Czytają

niedziela, 1 sierpnia 2021

Notatka 359 wyprawa nieoczekiwana-mało słów.


Bo nie mam siły i najwyższa pora zająć się futerkami, czego stanowczo żądają. Cykanki, po kolei. Słów w zamyśle malutko. Potem dodam więcej, może innym kolorem. A może to uzupełnianie będzie zbędne?





Odpaliło nam, czyli mnie i Asi, z wyprawą do lasu.  Znienacka odpaliło. Przyjemnie chłodno i pokapuje, bardzo szaro na niebie. A my jazda do Korwinowa, na koniec trasy podmiejskiego autobusu, przystanek Korwinów - Pałac. Pałac powyżej. Wygląda na ocalałe skrzydło znacznie większej budowli, traktowane obcesowo, ale żyjące, bo zamieszkałe. 







Tak dawno nie była żadna z nas w Korwinowie, pozmieniało się. Jazda na koniec trasy poprzestawiała nam w głowach przekonanie że znamy Korwinów i że w tak niewielkiej miejscowości nie ma jak zabłądzić. Akurat.  Dziwne zwinięcie przestrzeni miało miejsce i most nad dopływem Warty, mimo że w ciut innym miejscu niż stary, został przywitany jak wybawienie. Nareszcie koryto rzeki i most. Część budynków też jakby znajoma. Teraz tylko czarny szlak i do lasu. Acha.











Zmiany. Tu urosło, tu wycięte, szlak kiedyś przemierzany jak swój przedpokój ma niepokojące skręty. Nie ma rozpoznawalnych punktów poza przejściem pod torami. Na cykance widać jego fragment.  Droga na Skrajnicę, bardziej na czuja bo szlak nieoczekiwanie przestaje prowadzić w jej kierunku.











Skrajnica, a przynajmniej to co tak nazywany w rodzinie osiągnięta. Nazywamy tak miejsce po zbiorniku wodnym i jego okolice. A tak naprawdę, to jest to spory obszar leśno-łąkowy, gdzie najbliższą wioską właśnie wieś Skrajnica, a ślady po kiedyś chyba prowadzonych ogrodach wciąż są. Modrzewie i cisy, ścieżki wysadzane jałowcami, dzikie jabłonie. Rudbekie i zdziczałe róże. To wszystko trochę dalej, nie idziemy bo mamy dosyć.








No dobra, wracamy. Celem wyprawy był las, celem pobocznym apetyt na kurki. Las po godzinnym krążeniu w niewielkim Korwinowie osiągnięty, kurek nie ma. W międzyczasie miły chłodek sobie poszedł, już w połowie drogi okazało się że idziemy przez tropikalną ale suchą dżunglę, a my bez picia. Zjedzone jabłko na krótko pomogło, podobnie na krótko pomogło skubnięcie niedojrzałej mirabelki. Też ślad po dawnym ogrodowaniu. 










I urocze szczegóły roślinno motyle. Od tyłu tym razem, motyle przy przystanku powrotnym. Pomieszane ponadto. Mimo słabej jakości sprzętu cykajacego udowadniają że:
- kurek nie ma, ale grzyby nie wyginęły
- człowiek może jedynie naśladować naturę. Słabo widać, ale jednak, te kępy wrzosu, w naturze mistrzostwo świata, podobnie bujność traw nad mokrym rowem. 
- nie istnieje coś takiego jak czysta abstrakcja.
- oraz, ..........

wpisz Czytaczu co ci na myśl przychodzi. Może to, że kiepskie cykanie jednak nie odbiera motylom piękna, a może coś innego.







Nie mam pojęcia, co to za mgławicowe roślinki powyżej. Na pewno w towarzystwie krwawników i astra nowobelgijskiego.  Wysokie, na wiotkich łodygach, sam wdzięk. Gipsówki i niektóre zatrwiany nieudolnie go naśladują.
Mrowisko poniżej, wygląda na uśpione. Nawet mrówki miały dość takiej pogody i ucięły sobie sjestę. Mądre mrówki.





















I tyle tego, słów wcale nie tak mało nastukane, wystarczy. Już bardzo ciemno, zimno i leje jak z cebra, nie do wiary że było tak sucho i gorąco parę godzin temu. Sierpień zaczęty, niektóre wrzosy też już to wiedzą.
Dobranoc.
Pisała R.R.


28 komentarzy:

  1. U mnie odwrotnie - rano ciepło, później deszcz i ochłodzenie. Planowany spacer został skreślony z listy, bo nikomu się nie chciało. W ogóle pogoda barowa raczej.
    Te motylki czarne białobrzegie śliczne, nie widuję takich w moich stronach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Te motyle rzadkie i u mnie. Brzeg skrzydeł mają cytrynowy, czerń w mistrzowski sposób nakrapiana turkusem, słabo widać na cykance, przydałby się do uwiecznienia śliczności lepszy sprzęt. I lepiej cykajaca😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znalazłam. Rusałka żałobnik. Na wiosnę obwódka jest biała, przed zimowaniem robi się żółta. Rzadko siada na kwiatach. Żeruje na wierzbie, gruszy, topoli i wiązie. Wybiera uszkodzone drzewa, przejrzałe owoce, by spijać z nich sok. Coraz rzadsza w Polsce.

      Usuń
    2. To miałyśmy szczęście😀. Poza nimi ten pomarańczowy, mnóstwo malutkich i płochliwych szarobłękitnych. Żadnych upierdliwych gzów, ani zmory leśnego lata, czyli czegoś co w necie da się znaleźć jako czarne gryzące gówno lub jako latające kleszcze, a jest strzyżakiem jelenim. W sumie udany dzień, udało się ujść z życiem z tej suchej dżungli 😀

      Usuń
  3. Sliczna dzikość, motyli u mnie na łakach widuję, ale tak, wiecej jest innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te rusałki żałobniki bardzo rzadko nawiedzają Bobusiową starą gruszę, więc widywałam je wcześniej. Ale rzeczywiście, nie częste.

      Usuń
  4. A ja zafascynowana nie motylkami tylko ilością grzybków. Mła jako znany mykolub czuje zew natury. Na razie zew natury to co najwyżej może się zamienić w kupne kurki o ile mła kasy starczy. Jednakże tak po prawdzie to nie o zakupie grzybkowym mła marzy tylko o połażeniu po lesie i pooglądaniu jak grzybki sobie rosną. Mła nie musi ich jeść, popatrzenie wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że tak spytał o nazwę tego cudu na włosy bom się martwię o mój stan i bym poprawiła tym specyfikiem. Od siebie polecam biotynę Swanson 5000

      Usuń
    2. Na nazwę grzecznie poczekam, ona nie w Tabaazowej głowie 😀. Season biotyna 5000. Odnotowana😀

      Usuń
    3. Te grzybki spotykane to wyglądają na jadalne jeden i ostatni raz w życiu 😀. Może nawet takie są 😀, lepiej kupić lub poczekać na kurki😀. Las swoją drogą cudo, tylko zabierz picie😀.

      Usuń
    4. Też spróbuję. Tego Swansona. Grzybki niekoniecznie ;).

      Usuń
  5. Ja dzisiaj mam kupkowe sprzątanie po domu. Małe się dorwało do pasty na kłaki rozgryzlo saszetkę z taką zawartością i wszędzie jest kupa.
    💩💩💩💩💩💩

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza się przy małych rozgryzaczach, oj zdarza. Ważne że Jumi cała, nie zaszkodziło.

      Usuń
  6. Biotyna ale wcale nie max czyli 10 tylko 5 lub nawet 2/5 mg ( wtedy brać dwie tabletki ) - duża dawka ponoc sie wcale tak prost nie wchłania. A poza tym biotyna biotynie nierówna, musi być łatwo przyswajalna i wysokiej jakości. Cio kupuje cóś z firmy co się Aliness zwie. Capivit piękne włosy z A + E - tabletki. Trzy miesiące brania naprzemiennego. Do tego firmy Jantar wcierka do włosów - wcierka najważniejsza. Raz na jakiś czas majonez - znaczy żółtko, cytryna i troszki oliwy, nałożyć, posiedzieć z kwadrans, starannie spłukać ten tłuszcz dużą ilością zakwaszonej wody ciepłej, potem letniej. Cio powiedziała że trza być cierpliwym i nie ma zmiłuj. No i uważać czym się myje włosy bo chemicznym Alim można tę całą kurację zaprzepaścić. Najlepsze są szampony proste, niebarwione i nawet jak włos po nich początkowo nie wygląda najlepiej to z czasem dojdzie. To nie tylko to że brak silikonu czy tam innych parabenów, to brak barwników i receptura prosta do bólu. Cio zaćwierkała że szampon przed nałożeniem na łeb trza zawsze rozcieńczyć coby zasadowość mu troszki przeszła. Najważniejsze jest płukanie i nieprzegrzewanie suszarką. Tyle co mła się wywiedziała od Cio, która ma takie włosy że mamelon i mła wzdychamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcierka Jantar z bursztynem ma bardzo dobre opinie, pewnie zasługa dość prostego składu bez szkodliwych cudów. Co do tabletek do łykania, to na podstawie rodzinnych obserwacji potwierdzam też znakomite efekty po capivit A+E. Ja w okresie osłabienia włosów i paznokci zauważyłam dobre działanie Falvitu, ma bogaty skład witaminowy i mikroelementy, w tym duża dawka żelaza. Ale przede wszystkim jestem zwolenniczką naturalnych metod, czyli dobra dieta, bogata w to co potrzebne a wykluczająca szkodliwe dziadostwo. Są pewne zasady ogólne wszystkim znane, ale poza tym to jednak indywidualna sprawa, każdy może mieć inny problem, inne braki w organizmie. Polecam ciekawy blog farmaceuty pantabletka.pl, są tam różne zestawienia i szczegółowe omówienia rozmaitych specyfików, w tym na włosy i paznokcie: https://pantabletka.pl/suplementy-na-wlosy-i-paznokcie-opinie-ranking/

      Usuń
    2. To jeszcze parę słów o moich doświadczeniach. Generalnie włosy mam ok, może to zasługa tego, ze zawsze o nie dbałam, nie stosowałam agresywnych szamponów, rozjaśnianie bardzo delikatne odrostów (naturalne mam dość jasne), ale zdarzały się okresy osłabienia, to wtedy bardziej się przykładałam do pielęgnacji i odżywania. Mam w rodzinie dobrą fryzjerkę, z której usług co prawda nie korzystam, ale ona kładzie duży nacisk na pielęgnację właśnie, bo sama ma delikatne włosy, interesuje się tematem, czyta i uczy się, sama na sobie wypróbowuje różne cuda, więc wymieniamy się wiedzą :). Wcierka Jantar też potwierdzona :). U mnie sprawdzały się między innymi: sok z łopianu wcierany w skórę głowy, maseczka z majonezu żółtko+olej rycynowy+odrobina cytryny, czasem wzbogacony kapsułką A+E albo olejku z wiesiołka, czasem zamiennie zamiast rycyny zwykła oliwa z oliwek. Na głowę, owinąć folią, turban, potrzymać ile sie da, obejrzeć serial, zmyć szamponem, spłukać wodą z cytryną. Płukanki z tataraku, rumianku, skrzypu (do ciemnych włosów kora wierzby). Płukanie naftą (nie wcieranie, bo można sobie krzywdę zrobić, wystarczy do płukania do miski czy umywalki z wodą dać odrobinkę, ok. pół łyżeczki zwykłej nafty tzw. prymusówki, nie żadnych kosmetycznych cudów, roztrzepać palcami, żeby rozprowadzić po powierzchni wody, zanurzyć włosy, wytrzeć i wysuszyć. Naprawdę działa, oczywiście nie od pierwszego razu, ale włosy fantastycznie się wzmacniają, wiem po sobie i koleżankach. Dieta: za młodu przez długie lata, a teraz sporadycznie, jadłam codziennie na śniadanie płatki owsiane górskie zalane kilkoma łyżkami mleka (lub wody, jak ktoś ma problem z mlekiem), do tego łyżka miodu, sok z cytryny i starte na grubej tarce jabłko. Jak ktoś nie lubi takich twardych płatków, to można zalać na noc, ilość mleka tyle tylko żeby je zamoczyć, to nie jest zupa, tylko "amerykańska surówka piękności", stosowana podobno dawno temu przez gwiazdy ekranu :). Mozna dodawać rodzynki, orzechy, suszone śliwki, co kto lubi. Ja uwielbiam wersje podstawową płatki+miód+cytryna+jabłko. Nie miałam nigdy większych problemów z cerą, generalnie z włosami i paznokciami też nie, poza kilkoma przypadkami w całym życiu. I zdrowa jestem jak koń. Zwracam uwagę na to co jem. Generalnie nie jem mięsa, mało słodyczy, żadnych fast foodów, używki sporadycznie, jem dużo świeżych warzyw, ziarenek rozmaitych, zioła do picia u nas są codziennie zaparzone w dzbanku, wszyscy piją, dzieci nauczone od małego, skład w zależności od sezonu albo upodobań - mięta, dziurawiec, skrzyp, pokrzywa, rumianek, po prostu lubimy, ale przy okazji na pewno to działa pozytywnie na różne rzeczy, w tym na włosy. I tak dalej. Najważniejsze jest to co jemy i pijemy (dużo wody!).

      Usuń
    3. Dziękuję serdecznie, Twoja ciocia ma włosy do pozazdroszczenia, bo dba o nie wyjątkowo mądrze. Nie byłam taka mądra, przyda mi się oświecenie 😔, przynajmniej w paru kwestiach😔. To jednak prawda, że akurat o włosy to trzeba umieć dbać, trzeba cierpliwości i wytrwałości. Ech. 😀😀😀

      Usuń
  7. Blogger mi napisał, że komentarz może mieć nie więcej niż 4096 znaków, wiec musiałam podzielić :). Więc jeszcze przepis na rewelacyjną, choć uciążliwą, terapię ratunkową, której spektakularne efekty widziałam u niemal wyłysiałej znajomej. Może gdzieś wcześniej o tym wspominałam, ale powtórzę, bo naprawdę rewelacja. Trzeba się zaopatrzyć w otręby w większej ilości oraz kłącze tataraku. Pierwszy dzień: umyć włosy jak zawsze szamponem. Potem w trakcie kuracji nie używamy już szamponu. Do kilku litrów wody wsypać dwie garście otrębów, gotować nie pamiętam ile, ale powiedzmy około pół godziny. Przecedzić przez gazę, trochę przestudzić, wlać do miski czy umywalki, umyć w tym włosy, polewając wielokrotnie, wmasowując w skórę. Spłukać przygotowanym wcześniej wywarem z tataraku (około garści na litr wody, gotować 15 minut, zostawić pod przykryciem do wystudzenia, przecedzić). Nie spłukiwać wodą. Odcisnąć włosy, wytrzeć ręcznikiem, wysuszyć (oczywiście wiemy, że najlepiej by było NIE suszarką). Przez tydzień robimy to codziennie. Potem 7 razy to samo z odstępami jednodniowymi. Potem 7 razy z odstępami dwudniowymi. Potem miesiąc z myciem dwa razy w tygodniu. Potem można już przejść na mycie szamponem, ale warto co drugi raz umyć otrębami i płukanka z tataraku. Jak zobaczyłam po wakacjach koleżankę po tej kuracji, to byłam autentycznie w szoku, miała milion tzw. bejbików (baby hair, czyli wyrastające nowe włoski).
    Sorry, że tyle tego, ale może się komuś coś przyda. Obiecuję, że więcej nie będę ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, żadne przepraszam, ja jestem wdzięczna. Wypisywać się teraz nie mogę, ale Ci powiem że te otręby na głowę skojarzyły mi się że strasznym przepisem na mycie głowy chlebem. Stosowałam za podpuszczeniem koleżanki, a ona miała włosy takie, że warkocz gruby jak biceps kulturysty. Aż straszny. Szamponów wtedy nie było, po mydło i proszek stałam w kolejce przypominającej pochód pierwszomajowy, koszmar. Więc to mycie chlebem. Nie powiem, też mi się wtedy zrobiła gęstwa na głowie, ale z ulgą wróciłam do szamponów, jak tylko się pojawiły.

      Usuń
  8. To ja sobie zamowie do tego swansona 5000 jeszcze capivit o którym pisze Tabazza. I szampony. Ojej chyba nam się robi blog włosowy ! Rromannno czy będziesz robić relacje jakie efekty są? Ja przy wypłacie napadne na jakąś aptekę internetowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, po fakcie tak sobie pomyślałam, że zamiast tu spamować u Romanki, powinnam takie elaboraty wypisywać na własnym blogu, zakurzonym ostatnio. Jeszcze raz stokrotnie upraszam o wybaczenie za słowotok. Swansona też spróbuję, włosów mam dużo ale pocieniały jakoś na stare lata...

      Usuń
    2. Ja tak że mi z jednej strony strasznie łatwo się ścierają więc muszę je wzmocnić chyba

      Usuń
  9. A właśnie jak znacie jakieś tanie sklepy internetowe apteki to dajcie znać może bo zauważyłam na przykładzie kremu z mocznikiem na allegro w aptece znalazłam za 5 zł a w aptece był za 15 !!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziewczyny, oczywiście że napiszę. Z tym, że jednak te dziesięć buteleczek rycyny będę musiała wykorzystać, już mi się pycho krzywi. Kupiłam, bo u mnie sprawdzona, mogę robić te majonezy i nie tu się krzywię, mogę nosić. Spoko. Ale jak przychodzi do mycia po maskach, to jęk mi się sam wyrywa, podobnie przy czesaniu łba po zabiegu. Niby wiadomo, kładzie się mazidło na skórę głowy, włosy jednak upaprane całe, myje się mocno ciepłą wodą, u mnie nie wiadomo dlaczego potrzebuję tych myć kilka, minimum trzy, spłukuje się chłodną wodą , długo i dokładnie i teoretycznie już powinno być ok. A rozczesanie ich to trauma, przynajmniej przy pierwszych zabiegach, zawsze mam wrażenie że zanim zaczną rosnąć, to będę łysa.
    No nic. Tableteczki, szampon do przeglądu czy odpowiednio prosty, wcierka. Płatki do jedzenia, otręby. I jednak opiszę, jak wyglądało mycie chlebem. Oczywiście bez polepszaczy musi być. Zagotować wodę w potężnym garze. Dużo musi być, na wrzątek wrzucić kawałek chleba, na krótkie włosy niewielki ot, wielkości bułki kajzerki, na długie wielkości dwóch bułek. Zgasić ogień pod garem zaraz po wrzuceniu pieczywa, przykryć pokrywką. Gdy woda prawie letnia ostrożnie wyjąć rozmiękły chleb, można sitem, trochę odcisnąć. Ciapę z chleba porzadnie wetrzec w łeb i włosy. Zostawić to na jakie piętnaście-dwadzieścia minut. Spłukać wodą po moczeniu chleba, a ostatnie płukanie zrobić ostudzoną przegotowaną wodą z octem. Bez tego będą bardzo czyste, ale bardzo matowe. I już wiadomo, dlaczego tej wody w garze musi być dużo, zmywa się ta ciapa nie najlepiej, choć nic nie pobije masek na rycynie😀. Włos mimo octu po chlebku matowawy, ale grubieje w oczach, cebulki się bardzo wzmacniają, i też to widać prawie z mycia na mycie. Kłopotem płukanie, tak paskudnym, nie ze względu na czepianie się gąbczastej paciaji łba, ale na zapychanie rur. Mniej mi wtedy dokopało mycie chlebem, bardziej paskudne było odtykanie zapchanego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja.paskudny pion w bloku. Wystarczy troszkę papieru za dużo i jest korek. Ostatnie piętro i mam jakiegoś pecha. Dlatego nie zaryzykuję...

      Usuń
    2. Też u mnie ostatnie piętro i nie najlepiej w temacie.

      Usuń