin/77757531045094605/
https://pl.pinterest.com/pin/522769469232101614/
Postawiłam. Czekam na pogotowie.
UsuńPampersy dla doroslych, zeby nie gole dupsko i inne atrakcje , smrody i brudy. No ale jak flak, nie je i saturacja slaba to jednak moze i ten szpital staje się koniecznoscią, obyś przetrwala, zdrowiala i sama nie wyladowala w covidowym. Martwię się, i wspieram myslami.
OdpowiedzUsuńDoruś, dzięki. Czekam na pogotowie jak na zbawienie.
OdpowiedzUsuńCzekam z Tobą. I tak bym nie zasnęła, Łojciec jest wkurzający nawet na odłegłość. Przy okazji jak już przyjadą niech oblookają Ciebie, jak będo chcieli brać to nie protestuj. Młodzi po klucze odkażone do szpitala przyjdą i futrom przeca zginąć nie dadzą.
UsuńCisza, żadna karetka nie wyje.
OdpowiedzUsuńZaparzyłam sobie kawę. Cały długi dzień na nogach, padam. Niby nic wielkiego nie zrobiłam, ale mało było snu, nerwów dużo i jestem półprzytomna.
OdpowiedzUsuńDlatego Łojca trza spacyfikować, sorry ale jest gorszy niż covid. Wiem że staruszki bywają krnąbrne i egoistyczne w dziecięcym stylu co wypływa ze strachu i z tego że zwoje z czasem zawodzą ale Ty teraz masz się zająć sobą. Łojcu oby się udało zapewnić opiekę a jak Ci odejdzie użeranie się ponad siły to powinno się zacząć powolutku poprawiać.
OdpowiedzUsuńCzekam z Wami! I tak po cichu zaglądam od rana. Aż zagryzam że stresu morele suszone.
OdpowiedzUsuńWSZYSTKIE LAPKI NA POKLAD I TRZYMAMY KCIUKI
Po. Byli. Cichcem, bez syreny. Dwóch bardzo obcesowych gumisiów, grubaśnych i dużych. Przetestowali błyskawicznie, dodatni test po minucie. Opierdolili Łojca koncertowo, zmierzyli ciśnienie, dostał zastrzyk w gołe dupsko, tabletkę pod język. Mnie usiłowali opieprzać za brak pampersa, ale spasowali. Zabrali mu tą cholerną pierzynę, której mnie nie pozwolił zabrać i spod której co trochę musiałam go ratować. Grzała mu plecy, ale nic sobie nie robił z zakazu okrywania się nią. Tak jak i w dupie miał zwitki szmatek, prośby by położył się na plecach lub brzuchu. Bezlitośnie go obrócili, ułożyli przemocą na półsiedzaco, zabronili leżeć na boku. Uważam, że uratowali mu życie, bo przez własny upór i "ja wiem lepiej, nie znęcaj się" lada moment natlenienie poleciało by mu poniżej siedemdziesiątki. Teraz dziewięćdziesiąt dwa. Do szpitala nie, nie ma miejsc także w pobliżu. Mnie przyuwazyli jak idę slalomem. Ciśnienie zmierzyli, ok. Wytłumaczyłam, że to błędnik, nie duszności. Zgodnie z prawdą. Boże, jakie szczęście że przyjechali i ustawili Łojca do pionu. Chyba mogę wreszcie spokojnie iść spać.
OdpowiedzUsuńTo i ja skończę opowiadanie o ślubie i idę spać. Uffff. Dobrze że dotarli.
UsuńKciukasy z Mefim trzymamy.
💚🍀
OdpowiedzUsuńOj Kocurku💚❤️💚
UsuńSpokojnej nocy ♥️
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę. Muszę sprawdzić, jak się ma zabezpieczenie z ławy. Nastawiłam kolejny rosół, będzie pyrkał przez noc. Ostatnie jedzenie, Dziecko zrobi zakupy dopiero pod wieczór. Nie byłoby problemu, gdyby nie grymasił.
UsuńŚpij dobrze. Mła spokojniejsza. Ale tylko trochę.
OdpowiedzUsuńA skąd Ty taka mądra,co? Oczywiście już była akcja z przekręcaniem się na bok i próbą spadnięcia z łóżka. Przewleczona ława powinna zapobiec. No nic, jeszcze trochę muszę posiedzieć. Łojciec jest jednak kawał gnoja niereformowalnego.
Usuń