Czytają

niedziela, 5 września 2021

Notatka 366 DOŻYNKI


Tramwaje już jeżdżą Miasto ludne niemożliwie. Bo DOŻYNKI. 


Ja tam zawsze lubiłam. Z przyjemnością zawsze obchodziłam stragany niespożywcze. Spożywcze też, ale ze znacznie mniejszą. Wystawa kwiatowa zawsze była, kilkadziesiat wystawców własnych roślin, sadowników, byliniarzy, krzewiarzy i drzewiarzy. Rośliny domowe i balkonowe. Wystawcy materiału siewnego, nawozów, maszyn, środków ochrony roślin, utensyliów i narzędzi potrzebnych do upraw.  Więc dla mnie raj. Ale też bo przecież, ach. Kiedy jak nie w dożynki można było podziwiać stragany rekodzielnicze, zawsze było parę takich co to prowadzą je PRAWDZIWI ARTYŚCI. Ludowi i nie ludowi. Misterne wycinanki, koronki, hafty. Hafty, ach, obfitość, w tym takie koralikami... Plecionki z rzemieni, słomy, sznura, wikliny. Polewane i wypalane lub wypalane bez polewy na siwo lub rudo gliniane naczynia, drewniane ceberki, koryta, kadzie. Bywały stoiska kowali, rzeźbiarzy spawających kawałki metalu w rzeźby, małe straganiki-stoliki z ludową rzeźbą w drewnie. Masa drobiazgów wytwarzanych ręcznie, biżuteria, ozdoby, zabawki i ciuchy. Tym razem stoiska zaanektowane głównie nie przez artystów. Owszem, baardzo nieliczne i zagubione w masie niesztampowe. Wianki ze sztucznych kwiatków, jedna pani z haftowanymi obrusami, jeden pan z dłubanymi z karp drzew misami. Jedno stoisko ze skromnym wyborem ceramiki bolesławickiej nie jest w stanie zapełnić luki po kilkunastu wystawcach, dwa czy trzy z rodowodem z Nowego Targu nie zastąpią licznych kiedyś.  Jeden Peruwiańczyk z fletniową muzyką.  Zniknęły z alei maszyny rolnicze, i jakoś tak za skromnie i łyso. Miodziarze też nieliczni i rozproszeni, gdzie te czasy gdy gęsto okupowali plac za Cepelią? Stragany ogólnie zaczynają się dalej, od placu Biegańskiego, i na przemian jadalne i przemysłowe. Pojedynczą warstwą, a kiedyś były potrójną. Cała impreza jakby przejęta przez Jasną Górę, tak to wygląda i zdaje się że w ubiegłym roku też tak było. Może gdzieś w drugiej części parku te brakujące stoiska? Rolnicze i hodowlane i ogrodnicze za Jasną Górą, tak jak i upiornie ulokowana estrada dla występów zespołów ludowych. Upiornie, bo nie ma miejsca dla widowni, występy dla kogo?  I zaraz blisko megafon walący disco polo, akurat w wybieg futrzastych owiec, częściowo ogrodzony klatkami z rasowym drobiem, królikami. Czy zwierzaki to lubią? Cholera wie czy lubią, klatki, disco i tłum - tak dla mnie wygląda czyściec, może dla zwierzaków też.   Maszyny rolnicze bardzo nieliczne, totalny miszmasz, obok starego kieratu, archaicznego traktorka i zabytkowego motocykla nowoczesny ciagnik. Za to zaparkowanych autobusów, busów, aut osobowych przerażająca ilość. No, nie podobalo mi się.  Przeszłam całość zaglądając gdzie się da, bo wiadomo, że ja do roślin. Gdzie jak nie na stoiskach dożynkowych znalazłabym np. liriope w odmianie variegata? Z tą myślą parłam przez tłum, co najwyraźniej przypuścił szturm na Czw-ę  z okazji dożynek. Nie znalazłam liriope, ogólnie to było bardzo słabo z roślinami. Owszem, hortensje bukietowe, owszem hicior tegoroczny czyli kwitnąca kurkuma, owszem ketmie i trawy, ale to nie tak jak kiedyś. Dlatego krążyłam, nie mogąc uwierzyć że to już wszystko. Nie pojawił się tym razem pan z cebulkami z własnego chowu. A czaiłam się na kilka cebulek... Może już odpuścił dożynkowanie, może mu się co stało paskudnego, to nie był młodzieniaszek. Nie było też pary sprzedającej CD kunsztownie własnoręcznie nagranych i skompilowanych ptasich treli, zawsze sobie obiecywałam, że w tym roku kupię, nie wydam wszystkiego na inne cele, co niestety się nie udawało.... Ech, finansowo to ta impreza dla mnie zawsze była dorzynkami, od słowa "dorzynać". Nietypowe jak dla mnie te dożynki. 

Za to kulinarnie było, co mnie akurat mało cieszy, ale najwyraźniej dla tych przewalających się  tłumów to o to chodzi w dożynkach. Może i słusznie. Cykanki z targowej alejowej części imprezy. 



















Ten kaktus jest ruchomy. Wygina się jak zawodowa tancerka od tańców brzuchem. Być może i śpiewa, dzieci obok się bardzo darły.





















Dziewczynka kończy część alejową. Główne podejście pod klasztor zawalone tłumem. Trwają uroczystości, więc w bok, parkiem. Tu luźno. Mszę ze śpiewami słychać. Chór męski, chór żeński. Ładnie. 





























Masa, masa luda. Na placu przed klasztorem gęsto. Bardzo gęsto. Powyżej wyjście na tyły na teren Domu Pielgrzyma, tam tematy rolnicze, ludowe, sprzętowe. Ułamek placu parkingowego. Ładne jest to, że dom pielgrzyma dostosowany formą do wiekowej zabudowy, z odpowiednio modelowanym dachem. Nie razi. Przed pomnik dziękczynny rodziców naszego Papieża-Polaka. Hmm. 























Numer jeden na liście przebojów. Kurkuma. 







Durny tatuś małego Karolka. Za moment puści malucha, ten pobiegnie do koników, czego nie zauważy idąca z tyłu mamusia. Będzie potworny wrzask mamusi i prawie jej zawał, bo Karolek to naprawdę maluch, który za cholerę nie powinien być puszczony w tłum i do dużych koni. 



Msza się skończyła. Najpierw ci z krzesełeczkami, potem ci co święcili swoje plony. Tabliczki, sztandary, czasem tylko kotylion z nazwą miejscowości, uroczyste stroje, często ludowe lub inspirowane ludowością.  Potem wychodzą ci co niosą  wieńce żniwne mające nieraz tak dziwne formy. Korony, mini ołtarze, obrazy. Najkoszmarniejszy w kształcie dziwnie krótkiego popiersia, chyba kardynała Stefana Wyszyńskiego, nadnaturalnie duża głowa na po ludowemu mikrym kawałku korpusu. Tu moja zgroza, źle mi się kojarzy ten łeb, rewolucja francuska  się w pamięci odbiła czknięciem, ale dużo gorzej by było gdyby popiersie niesiono wyżej. Dużo konturów Polski, uroczyste stroje, dość często ludowe. Uroczysta asysta, taka mini, bo reszta wysłanników wcześniej se poszła, tak jak ta pojedyncza pani z tabliczką. Wieniec z jej miejscowości pewnie wyniesiony jako anonim.  








































I znów park. Tłumy ciągle idą w stronę klasztoru, ale i tłumy idą z klasztoru. Trochę spokoju za muzeum górnictwa, tu w końcu można usiąść.









Łupy tym razem domowe. Do pokazania jak dostaną godna siebie oprawę. 
Pisała i cykała R.R.




23 komentarze:

  1. Ojej, podziwiam Twoja wytrwalość, nieco męczące takie spacerowanie w tlumie, z modlami i innymi atrakcjami w tle. Kurkuma ladna, ciekawe czy posadzona z korzsnii, ktore mozna kupic np.w lidlu wyrosnie takie cudo, bo z batatow np.wyrasta ladna roslinka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Doruś, tłum łatwiejszy do zniesienia niż przed pandemią, a i tak widzisz, że cykane z luzu. Tam gdzie luzu nie było, zaciśnięte zęby i patrzenie czy gdzieś luzu nie ma😀. Gdyby nie spodziewane atrakcje, to wołami by mnie w tłum nie zaciągnęli😀. Ostryż czyli kurkuma, jest na żywo piękny. Czy nie pomyliłaś z imbirem ? Wiem że z imbirem czy batatem nie ma kłopotów, można kupić nadające się do sadzenia, ale chyba świeżych korzeni kurkumy nie ma? Są?

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie z powodu covidozy, zwyczajnie po prostu nie lubię tloku, przepychania a jak jeszcze glosno,to po prostu bardzo męczace,i kolejki, no chyba ze to jakis super fajnh koncert jest😀
    Są są, sliczne, małe,mocno pomaranczowe w środku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co do kurkumy, to z samej ciekawości bym posadziła. Są różne a wszystkie pięknie kwitną, te dożynkowe to niekoniecznie z takich dostępnych kłączy. Imbir na forach też ma śliczne kwiaty. Tłum, no cóż. Tak naprawdę to teraz rzadkie zjawisko😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdziez tam rzadkie, nie zauwazylam, wystarczy pojsc do przyslowiowej pierdonki czy innego marketu w godzinach szczytu.

      Usuń
    2. Mnie przeszkadza jak mi ktos dmucha w kark lub glowę, bo ja niska jestem, lub wręcz,wpycha sie na mnie lub popycha w kolejce.

      Usuń
    3. Nie chodzę w godzinach szczytu. Never. Ale są tacy, co kochają ścisk, ciągnie ich jak muchy do łajna.
      Ja też nie olbrzym i nie znoszę wręcz tracąnia, o oddechu za sobą już nie mówię. Na szczęście z wiekiem jestem jakby odporniejsza.

      Usuń
  5. Masakra. Nie cierpię takich imprez, nie cierpię tłoku, tłumu, hałasu itd. W ten weekend blisko mojej mieściny była tego typu impreza, coś by mnie może kusiło, bo była m.in. sprzedaż ekologicznych wiktuałów, miodów z pasieki itp, ale ten tłum mnie przeraża. Z tego też powodu nie lubię tzw. galerii handlowych i supermarketów.
    Ale kurkuma piękna :))).

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla wierzących rolników impreza prawie obowiązkowa. Ci co chcieli mieć troszkę luzu, krzesełeczka w dłoń i na trawkę. Pora obiadowa, to jest ok. 14-15 ciut luźniejsza.
    No widzisz, dla takich cudności chodzę, niewiele tym razem znalazłam cudów, ale bywały i może będą bywać 😀

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kaktus tańczył z wdziękiem 😀. Ale tak, coraz więcej masówki. Zawsze była, to nie tak że tylko same cuda, one tą niezbędną posypką, przyprawą bez której całość trudna do zniesienia. Szczerze? Wolałam, kiedy stoiskową część imprezy organizowało miasto. Było ciasno, bardzo ciasno, ale o ile było ciekawiej! A teraz, no niestety, impreza gminna do entej potęgi. Może to tak już zostanie😩

      Usuń
  8. Szkoda że tej prawdziwej ludowości nie było. No i pan od cebulków, ta nieobecność rzeczywiście niepokojąca. Inna sprawa że cebulki u nas jakby spóźnione, te holendersko - marketowe są zawsze wcześniej niż te z uprawy domowej. Tłok to nie dla mła ale mła by zniosła dla roślin i stoisk z ładnościami. Pokazuj łupy!
    P.S. Kurkuma wydawa mła się krewną imbiru.

    OdpowiedzUsuń
  9. Łupów na razie nie pokażę, nie mają oprawy. O te oprawę dziś się mocno starałam i wróciłam bez niej, mocno zniechęcona, za to z łupami o jasna dupa! Szmacianymi.
    Nie mogę wykluczyć, że gdzieś jednak te "lepsze" stoiska były. Może w klasztornej części parku, może na drugim końcu placu pod Jasną Górą. To jest duży teren, za duży, padłam po splądrowaniu ogromniastego terenu Domu Pielgrzyma. Co do pana od cebulek, to tak. Martwię się. Dwa lat temu mówił, że od blisko czterdziestu lat jest na każdych dożynkach. Fakt, pamiętam go od zawsze. Od kilku lat u niego kupowałam, psizęby "Pagoda" od niego, najładniejsze kamasje też.
    Tak, kurkuma krewniaczka imbiru, net potwierdził.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy masz jeszcze więcej łupów. Hym... mła ma jutro dzień wyjściowy mocno, po drodze sklepy, już się boję. ;-)

      Usuń
    2. Tupot małych stóp o pusty portfel trallallaa la, aaaaaa!!

      Usuń
  10. Kłącza kurkumy kupuję w Lidlu, robię z mich z miodem, imbirem i odrobiną pieprzu gęstą pastę (blenderem), którą od pierwszych katarów i przeziębień zażywamy z herbatą. Pychota ! Faktycznie jest bardzo pomarańczowe, trzeba uważać, bo dość trwale farbuje skórę :) Nie wiedziałam, że tak pięknie może kwitnąć.
    Nie lubię takich ogromnych imprez, najfajniejsze dożynki i festyny odwiedzałam na wsiach czy w miasteczkach.
    U mnie od soboty trwa Winobranie, ale jeszcze się nie odważyłam na wyprawę do miasta, choć kuszą mnie starocie i rękodzieło.

    OdpowiedzUsuń
  11. Winobranie? Ech. Ja się urodziłam w Zielonej Górze, nie pamiętam oczywiście samego miasta ani tym bardziej imprezy. Za to majaczą mi obrazy, oczywiście przesadzone, zielonogórskiej palmiarni. Zieleń, kwiaty, akwaria, muzyka.
    Odważ się🤣.
    Kurkumę spotykałam tylko w proszku. On na pewno nie zakwitnie. Rozejrzę się za korzeniem😀

    OdpowiedzUsuń
  12. Palmiarnia jest nadal :) Trochę zmasakrowana wizualnie podczas ostatniego remontu przez projektanta lubującego się w sztucznych skałkach i kolorowych światełkach, ale rośliny nadal się bronią i są już naprawdę imponujące. Akwaria też są ! Nadal działa tam kawiarnia i restauracja, są imprezy taneczne i czasem jakieś koncerty, więc dobrze Ci się kojarzy.
    Winobranie ostatnimi laty bardziej nawiązuje do tradycji, bo coraz więcej winnic powstaje i się prezentuje podczas imprezy i oprócz góralskich kierpców i pieczonych golonek są wreszcie wina. Bywają fajne koncerty za darmoszkę, ale trzeba się przygotować na mrowie chętnych. Jakbyś chciała kiedyś odwiedzić stare kąty, niekoniecznie nawet w czasie Winobrania, to miejscówkę masz zaklepaną :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ha, winnice powstają i na Jurze. Jedno ze stoisk w alejach częstowało, sprzedawało 😀. Palmiarnia 😀 nie chciałam tego pisać, bo oczywiście dziecięca pamięć przesadza, ale dla nie wydawała się rajem😀. Papużki faliste tam też były, przynajmniej jedna ogromna wysoka klatka😀. Nie można mnie było za nic na świecie wywlec z raju😀.
    Kto wie? Może kiedyś mnie wywieje w miejsce urodzenia 😀 być może skorzystam😀. Miejscówka z wzajemnością 😀.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klatek z papużkami już nie ma, ale ptaki słychać, nie jestem tylko pewna, czy nie z taśmy :)Mi z dzieciństwa Palmiarnia nie kojarzy się najlepiej- strułam się tam bitą śmietaną, kiedy byłam w ZG na zimowisku, jako dziecko wiejskie. Potem, jak już zamieszkałam w mieście, bywałam tam częściej, nawet z klientami firmy, bo miejsce było ciekawe i nietuzinkowe, choć obsługa fatalna. Tam też spędzałam sylwestrowy wieczór 1999/2000. Widziałam na jednym z Twoich zdjęć stoisko winnicy jurajskiej, u nas w okolicy jest ich pewnie już kilkanaście. Przez środek największej i leżącej w najpiękniejszym miejscu właśnie puszczono szybką trasę dojazdową do nowego mostu przez Odrę. Ot, taka ciekawostka planistyczna i siurprajz dla okolicznych winiarzy.

      Usuń
    2. Planiści, oni potrafią. I dobrze i źle. Tak ogólnie, to pamietach może, hitem kilka lat temu było zdjęcie domu, na torego sprzedaż nie zgodziła się chińska rodzina, a autostradę budowali. Nie, to nie i dom oblany wokół asfaltem, jak wyspa na morzu pełnym rekinów-pędzących gęsto samochodów.
      Nie pamiętam wiele, byłam mała i dziecko przesadza, byc może teraz rośliny dorosły do tych pamiętanych😀, ale szkoda, że nie ma żywych ptaków. Może za to bita śmietana lepsza😀

      Usuń
  14. U nas ma być jakoś targ staroci i ekotag w weekend. Ale ja się na nie wybiera raczej. Znając moje miasto ceny będą z kosmosu. A nieliczni ten kosmos zarabiają. Więc nie będę się chyba dołować. Poza tym teraz Sansę diagnozujemy. Stan zapalny jest. Ale obserwujemy i nie wiem czemu ona siedzi pod krzesłami w kuchni. Chyba zakup takiej klatki mnie czeka co ma wet. Ehhhh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Prawo stada😩. To odnośnie zachorzeń i konieczności kupienia klatki😩.
      Co do reszty, ja chodzę popatrzeć, i tak portfel mi się wyrywa. Tym razem się nie wyrwał przesadnie.

      Usuń