Czytają

niedziela, 14 marca 2021

Notatka 290 czytanie

 

Jestem zwierzę czytające. 


Nie jest to rzecz szczególnie chwalebna, jest to rzecz średnio modna, a lada moment, mimo oficjalnych dążeń będzie rzeczą potępianą. Już dziś jedna z gwiazd telewizji, urządzająca ludziom domy, spokojnie mówi, że nie lubi czytać, nie widzi potrzeby książek w domu. Rzeczywiście, nowo projektowane wnętrza ignorują istnienie książek. Od lat dzieciaki jeden przed drugim nieczytate z domu, z nieufnością izolują czytatych kolegów. Żeby tylko izolują. Gorzej bywa. Może i gorzej będzie.


Przyjdzie czas, gdzie umiejętność czytania będzie potrzebna tylko do komunikacji i szkolenia, już nie dla przyjemności, bo tę da ruchomy obraz. W D pewnie 5. 


Nauczyłam się wcześnie, nie wiadomo jak i kiedy, i spodobało mi się. Mało, wpadłam w nałóg. Kiedy w wieku dziesięciu lat ścięło mnie złośliwe zapalenie płuc, nie byłam w stanie po otrzeźwieniu z gorączki utrzymać się na nogach. Ale żarło mnie maniactwo, głód liter był tak silny, że wymacana za plecami książka z maminej półki, jedyna, jaką byłam w stanie dosięgnąć czubkami palców, była skarbem. Nic to, że była to gruba broszura "Brydż sportowy na poziomie mistrzowskim" (moja Mama umiała, grała z przyjemnością i dobrze, tyle że rzadko). Nic z tego nie rozumiałam, ale bez lektury za cholerę nie umiałam zasnąć, a tak mózg głowił się nad sensem przeczytanych zagadkowych zdań i zasypiał. 


I tu klęskę sobie wprowadziłam w życiorys, zostało mi do dziś, wszczepiło się na amen. Przy tekstach niezrozumiałych, takich, gdzie drugie przeczytanie nic nie rozjaśnia, odpływam. Jakież to piekło, gdy trzeba czytać służbowe procedury!! 

Stąd też pewnie moje unikanie literatury pokrętnej, stylistycznie udrapowanej i silącej się na mundrość. Nie znaczy to że literatury poważnej/pięknej unikam. Także stylizacje tekstu, o ile nie są przesadne, też są ok. Znaczy to tyle, że unikam jak ognia co poniektórych autorów. Bruno Schulz nie jest dla mnie wielki, np. I jeszcze całą plejadę bym wymieniła, ale niech Bruno będzie przykładem i sztandarem.


Moje upodobanie do literatury, która Nobla może i się doczeka za jakieś pokolenie, gdy sztuka czytania całkiem zejdzie na psy - też z tych dziecięco/nastoletnich czasów.  


Wyrosłam na zasobach małomiasteczkowej biblioteki, gdzie czytelnicze skarby i nieskarby obłożone byly w szary papier co  krył książki dla dzieci i literaturę poważną, o wadze intelektualnej solidnej cegły. Dickens i Dumas, Baśnie Andersena, Mark Twain i Makuszyński obok "Nad Niemnem". "Pchła Szachrajka", "Skamieniały okręt" Lew Tołstoj i "Zmory" Zegadłowicza, tysiące, dosłownie tysiące książek przeczytanych, co osadziły mi się w nastoletnim organizmie grubą warstwą zapomnianej treści. Przez ten szary niespodziankowo kryjący papier, zaczęłam dzielić książki na czytate i nieczytate. Tak mam do dziś, i żadne, ale to żadne rekomendacje nie pomogą. Żadne nagrody i wyróżnienia. Czytate i nieczytate, tylko tak. To tak jak z osobistym smakiem, gustem, mamy to wryte w naszą konstrukcję, albo coś podchodzi albo nie.


Zagadką dlaczego lubimy twory jednego twórcy, a drugiego nas tak nie cieszą. Dlaczego wolę Agatę Christie od Simenona? Muminki od Kubusia Puchatka? Judith Merkle Riley od Lucindy Riley? No dlaczego?


Książek wychodzi moc. Ogrom nie do przeczytania. Każdego właściwie dnia jest coś nowego. Ja, owszem mam swój top wszechczasów autorów, kupuję ich wszystko co pokaże się w języku polskim i chciwie czytam. Innych autorów, niegodnych półek a lubianych, tropię po bibliotekach, z różnym skutkiem. Z bibliotek wypożyczam stosy, krótka selekcja i albo won, albo czytam. 


Nie ma tu znaczenia gatunek. Żadnego, choć rzeczy epatujących nadmierną przemocą nie trawię. Tak jak i zapiekłą wściekłością, rozpaczą i smutkiem. Tak, wiem że świat w te uczucia i zjawiska bogaty, każdy dzień mi o tym przypomina. Rozjechanym gołębiem, mięsem w sklepie, wiadomościami w radiu i na stronach gazet. I najgorsze, tragediami wśród bliskich. Wystarczy, nie muszę o tym czytać. Czytam o innych rzeczach, bo tego potrzebuje mój organizm, może dlatego że ciemna strona życia blisko.

Czytam różne rzeczy. Wśród nich jest

Fantastyka.

TAKIE BUJDY CZYTAĆ!!!!

Tak, takie bujdy.




Fantastyka.

Fantastyka jest nurtem ludzkiej twórczości starym jak sama ludzkość. Nie mów mi Czytaczu, że nie, bo tak. Jesteśmy stworami tworzącymi bajki i fantazje odruchowo. Konstelacje na niebie, malowidła zaklinajace dobre łowy, opowieści na dobranoc, romanse, opowieści o krainach dalekich, ba, nawet kryminały są konfabulacją. W realistyczną relację i reportaż też potrafi fantastyka zapuścić macki, za sprawą naszych dociekań i prób wytłumaczenia. Tym bardziej w dociekania naukowe, choć tu naprawdę nie powinny. Bo tak mamy. I ciągle zagadką jest dlaczego powstają nowe opowieści, po co. Filmy. Balet i opera. Muzyka. Tworzenie mamy w genach i nic nie zmienia że tyle tego już jest. Bajamy, fantazjujemy, rzeczywistość co niewytłumaczalna, tłumaczymy przez elementy magiczne, palec losu, duchy czy interwencję z nieba. Gwiazda, to iskierka na niebie, Orion rzucił tam pas, i Twardowski mieszka na księżycu, bo kogut go tam zabrał. Słońce jeździ na rydwanie, Prometeusz ukradł mu ogień. Czy jakoś tak.W literaturze fantastyka  jest niezwykle różnorodnym gatunkiem (wyróżnia się głównie fantasy, science-fiction i horror (ale i tak to uproszczenie brutalnie prostackie), który polega na bawieniu się wyobraźnią czytelnika lub widza, przenosi nas w inne wykreowane przez autorów światy, galaktyki, magiczne krainy, gdzie rządzą na przykład mityczne stwory lub zupełnie od początku wykreowane przez autora. W fantastyce nie ma żadnych granic, a może jedyną z nich jest właśnie wyobraźnia. Fantastyka przenosi człowieka w inną rzeczywistość, często intryguje futorologicznymi zagadnieniami, lub bawi się historią, bo co jeśli przez drobiazg potoczyłaby się zupełnie inaczej.


Fałszywy podział na gatunki literackie to taki:

Realizm: chłop kopie ziemniaki 

Fantasy: chłop kopie pomarańcze

Fantastyka: pomarańcze kopią chłopa. 

Taaa. A ziemniaki puszczają oczka. Nie ma tak. To sztuczny podział. 



Fantazja. Fantasy. Fantastyka. Fantasmagoria. Łgarstwo i konfabulacja. 

Stara jak ludzkość, powtarzam. 

Więc Czytaczu, zastanów się porządnie, co czytasz. Na pewno nie fantastykę? Smok, krasnolud, elf i Hobbit niby odróżniają "realistyczną" literaturę, ale serio, ile z nierealnych sytuacji, nieprawdopodobnych osobowości przełknąłeś? I skąd się niby te fantastyczne figury wzięły? Nie zleciały z Marsa. Ile zaliczyłeś nagłych i trafnych gromów z nieba? Miłości szalonych, gdzie Kopciuszek i książę żyli długo i szczęśliwie, a jemu nic a nic nie przeszkadzały saboty Kopciuszka, a Kopciuszkowi krynolina na trzy metry? A gołąbki wydłubały niedobrym siostrom oczy.... pterodaktyle raczej powinny być. 

Książeczki i książki dla dzieci. Fantastyka przecież czysta. Bajania i nie bajania. One potrafią być tak intensywne, że zostawiają ślad na całe życie. Często to znakomita literatura. 

Prawda też potrafi być fantastyczna. Nie do uwierzenia, ale jeden z potężnych średniowiecznych rodów wymarł bo niańka i giermek przerzucali się w głupocie swej, każde w odrębnej wieży, dziedzicem rodu. Któreś nie złapało dzieciaka.  Ostatnio sensacją wśród nastolatków ryby siusiaki... A ziemia jest okrągła. 

Przeplata się możliwe z niemożliwym. Zawsze.  Uważam, że łatwiej zaakceptować  niemożliwe fakty osobom karmionym światem opowieści. 

Gdzie prawda, ubrana w fantastyczny kostium  tak ładnie udaje że kłamie. 


No dobra. 

Konkrety, o których z Kocurro pisujemy, to w następnym poście.

Czytam także bez wstrętu i z upodobaniem przy niektórych pozycjach literaturę dla młodzieży, moc teoretycznie niefantastycznych i określanych przegródkami innymi. Fazy przy tym miewam, a to bez pirata się nie liczy, a to dżungle mile widziane, lub inny Bajkał. I poradniki z cyklu "zrób", rzeczy z przegródki "wiedz" oraz "zjedz" też czytam.  

Cykanki pochodzą z powrotu z dzisiejszej giełdy. Oznaki wiosny były. Takie. 




Gdzież tym podmarzniętym maleństwom do wiosenności u Tabaazy, ale udowadniają, że wiosna będzie, może nawet już się zaczęła.

A z giełdy przywleczone ustrojstwo pod imbryczek, mniejsze i poręczniejsze od dotąd używanego. Używane wzbogaca zbiór zdóbstw kuchennych. 



R.R. pisała.


11 komentarzy:

  1. Mła wie co jej podchodzi a co jej nie podchodzi. Taki Tolkien jest dla niej ciężkostrawny, mła w trzecim rozdziale zapomina o czym był pierwszy bo przytłacza ją universum stworzone przez J.R.R. . Podobnie jest z Sapkowskim czy tym od matki smoków. Si - Fi czyli kosmos dziki i przyszłość to dla niej starocie - "Bajki Robotów", "Piknik na skraju drogi", "Fontanny Raju" - insze opowiastki nie podobały jej się na tyle żeby mła chciała kiedyś do nich wrócić. Mła czytała sporo w tym klimacie ale osad jej się w duszy nie wytworzył. Dziś rzadko po taką lekturę sięga bo jest na tyle stara i na tyle dużo czytała że kalki zbyt łatwo jej się pod oczy pchajo. Za powieść bardzo realistyczną, do bólu związaną z rzeczywistością mła uważa "Mistrza i Małgorzatę", tam jest prawie wszystko co się może na świecie przydarzyć, pomarańcze zakopujo chłopa i twierdząc przy tym że on jest ziemniakiem, chłop się odgryza tajemniczo że to on jest pomarańczą a szpadel sam już nie wie co robi. Mła lubi zdziwności Jorge Amado ale na tym poziomie to właściwie tolerancja na "magiczność" się kończy. Mła bardzo ciężko wejść w taki świat stricte fantastyczny, to naprawdę musi być cóś żeby do niej przemówiło ( muminki na przykład ). Szczerze pisząc rzadko przemawia i mła często ledwie po przekartkowaniu pobieżnym wie że nic z tego nie będzie, świat autorki czy autora nie ma szans aby stać się jej światem. Mła się przyznawa że fantazje autorów często ją nudzą. Nic na to nie poradzi. Mła przyzwyczajona do memłania oczami ucieka się wówczas do lektury typu cegła, znaczy czyta książki o historii co nie zawsze w jej przypadku ma zbawienny wpływ na zdrowie bo mła się emocjonuje i czasem musi po lekturze siadać na rączkach. Lubi też "dywagacje na tematy", szczególnie te związane z antropologią i bardzo lubi stare kryminały ( chętnie przeczytałaby kiedyś porządne opracowanie tematu - "Milicja Obywatelska w powieściach kryminalnych PRL" ). Z lektur przyjemnych bardzo mła uwielbia książki kucharskie. Hym... wyłazi na to że mła jest przyziemna.
    Na Twoich fotach wiosna cóś bardziej zaawansowana niż u mła, w Alcatrazie dopiero wyłażą pierwsze krokusy i to tak nieśmiało. Podgrzewacza ci bezczelnie zazdraszczam. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja całego Sherlocka przeczytałam - polecam! Uwielbiam tego pana i pewnie nie raz wrócę 😸

      Usuń
    2. No i widzisz jacy różni jesteśmy. Ja na pewno nie wrócę.

      Usuń
  2. Dla mnie też Mistrz i Małgorzata to powieść podstawowa. Dość późno na nią trafiłam i nie umiałam jej wypuścić z rąk. Oraz oddać. Oddałam, ale z jakim żalem. A kalek pełno, mnożą się na potęgę, albo czepiając się jednego tematu i bohaterów, albo kopiując intrygę i zmieniając bohaterów zdarzeń. Dziecięcy i świetny "Dziennik kota mordercy" i "Moralność pani Piontek" M. Witkiewicz, mają tę samą intrygę, kot małpowany zdaje się że jeszcze w dwóch innych książkach, dorosłych, a jakże. Z rozżaleniem paplała o tych dwóch pani Halinka. Plagiat jak byk, w wypadku Witkiewicz, to sprawdziłam osobiście.
    No dobra, powtarzam, naprawdę nie musisz, choć żal, że na przykład omija Cię Pratchett. Ale akurat on, wcale nie musi zatrybić od pierwszej przeczytanej książki.
    A Jeremiego Bożkowskiego (prawdopodobnie pseudonim) znasz? To kryminalista, gdzie policaj zupełnie nietypowy. Autor wydał niewiele. "Piękna kobieta w obłoku spalin", "Msza za mordercę", "Zbrodnia na eksport". Zbiór opowiadań. Mało.
    Wiosna była tropiona, w oczy się nie rzuca, a podgrzewacz... Pewnie jak się rozejrzysz, to trafisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Pratchetta. Wielkie świństwo ze strony losu, i jego choroba i jego odejście. Owszem, to że przeznaczył ogromną kwotę na badania nad chorobami dementywnymi posunie badania nad terapiami, genezą itd. co dobrodziejstwem dla ludzkości, ale z drugiej strony jaka strata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja postać Śmierć którą stworzył kocham. Pewnie taka przyszła do niego na pogaduchy nim zabrała.

      Usuń
    2. Mort go sobie wziął na przechowanie. Proste

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Widac Mort ocenił, że muszą sobie już pogadać osobiście. Może tak lepiej podejść do tematu.

      Usuń
  5. Kocurro, tak, można tak spojrzeć. Ponad czterdzieści książek, część dyktowana w chorobie, wydawana gdy nikt już na nie nie liczył. Można powiedzieć że Mort przyszedł w porę.

    OdpowiedzUsuń