Czytają

środa, 17 listopada 2021

Notatka 392 zwijanie i rozwijanie









Dziś była wycieczka. U góry posta drobne detale, wyraźne, bo cykane z bliska. Fioletowy grzybek był fioletowy, barwy prawdziwe. Było mglistawo i szaro, ale cel Zielona Góra osiągnięty. Bo urlop mam, wypchnęli mnie, nie dane mi było uporządkować, tylko to co bardzo z wierzchu wygładzone.  Może i dobrze. Jeśli będą wychodzić jakieś zgrzyty, to już naprawdę nie będzie moja rzecz. Do roboty na czwartek i piątek, a potem adieu, zawartość biurka i szafy przejrzana, podział na własne i firmowe. Zdumiewająco dużo tego "własnego", nie dałam rady zabrać, będzie na raty. Poczty do mnie niewiele. Za to telefony się urywały, dawno tyle nie gadałam. Cięłam zwały papieru, opróżniałam  segregatory z wytycznymi i kolejnymi zmianami procedur, one nie raz mi uratowały skórę, w systemie są z ostatnich lat, a to mało. Nie ma komu przekazać, region przejął moje zajęcia. Sprzęt zawiozłam w poniedziałek, z powrotem  wiozłam torbiszcze wypełnione biurowym badziewiem, prywatną apteczką, kupioną wczoraj kawą. Nie jestem w stanie zabrać rosnącej jak małe drzewko draceny, musi zostać. Ktoś się poczęstował moimi prywatnymi nożyczkami, szkoda. 

Nie będzie pożegnań, nie mam do tego głowy. Po prostu będą lepsze cukierki rozczęstowane i tyle. Żadnych ciast i kaw, i chyba bluznę jeśli będzie pożegnalna mowa. 

























Cykanki z wyprawy, tym razem cel  osiągnięty, aleee. Niby prosto, zgodnie z mapą, owszem trafione. Powrót już tak ładnie nie wyszedł, było wyjście z lasu nie tam gdzie chciałyśmy a miało być tą samą drogą. To musi być klątwa, nadprogramowe kilometry widać zawsze muszą być.  Sama Góra rozczarowująca, rozleciała się na kawały i rozpadać się będzie dalej, nie da rady z poczuciem że się ma pod nogami trwały grunt wleźć na "szczyt", pęknięcia od podstawy szerokie i idą do samej góry.  Jak widać i góry się rozpadają,  ich kawały już zdążyły omszeć i zszarzeć. Malutka paprotka rośnie na w miarę świeżym przełomie, jeszcze jasnym. Gdzieś tam jest wśród cykanek. I tu były cięcia drzew, buki wydają się młode, a pamiętam stare olbrzymy.  Ponadto, w dzień powszedni słychać działania przemysłowych ustrojstw, pamiętasz Czytaczu, one są w okolicy.  Coś huczy, coś dudni, jakieś szczęki i trzaski, przytłumione, ale są.

Dlaczego taki tytuł? Bo to tak właśnie jest, coś się zwija, coś rozwija. Niczego złego w tym nie ma, a zmienia się wszystko. Zielona Góra była monolitem, teraz po odpadnięciu pięciometrowych kawałów raczej górą już nie jest, prędzej górką. Kawały skały porosły zielonym i szarym, paprocie na szczytach kawałów, nikt nie depcze to rosną. Wyszło mi, że widziałam ją ostatnio  trzydzieści lat temu. Ponad. Szkoda może że nowa góra nie wyrośnie. Przynajmniej nie teraz.














Pisała R.R.

Ps. Zdaję sobie sprawę, że post ogólnikowy. Nie mam siły na sprawy ważne. Bezsilna się czuję i tyle. 



54 komentarze:

  1. Wyprawa fajna, wygląda na resetującą.
    To zwijanie i rozwijanie ostatnio powoduje u mnie co najmniej melancholię i zmęczenie, ewentualnie z milszych uczuć łagodną rezygnację. Jakoś zupełnie brak radości oczekiwania na to, co za zakrętem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy czujesz małe ciepłe łapki na plecach? To my Cię podtrzymujemy żebyś nam całkiem nie zbezsilniała. Zamykasz za sobą drzwi w tym roku do wielu spraw, taki to widać czas nastał. Człowiek się zasiedział w tym życiu dotychczasowym przyzwyczaił a tu zmiana dekoracji. Każda zmiana to szansa na cóś, mniej bezpiecznie ale za to ciekawiej. To paskudne ciekawiej zazwyczaj docenia się dopiero po latach, Ciotka Dana i Ciotka Jadzia całe dorosłe życie ciężko się nie cierpiały i nawet po sądach ciągały z powodów różnych, czasem bo było za co a czasem za nic. W bardzo później starości obu gwiazdom pociechę niosły wspomnienia rozpraw - wiem, to nie do uwierzenia ale to szczera prawda - Ciotka Dana zazwyczaj zaczynała opowiastki o procesach od tego w czym była na konkretnej rozprawie, Ciota Jadzia bardziej zapiekła przechodziła do tego co powiedziała adwokatowi "Tamtej". Najdziwniejsze dla mła było to że te wspominki snuły siedząc razem na jednej kanapie i gadając do mła stereo - ze sobą oczywiście nadal nie rozmawiały. Kiedy zmarła Ciocia Dana Ciotka Jadzia pojawiła się cała w czerni i głównym problemem który zaprzątał jej głowę to był ten czy aby właściwa garsonka została na Ciotkę Danę założona. Nie rozmawiały ze sobą od trzydziestu lat a Ciotka Jadzia znała lepiej garderobę Ciotki Dany niż cała najbliższa rodzina. Tak się ludziom robi po ciekawym życiu. Niestety odkąd największy wróg odszedł Ciotka Jadzia podupadła na zdrowiu, myślę że tęskniła za tymi emocjami związanym z Ciotką Daną, chyba tęskniła też za samą Ciotką Daną, mimo tego że do końca życia utrzymywała że Ciotce Danie kawał diabliska siedział. Zawsze się ożywiała kiedy o niej była mowa. Nie wiem czy ta historyjka ma moc pocieszycielską ale mła sobie czasem ją przypomina jak ją rzeczywistość zaskakuje zmianami dekoracji. nigdy nie wiadomo co po latach będziemy odbierali jako porażkę czy jako sukces

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Historia Twoich cioć świetna😀. Znalazły sobie nietypowy element ożywiający, dopingujący wręcz do życia. Ale też, popatrz, to nasze wady pchają nas w życie. One obie naprawdę lubiły stawiać na swoim😀 a konflikt był tym co ceniły 😀 jako rozrywkę.
      Masz rację, tak, to zmiana dekoracji ale i wredny czas na zmianę. Pytanie czy dam radę. Wady mam liczne😀, ale czy dopingujące, to się dopiero okaże😔 Oby, i łapki potrzebne, dziękuję.
      Ograniczam jak mogę dopływ informacji z kraju i ze świata, na to naprawdę już nie mam siły. Mam wrażenie że wali się stary porządek świata, przeobraża się w formę o wiele mniej przyjazną zwykłemu człowiekowi. I coraz mniej miejsca na zwyczajną akceptację drugiego człowieka, na spokojne życie w zgodzie z sobą samym, a nie z wytycznymi.

      Usuń
  3. Wyprawa tak, resetujaca. Pogodziłyśmy się z faktem, że nie ma rady, zawsze nas zaniesie nie do końca tam i tak jak chciałyśmy. Las bardzo melancholijny, spokojny, bezludny, z lekka rozmazany w wilgotnym powietrzu.
    Podzielam Twe uczucia odnośnie zwijania i rozwijania. Wiesz, to chyba przez brak poczucia bezpieczeństwa. Świat naprawdę nieobliczalny, widać to na każdym kroku, a wpływ na wszystko mamy nikły. Nie znaczy to jednak, że nie będzie za zakrętami żadnych miłych niespodzianek, drobnych i większych. Mam nadzieję że będzie w nas zdolność do ich dostrzeżenia, a z niemllstwami sobie jakoś poradzimy. Przynajmniej co do niemilstw prywatnych, bo niestety. No niestety, na te dalsze niemilstwa, świństwa i potworności wręcz, ja rady nie mam. Tak jak i wpływu na nieobliczalność naszego świata.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyprawa zaliczona, slicznosci te mchy, porosty i wszelkie grzybki, szczególnie te w niebiewskosciach na 4 cykance, i te zasuszone kwiecie, oj, jakie cudne.
    Tereny ciekawe, szkoda że gorze się rozpękło.
    Nas cos z domu niezbyt ciągnie, bo zimno i ponurawo i za szybko sie ciemno robi, nie wyrabiamy czasowo, bo ciagle cos innego na głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki czas, to nie dziwne że raz - nie ciągnie z domu dwa - dnia nie starcza. Bo krótki. Wiesz, jak się spietrałysmy gdy się okazało że wyszlyśmy zupełnie, ale to zupełnie nie tam gdzie chciałyśmy. Już się zaczęło robić bardziej szaro i ciemniej. Wiadomo, zawsze gdzieś się dojdzie, to nie szczera dzicz. Coś jest w tych okolicach, że drogi wodzą na manowce. Góra, no cóż. Nie spodziewałam się że zastaniemy ją rozpękniętą 😔.

      Usuń
  5. Też się rozwinęłam. Ale mnie nieco zooplus załamał. Muszę coś zacząć kombinować. Yhhh... Świat oszalał. Ale dobrze, że jest muzyczka i herbatka. I łowienie rybek na kompie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam Kocureczku, czarne futerka są cudne, i tak, mają w sobie czar i moc. Tak, u mnie rezygnacja z Zooplusa, policzyłam ile kosztuje piasek, na ile starcza te 14 kg i noszę. Bo sorry, ale w cenie Zooplusowej, to mam cztery 8 ośmiokilowe i starczają na o wieeele dłużej. Z karmą to samo, będę zamawiać tak jak kiedyś, zwyczajnie z firmy i uzupełniać promocyjnymi. Oszalał świat, fakt. Tabaaza napisała taki mądry tekst, z sensem by się nie dać, nie zamykać, i... ach poczytaj. Ma rację, nie to że zawsze, ale tym razem na 1000%.
      No to się szykujmy, nogę zrastaj, ja się muszę oddepreszyć i poukładać. A na razie niech będą rybki, książki, muzyczka i herbatka.❤️

      Usuń
    2. No ja muszę jakoś netowy znaleźć żwirek bo na 3 piętro nie wniosę. Motylowa nie da rady, bo ona kręgosłup ma swój i tak nadwyrężony więc musowo być jakiś kurierem. Tylko jaka to firma? Może na allegro znajdę? Muszę coś innego niż Tigerino Canada brać.

      Usuń
    3. Nikusia na kroplówce. Możliwe że się zakłacYła po prostu.....

      Usuń
    4. Ech😔 kciukasy trzymane za Nikusię z całych sił ❤️❤️.
      O piasku, to napiszę jak do domu wrócę, później. U mnie też trzecie piętro 😔 bez windy.

      Usuń
    5. Ma jakieś zgrubienie na brzuszku i język czerwony. Ja tu umrę zaraz. Motylowa tam siedzi. Ma być USG. Czekam na wieści i zejdę chyba zaraz.

      Usuń
    6. Nie umieraj, żadne takie!!! Ma być dobrze!!! Nadawaj jak będzie coś wiadomo❤️

      Usuń
    7. Nie mogę się doczekać na wieści. Więc o piasku by ciut zapchał czas, a obiecałam przecież.
      Nie da rady zrobić porządnego rankingu zalet i wad. Drożeją wszystkie, dziś kupiony dwa złote drożej od piątkowego. Porównać mogę tylko ostatnio używane bentonity, wcześniejsze eksperymenty z różnymi (silikony i drewnopochodne, rozpuszczalne i nierozpuszczalne) pokazały że u mnie to one najlepsze. Nie jest to pewne, u kumpeli co miewa i dwadzieścia kotów (pies tropi i znosi kocie biedy domagając się dla nich opieki) sprawdzał się zawsze trocinowy. A u mnie nie. Porównuję dwa, zooplusowy Golden Grey i anonimowy ze sklepiku na ryneczku (FHU Natural z Tychów). Korzystniej wypada ryneczkowy, cenowo na pewno, wydajność też wyjdaje się lepszą. Jakość ma nierówną, zależy od dostawy, jeśli trafi się na naprawdę drobny, to osiem kilo bezimiennego za 15,50 starcza na ponad trzy tygodnie (przy moich trzech lejkach), czyli na trochę mniej niż 14kg Golden Grey. Tyle że sam nie przyjdzie, trzeba przywlec.
      To tyle.
      Zapchajdziura była, dwa razy pisałam, blogger świnia. Coś wiadomo już?❤️

      Usuń
    8. Podejrzenie nowotworu. Krew do Warszawy będzie wysyłana.... 💔💔💔

      Usuń
    9. Jasna dupa!!!! Trzymajcie się 🌊🌊🌊🌊🌊🌊

      Usuń
    10. Śniadanie zjadła z innymi. Obserwuje ja. W kuchni śpi tam gdzie lubi.
      Myślałam nad Bankiem super compact bo jest dużo tańszy. Najtańszy jest Tigerino Nuggies ale wydaje mi się, że z niego się jakaś breja robiła. Może trzeba zamówić jeden taki jeden taki i protestować.

      Usuń
    11. Oby u Nikusi był fałszywy alarm!!! Kciuki są ❤️
      Benek miał być? Tak, trzeba piaski testować i niestety na domowych kuwetach. Cudze rady niewiele pomogą.

      Usuń
    12. Z karma w zooplusie jest ok, bo ja zamawiam Smille bezzbozowa albo Sanabelle bez zbóż. Patrzę co ma promocje. Ostatnio jest Smilla kaczka i one uwielbiają. A puszki Catessy zamawiam. Bo mają 8 smaków i im się nie nudzi. Wszystkie puszki przerabiałam i te wchodzą jako jedyne od kilku lat. A to są firmy zooplusowe więc nie zmieniam.

      No zamowie ten super compact bo Tigerino Canada kosztuje już tyle samo co golden master a jak nie ma różnicy to nie warto przepłacać. W końcu to idzie do kosza. To już lepiej do karmy dolozyc. U mnie Smilla jest bardzo wydajna. Inne karmy szły szybko a to jakby bardziej je nasyca.

      Usuń
    13. Co do karm Zooplusa się nie wypowiadam. Nie spotkałam Smilli w zwykłym sklepie ale Bozito już tak. Cenowo lepiej w zwykłym sklepie.

      Usuń
    14. Smilla suche jest 10 zł za kg, a mokre 6-7 za kg. Najlepiej brać hurtem

      Usuń
    15. Dziękuję za info, dobrze wiedzieć❤️. Pomyślę przy wypłacie, może promocja jeszcze będzie. Piasek kupiłam prawie że hurtowo, na jakiś czas starczy.

      Usuń
    16. To jest stała cena :D dlatego lubię Smille. Oczywiście worek łososia i kaczki bezzbożowej jest w cenie 117 za 10 kg ale moje kochają te smaki

      Usuń
  6. Zaskoczyłaś mnie tą Zieloną Górą, przez chwilę myślałam, że w moich okolicach (też są piękne zakątki, ale takich głazów nie ma) buszowałaś. Mchy, porosty, paprocie, grzyby, omszałe głazy- bajkowy krajobraz !
    Z tym błądzeniem to faktycznie trochę niepewnie można się czuć, ale jest zasięg i macie jakiegoś GPS-a ?
    Jeśli nie masz potrzeby i ochoty na wystawne pożegnania, to sobie je odpuść, cukierasy będą miłym gestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, nie szalałam w mieście swojego urodzenia i Twego okolicznego😀. To kiedyś był rezerwat, obecnie, gdy zakłady przemysłowe tak blisko, zmienili na park krajobrazowy. I nie wiadomo dlaczego GPS tam jako najbliższe centrum cywilizacji pokazuje Kraków, nigdy też nie wiesz, czy drogowskaz nie został przekręcony na rozstajach. Więc się błądzi. Cywilizacja blisko, słychać ją, ale nie o to chodzi by się władowac na teren np. koksowni czy huty albo dojść do Krakowa😀, Olsztyna p.Cz-wą, Mstowa czy do Kusiat.

      Co do pożegnań, uwierz, nie mam ochoty. Ubok ulgi jeszcze trwa u mnie mętlik uczuciowy i dołek psychiczny. Te dwa dni były trudne, akurat w biurze były te osoby, co ich unikam jak zarazy. Bo trujące, a tym razem z ogromnej puli osób, lubianych ogólnie z wzajemnością, miałam do czynienia z nielubianymi i unikanymi z całych sił wyjątkami. Myślałam że już jestem mocniejsza, a telepka wróciła, co niekoniecznie winą nielubianych. Cukierki wystarczą, wredoty też dostaną 😀.

      Usuń
  7. Powiedzcie mi dziewczyny, ile wychodzi Wam średni miesięczny koszt utrzymania kota? Tak średnio, razem z ewentualnymi wizytami u weterynarza i lekami od niego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja, AA.

      Usuń
    2. 😀. Widzisz, to wszystko zależy od tego co kupujesz i czy stworzak zdrowy. Koszty będą bardzo różne. Myślę że przy żywieniu prawie wyłącznie suchą karmą średniej jakości, tanim piasku (tu ja oszczędzam) i zdrowym futerku pojedyncze futerko nie jest drogie. Koszty podnosi dobra mokra karma, lepsza sucha, mięsko, a szybują w górę gdy stworzak zachoruje. Przy złej karmie, zawierającej np. za dużo zbóż, za dużo wypełniacza szansę na drenaż kieszeni przez weta rosną. Absolutne uważam minimum, przy suchej karmie z górnego pułapu tanich karm i bez weta to koszt stu zł na kota. Wydaję więcej. Mokre karmy są droższe, a uważam że być muszą. Nie tak dużo wydaję jak można, bo można naprawdę dużo, ale w stu złotych zdecydowanie się nie mieszczę. Sama rozpiętość cenowa karm to robi, nie zawsze zresztą wyższa cena odpowiada jakości. Ciężko stwierdzić ile konkretnie wypada miesięcznie na utrzymanie kota, taniej jest przy promocjach, zamawianiu i kupowaniu prawie że hurtowym i co dziwne, zwierzaczki jedzą różnie. Teraz jest pora na obżarstwo.

      Usuń
  8. Czyli tak jak podejrzewałam, że prawie 2 stowki spokojnie przy jednym kocie. I to zdrowym. Ale przecież na początek jakieś przeglądy, szczepienia.
    AA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wbrew pozorom, jeśli jest mokra karma to dwa koty wypadają lepiej niż jeden w rozliczeniu na sztukę, a najlepiej cztery. Zdrowe. Tak, wet musi być, szczepienia nie są obowiązkowe i są niekonieczne. Ale przegląd, odrobaczanie już tak, obowiązek bezwzględny. Ponadto futerko trafiające do nas może wymagać dłuższej kuracji lub diety stosowanej przez całe jego życie i na początku warto zrobić przegląd. Taki solidniejszy. Kastracja, tego też raczej darmo nie robią. Przy zauważeniu że coś nie tak, też powinien być natychmiast wet, ale tu już wcale nie musi być "nie tak".

      Usuń
  9. Jak masz budżet 200 na miesiąc na kota to można karmić Taste Wild to dobra bezzbozowa sucha albo Purizonm jeden kot je średnio 50g suchej karmy dziennie. Można poniżyć przez miesiąc i wiesz ile potrzebujesz :)
    worek to niestety ruletka. Czasem kończy się szybciej czasem wolniej - latem więcej picia i sikania, a teraz więcej kup....

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedzi
    1. Kocurku, u mnie i żarcie ruletka. Nie tylko żwirek. Nie trafiam za nimi, wiem na pewno, że Winston już w żadnym wypadku nie pasuje, żaden. Suche co jakiś czas zmieniam, zawsze mają dwa rodzaje. Mokre też niestety zmieniam, bo się nudzi. Apetyty różne, do szału mnie doprowadza zostawiane niedojedzone mokre, wyraźnie im stado liczniejsze tym mniej wzgardzają mokrym, przy czwórce nie było marnowania, przy trójce jest.

      Usuń
    2. U mnie nie lubią wołowiny. Dlatego zamawiam Catessy albo Smilla wszystko tylko nie wołowina. A rybne puszki kochają.

      Usuń
    3. Catessy ma saszetki 3 rodzaje po 4 smaki co daje 12 smaków saszetek. Dziewczynom u Mefa się nie nudza. Codziennie inna. Co 12 dni 😹

      Usuń
    4. Jest pakiet próbny na zooplusie. Smilla i Catessy to firmy takie zooplusowe chyba bo nigdzie indziej nie widziałam. Ale Smille to daje nasz wet w szpitaliku jak nie ma wymagań żywieniowych i sam chwali. Ale tu ważne żeby nie zamówić puszek ze Smilla w formie pasztetu. To już psy dostały bo koty nie chcą tego jeść. Sama kiedyś zaniosłam im reklamówkę takich puszek jak miały tam zatrzęsienie w klatkach

      Usuń
  11. Dzięki za wyczerpujące odpowiedzi.
    Tak czy siak, kot to istotny element budzetu. To jeszcze się wstrzymam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za szczspienie u mnie liczą 80. Przekonałam się. Odrobaczanie 30. Jedno i drugie się robi dwa razy

      Usuń
    2. Wiecie co? Tak. Kot i ogólnie zwierzak to istotna część budżetu. Nawet jeśli jest to kanarek czy złota rybka, to tak, trzeba liczyć. Oczywiście świadoma decyzja być powinna. Ale. Ale czasem los nas stawia z zaskoczenia wobec stworzonka które trzeba wziąć by nie być ostateczną świnią. I wtedy, nie ma rady, po prostu trzeba by móc sobie spojrzeć w oczy. Bo nikogo innego nie ma, i nawet jeśli później stworek pójdzie do innego domu, to w momencie postawienia go przez los przed nami, to my musimy. Ja nie szukam i nigdy nie szukałam specjalnie, za wyjątkiem pierwszego świadomego kota Fredzia. Ale że to będzie Fredzio, to zdecydował on sam i to on miał decydujący miauk. Teraz tak, baaardzo mnie kusi czwarty kot, bo luka po Lisiuni wciąż jest, bo stado wydaje mi się chwiejne i chimeryczne, zbyt zdominowane przez małą CHUPACABRĘ. Ale to los zdecyduje, ja sama myślę, że nie jestem najlepszym co może się stworzakom trafić. Bo dom niewychodzacy, bo różnie może być z finansamu i stanem zdrowia i wcale nie jest powiedziane że kolejne futerko by się dopasowało i było szczęśliwe.

      Usuń
    3. No ja też nidewychodzacu dom. Ale tu pod oknem kota ukradli pani z parteru wiec ...

      Usuń
    4. Rudego dachowca jej ukradli. Kilka lat u niej wychodził. Każdy go znał. Sam kot miał z 10 lat. Ktoś ukradł. Kurtka kaptur nie wie kto. Nie zdarzyła nawet dogonić debila bo o lasce jest... Kobita z 70 lat. No cham jakiś ostatni.

      Usuń
    5. Kocurku pomóż. Jakieś ogłoszenia na lokalnym FB (typu "znalezione-zgubione", w Cz-wie jest), okoliczne schroniska i wety. Może to coś da. To że w mieście kot niewychodzacy to plus, bo świrów pełno ( jak wychodziłam z Fredziem wiecznie się czepiał dziadyga upierający się nachalnie by mu sprzedać kota, bo on potrzebuje skórę na reumatyzm. Wrzask i odmowa nie działały, sklerotyczny dziad zapominał, nie poznawał mnie ani kota, tylko narzekał że taką babę spotkał nieżyczliwą co kota nie chciała sprzedać).

      Usuń
    6. To było na początku roku. Ogłoszenia były. Wszystko. Całe spotted. Nawet nagroda była. No nic z tego. Kamień w wodę. Mam nadzieję tylko że krzywdy mu nie zrobili tylko gdzieś tam żyje...

      Usuń
    7. No tak. To rzeczywiście tylko zostaje taka nadzieja. Całe lata się gryzłam Kubusiem i Mikusiem, czy mogłam zrobić więcej, bo ktoś się mógł o nie martwić. Bardziej Mikusiem, widać było że koty domowe, ale Mikuś sama słodycz i dobro. Ktoś na pewno za nim płakał. Kubuś był rozpieszczonym bandytą i były liczne ogłoszenia, może były właściciel po prostu odetchnął
      z ulgą i zignorował, ale Mikuś...

      Usuń
    8. Kto to wie. Może ktoś nienetowy też mógł być. Ja lunę tylko w necie oglaszałam, że znaleziona. Ale kto wie... Nikt nie szukał na słupach nie było zdjęć. Ale wiem że niedaleko zakładu u nas jest takie skupisko garaży i tam koty dzikie dokarmiają więc mogła się odłączyć a mogła komuś zwiać. Trzy lata minęły. Kto wie. Ważne że są w cieple i mają pełną miseczkę.

      Właśnie przyszedł dzisiaj Benek super compact. Będziemy testować. Za 84 zł 4 worki po 10 litrów to mam nadzieję, że będzie tak super wydajność jak chwalą. Tigerino Canada jest już za 79 za dwa worki po 12 litrów. Niech się wala.

      Usuń
    9. Jestem ciekawa jak wypadnie porównanie😀.
      Co do Luny, to wydaje mi się że ona miała za sobą długi okres bezdomności. Może kiedyś była domowa, a może nie i dobrze że trafiła na Ciebie.

      Usuń
    10. Co do kotków i nieszukania to u nas np jest straszne zatrzęsienie maluchów i wet mówi, że jak kogos znamy kto miałby miejsce na choćby jednego kotka to życie im uratuje. U was też wszędzie nagle taki wysyp? U nas też już zaczyna się chyba przedświąteczne wyrzucanie ...

      Ja wiem, że kotek to ciężko tak. Ale ja po Jagusiu cieszę się, że jest Triss. Wiem jednak, że jeśli coś stanie się z Nikusia to małego kotka nie będę brała. Są dwie małe wołoduszki i wystarczy. Czy to Alex by coś mi odwalił (lat 12) czy Mefinio też lat 12. To po prostu niet. Ten rok już wystarczająco oszalał.

      Ale myślę, że jak są możliwości i towarzystwo nie dojada saszetek to taki mały odkurzacz w kolorze rudym albo jakimś tri (podobno rekordowo dużo w tym roku takich) by uratował to niedojedzone i byłby puchata kuleczka, która zadziałałby na pewno antydepresyjnie najlepiej niż jakiekolwiek prochy. No i Jacuś miałby się z kim bawić i świrować. Bo jak sam wariuje to mu pewnie smutno.

      Usuń
    11. Aż taki wysyp to nie. Tak, chciałabym, choć to brew rozsądkowi. Na razie jednak to naprawdę nierozsądne. Nie wiem jak sobie dam radę, to podstawowa sprawa. Nie ma co brać kolejnego stworeczka jeśli bym miała rady nie dać. A tego się boję. Myślę też, że dla Jacusia może być za późno na młodszego kolegę, a dla starszych sam Jacuś był traumą. Nadal jest. Co byłoby przy kolejnym? Przecież Feluś chciał umrzeć i ile starań trzeba było by z pomysłu zrezygnował.

      Usuń
    12. Może to musiałaby być kobieta to by nie zeszli 😆 inny rodzaj konkurencji. Takie ja mam wrażenie. Przy Emeysie było inne zamieszanie bo oto samiec na horyzoncie. A dziewczynki zupełnie inaczej.

      Ja wiem, że wbrew rozsądkowi. Triss też wbrew. Yuumi też. Opór emocjonalny był do sraczki kiedy razem spałyśmy obłożone ręcznikami. Tak się o nią bałam że stwierdziłam walić rozsądek. Kota trzeba ratować

      Usuń
    13. Kocurku, pisałam że los czasem stawia na drodze. I tak, jeśli mi postawi, przygarnę. Z ryzykiem że sobie nie poradzę. To podstawowa bolączka i strach, naprawdę nie wiem jak będzie.

      Usuń
  12. PS. Albo jak moja mama. Ona same dorosłe miała. Poza wyjątkiem 8 lat temu Safiry co miała być na tymczas i 3 lata temu moja siostra przywiozła małego kota jej z kocim katarem. Miała go zabrać na wynajem ale się facet nie zgodził. A teraz umarł Salem to tylko dlatego wzięła kurdupla. Bo tak to mówi że ona woli dorosłe mniej zamieszania jest. Salem oczywiście już siusiu na kanapę zaliczył... :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Ale tu coś na rozśmieszenie napisze. Moja mama nie wiedziała że koty się kastruje i Salem Senior mając 1.5 roku nagle zaczął jej sikać na kanape. Mama Domestos w kanapę wlewała. Ocet. Wszystko. Kanapa z lat 80 wykończona została w dwa tygodnie codziennego sikania. Wet mówi jak to pani nie kastruje kota. Mama na to no bo on spokojny. 1.5 roku się nic nie działo. 😹 I takim sposobem Salem w wieku 2 lat był wykastrowany (pół roku mama z nim walczyła a on sikał a ona nie wiedziała czemu) a kanapa z lat 80 w którą ja i siostra lalysmy za dzieciaka wylądowała na śmietniku 😹😹😹 mama do tej pory się śmieje że myślała że Salem z nią o dominację walczył, a on znaczył teren po prostu 😹 ale jest jego honor - na nic mojego wtedy nie nasikał nigdy. Moje łóżko ocalało.

    OdpowiedzUsuń
  14. TRZECI RAZ ZŻARŁO MI KOMENTARZ!!!!. coś blogger ma mnie dosyć.
    Sens był taki, że nigdy się nie wie wszystkiego, i tak. Ogólnie jednak trzeba ryzykować. Kochać, ratować itd. Tylko trzeba też mieć jako taką pewność że się da radę. Na razie takiej pewności mi brak.

    OdpowiedzUsuń