Czytają

sobota, 13 czerwca 2020

Notatka 18 Uważaj, bo

Mistrz kamuflażu czyha...
W końcu musiało do tego dojść, choć tak się pilnowałam.  Niby moje gender nie kamufluje się jak mistrzowie ale ciągle, powtarzam ciągle próbuje. Gacuś jest gdzieś tam, za pudłami, w ukochanej melinie nr 1:


Feluś trenuje, ale po prostu nie ma tu właściwych warunków:


Natomiast nigdy nie najedzone chuchro układa się dokładnie na drodze śpieszącego się ludzia, lub w ostatniej chwili włazi pod nogi. Zdjęcie zrobione po gorących przeprosinach, przytuleniach, głaskach i karmieniu łakociami, jak widać znowu w przejściu:


A przecież mogło być znacznie trudniej.
Patrz Czytaczu. Znalezione w sieci, z różnych źródeł.






Lub, Czytaczu, mógł to być kamuflaż na poziomie arcymistrzowskim, tak jak poniżej:


Chociaż jak widać moja Kicina-Lisina trenuje uparcie, i kto wie czy nie osiągnie poziomu arcymistrzowskiego:


I znowu na przejściu. Trzeba uważać, o czym z rezygnacją zawiadamiam.


                                                                R.R.





piątek, 12 czerwca 2020

Notatka 17 Moje piękne miasto?


Bilbord, który zagotował mi krew.

Nie. Moje miasto mogłoby być piękne.

Odbyta w środę przechadzka uliczkami Zawodzia-Dębie i Starego Miasta spowodowała u mnie szczękościsk i zaciskanie pięści. Ile domów zamieniło się w ruinę, ile ruin już wyburzono, ile ma tabliczkę "zagrożenie budowlane" "do rozbiórki". Tak, wiem. Wywłaszczenia, część właścicieli unicestwiona holokaustem lub wygnana w 68 roku. Powojenne traktowanie kamienic jako niepotrzebnego świadectwa minionego ustroju, celowe obtłukiwanie tynków gdy pojawiał się pojedyńczy ubytek, brak remontów, ochocze burzenie, które jednak do cholery trwa do dzisiaj. Uff.
A i sama wojna. Prywatnie uważam 16.01.1945r. dzień wyzwolenia Cz-wy za dzień roztrzaskania miasta. Ilość tzw. plomb w alejach o tym mówi. Zwłaszcza że tuż za granicami miasta zaczęły się gwałty i rzezie w Poczesnej - autobusy miejskie tam jeżdżą.
No i co z tego, że częstochowskie budowle są trudne do konserwacji? Wapień plus nieliczne cegły łatwo się niszczą pozbawione dbałości. Jak perły lśnią wyjątki, gdy komuś się chciało. Lśnią, a sąsiedzkie place straszą stertami porośniętego zielskiem gruzu, lub walącymi się ścianami bez okien, drzwi, schodów, dachu.. A tyle się pieprzy o braku mieszkań.

To widok tak częsty, że aż nudny
To co jest budowane na pustych placach, nie budzi mojego zachwytu. Bez polotu, bezosobowe, często zaczęte i  nigdy nie skończone. Apartamenty,  jak z koziej  dupy trąba.  To prawda, w takich walących się kamienicach rzadko mieszka elita. Ale ta nieelita ma dzieci. Nie widzę skutecznych działań które zmieniły by powtarzanie przez dzieci trudnego losu rodziców. Raczej się czeka, aż już zupełnie nie będzie nikogo stać na czynsz i wtedy proszę państwa eksmisja i burzymy.

 
Tak wygląda piękna Cz-wa, nawet nie od zaplecza. To czerwone to zaczęta i nie skończona budowa. Już rudera do rozbiórki, nie do kończenia.

ta rudera ma mieszkańców.

Jaka potworna kolejka do punktu wydawania ciepłych posiłków. Ręka mi zadrżała, nie zrobiłam zdjęcia.
Ale ja tu o urodzie miasta piszę. Którą się to miasto chwali tak, jakby było to coś  oczywistego. Przyznaję, niektóre wyburzenia historycznych, przedwojennych obiektów mają sens. Takim sensownym wyburzeniem było zlikwidowanie muru grodzącego teren należący do kolei przy Piłsudskiego. Mur pamiętał rozbiory, ale zburzenie go spowodowało otwarcie widoku na kamienice-równolatki muru.
Ulica nabrała rozmachu, z ciasnego zaułka zrobił się przestronny kawałek miasta, o wiele estetyczniejszy. Ale czemu niby ma służyć zniszczenie całych kwartałów starych dzielnic mieszkalnych nie pojmuję. Ile jeszcze Biedronek i Lidli planują tam wcisnąć, ile szklano-betonowych sztamp? W świetle takiego wandalizmu zaczynam wątpić czy numer z murem był celowy.- możliwe, że nie chciało im się go naprawiać - prościej i zgodnie z tradycją było go zburzyć.

A przecież stare budowle stanowią o estetyce miasta. Są świadectwem nie tylko jego historii, ale także stosunku władz miasta do jego mieszkańców. Tak, także tych meliniarzy. Nie ma się co krzywić. Każdy w swoim drzewie genealogicznym ma ludzi którym niechętnie podałby rękę, a jak się pogrzebie wystarczająco głęboko to się i ludożercę znajdzie. A meliniarze mają dzieci.. Ta.. pięćset plus. Dają dzieciom, czy rodzicom, co? Cholera, znowu mnie znosi... Meliniarze są drobną choć najbardziej  widoczną składową masy ludzkiej zamieszkującej stare domy. Ta masa, ci ludzie żyją inaczej niż mieszkańcy bloków, strzeżonych zamkniętych osiedli, szeregówek czy wypasionych willi. Znają się, i wszystko można o nich powiedzieć ale nie to że są dla siebie nierozpoznawalną masą. Tak, są kamienice wykupione lub odzyskane od miasta przez mieszkańców. Kwitną, turystów można oprowadzać, nie ma wandalizmu, ruiny i brudu. Odchuchany każdy drobiazg, od żeliwnych krasnali-odbojników (dziwne, żaden złomiarz ich nie ukradł) po zadbanie o zieleń. Czy to coś mówi władzy? Czy wystawca powyższego bilbordu spojrzał na moje miasto nie z lotu ptaka? Przypatrzył się dokładnie temu czym się chlubi? Wątpię.



I to głupie i nieodpowiedzialne zarządzanie zabytkami. Budynek niszczeje przez pięć już lat bez wysiedlonych  mieszkańców i instytucji. O Domu Księcia mowa, a to największa w Polsce kamienica czynszowa zbudowana pierwotnie jako pałac księcia Mikołaja Romanowa w 1912 roku. Krótko potem przebudowany na kamienicę czynszową. Kolejna rudera, a mógłby być klejnot.

Widok kiedyś i ostatnio, poniżej to samo w odwrotnej kolejności.



Ja, od czterdziestu lat blokers nie wiem co mogę zrobić by ocalić stare miasto i stare kamienice..  Te zagrzybione domy, walące się i zaniedbane. Dzielnice zarosłe brudem, z ulicami  pełnymi dziur, zasmarowane do niemożliwości fatalnymi graffiti. Patrzyłam na powiewające porozpinane prania,  kobiety rozmawiające przy rozrosłej gruszy, młodzików grzebiących przy rowerach, dzieci z wrzaskiem bawiące się w coś ganianego. Plastikowe  okna wstawione w obłupane z tynku mury, róża wsadzona przy zewnętrznych schodach  do zamieszkałej nadbudówki nad garażami, pracowicie sklecona ławka z daszkiem z pleksy. Obudowa podwórkowego kranu  z zielonym ogrodowym wężem, przy murach powojnik, piwonie i mała ławka. Na ławce babcia. Życie ze starego miasta jeszcze nie uciekło.
Ale ilość ruder, ruin, placów z zarosłym i świeżym gruzem przeraża. Te puste witryny sklepików, gdzie nie ma już nawet kartki "do wynajęcia", porozwalane krzywe chodniki, zabite zgrzybiałymi dechami okna.. Stare miasto umiera.

A władze chlubią się zamówionymi  przez siebie graffiti. O tym będzie szerzej, bo miasto graffiti stoi. Na razie przedstawienie dzieł ostatnich, chluby najnowszej. Tym się miasto chwali.

Mural na bocznej ścianie kamienicy, brzydko mi się kojarzący z dziełem sztuki mimowolnej, powstałym po wyburzeniach. Patrz zdjęcie nr 2. Za autoreklamę firmy freskującej miasto zapłaciło, bo firma znana. Monserra Rust, cóś takiego
Chwali się też dziełem powstałym na zamówienie właściciela odzyskanej kamienicy, zegarmistrza że że starej cz-wskiej rodziny. Dzieło nosi tytuł "Władca czasu" i jest gigantycznym muralem zdobiącym boczną ścianę kamienicy. Jest barwne, i z przyjemnością dużą patrzę nań będąc dwa razy dziennie od poniedziałku do piątku w okolicach dworca.

Władca czasu, gdzieś tak jedna trzecia. Poniżej projekt - nie da rady zrobić zdjęcia całości. Autor Tomasz Sętowski. 


Ale to nie dbałości i poczuciu estetyki władz Cz-wa zawdzięcza ten mural, tylko szaleństwu pewnego zegarmistrza. Nie jest on zresztą zgodny z brakiem szacunku dla czasu minionego  i jego pozostałości przejawianego przez władze miasta, zwłaszcza te byłe. Nie mam złudzeń, Cz-wa prowincjonalnieje do reszty. Niewielki budżet miasta nie pozwoli na ratowanie wszystkiego, rozkład poszedł za daleko.
Pozostaje jeszcze do omówienia sprawa obiektów poprzemysłowych, trupów kompletnych, zarówno po czasach komuny jak i o wiele lat starszych. Zabytków, jak np. stary browar, budynków upadłej Ceby, Wełnopolu. Śladów po bogatym życiu gospodarczym miasta, też minionym. I sprawa traktowania pozostałości po rodzinach przedsiębiorców i ich życiu prywatnym, czyli przedwojennych willach, także pozostałości po cz-wskich znakomitościach i  po  wielokulturowości miasta. Zostawię na razie temat, bo mnie zadusi. Porcjami być musi. Poniżej nieistniejący już nielegalny mural o tytule "Władcy czasu". Powstały na przełomie tysiącleci na terenie trupa przemysłowego, z rąk anonima, chluby i zmory miasta. Pseudonim "złowiek XXI". Pełna entropia.

Władcy czasu.   Autor Złowiek XXI, zmora i chluba miasta


Puszczała parę pozdrawiająca Cię Czytaczu
R.R.   

czwartek, 11 czerwca 2020

Notatka 16 Wygląd



Przy okazji przeglądania archiwalnych zdjęć przy niektórych nieruchomiałam że ze zdziwienia. To ja tak wyglądałam? Nie widzę teraz tego potwora którego widziałam gdy były świeżo robione. Całe życie uciekałam jak mogłam (coś jak obecnie Gacuś) widząc skierowany w siebie obiektyw. Nie ściemniam - rzadkie  były chwile gdy uznawałam się za przystojną, ładną i akceptowalną wizualnie jednostkę kobiecą. Za człowieka uważałam się zawsze i nadal tak o sobie myślę. Człowiek płci żeńskiej, niezależnie od potworowatości zadowolony jednak, że płci żeńskiej.

Zdjęcie z synkiem kumpeli na kolanach. Pamiętam swoje myśli gdy robiono tę fotografię: "taki fajny maluch z taką brzydką ciotką, ok będzie kontrast'' i dlatego w oczach ta rezygnacja. Uważałam że jestem gruba.


Patrzyłam w lustro i widziałam szkaradę, wymagającą starań i zabiegów by była akceptowalną.  Makijaż nie był  sposobem na potwora, ale buty, fryz, strój i ozdóbstwa tak. Akcesoria o tych samych nazwach stosowane zdecydowanie rzadziej  by wydobyć tzw kobiecość. O dziwo, póki nie myślałam o swoim wizerunku wszytko było ok.  Faceci jakoś nie zauważali we mnie potwora, żadna znajoma poza próbami namawiania na makijaże nie bąknęła nic nigdy na temat mej urody. No ale takie cóś dziwne jednak mi się przytrafiło i to w czasie nastoletniej niestabilności emocjonalnej.

Na obozie dla młodzieży 14-15 letniej spodobałam się pewnemu chłopakowi. Miłe nastoletnie zauroczenie, przez jakiś poobozowy czas też korespondencyjne. Chłopak nie z mojego miasta, ale miał w nim odwiedzaną rodzinę. 
W przerwie pomiędzy świętami a sylwestrem wybrałam się na zakupy. W ciepłym zgniłozielonym płaszczu mojej Mamy, o fasonie przypominającym ruski szynel.
Schodząc po wyjściu z ostatniego sklepu po stromych i oblodzonych schodkach już objuczona torbiszczami podknęłam się i wywinęłam orła totalnego. Rozrzucone dramatycznie ręce z siatami, jedna siata rozerwana,  stłuczone mleko i jajka. Twarz zaryta w potargany szalik, obolały przód, oberwane guziki, całość utytłana w brudnej śniegowej breji. Ktoś mnie podniósł na nogi, posadził na tym cholernym krzywym i oblodzonym schodku. Kto? Poprawiona czapka nasunięta przy upadku na oczy i widzę moje obozowe zauroczenie zbierające do kupy rozwalone siaty. Ostatni podniesiony ziemniak, chłopak odwraca się do mnie, zatkanej kompletnie, ze słowami:

Proszę uważać, w pani wieku złamania są niebezpieczne.

W  skrzynce kartka, jeśli mam ochotę to  on proponuje kino, spotkanie o godz. jakiejś tam i gdzieś w Cz-wie, bo jest u rodziny. Byłam nastolatką. Nie poszłam.

Tak naprawdę w bieżącym patrzeniu na własną osobę nie zmieniło się u mnie nic, więc nadal widzę potwora. O wiele starszego, grubego co potwierdza waga i lekarz. Co zobaczę za czas jakiś?

Potwora? Czy może pulchną, ale na oko normalną 50+, 60+? Zdjęcie sobie strzeliłam. Spojrzę  na nie za kilka lat i sprawdzę...

I tu post powinien się kończyć..
Niestety, (tu trzeba wstawić ulubione przekleństwo grubego kalibru) ten syf przenosi się z pokolenia na pokolenie.

Podobno nasze polskie rodzime nastolatki mają niski poziom samoakceptacji. Najniższy w Europie. Moje rodzinne dziecko też się do nich zalicza. Poza zapewnieniem dziecka że jest piękne, mądre - bo jest piękne i mądre, ale to nie ciotką przecież jest tu autorytetem, sprzedałam dziecku swoje spostrzeżenia.

Kochanie, nie reaguj na komplementy tak, jakby mówiący je ktoś mówił brednie. Jak mówisz komuś coś miłego to kłamiesz? To dlaczego myślisz, że ja, T., czy inny ktoś kłamie? Sobie się nie podobasz, ale pamiętaj że ludzie mają różne  gusta. To jego gust, uszanuj.  A może ma rację, a ty się mylisz? 

Kwestia omówiona na tyle dokładnie, że dziecko za miłe słowa dziękuje uśmiechając się mile. Omówione także łapanie much na miód i na ocet, bezinteresowność i interesowność.  Dziecko temat opanowało.

Popatrz na to zdjęcie kochana. Najpiękniejsze aktorki Hollywood obok siebie. Wzory urody odstrzelone na najwyższy połysk. I popatrz uważnie że ta ma bardzo kościste i krzywawe kolana, ta żylaste i bardzo brzydkie osadzenie głowy. Ta paskudne łokcie i jej szczęka wydaje się za duża. Nie są doskonałe. Nikt nie jest, a nawet jak dla kogoś są, to nie znaczy, że same siebie uważają za super cud.

Naprawdę wpadła mi wtedy w ręce plotkarska gazeta z sześcioma gwiazdami na tzw. ściance. Niestety, nie byłam jasnowidząca i gazeta wylądowała pod kocią kuwetą.

Nie warto i nie można wartości własnej  określać tylko wyglądem. Bo raz, uroda potrafi w paskudny sposób mijać. Dwa to co dziś jest ładne jutro w wcale nie musi. I zawsze warto o siebie powalczyć
Popatrz na taką Grace Jones. Bardzo wysoka, o cerze jak tynk, z ruchami Szwarcenegera, ciemnoskóra i do tego ten głos. A przecież jest niepowtarzalna, byłaby szkoda gdyby siadła w kącie i tylko ryczała, że nie jest niższa, gładsza, wdzięczniejsza,  i może biała i śpiewająca sopranem. Niezbyt ważne, że akurat dla mnie i dla ciebie nie jest wzorem. Dla sporej ilości osób jest, i nawet to hula-hop im się podoba.

Nigdy nie mów o sobie, że jesteś brzydka, jesteś  sobą, początkiem nowego. Może poniesiesz geny dalej. Nie klnij na przodków. Im zawdzięczasz to co ci się u siebie podoba, i to co się nie podoba. Tak, możesz kombinować to twoje ciało, ale czy naprawdę tego potrzebujesz? Popatrz na Grace Jones i na stada glonojadów z jednakowymi ustami i zoperowanymi do nierozpoznania twarzami. Oryginalność jest cenna, a ty naprawdę jesteś śliczna.

Jeśli czujesz się niepewnie z własnym pyszczkiem, makijaż może pomóc, ale nie jest konieczny. Ja nie mogę, ale ty tak. Ale zobacz co mówi pewna gwiazda na ten temat, a miała wielkie kompleksy:



A ta piosenka się z nią zrosła. Roy Orbison tak śpiewa:

Nigdy nie mów o sobie, że jesteś brzydka. Słowa mają moc. 

Itd, itp.. 
Jestem tylko ciotką, więc siła moich argumentów nie jest decydująca, ale drążę uparcie i efekty jakieś są. Co do argumentu makijażowego, użyłam go po zobaczeniu rówieśniczek dziecka. Dziecko z makijażem nie przesadza, za to pazurki ma odlotowe.


Problem oczywiście jest zawsze w mózgu patrzącego, który to mózg porównuje wizerunek własnej osoby z ideałami. Pojawia się m.in. dlatego, że trenowane  po prostu jesteśmy. Podprogowo i jawnie też.
Opowiada moja koleżanka, piękna modna i zadbana matka 7-latki.

No i wyobraź sobie że ją przywiózł ubraną nie w to co zostawiłam, ale w to co sama wybrała. Mówię do niej: Jak ty wyglądasz! W sklepie masz iść pięć metrów ode mnie, bo wstyd się z tobą pokazać...
Moja reakcja: chyba nie kochasz małej za to, że ładnie wygląda?
Odpowiedź: Ależ tak. Za to że ładnie wygląda, i ona o tym wie.

Rzadko chyba trening przebiega aż tak jawnie, proces jest prawie niezauważalny. I w efekcie  nie ma końca dążeniu do ideału, a ideały wcale nie myślą o sobie, że są idealne, bo też wytrenowane.

W swoim życiu spotkałam następujące kobiety-dziewczyny otwarcie mówiące o tym, że  są zadowolone ze swojego wyglądu, i był to stan trwały.

A. wyzdrowiała po długiej walce z chorobą na ogół śmiertelną. Twierdziła że własne ciało wydaje jej się cudem urody, wartym tego by o nie zadbać. I dbała, ale jakoś tak lekko. Czyli bez obsesji z powodu wagi, kształtu nosa,  bez cienia żalu, że nie wygląda jak gwiazda, itp...   To był jeden z powodów dla których jej towarzystwo było czystą przyjemnością. Straciłam ją z oczu, żałuję.

B. narcystyczna, zapatrzona w siebie nastolatka potem kobieta. Bardzo ładna, ale nie aż tak jak o sobie myślała i myśli . Czyli, że nie ma żadnej, ale to żadnej konkurencji. Jej życiu takie podejście do własnej osoby służyło i służy. Odgarnięcie włosów, biust do przodu i krokiem modelki prosto do celu który sobie upatrzyła. Udawało się i udaje nadal. Babon nadal jest dla siebie najpiękniejszy, a jej towarzystwo nieznośne o wiele bardziej teraz niż kiedyś. Może z zazdrości? .. O jej spojrzenie na temat własny można być zadrosnym, ale jej egoizm powala. Nie jest to matka 7-latki. Matka 7-latki jest miła, mądra i ma o wiele lepsze serce niżby wynikało z cytowanej rozmowy.

Tylko te dwie. Reszta, choćby nie wiem jak urodna wiecznie tropi i tropiła wady prawdziwe i urojone. Są takie które poddają się nie walcząc, są takie które walczą.

Walczą czasem tak zajadle że śladu nie ma po osobie od której zaczynały. Jest plastik który też się starzeje.

Poddają się. Czasem tylko w sprawie wyglądu, czasem totalnie we wszystkim. I to dopiero jest szajs.

Dziewczyno! Kobieto! 
Jeśli uważasz że jesteś brzydka, gruba, głupia i nikt cię nie kocha - chodź do nas. U nas jest ciemno i wszyscy zawsze jesteśmy pijani..

I co, pójdziesz boś nie ideał?

Bo ja nie idę. Rodzinnemu dziecku też nie dam.

Grace Jones  śpiewa jakby na zamówienie.
Wyraźnie się ze mną zgadza..

                                                        R.R.
Ps. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że powyższy post rusza tylko jedną stronę problemu. W końcu i ja odbieram świat oczami. Ale bardzo się staram nie odbierać go tylko nimi.   Pozdrawiam.
R.R.

środa, 10 czerwca 2020

Notatka 15 Cholerna pandemia



Tak wyglądało  moje miasto dwa tygodnie temu:


Tak wyglądało dziś:


Widać różnicę? Widać. Wróciło życie.
Ale chyba tylko ja tak uważam. 10 zgonów w śląskim, i już szaleństwo wraca. Mam urlop. Trochę przymusowy, ale postanowiłam go wykorzystać jak się da. Wyjaśnić sprawę mojego podatku, wyrobić sobie duplikat karty miejskiej, zorientować się co z wymianą dowodu, którego ważność będzie się kończyć. Zaczęłam w poniedziałek od urzędu skarbowego. Daleko od mojego domu, najbardziej kłopotliwe. Nieczynne, na drzwiach kartka, że jak konieczna wizyta na tzw. żywca to proszę bardzo przyjmują w urzędzie w środy i czwartki od 9 do 13. Przełknęłam gulę. Ok. Trudno, może być środa. Środa będzie na urzędy.
Środa jest dziś. Stawiłam się przed US Oddział II .  I co zobaczyły ócz mych błękity na zamkniętych drzwiach US? To zobaczyły:


Poniżej komunikaty, mówiąc o sposobach składania daniny:



Następny w kolejności urząd miejski.



Trzeba się umówić telefonicznie z urzędnikiem, panienka zamaskowana na ninję wpuszcza pojedyncze osoby.  Przy mnie wybuchła awantura, bo gościu usiłował się dostać do umówionego urzędnika, czeka kilka godzin i nie może się doczekać. Jak odchodziłam trwały negocjacje, bo umówiony nie przyszedł do roboty.  Komunikaty oczywiście:





Wydziały urzędu, gdzie w normalnym czasie uzyskałabym duplikat karty w 10-30 minut. 

Nie załatwiłam nic.  
Ponieważ zamiast się szarpać z komunikacją miejską przeszłam się pieszo, uaktualniłam sobie wiedzę na temat kondycji mojego miasta. Wnioski z dzisiejszego dnia bardzo są smutne. Między innymi  takie:

Moje miasto dba wyłącznie o urzędników.

Najcenniejsze co Polska posiada to urzędnicy.

Ale, ale.....patrz Czytaczu, bonus za dołujące peregrynacje:



Skarby leżą na ulicy, ino brać.....
                          R.R.

niedziela, 7 czerwca 2020

Notatka 14 Akacje

Kwitną. I co z tym rymem " kwitną akacje-idą wakacje"? Nadal prawdziwy. Tylko czemu do licha tak słabo pachną w tym roku? Rok temu było upalnie, zapach wisiał w powietrzu niczym smog.  Może to dlatego że upału brak? Stanowczo mówimy upałowi nie. Ale brak zapachu...






Miałam zrobić sobie przerwę, spowodowaną dwiema sprawami, ale nie wytrzymałam, bo akacje kwitną TERAZ.
Niemniej przerwa być musi. Przynajmniej od pisania. Musi mi się odleżeć zgryzota i muszę nabrać dystansu, zebrać więcej danych. Bo naszkudzę. 

R.R.

piątek, 5 czerwca 2020

Notatka 13 KUPA BISKUPA



Jak dawno temu pod Wańką, trochę później "na  kwadratach" teraz cz-wscy tubylcy umawiają się przy tym "cudzie", brzydkiej fontannie-ciurkadełku. To brzydkie cudo nie jest podpisane, czemu się nie dziwię. Rozumiem pomysł, wykonanie nie wypaliło. Miało nawiązywać do osobliwości częstej w okolicznych wapieniach, czyli do amonitów. Widzi się ich wklęsłe i wypukłe kształty w budulcu wykopywanym i wykorzystywanym wszędzie w okolicy,  kiedyś o wiele częściej niż teraz. W całej spiralnej krasie i w odłamkach są razem z wapieniem pozostałością po ciepłym pramorzu, świadectwem życia istniejącego
zanim pojawił się człowiek. Daawno temu, bo najmarniej licząc 120 milionów lat temu.

No ale nawiązanie nie wyszło. Cz-wianom,  kojarzy się ta rzecz jednoznacznie i bezlitośnie. Bezlitośnie dla samego dzieła, jak i dla szacownego użytkownika pobliskiej kamienicy. A kamienica to Kuria Diecezjalna, siedziba biskupa częstochowskiego.

Oto obmawiane cudo:

Ciurkadełko-paskuda na tle kamienicy biskupiej
Beżowy, za beżowy kamień nieudolnie naśladujący wapień, nadmierne wypiętrzenie całości, toporność,  no i ta lokalizacja, aż się nazwa sama nachalnie nasuwa...

To co, przy kupie biskupa Czytaczu? Czas do uzgodnienia.


Tak wygląda amonit. Wersja wypukła, ale nie z okolic.
Tutejsze są prawie białe w odcieniu jasnoszaro- kremowe, tak jak i wapień


R.R.

Ps. Robię sobie przerwę w blogowym życiu, Czytaczu.  Na pewno przynajmniej dwutygodniową. Pozdrawiam.
R.R.


A tu negatyw. Z niedbale postawionego muru. Uzupełnione 25.06.2020.

Notatka 12 Co w Cz-wie ? Kultura

Przeszłam się wczoraj pieszo do domu mocno okrężną drogą, zahaczając o Aleje.
Informuję, że moje prowincjonalne miasto wpadło przez pandemię niemalże w kulturalną śpiączkę. Tak jeszcze nie było, przynajmniej odkąd pamiętam. Słupy ogłoszeniowe:






No straszność. Jedynym aktualnym ogłoszeniem jest zaproszenie na wieczory karaoke w tajemniczy ósmy dzień tygodnia. Nic więcej aktualnego nie ma. Nic. Martwe witryny przy teatrze, zamknięte kino, nieczynna filharmonia. Martwe kluby gdzie kwitło życie muzyczne. Nie sprawdziłam co z muzeami, ale co do bibliotek to kicha. Niby otwarte, ale nie da rady podejść do półek, nie można wypożyczyć świeżo oddanych książek, miłe kobietki pokazują przez folię po trzy książki. Eeee... Katalog komputerowy i tradycyjny, sala z internetem? Zapomnij Czytaczu, pandemia trwa. 

Żadnym zastępstwem za umarłe życie kulturalne miasta jest to coś, co poniżej. W zamierzeniu hołd dla ofiarnych służb prozdrowotnych.



Metalowa siatka przyspawana do metalowych rur wygiętych jak widać w kształt serca, całość wymalowana na kolor czerwony wyrasta z laminowanej podstawy.  Do siatki przypięte z dwieście kłódek z wstążeczkami życzeń i podziękowań dla służb. To coś czarne to metalowo-szklana skarbonka, w niej kluczyki od kłódek. W siatkowym sercu powrzucane kolorowe nakrętki, tak chętnie zbierane na rozmaite cele.
No nie kumam sensu dzieła, ale ogólnie wydaje się mieć pozytywny wydźwięk.

Nie będę ukrywać, że miałam idąc w Aleje sprytny plan, mający zapoznać Czytacza z alejowym dziwnem-strasznem, ale oszołomiona stanem życia kulturalnego Cz-wy najpierw z niego zdaję raport. Ku pamięci oczywiście, co jak wiadomo ułomna.             
R.R.



czwartek, 4 czerwca 2020

Notatka 11 Święto przytulania kota


😺😾😺

Jak miło. Będę zaraz zachęcać futerka do wcześniejszego niż zwykle zalegania i przytulania. Żadnego stresowania Gacusia - srajtfon niech się ładuje a nie foci, chodź uszatku. Kiciunia, po jedzonku zapraszam na leżanko. Feluś już na nas czeka....

😼😺😼


Pozdrawiamy. Tygryski i
R.R.

wtorek, 2 czerwca 2020

Notatka 10 Areszt

Zostałam zaaresztowana przez młodszego funkcjonariusza Feliksa Wąsowicza z powodu znęcania się nad futrzastymi domownikami.


Powodem było ciężkie przestępstwo jakiego się dopuściłam. Gdy w lodówce jak inteligentne futerkowe służby wykryły JEST MIĘSKO ten dwunóg podły (ja) dał saszetki..
Nie!! Gorzej. Jak melduje znad pustych miseczek posterunkowa Lisia Szponia NIC NIE DAŁ dwunóg podły. Te puste torebeczki to z przedwczoraj przecież. Posterunkowa aż  osłabła z głodu... I musiała się położyć, a jeszcze dwunóg kłamał i mataczył że saszetki pyszne,  a surowe mięsko niezdrowe. Posterunkowa jasno stwierdziła, że saszetki pyszne nie były, zna się na tym. Szukała tej pyszności i nie znalazła. I jeszcze te próby inwigilacji służb futerkowych - tajny agent pseudonim Gacek znów przez nie zszedł do podziemia (trauma po seansach filmowych i sesjach fotograficznych dla obcego mocarstwa szwedzkiego) i pojawi się dopiero  z nocą. Wypuszczenie z aresztu wyłącznie za kaucją w postaci MIĘSKA.

Idę się wykupić. R.R






.

poniedziałek, 1 czerwca 2020

Notatka 9 DZIŚ TEGO NIE CZYTAJ!!! Co to jest normalnie?




Nie wiem
Zapomniałam, jak wygląda normalność? Niby  w K ulice wyglądają jakby korony nigdy nie było. Ludzi sporo, czy tyle samo co rok temu o tej porze? Otwarte uliczne kawiarenki, nad brzegiem sztucznej  Rawy porozciągani na leżakach-drewniakach ludzie, w tym znowu spory wybór kawalerów do wzięcia, czyli bezdomnych. Miesiąc temu leżaki były puste. W pociągu ludzi więcej niż tydzień, niż dwa i trzy tygodnie temu. Przybywa ich wolniej niż przewidywałam, ale przybywa. W pociągu pojawiają się pasażerowie których widziałam przed zamieszaniem paniczno-pandemicznym. I dzieci. Pierwszy raz od wybuchu zamieszania widziałam dzieci w pociągu. I jednak napiszę o tym czego zmuszona byłam wysłuchać i co nie pozwala mi się skupić na wyczekanej lekturze. Może nie da zasnąć.

Osoby dramatu to matka? chyba matka.., chłopię ok. dziesięcioletnie i komórka. Obudził mnie głos, donośny damski pełen emocji. A znowu jakaś gadająca do ręki.. Po chwili dociera do mnie CO ten głos mówi.

Modnie ubrana i zrobiona blendina opowiada że szczegółami o tym debilu, przez którego musi siedzieć w domu i nie może iść do pracy. Bo debil, bandyta wymaga "podobno"  psychologa  co jest wg. niej kretyństwem. To wariat i to niebezpieczny, jakie ma napady agresji to nie do uwierzenia kochana. I opowieść o wrzaskach, histerii, próbach samookaleczenia i podpaleń, żadne kochana terapie. Wariat. O,  ona taka biedna,  bo Tadek stoi po stronie tego kretyna i uważa że to jej wina. Czułości wobec rozmówcy i koniec rozmowy. Wybiera następne połączenie i następna rozmowa z inną psiapsiółką daje mi okazję do usłyszenia kolejnej tyrady o tym samym. Z wyrzutami że musiała zabrać debila do G. na wizytę u terapeuty, a tyle już jeżdżą i nie ma wyników. Tyle ten gnojek kosztuje...
W końcu do mnie dotarło, że cały czas mówi o dziecku, siedzącym z kamienną twarzą naprzeciw niej, spokojnie z lekkim znudzeniem patrzącym w okno.  Wysiedli w M, chłopak pierwszy, obojętnie i spokojnie, kobieta ciągle gadająca do komórki.

Dziś to było. W dzień dziecka.

Co to jest normalność? Czytaczu dziś nie
wiem. Próbuję to sobie poukładać i nie da się. Jedna wielka nienormalność.

Spróbuję jednak poczytać. W końcu to kojąca fikcja, może zadziała.

                                                   R.R

Bardzo przepraszam za powyższy post. Może nie powinnam go publikować,  ale tego bloga traktuję rzeczywiście jak notatnik.   O rzeczach różnych, także niestety i takich.

.