Czytają

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lektury. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lektury. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 14 marca 2021

Notatka 291 o czym z Kocurro

 


Z Kocurkiem, tak się składa, że omawiamy ostatnio rzeczy wydane przez Anetę Jadowską. Ta literatura nie dostanie ani Nike, ani Nobla. Nie wejdzie w kanon lektur szkolnych. I bardzo dobrze, niektórym piedestały szkodzą. Aneta Jadowska jest częścią zjawiska co pojawiło się w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Ja nie wiem, jak u Ciebie Czytaczu z czytaniem, nie wiem jakie gatunki lubisz, czy wracasz do książek, czy przeczytane nawet ze smakiem odstawiasz na bok, jako zużyte. Ja wracam, ale z ogromu czytanych do nielicznych autorów. I książki tej pani kupuję i do nich wracam. 

Co to za literatura? 

Fantastyka. Poprzedni post był tłumaczący oczywiste. 

O czym pisze Aneta Jadowska?  

Zaczęło się od serii o Dorze Wilk. Z prostym numerem zakładającym mało że istnienie istot i zdolności magicznych, to jeszcze z istnieniem miast i przestrzeni alternatywnych. Serii krwistej, z bohaterką wiedźmą o duszy policjantki-wojownika. Z bogactwem postaci mitologii rozmaitych. Jak tam u Ciebie Czytaczu z akceptacją takiego stanu rzeczy? Bo u Jadowskiej to wszystko gra. Opowieść toczy się gładko, to nie znaczy że bezstresowo i bez uczuć. Jest zbrodnia, jest śledztwo, jest tajemnicą, i oczywiście że jest miłość. Heksalogia o Dorze Wilk jest ciągle wzbogacana opowiadaniami i opowieściami pobocznymi, z niej wzięły się następne wciąż pączkujące serie o Witkacym, pracowym koledze Dory (dwa wydane tomy, będzie za moment trzeci) i o Nikicie (trzy wydane tomy, będą następne).

Numer z alternatywną przestrzenią, możliwy do zaakceptowania, czemu nie. Skoro w naszej kulturze tak się zagnieździły diabły, anioły, wilkołaki, wampiry, czarownice i duchy, skrzaty, trole, to niby gdzie one są? Gdzieś są.  U Jadowskiej miasta mają swoje magiczne odpowiedniki. Indywidualne. Warszawa i Toruń. Toruń ma Thorn, z Warszawą jest gorzej, ma magiczne odbicie w Warsie i Sawie. Niebezpieczne miasto, miejsce zamieszkania nie mniej niebezpiecznej Nikity. Dziwne?  A gdzie dzieje się tolkienowskie uniwersum? No?  

Ukryty wątek cykli to stare jak świat pojęcie dojrzewania, inicjacji, tworzenia siebie, budowania swojej rodziny, znalezienie swojego miejsca w życiu.  Rodziny u  Jadowskiej zawsze nietypowej, a jednak jakże podobnej do tych tworzonych przez nas niemagicznych (hmmm, my niemagiczni?). Rodziny, gdzie więzy krwi i miłości mogą być wyznacznikiem, ale nie muszą.  

Malina. Dziewczęca wiedźma, ani silna, ani szczególnie mądra. Jedna w wielu kobiet-wiedźm w rodzinie Koźlaków. Bohaterka opowiadań, bo Koźlaki nie chcą się dać wpakować w dłuższe formy literackie. Indywidualistki z tych Koźlaczek, z szaloną babcią Narcyzą, założycielką klanu nie może być inaczej. Narcyza.... Ach. Narcyza jest niezwykła, ma charakter, wigor i całkiem nie tradycyjne podejście do tego co starsza pani może i co jej wypada. 

Opowiadania mają dziewczęcy naiwny nieco wdzięk, są antydepresantem, co sprawdziłam na sobie.

A link do opowiadania, które zaczęło pisanie o Malinie Koźlak i reszcie klanu masz tu. 

https://m.facebook.com/jadowska/#!/jadowska/photos/a.447395475276121/4035458126469820/?type=3&source=48&__tn__=EH-R

Chyba jeszcze do czytania. 

Jest jeszcze seria kryminalna (gdzie miejscem akcji Ustka, a bohaterkami kobiety), pozbawiona fantastyki seria, poza rozmowami z duchem ojca głównej bohaterki, Magdy Garstki. Ona, ta seria, jak na razie nie jest tematem rozmów z Kocurkiem. 

Aneta Jadowska, Marta Kisiel, Milena Wójtowicz dodałabym jeszcze Ewę Białołęcką to moje autorki z działu określanego jako fantastyka. Jedna właściwe niepisząca, więc zamiast niej Anna Brzezińska. Cztery nazwiska z ogromu kobiet piszących. Czy płeć autora ma znaczenie? Dla autora ma, dla czytelnika też. Dwadzieścia lat temu, może ciut więcej pękł balon z piszącymi babami. Ruszyły baby do pióra. I ciągle ich przybywa. W fantastyce też. Faceci też są, oczywiście, ale z nich kupuję tylko dwóch i nie wszystko co napiszą. Lem, Sapkowski zrobili doskonałą robotę, też pisarzy moc. Kobiety jak dla mnie górują nad facetami, często zamotanymi w historyzmy z tezą. Dziwacznie prawicowi bywają ci fantastycy, choć i tu był bywa pod mój gust. . A kobiety, w ciągu ostatnich lat, publikują rzeczy świetne. Zaczęło się dwadzieścia lat temu. Pierwszą, rewelacyjną autorką, była Anna Brzezińska dziś autorka powieści historycznych. Grubaśnych, smakowitych i niegłupich, "Woda na sicie" i "Córki Wawelu". Wysypuję listę nazwisk, z głowy, więc mocno niekompletną. Dwie pierwsze, no cóż, czapki z głów. 

Elżbieta Cherezińska, świetne pióro, choć u niej to raczej realizm magiczny. 

Maja Lidia Kossakowska,

Martyna Raduchowska,

Magdalena Kozak,

Anna Kańtoch,

Paulina Hendel,

Agnieszka Grzelak,


Te mi się same pchają. Dużo, dużo pań piszących, powoli zdobywają czytelników i nagrody.

Marta Kisiel ma szansę być tak znana jak Andre Norton, Ursula K. le Quin. Światowo. Oby, pierwsze jaskółki widać. I dziwne, mimo że ostatnia realistyczna i komediowa książka bardzo dobra i czekać będę kontynuacji, to jednak świat "Dożywocia" z aniołem Licho i czartem Bazylem, oraz świat Breslau z mojrami Bolesnymi, są tym co lepsze. Czyli fantastyka.


To tyle.




R.R. pisała.



Notatka 290 czytanie

 

Jestem zwierzę czytające. 


Nie jest to rzecz szczególnie chwalebna, jest to rzecz średnio modna, a lada moment, mimo oficjalnych dążeń będzie rzeczą potępianą. Już dziś jedna z gwiazd telewizji, urządzająca ludziom domy, spokojnie mówi, że nie lubi czytać, nie widzi potrzeby książek w domu. Rzeczywiście, nowo projektowane wnętrza ignorują istnienie książek. Od lat dzieciaki jeden przed drugim nieczytate z domu, z nieufnością izolują czytatych kolegów. Żeby tylko izolują. Gorzej bywa. Może i gorzej będzie.


Przyjdzie czas, gdzie umiejętność czytania będzie potrzebna tylko do komunikacji i szkolenia, już nie dla przyjemności, bo tę da ruchomy obraz. W D pewnie 5. 


Nauczyłam się wcześnie, nie wiadomo jak i kiedy, i spodobało mi się. Mało, wpadłam w nałóg. Kiedy w wieku dziesięciu lat ścięło mnie złośliwe zapalenie płuc, nie byłam w stanie po otrzeźwieniu z gorączki utrzymać się na nogach. Ale żarło mnie maniactwo, głód liter był tak silny, że wymacana za plecami książka z maminej półki, jedyna, jaką byłam w stanie dosięgnąć czubkami palców, była skarbem. Nic to, że była to gruba broszura "Brydż sportowy na poziomie mistrzowskim" (moja Mama umiała, grała z przyjemnością i dobrze, tyle że rzadko). Nic z tego nie rozumiałam, ale bez lektury za cholerę nie umiałam zasnąć, a tak mózg głowił się nad sensem przeczytanych zagadkowych zdań i zasypiał. 


I tu klęskę sobie wprowadziłam w życiorys, zostało mi do dziś, wszczepiło się na amen. Przy tekstach niezrozumiałych, takich, gdzie drugie przeczytanie nic nie rozjaśnia, odpływam. Jakież to piekło, gdy trzeba czytać służbowe procedury!! 

Stąd też pewnie moje unikanie literatury pokrętnej, stylistycznie udrapowanej i silącej się na mundrość. Nie znaczy to że literatury poważnej/pięknej unikam. Także stylizacje tekstu, o ile nie są przesadne, też są ok. Znaczy to tyle, że unikam jak ognia co poniektórych autorów. Bruno Schulz nie jest dla mnie wielki, np. I jeszcze całą plejadę bym wymieniła, ale niech Bruno będzie przykładem i sztandarem.


Moje upodobanie do literatury, która Nobla może i się doczeka za jakieś pokolenie, gdy sztuka czytania całkiem zejdzie na psy - też z tych dziecięco/nastoletnich czasów.  


Wyrosłam na zasobach małomiasteczkowej biblioteki, gdzie czytelnicze skarby i nieskarby obłożone byly w szary papier co  krył książki dla dzieci i literaturę poważną, o wadze intelektualnej solidnej cegły. Dickens i Dumas, Baśnie Andersena, Mark Twain i Makuszyński obok "Nad Niemnem". "Pchła Szachrajka", "Skamieniały okręt" Lew Tołstoj i "Zmory" Zegadłowicza, tysiące, dosłownie tysiące książek przeczytanych, co osadziły mi się w nastoletnim organizmie grubą warstwą zapomnianej treści. Przez ten szary niespodziankowo kryjący papier, zaczęłam dzielić książki na czytate i nieczytate. Tak mam do dziś, i żadne, ale to żadne rekomendacje nie pomogą. Żadne nagrody i wyróżnienia. Czytate i nieczytate, tylko tak. To tak jak z osobistym smakiem, gustem, mamy to wryte w naszą konstrukcję, albo coś podchodzi albo nie.


Zagadką dlaczego lubimy twory jednego twórcy, a drugiego nas tak nie cieszą. Dlaczego wolę Agatę Christie od Simenona? Muminki od Kubusia Puchatka? Judith Merkle Riley od Lucindy Riley? No dlaczego?


Książek wychodzi moc. Ogrom nie do przeczytania. Każdego właściwie dnia jest coś nowego. Ja, owszem mam swój top wszechczasów autorów, kupuję ich wszystko co pokaże się w języku polskim i chciwie czytam. Innych autorów, niegodnych półek a lubianych, tropię po bibliotekach, z różnym skutkiem. Z bibliotek wypożyczam stosy, krótka selekcja i albo won, albo czytam. 


Nie ma tu znaczenia gatunek. Żadnego, choć rzeczy epatujących nadmierną przemocą nie trawię. Tak jak i zapiekłą wściekłością, rozpaczą i smutkiem. Tak, wiem że świat w te uczucia i zjawiska bogaty, każdy dzień mi o tym przypomina. Rozjechanym gołębiem, mięsem w sklepie, wiadomościami w radiu i na stronach gazet. I najgorsze, tragediami wśród bliskich. Wystarczy, nie muszę o tym czytać. Czytam o innych rzeczach, bo tego potrzebuje mój organizm, może dlatego że ciemna strona życia blisko.

Czytam różne rzeczy. Wśród nich jest

Fantastyka.

TAKIE BUJDY CZYTAĆ!!!!

Tak, takie bujdy.




Fantastyka.

Fantastyka jest nurtem ludzkiej twórczości starym jak sama ludzkość. Nie mów mi Czytaczu, że nie, bo tak. Jesteśmy stworami tworzącymi bajki i fantazje odruchowo. Konstelacje na niebie, malowidła zaklinajace dobre łowy, opowieści na dobranoc, romanse, opowieści o krainach dalekich, ba, nawet kryminały są konfabulacją. W realistyczną relację i reportaż też potrafi fantastyka zapuścić macki, za sprawą naszych dociekań i prób wytłumaczenia. Tym bardziej w dociekania naukowe, choć tu naprawdę nie powinny. Bo tak mamy. I ciągle zagadką jest dlaczego powstają nowe opowieści, po co. Filmy. Balet i opera. Muzyka. Tworzenie mamy w genach i nic nie zmienia że tyle tego już jest. Bajamy, fantazjujemy, rzeczywistość co niewytłumaczalna, tłumaczymy przez elementy magiczne, palec losu, duchy czy interwencję z nieba. Gwiazda, to iskierka na niebie, Orion rzucił tam pas, i Twardowski mieszka na księżycu, bo kogut go tam zabrał. Słońce jeździ na rydwanie, Prometeusz ukradł mu ogień. Czy jakoś tak.W literaturze fantastyka  jest niezwykle różnorodnym gatunkiem (wyróżnia się głównie fantasy, science-fiction i horror (ale i tak to uproszczenie brutalnie prostackie), który polega na bawieniu się wyobraźnią czytelnika lub widza, przenosi nas w inne wykreowane przez autorów światy, galaktyki, magiczne krainy, gdzie rządzą na przykład mityczne stwory lub zupełnie od początku wykreowane przez autora. W fantastyce nie ma żadnych granic, a może jedyną z nich jest właśnie wyobraźnia. Fantastyka przenosi człowieka w inną rzeczywistość, często intryguje futorologicznymi zagadnieniami, lub bawi się historią, bo co jeśli przez drobiazg potoczyłaby się zupełnie inaczej.


Fałszywy podział na gatunki literackie to taki:

Realizm: chłop kopie ziemniaki 

Fantasy: chłop kopie pomarańcze

Fantastyka: pomarańcze kopią chłopa. 

Taaa. A ziemniaki puszczają oczka. Nie ma tak. To sztuczny podział. 



Fantazja. Fantasy. Fantastyka. Fantasmagoria. Łgarstwo i konfabulacja. 

Stara jak ludzkość, powtarzam. 

Więc Czytaczu, zastanów się porządnie, co czytasz. Na pewno nie fantastykę? Smok, krasnolud, elf i Hobbit niby odróżniają "realistyczną" literaturę, ale serio, ile z nierealnych sytuacji, nieprawdopodobnych osobowości przełknąłeś? I skąd się niby te fantastyczne figury wzięły? Nie zleciały z Marsa. Ile zaliczyłeś nagłych i trafnych gromów z nieba? Miłości szalonych, gdzie Kopciuszek i książę żyli długo i szczęśliwie, a jemu nic a nic nie przeszkadzały saboty Kopciuszka, a Kopciuszkowi krynolina na trzy metry? A gołąbki wydłubały niedobrym siostrom oczy.... pterodaktyle raczej powinny być. 

Książeczki i książki dla dzieci. Fantastyka przecież czysta. Bajania i nie bajania. One potrafią być tak intensywne, że zostawiają ślad na całe życie. Często to znakomita literatura. 

Prawda też potrafi być fantastyczna. Nie do uwierzenia, ale jeden z potężnych średniowiecznych rodów wymarł bo niańka i giermek przerzucali się w głupocie swej, każde w odrębnej wieży, dziedzicem rodu. Któreś nie złapało dzieciaka.  Ostatnio sensacją wśród nastolatków ryby siusiaki... A ziemia jest okrągła. 

Przeplata się możliwe z niemożliwym. Zawsze.  Uważam, że łatwiej zaakceptować  niemożliwe fakty osobom karmionym światem opowieści. 

Gdzie prawda, ubrana w fantastyczny kostium  tak ładnie udaje że kłamie. 


No dobra. 

Konkrety, o których z Kocurro pisujemy, to w następnym poście.

Czytam także bez wstrętu i z upodobaniem przy niektórych pozycjach literaturę dla młodzieży, moc teoretycznie niefantastycznych i określanych przegródkami innymi. Fazy przy tym miewam, a to bez pirata się nie liczy, a to dżungle mile widziane, lub inny Bajkał. I poradniki z cyklu "zrób", rzeczy z przegródki "wiedz" oraz "zjedz" też czytam.  

Cykanki pochodzą z powrotu z dzisiejszej giełdy. Oznaki wiosny były. Takie. 




Gdzież tym podmarzniętym maleństwom do wiosenności u Tabaazy, ale udowadniają, że wiosna będzie, może nawet już się zaczęła.

A z giełdy przywleczone ustrojstwo pod imbryczek, mniejsze i poręczniejsze od dotąd używanego. Używane wzbogaca zbiór zdóbstw kuchennych. 



R.R. pisała.


poniedziałek, 8 marca 2021

Notatka 287 Czytelnicze świętowanie święta płci


Cieszę się żem  kobieta. Może to sprawa długoletniego przyzwyczajenia, może głupoty, ale cieszę się. Święto mam, i chciałam się dopieścić lekturą ukochanych autorów. Empik przeryty z takimi efektami.

Koszyk trochę pełny.


Wydają właśnie Čapka "Inwazję Jaszczurów" (waham się, czy nie dorzucić rozmów Čapka z Masarykiem), z mniej przez publikę szanowanych Olga Rudnicka puszcza nową rzecz, nowa książka Mileny Wójtowicz (HURRA!). Ona tak rzadko publikuje, a ja za jej pisaniem przepadam. Nie będzie Sabinki Piechoty, autorka mi debiutuje w kryminale, ale..  co Wójtowicz M, to Wójtowicz M. HURRA!.  Ze względu na jej opowiadanie (bo nie ma szans na zbiór już wydanych w pismach różnych), kupię tomiszcze "Hardych baśni", jak  stanieje i będzie. 

No i nowe, wzbogacone "Ropuszki" Jadowskiej. Od tego tomu, wypożyczonego z biblioteki, zaczęło się moje czytanie Jadowskiej. Lubię.  Ale.

Porozważałam sobie w komentarzach do poprzedniego posta co i jak w zakresie empikowego cenowego bujania kupujących. I nie wiem, czy nie poczekać i nie kupić PO wydaniu. 

Zdegustowana po prostu jestem tym cenowym bujaniem. Owszem, są promocje, niekiedy krzywdzące wręcz, dla wydawnictwa i autora, tak mi się wydaje. Mnie cieszą, bom niebogaty centuś. Niby płacę wirtualnie wirtualną kasą za moje wirtualne wczasy pod gruszą, ale jednak nawet wirtualne pln-y można przeznaczyć na cóś innego. 

I po za tym. Po raz kolejny absmak, tyle książek o udoskonalaniu się, ja wiem żem człek ułomny i wszystko mogłabym lepiej, ale tyle tego kierowanego bezpośrednio do kobiet wychodzi. Jako do mam, jako do córek radzących sobie z wychowem przez toksyczne mamy, jako do istot płciowych, jako do pracownic, jako do odpowiedzialnych całkowicie za domowe gniazda robotów wielocznnościowych. Kucharek, dietetyczek, sprzątaczek, dekoratorek, domowych księgowych i całej reszty personelu. Także pozycji moc kierowanych do nas jako do paskud ułomnych. Co to muszą koniecznie być piękne,  chude i wysportowane, wyluzowane, pomalowane. I jeszcze ekogiczne, modne i tryndy. Oraz mamy się kochać. A jak nie, to cała sterta poradników jak se poradzić z własną dodupnością. Tak bardzo jesteśmy do poprawy? 

Najbardziej z tej góry makulatury podoba mi się tytuł

Kobiety nie kłamią i mają najwyżej 39 lat. Mentalny lifting dla początkujących.

A najbardziej przydatny 

Wszystko, co powinieneś wiedzieć zanim umrzesz

To ogólnopłciowe. Oraz

Psychopata w pracy, rodzinie i wśród znajomych. Instrukcja obsługi.

Najchętniej bym sięgnęła po poradnik co mnie nie dotyczy, czyli pisaną przez faceta dla faceta rzecz

Jak być prawdziwym mężczyzną.

Literatura odprężająca. Szczęściem może to, że tyle pozycji skierowanych do kobiet, wiadomo, czytamy, ale, ale.... Jakże trudno w tym ogromie opowieści z obowiązkowym romansem w tle znaleźć coś spoza schematu. Schemat od dawna omijam łukiem szerokim. O ile atrakcyjniejsze muszą być pozycje o tytułach intrygujących, z reguły omijających romanse, niekoniecznie z półek dla dorosłych.

O mopsiku, który chciał być syrenką.

Pan Barnaba i zagadkowa hipoteza

Nocny gość. Muzeum z pazurkiem.

Mała kaszalotka i tajemnica nocy.

Przyrodyjki.

Wielcy robacy. Historia insektów które rozwinęły skrzydła.

W moim ogrodzie jest tygrys.

Sen o okapi.

Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę. Tu chwila zastanowienia, czy samo hasło nie wystarczy.

Koty Ultharu.

Bajki robotów z ilustracjami.

Mitologia słowiańska.

Świnia na sądzie ostatecznym

Wszystkie kolory świata. Marta Kisiel ma tam opowiadanie.

Magija na haju. Zastosowanie konopii w rytuałach i mistycyzmie. 

A gdyby tak zniknęły koty

Sławne koty i ich ludzie

Czarna orchidea

Silva rerum.

Kot psuje się od ogona. 

Oooo mnóstwo tego. Część, ach już ładowałabym w empikowy koszyk. To zapowiedzi, dwa wznowienia. Czarna orchidea to komiks, wznowienie. Drogi. Ponadto ze zgrozą zauważyłam adaptacje na dziecięco książek Jane Austen, a zaraz za tą niedorzecznością nowe wydanie "Mistrza i Małgorzaty" z dziwnie infantylną okładką. Ufff. Nadal dla dorosłych. 

Pisała R.R.

Bukiety. Z okazji święta. I życzenia.


Wyręki w trudach.



środa, 3 marca 2021

Notatka 283 komiksy Tove

Dorwane. 

Jaki żal, że nie wydano wcześniej. Na razie jestem zła. Nieoswojona jestem z formą komiksu, to mój kuzyn się nasączał Papciem Chmielem, Thorgalami, Asterixami i tym zwariowanym cudownie polskim komiksem o szalonym profesorze. On, nie ja. Gdyby wyszły wcześniej.... A tak czytam i żałuję. Nie ma już odruchowego  chłonięcia do krwiobiegu obrazków.

A to jest jedenaście opowieści, krwistych i tętniących życiem, każda spokojnie mogąca być książką.  Gdzie zdarzenia jak w rodzinie Carringtonów, akcja bogata, a bohaterowie pokazują nieoczekiwane strony osobowości. Muminek prawie dorosły, z panną Migotką w parze. Mama Muminka lek i spoiwo rodziny, ale do czasu. Tatuś Muminka, ech. Przeczytane i przeoglądane dwa z jedenastu.   Dobre, nawet bardzo dobre, ale świat Muminków bardziej złożony niż się to wydaje. Carrintonowie jak nic, czarne charaktery są, a i Muminki nie zawsze białe. Aleksisy słabe, ale Mama Muminka pirzgająca w kąt mamowanie bezcenna. 

Wydawniczo nieźle, naprawdę nieźle.  Karty żywszego niż na cykance koloru, rozbielona z lekka cytryna, zcytryniały banan. Nawet się idzie szybko przyzwyczaić do takiego tła. Oczywiście że były pierwotnie drukowane na papierze gazety, bez dobarwiania tła, więc albo gazeta używała żółtego papieru, albo kolor kart delikatnie imituje zżółkły ze starości. Miały prawo zżółknąć ze starości te gazety, bo Tove Jansson podpisała umowę na wydawanie komiksów w 1953r. Niestety nie wiadomo z książki w jakich cyklach obrazków były publikowane. Pojedynczy pas rysunków, podwójny, czy może jeszcze inaczej.   Nie do odgadnięcia, opowieści toczą się gładko.  Ale ładne są takie konsekwentnie pogrupowane, a rysunki jak to u Tove, genialne.  

I jakie ładne wykładki. 

Drugi tom kupię na pewno. Spojler to nieduży, oględny, a ja będę przez najbliższy okres wchłaniać w organizm solidną dawkę rozszerzonego uniwersum.  Proszę mi zazdrościć.

Pisała R.R.

wtorek, 26 stycznia 2021

Notatka 262 DYWAN Z WKŁADKĄ

Nawet sprawnie mi się pisało posta którego jednak nie poczytasz Czytaczu. Nie poogladasz też cykanek. Bo rozumiesz Czytaczu, przyniosłam sobie pilne zajęcie na wieczór. 

Obowiązki wobec stworków odwalone, wobec organizmu własnego też, cóż z tego że po łebkach. Pieszczot napasione futerka nie żądają (tak! Lisia też. Dziś postanowiła zrobić mi przyjemność i się posiliła. W kratkę z tym jej jedzeniem). Łojciec ogląda tv, więc czemu nie DYWAN Z WKŁADKĄ?


Nie wiem jaki będzie ten dywan, ale pióro Marty Kisiel, to jest klasa sama w sobie. Wyłowiony fragmencik.

.... wolał, żeby nie działa im się krzywda. A już zwłaszcza z ręki małżonki, którą kochał ślepo i namiętnie od dwudziestu lat, i to wcale nie dlatego, że bał się przestać.....

Sam rozumiesz Czytaczu. 
Do jutra.

sobota, 31 października 2020

Notatka 161 dzień potwora.

Piękny, bardzo piękny dzień i niestety krótki. Halloween, Samhaim, czy jak mu tam. Osłona-błona pomiędzy światami podobno kruchutka, dziwa, strachy wszelkie na świat nasz zaglądają, a oprócz strachów i dusze naszych przodków. Podobno. 

Przy przyjęciu tej logiki i nasz świat przebija na drugą stronę. Czy strachom, duchom wydajemy się pociągający, milusi i ogólnie cacy, to wątpię. Myślę, że przy śladowych ilościach rozsądku, intuicji i innych takich, to upiory powinny na szyjach (o ile mają szyję) nosić amulety odstraszające samą możliwość przejścia tu do nas i kontaktu z tą rzeczywistością. Może i noszą, bo upiory to po naszej stronie straszą całkiem nie halloweenowe. 

Naj, naj lubię interpretację święta będącą konkluzją opowiadania  ,,Noc potworów" Jadowskiej. Cytuję, zamieszczam, przepisuję.

🎃🎃🎃

Jeśli Halloween było świętem potworów, równie dobrze mogłam uznać, że to moje święto. Kto mi zabroni świętować po swojemu?  Włączyłam kolejny odcinek Sherlocka i wsypałam do ust pół paczki drażetek czekoladowych. Cukrowe skorupki trzaskały głośno pod naporem zębów. Potwory też czasem potrzebują dnia wolnego.

🎃🎃🎃

Czyż nie sympatycznie? Uczcić potwora w sobie, zwalczanego uparcie przez resztę roku? Tę paskudę co pazury znienacka rozcapierza? Co z tego, że w zasadzie rozcapierza w sprawach co słuszne na pierwszy rzut kaprawego oczka, skoro  wiedźma siedzi pod skórą? A my tacy fajni chcemy być. Tacy cacy. Zgryzota to na co dzień posiadanie w sobie potwora, dziś niech się strzyga ucieszy, niech dostanie porcję należnego uznania. Bo tak, jak wewnętrzny dzieciak potrzebny, potrzebna i ona, ta wredna paskuda ze szponami szykowanymi do ataku i z rykiem wrzaskliwym w krtani. Cukierek jej należny, jak najbardziej (i to nie jeden, i nie byle jaki), a oprócz tego jakaś przyjemność co strzygę ucieszy. Nas ogólnie jako całość, co się na tę całość bachor i wiedźma składają, też te radości niech cieszą. 

Radości tuż przedlistopadowe, jakie? Co by tu.... . Lampkę zapalę, herbatkę zaparzę, zastanowię się który tomik wyciągnąć i ogólnie jak dopieścić zmorę z resztą organizmu. Dopieszczę tym co jest pod ręką, bo autoareszt w związku z wczorajszym przemoczeniem. Naleśniki? Mogą być. Zmora lubi. Koty wygłaszczemy.... CHUPACABRA też głaskania nie uniknie. To jest dopiero potworek, zmyłkowo aksamitnie mięciutkie ciałko przytulanki, brzytewkowo/skalpelowe pazurki i charakterek z piekła rodem.  Pozostałe straszne inaczej, ale też nie od macochy. W sumie, do wewnętrznej paskudy pasują takie pieszczochy. 




No i tak to. Sceneria gotowa, naleśniki mało fotogeniczne. Muzyczka. Co by tu... Halloween, tak? Potwory? Zombies jamboree. Potem może być lirycznej.
 A może nie.. 


Ta moja wewnętrzna paskuda kocha Harry'ego Belafonte i filmy Tima  Burtona,  niech ma. Też ich kocham.

Temat, zapowiedź z Burtonowskiej Alicji. 


Radości przedlistopadowe mogą bardzo atrakcyjne. 

A może na stałe sobie święto potwora zapuszczę. Lub potworów, bo strzyga na pierwszym planie, a za nią co? Mnie się zwykle wydaje, żem z samych wad złożona, ot bubel. Jak się nazywa ta paskuda, co smędzi marudzi i ogólnie nie do wytrzymania? Też mam na stanie, razem z lichem co za chaos i bałagan odpowiada. I leniuch, on też przecie potwór. Zapisać, że ta reszta też do uczczenia, przynajmniej dziś. 

R.R. pisała, choć to nie do końca pewne. Być może to wszystko powyżej jest pisaniną paskudy, co się do steru dorwała w Halloween. 

Jutro, już na poważnie. I smutno.


sobota, 26 września 2020

Notatka 126 rozrost

Rozrastają mi się, okupują coraz to ściślej ściany. Znów trzeba pokombinować. Bo już się zrobiło tak.


Niedobrze. A może i dobrze. Wszak jesień idzie (a nawet już jest), a za nią przytruchta zima. Gromadzę na tę smutną porę książki, płyty, zajęcia roztomaite. Zszywanki, malowanki, czytanki, dłubanki. Zdrobniale to piszę, bo zajęcia nie z tych, co to ratują wszechświat. One mają ratować mnie przed porą co jak czarna dziura. Ot, przyjemna drobnica.  Może i uda się zrobić coś w temacie miejsca na rozrosłe zbiory. Byle tego miejsca zostało dla ludzko-futrzanej rodziny, bo zbiory coś potężnieją....

Wzruszasz ramionami Czytaczu? Co ona bredzi...niech se czytnik kupi... Albo może : ...phi, wielkie mi co..... jedna półeczka.

Ekhm.. tego. 

No więc czytnik odpada, za dużo czasu spędzam wgapiając się w tafle wyświetlające dane rozmaite. Jest jeszcze i srajtfon - to już jak dla mnie granica tolerancji szybek z gryzmołkami.  Po za tym, jestem z tych męczyduszy, co to do lektury wracają. I bezczelnie jeszcze dodam, że lubię czuć w ręku to, za co płacę, a nie jest to wstęp gdzieś tam lub inne zjawisko ulotne.  I tak nie wszystko zostaje, to by było dopiero gdyby zostawało. 

Jedna półeczka? Tu jeszcze widzę szansę na doksiążczenie ściany, pozostałe już tego nie udźwigną. I to nie jest półeczka, a nadstawka na regały, wypełnione czym? Książkami.  Ciut więcej by się zmieściło, gdyby zastąpić regaliki jednym wielkim, od sufitu do podłogi, ale regalików mi szkoda. Więc będzie większa nadstawka.

Knuła R.R.


Kto wie, Czytaczu... może i tego się doczekam.



wtorek, 1 września 2020

Notatka 105 Jest/są skarb/skarby

Baardzo upierdliwy był dzisiejszy dzień, i nic a nic nie pomogło, że miałam delikatnie mówiąc nienajlepszą kondycję ogólną.  Kiedy po powrocie do domu zaczęła mi na powrót latać gula, bo futerka, bo Łojciec, bo w autobusie miły pan zostawił mi szpicem parasola rysę nad lewą stopą, a rysa pod prysznicem puściła krew, pomyślałam, że już dość. Jeszcze w K., jeszcze w pociągu i krótki czas w domu,  myślałam że odłożę do jutra wyprawę. Bo dzień paskudny, a ja też be. Ale skoro nerwom, złości i paskudności końca nie widać, to idę. Poszłam i mam.



I to nie jest jedyny łup, przytachałam tego więcej. Same dobre rzeczy dla dorosłej i starawej R.R. i dla Bachora co w niej siedzi. Ale ten łup na cykankach najważniejszy. I jeszcze się okazało, że czeka na mnie na ulubionym blogu spacerek po Rzymie. Spacerkom dziś dam spokój, coś fajnego niech mnie jutro czeka, ale oczywiście nie wytrzymałam i przebiegłam posta. Jutrzejsza przyjemność  z tych dużych  będzie. Kto wie, czy i tym pokazanym skarbem się dziś ucieszę. Cień na pierwszej i rozpoznawalna, ale inna osóbeczka na drugiej cykance proroczą, że łatwo nie będzie. I coś mi się zdaje, że sobie nie "poposzczę" w Bloggerze w najbliższych dniach. Czytanie i malowanie, ot co.
Jak zwykle, pisała R.R. Do usług.

A co tam. Reszta skarbów. Zazdrość Czytaczu.