Lepiej się nie tykać niczego poważnego, groźba spieprzenia wszystkiego co w rękach realna. Lepiej się dziś nigdzie się wybierać, zabłądzenie, ew. złamanie nogi też realne.
Jeszcze z obolałym globusem wyszłam z domu z twardym celem: giełda, letnie buty. Ponieważ podziękowały mi za służbę w minionym tygodniu dwie pary letnich butów. Dwie pary, i to tak, że nie ma szans na naprawę.
Już w centrum orientacja, że nie przełożyłam do wziętej torby ani srajtfona - żaden problem, ani portfela co kluczowe.
Jak niepyszna zrobiłam w tył zwrot, jeszcze potknięcie się na krzywym chodniku i zaliczenie gleby, jeszcze przejechanie jednego przystanku za dużo, no i witaj domku. Gdzie na wstępie o mało nie rozdeptałam Gacusia.
Także tego, niedziela gapy jak w pysk strzelił.
Ale jak to? Dzień na zmarnowanie? Nie ma tak.
W garze farbuje się nabyta kiedyś tam kwiecista kieca. Pastelowa, drobny kwiatowy rzucik, ogólne wrażenie koloru to brudnawe pudrowe róże. Ona z fajnej bawełny, o wiele na mnie za duża ale łatwa do przeróbki. I tylko ten kolor, bardzo dla mnie niekorzystny powodował że nie przerobiona, bo mało na tym świecie rzeczy równie paskudnych, jak ja w pudrowym różu. Farba ciemnożółta, w dzień gapy już dała ciała, jaskrawo wyjdzie. No nic, lepszy na mnie kanarek niż puder. Zaraz nastawię płukanie, zobaczymy czy równo złapało.
Coś jeszcze wymyślę, strach się bać co.
W dzień gapy wszystko nieobliczalne, a dzień długi.
Obrazek róży 'Darcy Bussell' oraz muzyczka Astor Piazzola 'Libertango'. Róża niespodzianka, pożegnana po zimie, zakwitła odrostem przy rudym kikucie.
⭐
⭐
Po za tym, to co aktualnie cieszy oczy z mojego zielonego.
Zajęta szukaniem zajęć trudnych do spieprzenia pisała R. R.