Czytają

sobota, 13 marca 2021

Notatka 289 depesza z urlopiku




Cykanki z wczoraj, po gradowym deszczu co walił przy świecącym słońcu. Lodowato było.

Niedobry dziś klimat. Wiatr huczy i buczy, wieje, chwilami bardzo wieje, syreny rozmaitego rodzaju służb wyją, wsteczny wiatr wbija z powrotem w kominy dymy i opary. Niby to ostatnie piętro i bloki, ale czujnik czadu też alarmuje. Sobota pod znakiem sennej słabości, tak jak ostatnie dwa dni. Bo te dwa wolne dni albo przespane, albo w nerwach. Oczywiście etat kucharski był  mój, zaopatrzeniowca także mój, ale za to jutro laba, Łojciec będzie gotował kapustę i niedziela niehandlowa.  

Był jeden wypad do ciucholandu i ciuchy jak ciuchy, czegoś innego do chałupy przybyło. 

Pomaleńku i z cicha pęk rośnie kolekcyjka różowych szkiełek. Tym razem wazonik.


Znalazł sobie miejsce przy innych różach ale w pozycji takiej.


Ponadto dwustronny ciepły szal (bo w pociągach niezbędne, a gubię), koronkowa serwetka zegarmistrzowskiej roboty, potwornej wielkości płat materiału za pięć złotych. Łojciec będzie miał fajne letnie zasłony w delikatne poziome pastelowe pasy, jak oczywiście płachtę przetnę na pół i obszyję. Radość z nich trochę zmącona zazdrością, bo wchodząc do ciucholandu zobaczyłam MOJE zasłony w tropikalne ptaki, przy kasie dziewczyna za nie płaciła, cała w uśmiechach i zadowoleniu. Nic dziwnego, też by mi się facjata cieszyła. No cóż, już drugi raz mi przeszły blisko nosa, może do trzech razy sztuka. Ten pasiasty materiał taki, trochę zmięty zwisa z pręta suszarki. Jedyne, czego się trochę boję, to tego, że będzie za mdło, no pokój bez klamek.



Tekstylia, tu rzucone koło pralki, natychmiast obadane, jeden z inspektorów przyłapany na inspekcji.
Co ponadto przybyło?
Ano to. Dzbanuszkiem jestem zachwycona, mieści ok. trzy czwarte litra płynu i dawno nic mnie z graciarskich zakupów tak użytkowo nie cieszyło. Pojemność akurat taka, by herbata z tureckiej miętowej saszetki miała odpowiednią moc. Miód dla zapachu, cukier, cytryna i można się delektować. Niebieski drobiazg wzbogaca kolekcyjkę użytkową niebieskich szkieł. 



I jeszcze takie coś, zgarnięte z tacy przy kasie. Miniaturki pand, parka jak lubię oraz
UWAGA, UWAGA!!!!. Tafle, bloczki, pałeczki  (cholera wie jak to nazwać), kolorowych chińskich tuszów. Po dwa złote sztuka. Interes życia, cóś tak mnie  wyszedł.
Chiba.



Niby radość, ale.... Jacuś już się zaopiekował figurynką siedzącej pandy, będę kleić, a figurka z porcelany cienkiej jak skorupka jajka. 

Co jeszcze na urlopiku? Kołowacizna, bo zdaje się że ciśnienia szaleją. Odwyk delikatny od kawy, delikatny, bo bez kawy dla niskociśnieniowca wcale nie ma życia. Ona, ta kawa, niezbędna na rozruch, niby działa krótko, ale wystarczająco skutecznie.

Letarg. Aż niepokojący.  Sen kosi mnie równo, bez budzika okazuje się, że Śpiąca Królewna się ze mnie robi. Widać to potrzebne, nadrabiam braki, tylko nie zdawałam sobie sprawy, że one aż tak wielkie. 

A plany były, zrobić sobie badania, porządne porządki, małe przemeblowanie, jakieś kosmetyczne dodbania.. Nici z tego, sił nie ma, chęci nie ma, sen potrzebą najpilniejszą. I on wygrywa. 

Mowa była o nerwach. Są. Z powodów na urlopiku teoretycznie nieważnych, pracowych, ale jak tu się nie denerwować, trzy nerwowe telefony dziennie od koleżanek z powodów różnych, ale nie od M. Bo ją poprosiłam, ku jej obrazie, by nie dzwoniła.  Po każdym takim telefonie potrzebny uspokajacz, tym razem znalazłam sobie średnio udany. On sam nużący i też denerwujący oporem materii.


Ma to być legowisko do kuchni na jednego kotusia. Jest to jednocześnie dowód, do jakiego stopnia nie umiem wyrzucać. Nieudany zakup, wiecznie tracący formę po praniu sweter, dwadzieścia metrów stalowej linki do wieszania prania, szydełko i może coś powstanie. A może nie. Pruje się ten sweter tak źle, opornie obrabia się twardą linkę, ręce bolą. Ale ponieważ kocie tyłki zaakceptowały już powstały krążek jako swój, to pewnie to legowisko powstanie.   

Miał być post o ulubionej literaturze szemranej jakości, ale to innym razem. Na razie znów mnie kosi.

R.R. pisała.

6 komentarzy:

  1. A już myślałam, że o literaturze będzie, a tu trzeba się obejść smakiem. I dalej nie wiem, o czym Wy tak tajemniczo nadajecie z Kocurkiem...
    Po pierwszych zdjęciach to przez moment myślałam, że faktycznie na jakieś wczasy egzotyczne pojechałaś, takie słońce i zieleń nawet (po bliższym przyjrzeniu widzę, że iglasta co prawda, ale wrażenie wiosenne)!
    Legowisko super wygląda i z tą linką to chyba niezniszczalne będzie!
    Łupy przednie, wazonik różowy do góry nogami wygląda genialnie :) Zasłonka w pasy mnie się bardzo podoba, jakoś na stare lata lubię takie spokojne kolory. A jak znam życie, to w pokoju będzie tyle inszych kolorowości, że takie delikatne tło trochę to ułagodzi. Mój mąż uwielbia mocne kolory i rozmaite desenie, kiedyś dałam się namówić na kwiatowe pokrowce na kanapy, to potem strach było dołożyć tam poduszkę w jakiś rzucik, bo robił się straszny chaos kolorystyczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykrakałaś, będzie bredzenie w temacie czytelniczym. Co do pogody, kolorów, to było to coś niemożliwego, padało pasami, ludzie chłostani wodą z lodowym gradem patrzyli ze zdziwieniem na ludzi bez parasoli, tamci ze zdziwieniem na oparasolowanych, kilka metrów dalej. I za moment zmiana, tu susza, tam mokro. W szachy padało. Co do tych łupów, to powinnam spasować, a już Łojciec bardzo średnio zasługuje na prezenty, nie to co moje futerka. No ale cóż, zawsze się nie oprę, dowalając sobie roboty i główkowania. W temacie kolorów też. I lubię kolory, wzory, byle cieszyło oko, nie przygniatało. Zasłony będą ok, ale trzeba będzie dodać właśnie mocnych deseni i koloru. Może kwiatowe pokrowce na fotele? Będzie trzeba popolować, bo nie mam. Patrz, a miałam NIE POLOWAĆ 🤣🤣

      Usuń
  2. Oj ciśnienie wariuje a i może mnie przewiało. Sama nie wiem. Łeb boli od rana znowu. Kawę trzeba.
    Ja też ciśnienie niskie mam. Ale jak mnie kto wkurzy to aż ręce się trzęsą. Masakra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwna pogoda, na zmianę wysokie z niskim, fatalna sprawa. No ale dziś Niedziela, mam nadzieję, że wykorzystujesz ją na wygrzanie wywianego i rozkoszne zaleganie dla zdrowia. Trzęsą Ci się ręce na Kałasznikowie? Natychmiast, proszę Cię bardzo, go odłóż. Mnie zmarzluchowi za to w chwilach wścieku potrafi się zrobić tropikalne.

      Usuń
  3. A mła się właśnie zaczęła źle czuć - wszyscy jakie zakupy robio po wysortach a mła nic! Niesprawiedliwość społeczna, dziejowa, losowa i wogle! Mła jakieś pierdoły typu poszewka na poduszkę w necie za piniondz cinżki tylko ogląda ( na pewno nie kupię niczego poszewkowego przecenionego z 44 peelenów na 37 peelenów, to so kwoty z horrorów ). Co do innych przyczyn samopoczucia to lepiej nie wspominać. Ech... Pracowe so bezczelne, urlaub to urlaub. Wysorty dopadłaś godne, nie wiem czy Łojciec zasługuje na tak ładne zasłony ( mła ciągle mu pamięta ). Za potłukiwanie to Cackowa sierść powinna w dywanik być wrabiana. ;-) Jak widzisz pełnam pretensji do świata, może i mła by się urlaub przydał?

    OdpowiedzUsuń
  4. Eee tam. Nadrobisz z naddatkiem, wyszukując skarbów moc. Łojciec nie zasługuje, zwłaszcza że nie doceni. Ale jak tu przejść luzackim krokiem obok takiej okazji za pięć złotych, no jak? Jakby to było 37 to przeszłabym zadzierając nosa, ale było pięć. Owszem, też Łojcu pamiętam i on wie że pamiętam. Za Rudzizną tęsknię, brak futerka. Posłanko kocie może dam radę, zobaczymy.
    Co do pretensji, rozumiem, urlop polecam, nawet taki zmarnowany na sen i nerwy.

    OdpowiedzUsuń