Czytają

środa, 3 listopada 2021

Notatka 389 pigwowanie i pigwowcowanie

Pigwa, pigwowiec.  Piękne kwiaty dosyć późne, owoce twarde, którymi można jak nic wybić oko lub nawet zabić (w wypadku dużej i twardej pigwy),  ale lepiej owoce zużyć inaczej. Warto. 

Post ku przypomnieniu, że pora i na sadzenie roślin i na zakup lub zbiór owoców. Oraz na przetwarzanie owoców. Kiedy, jak nie teraz? Teraz!!!!

Bo wspaniale ozdobne drzewa i krzewy. Dwukrotnie w rozumieniu ogólnym ozdobne, a dla mnie całorocznie. Bo zdrowe, ślicznie pachnące i po przetworzeniu smaczne owoce nadal pachnące. Tak zdrowe, że jabłko dające w bajkach życie (po które wyprawiali się trzej bracia), powinno być pigwą. Czasem ruszali po żywą wodę, fakt. Po pigwę też by mogli. Złote jabłka Hesperyd mogły być pigwą. Grecy znali i cenili jako lek i symbol płodności. Hmmm. Wiadomo że leczy wątrobę i nerki, wzmacnia i oczyszcza organizm, zalecana dla wzmocnienia psychiki i ogólnie nerwów, uodparnia i dostarcza końskiej dawki łatwo przyswajalnej witaminy C.  Prawdziwym skarbem te złote owoce, niestety, na surowo prawie tak jadalne, jakby były z cennego metalu. Twardzizna. Ale se można z nią poradzić, od czego nalewki i inny przerób twardzizny? Na pysznoty pachnące rajem.  

U Bobusiów rośnie jedna, kupiona kilka lat temu na wystawie ogrodniczej. Nie czarujmy, posadzona w dziczy owocuje podkładka, szlachetne szczepienie padło przemrożone. Ale drzewina jednak owocuje. A gdyby tak więcej? Przynajmniej jeszcze jedna, jabłkowa..... One tak pięknie kwitną. 

I całe drzewo jest piękne.

Więc jabłkowa jeszcze. Może jeszcze jedna gruszkowa? Będzie. 

Ale jeszcze pigwowce. Tak często sadzone krzaki jako żywopłoty. Na tfudziałce miałam najzwyklejszy japoński Chaenomeles japonica tworzący solidną kopułę kwitnącą wściekle gorącym cynobrem. Owocki były liczne i niewielkie, trudno dostępne. U Bobusiów też jest taki, będzie dzielony i przesadzany na granicę sadku (ostowisko!),  co nie wiem czy skutecznym i dobrym pomysłem. Ale krzak najwyraźniej się zestarzał, prawie nie owocuje.  Poza tym, on owocuje i kwitnie na dwuletnich pędach, a nie ma zgody na obecnym miejscu ani na wytwarzanie odrośli, ani na radykalne odmłodzenie krzaczora. Tam jest szansa na zasieki z pigwowca jakieś dwuletnie pędy zawsze się znajdą.  



Jest szansa na takie zarośla. Fajne, czyż nie? Ale chciałabym bardzo i takie, owocujące wg. jednego ze sprzedawców obficie i dużymi owocami. 



Odmiana pigwowca okazałego, czyli Chaenomeles speciosa  'Kinshiden'. On rośnie wyższy, sięga dwóch metrów. A tak podobno owocuje. 


Co to znaczy "duże owoce" w wypadku pigwowca? Jakie duże? Zobaczymy.  

Tylko porządnie zrobić mądre miejsce i hajda!!! Na przyszłą jesień będzie sadzenie. Te miejsca będą wyszarpywane nawłociom.

Oczywiście nie tylko pigwowate mi w głowie, przydałaby się i inna krzewina-drzewina jakoś owocująca z pożytkiem dla zwierząt i ludzi. I to nie jedna. Stanowczo wolałabym zamiast nawłoci, przynajmniej na co drugiej zanawłociowanej polance. Derenie, głogi, tarnina. Jarzębiny. Taaak. Są, oczywiście że są, już w lasku krzaki służące owocowo ludziom i ptakom. Ale jeszcze.... Tylko miejsca wyszarpać..... Tylko. Hmm.

A tymczasem tak.  Pigwy i pigwowce. Różnica w wielkości znaczna, w środku też różnią się bardzo. Kurczę, trochę mało surowca....



Pisała R.R. w trakcie działań.




29 komentarzy:

  1. Uuuu! Pani kochana! Jak pigwowiec się dobrze zadomowi w jakimś miejscu, to zasieki murowane. Mam taki egzemplarz w ogrodzie. Kwitnie pięknie, owocuje też przyzwoicie. Puszczony dziko i samopas bez przycinania. Ja siekam te małe twardzielce, zwykle z palcami, i syropem zalewam. Do herbaty zimą jak znalazł! Pigwowiec jest zwany polską cytryną - i fakt - ile byś cukru nie sypnęła, gębę wykręca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zasieki potrzebne, i to nie dla zwierzyny co sobie z nimi poradzi. Dla włażących nie wiadomo po co okolicznych dwunożnych szkodników od strony drugiego końca, z sąsiedniej wsi. Po odkryciu wysypiska (głównie szklanego) mściwie kombinujemy co by tu. Bagno, jak by tam zrobić.... ruchome piaski, elektrycznego pastucha.... Żeby to dał się utrzymać w ryzach, to już byśmy może cichcem siali barszcz Sosnowskiego. Na tym drugim końcu zasieki konieczne, a włażą miedzą i w środku. I szkody są, ścięte brzozy, na opał chyba. Jakby mało było suszek i połamanców. No ale cudze najwyraźniej kusi, takie dostępne. Szlag. Pigwowiec przerabiałam nie raz, tym razem będzie nalewka, tego w życiu nie robiłam. Eksperyment😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę, żeby eksperyment się powiódł :)
      Berberysy. Kolczaste paskudztwo, rośnie na potęgę i potem nie do wytępienia. Im bardziej podcinane przez chcących sforsować zasieki wandali, tym szybciej i gęściej rośnie. Posadzić jako pas zasieków - żywa dusza się nie prześlizgnie (nieżywa też nie będzie miała ciągotek)

      Usuń
    2. Berberysy... Hmmm. Podsunę pomysła😀. I tak miały być 😀 w ramach ptasiej restauracji😀

      Usuń
    3. Popieram, berberysy piękne, ale kłujące straszliwie, więc się nadadzą doskonale.
      Nalewki z pigwy i pigwowca swego czasu robiłam, są pyszne (z pigwy łagodniejsza, pigwowiec trochę zbyt kwaśny dla mnie). Najbardziej lubię cienkie plasterki pigwy zasypane cukrem i zagotowane w malutkich słoiczkach- dodaję do herbaty albo wyjadam łyżeczką prosto ze słoiczka, pyszota.

      Usuń
    4. Pigwa u mnie na tapecie pierwszy raz, kupna. Pigwowiec przerabiałam masowo w swoim czasie, przeciery to były najczęściej. Dżemowato wychodziło i ciężkie uchechtaństwo to było, bez miksera. Wychodziło jedno zepsute sito😀 i około tuzina słoików na sezon, słoiki znikały piorunująco😀. Tak, kwaśne mimo słodyczy, ale makowiec bez mąki z takim dżemem pod kremem to było coś co znikało jeszcze szybciej 😀

      Usuń
    5. Berberys, a na opornych róża pnąca Bobby James. Oplącze, udusi i pokłuje na śmierć.

      Usuń
    6. Złośliwie kłujaki nie bardzo chcą rosnąć od drugiego końca. Przecież już są i róże i jeżyny, trochę kłujących głogów, pytanie dlaczego nie tam gdzie włażą szkodniki, przy ścieżce i miedzy. A były tam sadzone dzikie róże - klapa.

      Usuń
  3. Lubię zieloną herbatę z pigwa. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka gotowa? Herbatka?

      Usuń
    2. Spróbuj o Kocurro z pigwą. Lidle i Biedry mają. Będziesz się mogła cieszyć nie tylko zieloną 😀

      Usuń
  4. Mła jeszcze ma garaletkę pigwową z zeszłego roku. Pilnuję vbo cóś w tym roku pigwy nie widać, pewnie się łańcuch dostaw rozłańcuchował. ;-) Pigwowce bardzo lubię ale one najlepiej udają sie na słoneczku. Berberysy udają się wszędzie i Piesa ma rację, podcinane w miarę regularnie są nie do przejścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech. Lidl ma owoce pigwy, Biedra też.....12 zł za kilo, na rynku mniej dorodne bo krajowe, ale zdrowsze i tańsze. Ty jak Ty, ale Sławencjusz. Jemu na tę podagrę koniecznie, Tobie dla smaku i zapachu i szczęśliwości i zdrowia oraz urody - bez podagry😀. Dla Trzy głosy za berberysami!!! Będą.

      Usuń
  5. Moje pigwy i pigwowce jeszcze czekają. W przyszłym tygodniu zacznę przerabiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodzenia😀 Gdyby nie to, że mam bardzo dobry nóż, to bym pewnie się podłamała. Pigwowiec mięciusi przy teoretycznie dojrzałej pigwie, nawet z dobrym nożem to wcale nie rozrywka.

      Usuń
  6. Pierwszy raz mam owoce pigwowca, male zólciutkie, kilka pokroilam zalalam woda i troche poslodzilam erytrolem, postslo, naciafnelo smakiem i zapachem, pije z woda, w ramach suplementacji wit.c.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznaję, ze w ogrodzie wyglądają pięknie. Nie uprawiam i nie przerabiam, ale dostaję od przyjaciół i kuzynki. Z pigwy robię musy, które potem wykorzystuję w produkcji "kubusiów" z dynią i jabłkiem z dodatkiem cytryny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O,z pewnoscią smaczne!

      Usuń
    2. Tak. To bardzo prawdopodobne że smaczne. Ja swoje pigwowce też mieszałam, inaczej to wyszłoby o wiele mniej słoiczków. Najlepsze były z gruszkami i jabłkami. Powiem Ci Doruś, że czasem mi bardzo brak brak smaku i zapachu tych przetworów, tu ma ogromne znaczenie czy owoc własny czy kupny, nie wiadomo jak uprawiany. Zasmażane renklody, wiśniowe, agrestowe, porzeczkowe (galaretka z czerwonych porzeczek!) dżemy, gruszki marynowane i w kompocie. Powidła. Ale absolutnie nie tęsknię za robotą, całe lata miałam zapaprane zbieraniem i przerabianiem, na kotły to szło.

      Usuń
  8. Romanko, aż taka nie byłam pracowita, nie przerabialam ton owocow czy warzyw. Troszkę jak corki sie uczyły, to im dogadzałam sloikowymi przetworami, teraz zrobilam kilka sloikow ogorkow kiszonycjlh i to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przetwory nie są złe, byle nie przesadzać. Miło mieć własnoręcznie zrobione "coś", choćby ogórki. To nie wynikało z pracowitości, skąd. Po prostu było i trzeba było się zająć. Tfudziałka była, obsadzona przez Mamę przesadnie. Trzy czereśnie, pięć wiśni, grusza i czerwonolistna śliwa węgierka. Renkloda, jabłonie (z sześć sztuk, różne). Agrest, porzeczki czerwone i czarne, aronia, pigwowiec, borówki amerykańskie, truskawki i poziomki. Orzech włoski i leszczyny, pigwowiec, naprawdę solidna masa owoca, do zbierania, czyszczenia i przerobu. Jak się jeszcze do tego doda warzywa, te z mini szklarni i kupowane od sąsiadów, to doprawdy.... Ulgowa sprawa to było robienie soków i jeszcze bardziej ulgowa mrożenie. Na szczeście niektóre drzewa nie owocowały rok w rok (śliwa, grusza, jabłonie), ale jak dały plon, to rany. Rzeczywiście powidła w kotle i to po rozdaniu połowy śliwek 😀, dawało czadu drzewo jak się zdecydowało na owoce 😀. Jednak to nie te zapaprane przetworami lata spowodowały że myślę i piszę "tfudziałka"😀.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocurku, kiedyś będzie. Zocha się stroi.

    OdpowiedzUsuń
  11. No właśnie, czytnik mnie zanęcił , że jest nowa notka, a na blogu już zamieciona, buuu.

    OdpowiedzUsuń
  12. MP, No też miałam nadzieję poczytać! Yhhhh...

    OdpowiedzUsuń