Chyba trwa już od dawna. Atakują zewsząd, a to Tabazella prezentuje w aranżacjach cudnych, a to Małgosia olśni urodą aloesowego kwiatu. Czy to przypadek, że znienacka spotykam zostawionego luzem kolczaka na mijanym przyśmietnikowym murku? No, ten szczęśliwie wydany w autobusotramwaju cmokajacej nad nim parze. Chłop bardziej cmokał. Na moje oko to był kolczak jakiś aleosowaty, o mocnych łodygach i napakowanych liściach. Źle traktowany, w doniczuszcze stanowczo za małej, obrośnietej białym nalotem, szczerbatej. Z kolcami rekordowymi, mocno ciemnozielony podszyty czerwienią i fioletem. W zamieszaniu nie cyknęłam, miałam zamiar zrobić to w domu. Podobny do tego poniżej, tylko więcej ciemnej zieleni plamistej jaszczurczo, większe przerwy pomiedzy liśćmi, kilkułodygowy. Ładny skubaniec.
Ale będę szczera, dobrze się stało. Kupowana zieleń do Bobusiowa musi być z całej siły chroniona, domowe kwiaty dawno poległy śmiercią tragiczną. I nie to że moje zwierzaczki nie mają trawki do gryzienia. Mają. Ale tęsknota za zielenią jest tak silna, tak mocno kochają miłością Elmirki, że żadna roślinka tego nie zniesie. Pomyśleć, że całe lata miałam kwiaty i dopiero z nastaniem Felusia, który sprzedał miłość Gacusiowi i Jacusiowi, okazało się że kwiatów w domu to mieć nie będę. Nawet sansewerii. No, komu by do głowy przyszło, że najlepsze legowisko to pomiędzy sztywnymi jak diabli szablami, a najlepsza zabawa to w Rambo, Tarzana, Indiana Jones'a na wykopaliskach? Mnie przed nastaniem Felusia na pewno nie. Przyjmowałam kiedyś z niedowierzaniem opowieści o niemożności hodowli kwiatów przy futerkach. Mam za swoje. Miłośnik zieleni poniżej. Zaraz będzie koniec pisania. Łóżko już nie moje.
A aloesy choćby tylko one. Małgosia obudziła ciekawość. Okazuje się, że potrafią w swych ojczyznach dać czadu wzrostem i kwitnieniem. Tak.
Nie ukrywam, że takie oblicze roślinek przemawia do mnie najbardziej. Wolnych, rosnących i kwitnących na potęgę. Szokiem było dla mnie, że rachityczne i biedne fikusy potrafią wyrosnąć do rozmiarów potężnego dębu, z pniem tak szerokim, że trójka dorosłych facetów z rozpostartymi ramionami nie dawała rady zamknąć wkoło pnia kręgu. No tak. Aloesy też widać potrafią być potężne i rosłe. Najsolidniejszy z nich to drzewo kołczanowe. Pocztówki z Namibii i Jemenu.
Piękne. Ale może i dobrze że nie da rady w doniczce i warunkach domowych osiągnąć aż takich rezultatów. U nas pipciumy jednak. Próbować można i z pipciumami. Biedronka sypała sukulentami wśród których trafiały się i aloesy, teraz się okazuje że sypie Castorama. Tak sypie.
Informuję, że nie mam zamiaru sprawdzać, co do jakich rozmiarów by urosło i jak by kwitło. Przy okazji sprawdzania aloesowego tałatajstwa natrafiłam na np. smocze drzewa. Lasy namorzynowe przeogromne i groźne, wyrosłe z takich maleństw u nas sprzedawanych w tycich doniczuszkach. I nie mam zamiaru hodować, bo pewne na wszystkie procenty świata, że z Felusiem nie miały by te drobinki, kuszące maleństwa w przystępnych cenach, żadnych szans nawet na życie w pipciumstwie. Żadnych.
Że też nie da rady mieć kotusia Felusia (oraz przeszkolonych przez Felusia Gacusia i Jacusia) i roslinek. Niech by nawet pipciumów.
Pisała z żalem R.R, oczywiście wybierając futerka.
Ps.
Zamiast kolczaka, co już już miał wyruszyć do mnie na szkołę przetrwania z futrzakami, aleee..... Wyjaśnienie w komentarzu.
Jednak szkoda że nie ma kolczaka. Muszę pomyśleć, jak to zrobić, żeby miał szansę na życie. Doświadczenie mnie nauczyło, że to co na parapecie to wróg do zrzucenia. Może na początek taka bombka z otworem, plastikowa, do zawieszenia... Hmmm.
Czy ktoś ma może pomysł, jak nazywać roślinkę zastępczą? Polska nazwa fatalna, łacińska język krzywi....
Miłośnicy i rozwar (tfu, tfu,tfu).