Raczej w życiu ciemy, znaczy ćmy. Kiksami wszystko idzie. Co posprzątam to zafajdane w tempie pendolino. Beznadziejne to jest. Wczoraj po skończeniu pracy, okazało się, że Feluś (tak, to ON), walnął kupę nie jak należy w kuwetę, ale w pojemnik z czystym zapasem piasku, wysypując ile się tyko dało przy próbie tuszowania występku. Pozmiatałam, posprzątałam, zaczęłam sobie robić obiadek, sadzone z ziemniaczkami i kwaśnym mleczkiem. W tzw. międzyczasie przemyłam podłogę, wyszłam tuż obok do łazienki wypłukać ścierkę, trochę potrwało, po powrocie się okazało, że Jacuś się bawi w rzucanie jajkami. Pulchny tyłeczek oberwał tym razem, przyłapany na wyturliwaniu jaj i zrzucaniu ich z blatu. Sześć ekologicznych i ślicznych poszło w kubeł, mycie trwało i trwało.....
I tak to sprawy wymykają się z rąk jak śliskie węgorze, albo kotusie pomogą albo samo z rąk leci, i nawet oczy widzą to, czego nie powinny, a nie widzą tego co trzeba.
Owszem, da się wszystko poukładać, ale... !!!
Przykład numer jeden. Udało mi się w końcu załatać wyrwane kiedyś dno lodówkowego ustrojstwa. Z przeszkodami się udało. Popękane dno drzwiowej półeczki podkleiłam kiedyś tam, trochę wytrzymało, po czym bęc, butelka mleka, jogurty i kwaśne mleko poleciały mi na nogi w towarzystwie kawałów i kawałeczków białego akrylu. Widać źle podkleiłam, może niezbyt dobrym pomysłem było wzmocnienie z papieru. Ale się nawinął taki, z klejem w sobie po zdarciu cienkiej osłonki . Tym razem nawet nie udało mi się ułożyć w całość białych odłamków, chyba parę akrylowych puzzli wyleciało wcześniej, bo niby gdzie teraz się ulotniły, no gdzie? Trudno, trzeba czymś zastąpić połamańca. Parę pomysłów czym i jak od razu odrzucone. Wygrała opcja plastikowa, może trochę wytrzyma. Oj. Nie lubimy się z plastikami, nie kupuję, nie gromadzę, teraz kłopot bo skąd się bierze taki potrzebny kawałek?
Plastik z postawionego koło śmieci przejrzystego pojemnika na zabawki czy ciuchy już z pękniętymi uchwytami. Rozszarpany, cięte na półeczkę dno. Źle oczywiście przycięte, niedokładnie, bo ten plastik pęka przy cięciu. Przyklejone, z pomyłką przy łapaniu kupionej chemii, bo zamiast pojemnika z przejrzystym klejem pojemnik z silikonem, kupowanym jeszcze przez Łojca z cztery lata temu.... Klej kupowałam ja, tuby takie same, wątłe napisiki na przejrzystej zawartości. Nie zorientowałam się nic a nic, mało tego, w sobotę rano "kleiłam", zabrałam resztę "kleju" do Bobusiów, wycisnęłam go do reszty "unieruchamiając" kawałki betonowych płyt robiących za ścieżkę na przyszłym stawie. Po czym się okazało po powrocie do domu, że klejone plastikowe dno obciążone butelkami zawisa pod półeczką. Taaa.... Te trzy kawałki płyt będą ładnie sprężynować pod nogami, na resztę płyt "kleju" nie starczyło. Poprawka półki zrobiona zwykłym UHU, trzyma jak należy.
Przykład drugi. Gapiostwo totalne z dziwną karmą gdzieś w tle. Houstonia przyszła, parę innych roślinek też, w tym taka jedna w ilości trzech sztuk. Zamawiałam jedną, oglądając ją jeszcze przed zamknięciem koszyka, wyobrażając sobie jak będzie wyglądać rosnąca i wcale nie zauważyłam że to oglądanie mnoży mi zamówione sztuki. Nawet przy płaceniu, gdzie owszem, pomamrotałam pod nosem na koszt fanaberii. A płacenie tym razem też nie najszczęśliwsze, z mojego konta zlazło prawidłowo, na konto sklepu nie weszło, po prostu zaginęło w akcji, musiałam wysyłać potwierdzenie.
W Zooplusie też ten sam numer chciał mi zrobić wrzucony do koszyka piasek, ale tu hola hola, co innego dodatkowe roślinki za naście złotych, a co innego piaseczek za ponad pięć dych.
I tak to idzie przez całe moje życie, kiksami.
Tym niemniej coś się rusza, półeczka załatana, lada moment zrobię ponowny nalot na Castoramę celem zakupu zawiasów zamiast tych pogiętych w przedpokojowej zabudowie. I po parę innych drobiazgów. A byłam tam nie tak dawno, właśnie po klej i plastik, ale ogłuszona pieszyzną w dusznym żarze i arkuszami plastiku metr na dwa, nawet nie pomyślałam, że coś jeszcze mi potrzebne. Ech. Kiksami idzie.
Cykanki i cudze foty w wpisie to roślinka co się rozmnożyła w kupnie, kawał plastiku i naprawiona półeczka. Roślinka jedna i ta sama, tojeść ciemnopurpurowa 'Beaujolais' Lysimachia atropururea, patrz Czytaczu jaka różna w zależności kto foci, uprawiający, czy sprzedający. Najdalej wizualnie pojechał sklep Kroton, druga fota od dołu, mogłabym się nieźle zdziwić na widok rzeczywistej. A może i takie sprzedają, kto wie. W opisach też bywa różnie, wychodzi mi że ona dosyć krótkowieczna, może przemarzać i należy pod względem wzrostu do średniaków. Co zupełnie nie przeszkadza niektórym sprzedawcom w opisach samej mocarności i długowieczności, upraw na Antarktydzie i kwitnień od lutego do października. Taaa. Przepiękna fota z trawami pochodzi z Ogrodowiska, pozostałe z ofert i Pinterestu.
Muzyczkę daję, tematyka tego co ta pani śpiewa ostatnio obca mi zupełnie, ale JAK śpiewa! Nie żałuję Ci Czytaczu. Kaśka Sochacka
⭐
⭐
⭐
⭐
Pisała R.R. nie wiedzieć czemu nawet ten pościk pisząc z kiksami. Czcionka oszalała.
Kasi posłucham jutro bo ślep mła się klei. U mła też wszystko kiksuje, koty akurat niewinne ale za to insze ludzie. :-/
OdpowiedzUsuńNo i dlaczego musi kiksować, ach dlaczego?!
UsuńA u nas sraczka u maleństwa. Wczoraj był wet. Woda pod skórę. Odwodnione to lekko małe. No zabije się. Spie z zasrancem. Pościel do prania ale po pracy. Teraz daje leki i uciekam
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, wiesz przeciez. U mnie umierał mały Feluś, nie wytępione odporne na zwykle leki pasożyty, potworna sraka u malutkiej Lisiuni sadzącej kupska wszędzie. Wyleczone, wyrosły dorodnie, u Jumi też tak być musi i już!!!
UsuńKocurku uszy do góry! Grunt się nie poddawać. Romi dzięki Tobie odkryłam Kasię, thank you. Niebo u mła dziś spuchnięte, ech... A na Shrimpy złapałam pchłę! A kwiatek różowy gymnocalycium zdechł przed foceniem.
OdpowiedzUsuńU mnie ulewa. :(
UsuńKocurku na dysc to nie narzekaj! Lepszy niż to co było.
UsuńTani, cieszę się że Kasia Sochacka przypadła Ci do gustu, ja bardzo lubię i myślę sobie, że ona mogłaby zaśpiewać książkę telefoniczną i byłabym zachwycona. Bardzo utalentowana Kasia😀 Ja od Ciebie załapałam co to jest gymnocalycium😀. Pcheł na razie nie stwierdzam😀
Kiedyś znajdę sposób i wleję Chamydłu!!!! Zmienia przy publikowaniu, wrrrr.
UsuńTia, fory z reklam zawsze takie ach i och, a rzeczywistość potrafi mocno zaskoczyć nie zawsze pozytywnie.
OdpowiedzUsuńMoje koty są bardzo, ale to bardzo grzeczne, nic nie broją, czasem sie ktory zapędzi kiedy chce sie wyciągnąc i zamiast drapaka probuje na sofie w salonie , ale sporadycznie i od razu gonię dziada. Obok jest drapak kartonowy lezacy. A tak to śpią, dużo spią, pogoda sprzyja, a one cieszą się domem i mozliwoscią lezenia i podsypania gdzie tylko im się zechce. J.mowi, one tu dziczeją, a one po prostu szczęsliwe, ze maja wybór i duzo miejsca.
Szczęściara z Ciebie. Ja mam jednego pluszowego potwora, małą błyskawicę, zdobywcę przestworzy i podstępnego zbója w osobie Jacusia. Wiesz jak musiałam chronić monitory i resztę sprzętu gdy wybiegiwał kupę?!!! W końcu zamknęłam mu drzwi przed noskiem, było płakanie i rzucanie się całym ciałkiem na szybę. Zgroza. Duet siedział schowany pod moim fotelem, dodatkowo ich też musiałam bronić, bo się rzucał do bicia. A dla mnie pluszowy miś, słodziaczek, aniołeczek.
UsuńNo tak,kotki lubią swoje terytoria i przestrzeń, nawet jak czasem nie korzystaja, to wiedza że mogą. Szal z wybieganiem i moje uskuteczniają, ale tu bezpieczniej, gorzej w niemieckiej klitce , nie ma sie gdzie rozbiec i odbic tylnymi lapkami od scisny.
UsuńPo za tym mam teraz tylko dwa, wiec jest roznica.
UsuńJasia Wcieklicę vel CHUPACABRĘ mam jednego, starczy za stado. Moje starsze w porównaniu z tym owsikiem to mało ruchliwe, za to jak galopują ściany drżą😀. Ale robią to o wiele rzadziej, u Jacusia szały dwa-trzy razy dziennie, u nich dwa-trzy razy na tydzień lub dwa.
UsuńTa Kasia to tak pod wplywem Sanah ,Korteza i innych, taka modna obecnie nuta.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie że to jednak znacznie lepszy głos.
UsuńDzieweczka dopiero zaczyna, i tak, jak na razie można powiedzieć że z ona tego nurtu "szaty drącego", którego generalnie nie wielbię, na palcach jednej ręki mogłabym odliczyć dwa razy artystów których bardzo cenię. Słownie dwóch. Pół jednego palca dla świetnie śpiewającej dziewczyny, za którą jednak nie przepadam jako za osobą, naraziła mi się. Natomiast Kasia Sochacka, lub zgodnie z jej wolą Kaśka raz że ma rewelacyjny głos i nad nim panuje (są i inne o świetnych głosach, ALE jednak nie przemawiają aż TAK), śpiewa z prostotą, wrażliwością i poszanowaniem formy muzycznej jaką jest piosenka. Ta forma dla niej pracuje, nie musi jej łamać ani udziwniać, w efekcie śpiewanie Kaśki jest jedyne o tej klasie obecnie, chodzi za człowiekiem długo, i nie ma się dość. Chociaż jest "szaty drące" i słuchanie z obolałym sercem może nie być dobrym pomysłem.
UsuńA co do nurtu, to niektórych podejrzewam o specjalne psucie miłości, by móc o tym śpiewać, ta panienka która ma cały palec po dwóch odliczeniach stwierdziła że ona lubi takie nastroje, lepiej się sprzedają i są generalnie łatwiejsze.
A ja nawet nie wnikam, nie śledzę i malo słucham, ot przypadkowo czasem w aucie czy cuś.
OdpowiedzUsuńZ polskich nowych, mlodych to mnie ujely kiedys dzieciaki Kuby Sienkiewicza, Ralf Kaminski, wczesniej jeszcze kilkoro ciekawie spiewajacych,m.inn. Gabe Kulkę i Melę Koteluk, po ktorej nagle wielu zaczelo nasladowac sposob spiewania.
A tak to wiecie, rozne roznosci.
Wiesz, tak ogólnie to dużo ich jest, młodych, cholernie zdolnych, z głosami jak należy. Każdy ma swoje typy, jest w czym wybierać. Rodzinne Dziecko kocha np. Darię Zawiałow, ona czymś co dla mnie niedostępne czaruje Dziecko. Mnie nie, podobnie jak Gaba Kulka czy Mela. One przynajmniej, te trzy, mają parę rzeczy które mi się podobają. Jeszcze trochę młodych zdolnych bym wymieniła, gdzie lubię pojedyncze rzeczy. Dlaczego tak- nie wiadomo. Tak jak i nie wiadomo dlaczego dostaję szczękościsku i natychmiast gaszę radio lub wychodzę na śpiewanie Agi Zarian. Coś we mnie protestuje bardzo wściekle na tembr jej głosu i manierę śpiewania, a obiektywnie jest ok. Te nagrody i kilkanaście płyt dobrze się sprzedających w USA nie wzięły się przecie dlatego że kiepska.
OdpowiedzUsuńMam tez takie, że nie lubię i unikam, zmieniam stacje itp.😀😀😀
OdpowiedzUsuńKocuru, taka prywata, jak tatuś sie czuje i czy ceaniakuje?
OdpowiedzUsuńCwaniakuje , mialo być.
OdpowiedzUsuńA Łojciec powiedział że on NIE RZUCI. Przed własną matką się kryje w krzakach jak dziecko, a przy nas pali, ale kupił sobie BLUE i to jest jego zdaniem COŚ! jakbym nogi z dupy wyrwała jakbym mogła to ja nie wiem. Aż się wkurzylysmy. No kurde ja pomnika nie będę stawiać jak on na własne życzenie sobie dalej substancjami smolistymi będzie zapychać wszystkie otwory. To już dziecko jest mądrzejsze niż stary dziad lat 56. Kurde blade no.
OdpowiedzUsuńJestem rok starsza od niego😀
OdpowiedzUsuńNiedobrze, tyle co byl w szpitalu, to powinno mu pomoc w odwyku, skoro nie to ciezka sprawa.
Powiedz mu zeby sobie juz teraz pomnik postawił , zebyscie klootu nie mieli, skoro taki mundry i uparty jak osioł.
Programista to go będzie stać chyba i bez tego. Siostra nieco złośliwie mówi że wystarczy jego kompa i rower wystawić na sprzedaż i pomnik będzie 😆
UsuńKontrola ojca była w tym sanatorium. Oczywiście że pali. Taaa
OdpowiedzUsuńKocuru, no badź tu mądry, nie ma sily na takiego zagorzalego palacza.
UsuńRomanko, jak tam odpoczywalas, czy zaliczalas Bobusiowo?
OdpowiedzUsuńZaliczałam Doruś, oj zaliczałam. Płyty z silikonem wymagają poprawki, posadziłam przyszłe zamówione roślinki, i jeszcze to i tamto. Pracowicie i bardzo męcząco. Niedziela za to przebyczona, leniwa do wypęku. Aż mam wyrzuty sumienia że zmarnowana.
UsuńNie zmarnowana, byczenie do wypeku sie nalezalo po bobusiowaniu.
UsuńJednak szkoda. Mogłam to i tamto, a dzień spędzony na lekturze już nie raz czytanego, dopieszczaniu futerek, leniwym pichcenie. No, dopieszczanie futerek z tego ma najwięcej sensu.
OdpowiedzUsuńczasem trzeba coś sobie jeszcze raz przeczytać (:
UsuńO, właśnie o to mi chodziło , jak pisałam u Tabaazy o uczeniu się bycia dobrym dla siebie- że jak już zrobimy coś, co sprawia nam przyjemność, to nie zadręczamy się potem i nie biczujemy , że bez sensu i można było pożyteczniej.
UsuńCzy wszystko ok?
OdpowiedzUsuńMasz chyba radar o Kocurro. Ostatnie dwie-trzy godziny zjadły mi nerwy do kości. Ale już jest ok. To nie było nic ostatecznego, dotyczyło raczej straty pieniężnej, czasu, zdrowia przy lataniu po rozmaitych instytucjach, ale skoro taka nie zagrażająca zdrowiu i życiu drama tyle nerwów zeżarła.....
OdpowiedzUsuńRety, kartę zgubilaś?
OdpowiedzUsuńZ kartą byłoby łatwo, zastrzeżenie to moment, działa piorunem. Zaraz będzie historyjka o histeryjce.
OdpowiedzUsuń