Czytają

niedziela, 29 sierpnia 2021

Notatka 365 moda na kolce

Chyba trwa już od dawna. Atakują zewsząd, a to Tabazella prezentuje w aranżacjach cudnych, a to Małgosia olśni urodą aloesowego kwiatu. Czy to przypadek, że znienacka spotykam zostawionego luzem kolczaka na mijanym przyśmietnikowym murku? No, ten szczęśliwie wydany w autobusotramwaju cmokajacej nad nim parze. Chłop bardziej cmokał. Na moje oko to był kolczak jakiś aleosowaty, o mocnych łodygach i napakowanych liściach. Źle traktowany, w doniczuszcze stanowczo za małej, obrośnietej  białym nalotem, szczerbatej. Z kolcami rekordowymi, mocno ciemnozielony podszyty czerwienią i fioletem. W zamieszaniu nie cyknęłam, miałam zamiar zrobić to w domu. Podobny do tego poniżej, tylko więcej ciemnej zieleni plamistej jaszczurczo, większe przerwy pomiedzy liśćmi, kilkułodygowy. Ładny skubaniec.


Ale będę szczera, dobrze się stało. Kupowana zieleń do Bobusiowa musi być z całej siły chroniona, domowe kwiaty dawno poległy śmiercią tragiczną. I nie to że moje zwierzaczki nie mają trawki do gryzienia. Mają. Ale tęsknota za zielenią jest tak silna, tak mocno kochają miłością Elmirki, że żadna roślinka tego nie zniesie. Pomyśleć, że całe lata miałam kwiaty i dopiero z nastaniem Felusia, który sprzedał miłość Gacusiowi i Jacusiowi, okazało się że kwiatów w domu to mieć nie będę. Nawet sansewerii. No, komu by do głowy przyszło, że najlepsze legowisko to pomiędzy sztywnymi jak diabli szablami, a najlepsza zabawa to w Rambo, Tarzana, Indiana Jones'a na wykopaliskach? Mnie przed nastaniem Felusia na pewno nie. Przyjmowałam kiedyś z niedowierzaniem opowieści o niemożności hodowli kwiatów przy futerkach. Mam za swoje. Miłośnik zieleni poniżej. Zaraz będzie koniec pisania. Łóżko już nie moje.


A aloesy choćby tylko one. Małgosia obudziła ciekawość. Okazuje się, że potrafią w swych ojczyznach dać czadu wzrostem i kwitnieniem. Tak. 










Nie ukrywam, że takie oblicze roślinek przemawia do mnie najbardziej. Wolnych, rosnących i kwitnących na potęgę. Szokiem było dla mnie, że rachityczne i biedne fikusy potrafią wyrosnąć do rozmiarów potężnego dębu, z pniem tak szerokim, że trójka dorosłych facetów z rozpostartymi ramionami nie dawała rady zamknąć wkoło pnia kręgu. No tak. Aloesy też widać potrafią być potężne i rosłe. Najsolidniejszy z nich to drzewo kołczanowe. Pocztówki z Namibii i Jemenu. 






Piękne.  Ale może i dobrze że nie da rady w doniczce i warunkach domowych osiągnąć aż takich rezultatów.  U nas pipciumy jednak. Próbować można i z pipciumami. Biedronka sypała sukulentami wśród których trafiały się i aloesy, teraz się okazuje że sypie Castorama. Tak sypie.











Informuję, że nie mam zamiaru sprawdzać, co do jakich rozmiarów by urosło i jak by kwitło. Przy okazji sprawdzania aloesowego tałatajstwa natrafiłam na np. smocze drzewa. Lasy namorzynowe przeogromne i groźne, wyrosłe z takich maleństw u nas sprzedawanych w tycich doniczuszkach.  I nie mam zamiaru hodować, bo pewne na wszystkie procenty świata, że z Felusiem nie miały by te drobinki, kuszące maleństwa w przystępnych cenach, żadnych szans nawet na życie w pipciumstwie. Żadnych.

Że też nie da rady mieć  kotusia Felusia (oraz przeszkolonych przez Felusia Gacusia i Jacusia) i roslinek. Niech by nawet pipciumów.  

Pisała z żalem R.R, oczywiście wybierając futerka. 

Ps.

Zamiast kolczaka, co już już miał wyruszyć do mnie na szkołę przetrwania z futrzakami, aleee..... Wyjaśnienie w komentarzu.  

Jednak szkoda że nie ma kolczaka. Muszę pomyśleć, jak to zrobić, żeby miał szansę na życie. Doświadczenie mnie nauczyło, że to co na parapecie to wróg do zrzucenia. Może na początek taka bombka z otworem, plastikowa, do zawieszenia... Hmmm.

Czy ktoś ma może pomysł, jak nazywać roślinkę zastępczą? Polska nazwa fatalna, łacińska język krzywi....  

Miłośnicy i rozwar (tfu, tfu,tfu).




43 komentarze:

  1. Drogie te wieksze.No cóż, skoro kotki zbyt zainteresowane roslinami, to zostaje Ci bobusiowi.Dobre i to.Ja mam ograniczenia w zwiazku z wyjazdami, więc też ubolewam, że nie mogę się zakwiecić tak jak lubię.

    OdpowiedzUsuń
  2. I te bezsensownie wtykane suche kwiaty w kaktusy, ech 🙁

    W palmiarniaxh naogladam sie, nazachwycam egzotyką kaktusianą , niestety teraz są zamkniete .

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale,ale, a gdybyś jednak aprobowala w szklarence hodowac malizny, gdzies zawiwszone, umocowane wysoko czy coś?

    OdpowiedzUsuń
  4. Echem, nie da rady. Nie przy Felixie. Do tego dochodzi, gdy są roślinki do posadzenia w Bobusiowie zabunkrowane na balkonie, że mam serenady przed szybą. Baaardzo chce pomagać w odpakowywaniu i pielęgnacji roślinek, wg. niego to roślinki będą lepiej rosły jak się z nimi pobawi i na nich pośpi. A Kluseczka moja jest tak uparta i przedsiębiorcza... Szklarenki nie mają szans.

    OdpowiedzUsuń
  5. Też nie mam kwiatków. Ale poidełko z zooplusa z kwiatkiem za 6 dych polecam. Mefisia zachęca do picia wody z miski obok więc robi w sumie za kwiatka...

    OdpowiedzUsuń
  6. Za dracenami nie przepadam, ale takie drzewo robi wrazenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doruś, one jak z kosmosu te drzewa dracenowe. Wydaje się że nic wspólnego nie mają z doniczkowymi i z ziemią. Rośliny potrafią zaskoczyć, czyż nie? Już nie wspomnę, że część kaktusowatych wygląda bardzo morsko, w stylu rafy koralowej. Tabaaza słusznie do swojej kolekcji wybrała błękity i niebieskości. A to sucholuby😀

      Usuń
  7. No tak. Poidełko z kwiatkiem zamiast kwiatka... Ech. Futrzaki

    OdpowiedzUsuń
  8. Moje koty za młodu dewastowały nie tyle same kwiatki, co ziemię w doniczkach, bo tam przecież lepiej się załatwić niż w kuwecie. Przy okazji kwiatkom się oczywiście obrywało. Tak że teraz doniczkowe mają ozdoby w postaci a to kamieni zakrywających całą powierzchnię, a to jakichś szpikulców zniechęcających do grzebania, a to siatki opatulającej. Co do obgryzania czy drapania, to tylko kliwia padała ofiarą kocich zębów i pazurów, ale w końcu wyeksmitowałam ją do zamykanego przedpokoju (z oknem) i tam ma święty spokój. W temacie aloesów... jak dwa lata temu pokazałam na blogu mojego kwitnącego aloesa, to koleżanka mieszkająca w Emiratach w rewanżu zaprezentowała podobne do tych Twoich foty aloesów kwitnących szaleńczo tamże, w kilometrowych szpalerach wzdłuż ulic. Jak z tą różą Małego Księcia... :))). Człowiek się jara jednym nędznym okazikiem, a tam całe kwitnące aloesowe dywany :).
    Kaktusy i inne sukulenty bardzo lubię i nawet doszłam kiedyś do efektów w postaci corocznie kwitnących dorodnych kolekcji kaktusów rozmaitych, ale przejął je potem starszy syn. Niedawno tak sobie myślałam, że trzeba by zacząć od nowa. Z wyprowadzką młodych zrobi się trochę miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie nie było traktowania doniczek jak kuwety. U mnie było wspinanie się po cissusie na przykład. Rósł z dwadzieścia lat, przycinany, gęsto zarastał ścianę nad sobą i pół sufitu. Do czasu Felusia żadnemu z futerek nie wpadło do głowinki by się po nim wspinać, ściągać łodygi i na nich się mościć. Polować na nie wiadomo co wśród liści. Spać z łapkami w górze wśród pnączy. Paprocie, te miały przesrane, bo dlaczego liście tak przed pyszczkiem? Zabić. Bawił się uparcie w dżunglę, aż nie było dżungli. Po za tym wyciąganie z doniczki przesadzonych, chyba gdzieś pisałam jak wyglądało przesadzanie niedobitków z czającym się miłośnikiem😀. A po przesadzaniu było polowanie na otwarte drzwi do sezamu, no takie wspaniałe badylki, jak to tak, kotuś nie może? Może!!!! Ziemię miałam wtedy wszędzie. I jak fajnie te małe doniczki robią bum... A jak pokopię, to da się zabrać to mechate (fiołki) i pokażę mechate panciowi. Taki głupi, nie wie że ma,a jakie fajne jak zmięknie... I tą metodą nie mam kwiatków.
    Co do uprawy sukulentów i dumy z kwiatka aloesu to popieram. Nic to, że w ojczyźnie potrafią wspanialej. Fajne są i już

    OdpowiedzUsuń
  10. Moich futrzaków kwiaty nie interesowały nigdy, na szczęście, nawet kiedy miałam koty niewychodzące . Kiedyś widziałam gdzieś zmyślnie zrobioną atrakcję dla kocich miłośników zieleni- zainstalowany w pojemniku na balkonie kawałek gotowej darni trawnikowej (z rolki). Może takie coś uszczęśliwiłoby Felusia - ogrodnika ? Chyba że masz nieosiatkowany balkon i koty nie wychodzą nań.

    OdpowiedzUsuń
  11. Balkon nieosiatkowany i wychodzą. Poza tragiczną śmiercią Tytuska nigdy nie było żadnych problemów z balkonem. A Tytusek, mimo że wpół ślepy też sam nie wypadł. Małe są pilnowane, zawsze były.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedyś przed remontem elewacji, rzeczywiście w moim oknie balkonowym i oknie kuchennym była siatka. Kewralowa, sama montowałam. Zdjęli przy ocieplaniu bloku, Balkon w Łojca nigdy osiatkowany nie był.

    OdpowiedzUsuń
  13. I ja nie mam osiatkowanego balkonu, wychodzą ze mną. Do dyspozycji parapet w sypialni ,jest siatka w oknie.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja nie jestem ortodoksyjnym zwolennikiem siatek, chodziło mi raczej o podrzucenie pomysłu z zielonym trawiastym wybiegiem czy miejscem do leżakowania dla kotów :)
    Natomiast siatkę ma moja Teściowa, taką montowaną na barierce do samej góry (kiedyś kotka spadła jej z balkonu i Teściowa wolała się później przed takimi przypadkami zabezpieczyć).

    OdpowiedzUsuń
  15. Miałam cyrkowca Fredzia. Wtedy była zamontowana siatka w oknie kuchennym, a i tak się bałam jak nie wiem co. Wychodził przez uchylony lufcik i lawirował po krawędzi. Siatkę montowałam sama, amatorsko mocno w piankę przy oknie. Niby zabezpieczała, ale Fredi swoje ważył, gdyby mu się łapięta poplątały mógłby wyrwać mocowanie. Samodzielnie skok za gołębiem z Łojcowego balkonu wykonał Mikuś. Nic mu się nie stało, wracając z pracy zgarnęłam spod bloku. Raz zrobił taki numer i nigdy więcej. Natomiast trawnik na tym splachetku metr na siedemdziesiąt? Pomyślę 😀

    OdpowiedzUsuń
  16. Wiesz ja marzę o zielni w domu. Ale ja zupełnie nie mam ręki do kwitów, Nie chcą rosnąć, karleją, usychają albo gniją. Posiłkuję się sztucznymi

    OdpowiedzUsuń
  17. No tak, czasami trzeba sobie radzić i sądzić sztuczne. trudno, ja chyba też tak będę zdobić jak bardzo mi się zachce zielonego. Bywa piękne. Ale.... Tabazella gdzieś zamieściła czary-mary odczyniające urok😀 poszukam 😀. Może po czarach spróbujesz nieśmiało z jakimś niedrogim pipciumem-kolczakiem? Z kolczakiem jest szansa że wyrośnie 😀, one jakby mniej od nas chciały 😀.

    OdpowiedzUsuń
  18. U mła Felicjan robił za sekator naczelny, widać Feliksy i Felicjany tak majo. Jednakże kiedy już był starszy to zdecydowanie wolał katować insze rośliny niż sukinkulenty. Szczególnie upodobał sobie przycinanie paproci i załatwianie araukarii moczem ( przez patyczki zaporowe opanował sztukę akrobatycznego odlewania ). Mła by radziła spróbować z czymś kolczastym, później przejść do mniej kolczastego. Zniechęcony kolczykiem może olać zielone. Alojzy mła darzy szczególnym sentymentem, roślina jej dzieciństwa. No i u mła one kwitną, może nieco mniej ogniście bo gatunki insze ale kfiot jest! :-)

    OdpowiedzUsuń
  19. A o fajnym hurgocie zrzucanych doniczuszek przeczytałaś? Olewanie to nie on, nigdy nie lekceważył, ale kopanie w ziemi, i miotanie doniczkami to taaak. I co gorsza nauczył Jacusia😩

    OdpowiedzUsuń
  20. Szatany nie koty i to na własnym memlonie wychowane.

    OdpowiedzUsuń
  21. Szatany, aleee. Szatanek najmłodszy właśnie nie wiadomo jak i kiedy wylądował mi na kolanach po szatanku Gacusiu. Szatanek Feluś był dziś samą słodyczą i miłością. No aż nie wierzę, że aż tak dzisiaj😀😀😀.
    Z kaktusikami, kto wie, może spróbuję. Akurat na ten rodzaj zieleni to mam lokal niedostosowany, mało parapetów, światło albo praży do usmażenia albo ciemno. Ale na jednego próbnego kolczaka miejsce się znajdzie, może Feluś nie będzie kochał.

    OdpowiedzUsuń
  22. "Praży do usmażenia" jest miejscem jak najbardziej właściwym. Doniczko podeprzeć kamorami ( u mła zdało egzamin, był nerw ale zdało ). Kolce muszą być solidne, jest mnóstwo fajnych odmian z kolorowymi cierniami. Notocactusy jeszcze czapeczko coolorowe majo. Dziś jest ogólna kocia słodycz, wszak leje jak z cebra a wiadomo ze jak leje to przytulanki się uskutecznia.

    OdpowiedzUsuń
  23. Też uważam, że prażalnia słoneczna jest znakomitym miejscem dla kaktusów. W zimie tylko aby z ciepłem nie przedobrzyć, one muszą przez zimę odpocząć, z podlewaniem można wtedy o nich zupełnie zapomnieć na parę miesięcy.

    OdpowiedzUsuń
  24. Wczoraj wróciłam z Castoramy bez kolczaka. Owszem, wybrałam, takiego co kolce mu tworzą dodatkową osłonę, zielone za kratą z cierni😀, ma obrazku pokazany z kwiatami różowymi. I co? Nico. Na taśmie przy kasie wywalił się sam z siebie gdy taśma ruszyła, okazuje się, że korzonków to prawie wcale. Wysypało się prawie wszystko. Żwiry, piachy, taaa, świetna zabawka, już nie mówię, jak łatwo z doniczuszki wyszedł - jak chronić zanim się ukorzeni? Jak kupię klatkę, taką ozdobną niby dla ptaków, to się skuszę. Obrazek i sama zielona kulka na tyle ładne, że bym kupiła, ale na wymianę już drugiego nie było... Za to do Bobusiowa drobinka. Może przeżyje zimę, bylina w końcu. Dodaję do posta.

    OdpowiedzUsuń
  25. Dlaczego "na wymianę"? Kasjerka przy próbie ratowania roślinki zwaliła na niego moje zakupy - obok na taśmie jechały w niestabilnej piramidzie ciężkie i kanciaste kółka pod szafę. Kółka a kanciaste😀.

    OdpowiedzUsuń
  26. He, he, he, sorry ale mła rechot ogarnął przy kasjerce walącej te kółka graniaste na biedną kaktusinę. Mła Tobie napisze jeszcze jedno - u Felutka biały krawatek - białe krawatki to majo jakieś zacięcie na roślinki. Feliżą krawatkowy, Baltazarek na Litość Boską z krawatkiem, kocizna pani Isaury mecząca juki tyż krawatkowa. Ale się nie poddawaj, walcz z kocim terrorem jako i mła walczy. Szpageton rozbajdana przez chorobę dziś wymusza na mła piescoty. Ledwie mogę ten koment puścić bo kocie babsko ma żądania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ber też był z krawatkiem i też jadł mi kwiatki!!!

      Usuń
    2. No dobra, czyli coś jest w tym szkalowaniu krawatkowych słusznego. Może i rzeczywiście one częściej kochają męczyć zielone. 😔

      Usuń
  27. Wiesz co? Być może kaktus sam sprowokował zdarzenia, wolał się wysypać i polec pod żelastwem niż być kochanym przez futerko. No dlaczego sam z siebie się wywalił? Krawatki szkalowane, Kubuś, Mikuś, Maciuś i Tytusek - krawaciarz, muszkowcy i gorseciarz, w dupie mieli roślinki. Co najwyżej Tytusek olał, ale on olewał wszystko. Będę walczyć. Zima idzie, a ja co, zostanę bez zielonego, tak na pustyni? Bez kolczaków nawet?
    Cesarzowa jest w trendzie, moje też roszczeniowe co do pieszczot, namolności dużej. Odkąd pada tak im się porobiło 😀😩😀

    OdpowiedzUsuń
  28. Ciachnij gdzieś kawałek trawnika i postaw kotom w misce na balkonie, niech mają swoją dżunglę:) Masz nad oknem karnisz drążkowy ? Jeśli tak, to można na próbę zrobić sobie najprostszy makramowy wieszak i wstawić jakiegoś kwiatka, może zielistkę ? One są niezniszczalne. Może koty, mając swój kawałek zieleni, odpuszczą Twojemu ?
    Z kaktusem faktycznie trochę nie wyszło :))) Kocia Opatrzność czuwała...

    OdpowiedzUsuń
  29. Pomyślę. Naprawdę pomyślę, bo skończą się za czas nie za długi zajęcia w Bobusiowie i znów będę wariować za zielonym. Zielistka nie jest niezniszczalna, nie ma felusioodporności, testowane. Ale kolczaki, te nie testowane. Trawnik na balkonie (naprawdę nieduży), też do przetestowania😀

    OdpowiedzUsuń
  30. Na rozwary mówię dzwonki, wszak to dzwonkowate są.Mam białe, juz przekwitły.

    OdpowiedzUsuń
  31. Dzwonkowate i dzwonkopodobne😀. Ja za przykładem wnusia mojej sąsiadki chyba będę mówić "dźwońki", fajnie, tak mi się wydaje. Oczywiście nie mam szans na powiedzenie "dźwońki" z równym wdziękiem jak maluch 😀

    OdpowiedzUsuń
  32. Wiesz, on po swojemu powtórzył po babci. Gdyby babcia powiedziała "rozwar", mogłoby być ciekawiej🤣

    OdpowiedzUsuń
  33. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  34. Pies smakosz😀 Feluś chętnie przyjął drapanie, on lubi😀 A dżungla domowa, ach jak to pięknie brzmi! Od razu skojarzenie z Muminkową, jednodniową, gdzie trzeba było wyrąbywać zarosłe drzewem drzwi, ale za to było bujanie się na lianach, owoce prosto z drzewa i kwiaty do włożenia za ucho😀. Moje futerka by robiły za tygrysy. I może małpki 😀. No ale ja się nie doczekam😔.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Monstrum z monstery, 🤣fakt. Ale za to jest szansa na monsterowe owoce😀. Jadalne, a nawet smaczne podobno😀. Po za tym, ona w tej monstrualnosci dekoracyjna, a liście od paru lat hiciorem jako motyw dekoracyjny😀. Gdzieś kiedyś widziałam nawet sprytny sposób na rewelacyjne zdobienie ściany, monstera przesunięta obok miejsca gdzie zwykle stoi, mocno oświetlona, tak by rzucała ostry cień, delikatnie pociągnięte kontury cienia kredką i wypełnienie ich farbą o ton ciemniejszą. Ładne to było.
      Feluś jest nienasycony, tak jak i Jacuś 😀😔. Ile mogę tyle drapię, głaszczę i ciumkam. Limit wyczerpany. Mój😀

      Usuń