Czytają

piątek, 13 sierpnia 2021

Notatka 361 wykończę sama siebie

Roztargnieniem. 

Zdaje się, że chwilami przewyższam Alicję Joanny Chmielewskiej. 

Zdarzały się z powodu tej cechy charakteru wypadki niemożliwe, jak niesienie do chałupy kupionego drewnianego styliska do grabi przez PIĘĆ DNI. Dotarło w końcu do domu, odzyskiwane dzień po dniu z kolejnych placówek, by prawie natychmiast być zapomnianym w następnej odwiedzanej. No ale jest, służy w roli drąga na wieszaki w szafie, po to było kupione.  Nocowało w bibliotece, na straganie ryneczkowym, w drogerii, w pasmanterii, w rybnym. Światowiec. 

Zdarzyło się parę razy zalać wrzątkiem puszkę z kawą zamiast kubka, miliony razy wziąć do ręki nie to co chciałam,  odłożyć na wieczne nieznalezienie w miejsce teoretycznie łatwe do znalezienia. Och, przykłady mogą zająć tomiszcza. 

Zostawiam regularnie szale gdzie się da, sieję rozmaitym dobytkiem, na szczęście miewam szczęście, dziś dopisało, zgubę odzyskałam.. 

Telefon straciłam w Biedrze. Odebrałam rozmowę przy kocim żarciu, zajęta pakowaniem do kosza promocyjnych saszetek (Whiskas i Sheba, trzy opakowania w cenie dwóch), rozmową z miłą bardzo starszą panią, widać że bardziej spragnioną rozmowy niż zakupów. 

I w domu wcale nie tak od razu się zorientowałam że srajtfona niet, o nie. 

Najpierw było futerkowanie, potem nastawianie prania włącznie z wyciągniętymi z zakupów nabytkami z ciuchlandu, potem czytanie.  Ciągle Pratchett, mistrz. Potem wpadło mi do makówki, że resztę zakupów trzeba też wyjąć, taka natka źle znosi trzymanie poza lodówką, srajtfon doładować, obejrzeć cykanki strzelone w ciągu dnia, zajrzeć co u ludzi.  I może coś zrobić z kupionych pomidorów, albo zjeść jabłko. Ogólnie ruszyć torbiszcze.  Wcale mnie nie zaniepokoił brak ustrojstwa, już jestem świadoma, że pamięć mi  rejestruje czynności odruchowe wybiórczo, musiałam wyjąć przy wyciąganiu do prania poduszkowych powłoczek. Ale i tak trzeba doładować, no gdzież ja go mogłam położyć? Dopiero jak się okazało że nigdzie, a telefon wykonany ze stacjonarnego na srajtfon nie dał dźwięku, to zaczęła się jazda. Bieg do Biedronki, rewizja regałów gdzie coś brałam czy oglądałam - nie ma. Nikt nie znalazł. Może jednak w domu, może się jednak rozładował? Totalne robienie kipiszu w chałupie, z racji tego że nie rejestruję czynności odruchowych kipisz wszędzie, w coraz większej panice. Z wyłączeniem pralki i grzebaniem w mokrych łachach, bo niby niemożliwe, ale kto mnie tam wie.  Bo telefon niezbędny do pracy, bez niego się nie zaloguję. A akurat jutro urlopy bardzo niewskazane. Bo za okładką dowód osobisty, karta miejska i karta biblioteczna. Cud, że kartę płatniczą miałam w portfelu, reszta była mi dziś potrzebna, łatwiej mi się operuje okładką srajtfona niż portfelem z zapineczkami, suwaczkami, zakładeczkami.  No i masz, nie ma i już.  Zastrzec dowód, kupić telefon, znaleźć numer do szefa, żeby niepoważnie zażądać urlopu. Jazda kosztowna, zajmująca czas i nerwowa. W ostatnim momencie jeszcze bieg do Biedry, bo może się znalazł. W domu jeszcze raz beznadziejnie wykonany telefon na srajtfon. I po minucie stacjonarny się odezwał. 

Ta milutka starsza pani, tak sympatycznie ze mną rozmawiająca, gwizdnęła mi srajtfon odłożony obok pudła  z kocimi pysznościami. W życiu żadnej Romany bym go nie odzyskała, gdyby nie splot nieprawdopodobnego. Dzwoniła sąsiadka miłej kobietki, wezwana na pomoc, bo starsza pani poczuła się słabo (ktoś jej przejechał wózkiem w Biedronce po stopie, spuchło, zsiniało, serce zaczęło dygotać, strach że kości pęknięte). Sąsiadka usłyszała mój telefon, zainteresowała się skąd sygnał, i się wykryło, że obcy sprzęt w domu. Oddzwoniła, po błagalnej rozmowie że już zaraz go chcę odzyskać, podeszłam do jednego z wieżowców. Sąsiadka znacznie młodsza od leciwej kleptomanki, bystra. Pomógł dowód i karta biblioteczna, gdyby nie one, jakże łatwo byłoby wmówić ciekawskiej (chwała i cud) sąsiadce, że to telefon własny. Nie znaczy to że starsza pani wmawiała, skąd. Stwierdziła że nie wie nic o sprzęcie, nie pamięta, ale za to ja pamiętam wiekową rączkę opartą o półkę i swoje kontrolne spojrzenie po załadowaniu saszetek na PUSTĄ płaszczyznę. Nieważne, z pamięcią się nie wychylałam, dobrze że wyszło jak wyszło.  No i jest srajtfon, odzyskany. Już wyładowany był prawie do wyłączenia, do domu doniosłam martwy.  Małe wrażenie zrobił na mnie pusty, podskakujący na gazie czajnik, też nie pamiętałam o nim w momencie odebrania telefonu. Nic się nie stało, poczerniał trochę, ale fakt że tu też nastąpił rodzaj małego cudu. 

Srajtfon mam, piszę na nim. Dom cały, choć w burdello rekordowym,  nie do wiary jak potrafię. Kipisz straszny koło mnie, i szczerze? Gówno mnie ten kipisz dziś obchodzi.  Ulga i słabość po odpływie adrenaliny. 

Cykanka z okna wieżowca, ach jakie tam mają zachody słońca. 

Po za tym jesień idzie. 







Dobranoc. Pisała RR.  

44 komentarze:

  1. Omg. Ja w torebce zawsze mam jedną klatkę i chyba jak uzależniona sprawdzam czy tam jest. Zmiana torby na mniejszą się szykuje, bo moja sportowa niby już 4 letnia listonoszka a4 jest ciężka. Ostatnio wygrzebałam z niej wszystko no i ciężkie to w cholerę. No tak. A noszę na tym ramieniu co pieta ostrogowa. Znalazłam taka za 20 mniejsza sportowa A5. Lekka jak piórko. Przepakuje się w weekend.

    Dostałam u pani w pracy, koleżanki że zmiany kotki do opieki. Nie chciała za darmo. Zaparła się, że nie ma nie. Bo to drugi koniec miasta i czas po pracy i w ogóle. Też na trzecim piętrze. Zapłaciła pług internetowego licznika, że 20 od kota - ma dwa, za jeden dzień razu dni 10.

    I ja strapiona siedzę, bo choć mówiła, że nie ma nie, że ja mam kotów teraz dużo i malucha z praczka. To coś mam odczucie, że przesadziła. Ale też mi się kołacze że jakby brała kogos z tych opiekunów kocich to by jej policzyli dwa razy tyle. Oj sama nie wiem. Do pracy się idę się ogarniać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do opłaty, to się nie znam. Na logikę biorąc to koleżanka ma rację, hotel dla zwierzaka zawsze o wiele bardziej stresujący, wcale chyba nie tańszy, a twój czas i kasa choćby na dojazd też powinny mieć cenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No też nie chciałam się z nią spierać bo pomyślałam niech jedzie spokój a na ten wyjazd skoro uważa że tyle się należy to ona ma wypaczać. A ja będę miała epickiego Behemota i Małgorzatę pod opieka

      Usuń
    2. Zgadzam się z Romaną ,Kocurku, myślę, że to normalne, że koleżanka zapłaciła za usługę- ma fachową opiekę dla kotów, a nie ma poczucia, że Cię wykorzystuje czy zaciąga dług wdzięczności .

      Usuń
    3. No dobra, po komentarzach zrozumialam😀Kocuru, to może jesli źle sie z tym czujesz , na odchodne weźć tylko część zaplaty, lub fundnij kotom jakiś gift. Dobrze, ze placi, bo faktycznie dojazd i czas, no wiesz, ja tez bym chetnie teraz zaplacila komus zaufanemu, zeby mi do kotow przyszedl i posiedział, a tak musze je ciagnac ze sobą na dwa dni.

      Usuń
    4. Planuje na pewno im coś przemycić. Jest pomysł żeby tej malutkiej Małgorzacie przynieść tunel z piłką bo mam kilka, dwa się kurza... Popatrze co jeszcze mam, bo w sumie kiedyś zooplusa jak był jeszcze fajny dawał gratisy i one wszystkie leżą

      Usuń
  3. Prześliczne imiona😀🤣😀. Ale to w takim układzie wiedźma i diabelski kot 🤣😀🤣. Behemota bym jednak się bała bardziej😀🤣😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobię mu zdjęcia! Mam pozwolenie! Piękny jest!

      Usuń
    2. Dostałam, rzeczywiście Behemoth i Małgorzata 😀❤️😀 Śliczne ❤️

      Usuń
  4. O matko, a postać Alicji wydawała mi się ongiś przerysowana :)
    Z telefonem i przemiłą staruszką- kleptomanką horror, wspaniale, że z dobrym zakończeniem. Zaś historia podróży drewnianego styliska rozbawiła mnie do łez, przepraszam !
    Przypomniała też, niestety, moje wstydliwe wyczyny- najbardziej spektakularnym był ongiś zakup płyty długogrającej, przejście z nią, trzymaną pod pachą, przez kilka ulic i dumne zaprezentowanie spotkanej koleżance: zobacz, jaką płytę kupiłam ! A potem konsternacja, jak okazało się, że ręce mam puste. Drugim występem było pozostawienie karty bankomatowej w bankomacie przy banku, po odebraniu gotówki. Na szczęście uczciwy następny klient zaniósł ją do placówki. Ale i tak lepsza była koleżanka, która- stojąc w kolejce w banku- zauważyła pozostawione na parapecie pudełko z butami i oddała je w okienku , jako pozostawione przez kogoś. A kiedy już wróciła do auta, to przypomniała sobie, że wcześniej kupowała buty... Poprosiła kolegę, żeby po nie poszedł, bo sama się wstydziła i obawiała, że wezmą ją za niespełna rozumu albo złodziejkę :)
    Reasumując- nie jesteś jedyna z tą przykrą przypadłością, dość niebezpieczną i utrudniającą codzienne funkcjonowanie, ale rozumiem, że to żadna pociecha... Nie mam pojęcia, jak ćwiczyć uważność, staram się bardziej koncentrować na tym, co robię w danej chwili, a nie rozpraszać na kilka rzeczy na raz, ale wielkich sukcesów nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściskam Cię koleżanko w cesze!❤️😀❤️.Co do śmiechu, to na zdrowie! Co do reszty, to tak, wiem że tę cechę dzielę ze znaczną częścią ludzkości. I nic nie pomaga ćwiczenie uważności, przynajmniej mnie, ale ćwicz, może to tylko mnie nie pomaga. Historia z butami lepsza od drągowej tak myślę. Ogólnie, to mimo szczęśliwych zakończeń niektórych epizodów, to chętnie bym się pozbyła przynajmniej wybiórczej sklerozy. W zdarzeniu ze srajtfonem ona i roztargnienie zawiniły najmniej, ale kipisz już przez nie.

      Usuń
  5. Romanko, historia jak z filmu, niesamowita po prosru, jak dobrze, ze zguba odzyskana! Los łaskawy i opatrzność jednak czuwa nad Tobą.

    Co do roztargnienia, to miewam, ale nie aż takie, za to zmagam sie z roztargnieniem i co tu duzo mowić bałaganiarstwem J. To jest straszne i wykanczajace moją cierpliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężkie życie z roztargnionym i bałaganiarzami, także dla nich samych. Ale tak, tym razem opatrzność z łaskawym losem czuwały, o DZIĘKI DOBRE SIŁY!!
      DOBRYCH SIŁ, to życzę i Tobie, przydadzą się w życiu z J❤️

      Usuń
    2. Dziękuję😀 Jestem juz od dawna zrezygnowana, dzialam jak robot,chodze , uklada, przekladam, sprzatam,,bo.... Zawsze przeciez jest ten haczyk, że wsrod wielu cnot musi byc i wada,nikt nie jest idealem, ja tez przeciez mam swoje za uszami, nie powinnam sie czepiac tylko sie przyzwyczaić i takie tam inne wytlumaczenia.

      Usuń
    3. No tak. A wytrzymałabyś z bordello bez ogarniania? Jak by to wyglądało, posprzątałby, czy nie? Bałaganię, ale i sprzątam, niechętnie, bo wymaga to większego wysiłku niż bałaganienie. Od dawna mówię, że porządek powinien brać przykład z bałaganu i robić się sam. Sam, nie cudzymi rączkami.

      Usuń
    4. A roznie to bywa, czasem uprzatnie, czasem rozniesie i potem szuka. Ale są nawyki takie, że nie wywalczę zadnym sposobem.

      Usuń
  6. Co za akcja ,tylko zdrowia szkoda,a babcia ,,zaradna"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, ścięło mnie po. Piątek był ciężki w związku z tym, bo słabizna tak łatwo nie odchodzi. Babcia naprawdę miła i bardzo wiekowa, może dementywna, a może ćwicząca wielki skok na bank, np. 😀

      Usuń
  7. Ja myślę, że powinnaś spisać w formie książki te wszystkie opowiastki z bloga i dołożyć jeszcze to co dotąd przemilczałaś - sukces wydawniczy murowany!
    Ja jestem bardzo uporządkowana i niczego nie gubię, więc trudno by mi było uwierzyć w tak nieprawdopodobne historie, gdyby nie to, że żyję w związku z osobnikiem nazywanym w rodzinie czynnikiem chaosu, więc wiem, że niestety takie cuda się zdarzają. Ileż to kluczy mój ślubny pogubił, ile dokumentów zawieruszył, ile garnków przypalił... Ale ten drąg i pięciodniowa wędrówka przebijają wszystko :))).

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak jak Dorze, i Tobie Małgosiu życzę DOBRYCH SIŁ wspomagających w życiu z chaosowcem.
    Te zdarzenia, o tak, są. Wstydliwie w większości przemilczane, bo większość ludzi takich nie miewa, lub też się nimi nie chwali. Czasem przyczyną że są jest zabieganie lub kłopot zajmujący myśli, ale u siebie nie mogę zwalać na czynniki zewnętrzne. Tak mam, dobrze że choć czynności na których się skupiam robię bez pudła i kiksów. Inaczej groziłaby renta z powodu niepełnosprawności, lub gorzej - z powodu szkodliwości działań😀

    OdpowiedzUsuń
  9. Romanko, zawsze sa wytlumaczenia, a najgorzej w nerwach, w pośpiechu, ale to ok,ale z premedytacjá od lat jak ktos nie jest w stsnie zakodowac pewnych utartych sciezek, to pottafi mocno wyprowadzać z rownowagi. To sa codzienne drobiazgi, nawyki, najgorsze jest to, ze np.ja się dalam wyćwiczyć, a ta druga osoba nie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ wyćwiczona ta druga osoba, wie, że po nim się sprząta. Ma tak część facetów, są i takie baby. Ciężki żywot z nimi, ale Cię pocieszę, jest jeden typ z którym sto razy gorzej, wcale u facetów nie rzadki. Pan pedant-porzadnicki-cudzymi-rękami. Do zabicia natychmiast, objawiają się światu wytresowani w porządku co robi pracowita mamusia, lub w stylu wojskowym. Oba wytresowania ciężkie do przeżycia. Pracowita mamusia faceta też potrafi dokopać, oj potrafi. Niby dla osoby co lubi porządek ok, ale to złudzenia które potrafią szybko pryskać. Najlepiej wysłać takiego gościa na odległą placówkę badawczą, gdzie nie ma sprzątaczki, kucharza, praczki. Gorzej, jak po powrocie przywlecze wagon niepranych skarpet. Twój przecież był miesiącami sam, był wagon skarpet i totalne bordello, czy może jednak nie?

      Usuń
    2. Moj bywa w takiej placowce od lat, wiec robi sam, gotuje,piecze, pierze, sprzata , zmywa itp. Wszystko potrafi, jak mu sie chce, ma czas itp. nawet kiedy ja jestem to tez to czasem robi ale jednak czesciej ja. No i to chodzi o te szczegoly, kolejnosc, jak gotuje,piecze, to balagan dookola, i pyta,pyta,godzie to i to, a czy mamy to i to , a szafka przed nosem, i wystsrczy spojrzec, czasem poszukac glebiej, no tysiace malych codziennych takich upierdliwosci.

      Usuń
    3. Ech, Doruś. Nie będę Ci radzić bo niby co? Znam się? Nie znam się i już. Łatwo nie ma, ale pomaga ciut wyrobienie sobie dystansu, przynajmniej mnie do siebie. Wnerwia, że jest tak jak bym nie chciała, ale co, nadaję się na dyktatora świata i okolicy? Nie nadaję się, nie ma szans. Mordoprujstwo uprawiałam przez lata, zwłaszcza wtedy gdy musiałam, stanowczo w drobnych sprawach lepiej odpuścić, mordoprujstwo też męczy.🤣

      Usuń
  10. Ja dzialam destrukcyjnie,w nerwach i pospiechu, przy nacisku, potrafie sobie krzywdę zrobić. Są dowody.
    Juz lepiej cos gubić, niż zrobić sobie kuku, więc niech to bedzie dla Ciebie pocieszeniem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niefajnie masz z tymi naciskami, oj niefajnie. Też bym może sobie robiła kuku, gdybym działała pod naciskiem.

    OdpowiedzUsuń
  12. No proszę, nie jestem sama na świecie, a nawet lepiej, mam jeszcze wiele do zrobienia by dosięgnąć ideału.
    Mnie do tej pory ręka się zatrzymywała, gdy coś mi kazało wlewać wodę do puszki z kawą. Znajduję czasem jogurt na półce z cukrem. Albo czegoś znaleźć za cholerę nie mogę. Parasolka ma więcej znajomych niż ja. Klucze, telefon i portfel kompulsywnie sprawdzam. I czasem wracam do dom, bo nie jestem pewna, czy gaz wyłączony, i czy dom zamknięty. Do tej pory tak, ale paranoja jest i ma się dobrze.
    Pozdrawiam Mistrzynię.

    OdpowiedzUsuń
  13. Może nie doganiaj, co? Może życie za monotonne i coś w organiźmie przeciwdziała, ale jednak lepiej bez wyskoków. Mam na koncie wyczyny powodujące rumieńce wstydu sięgające pośladków, do łagodniejszych zalicza się wyjście w zamyśleniu z zakupowym pełnym koszykiem bez płacenia i orientacja po godzinie co zrobiłam. Pół kilometra marszu ze sklepowym dość ciężkim koszem, i zero orientacji. Gdybym planowała kradzież, w życiu, przenigdy by tak nie wyszło, a tak owszem, kasjerki nie odnotowały faktu. Oczywiście wróciłam i nie do wiary, jak koszyk ciążył.

    OdpowiedzUsuń
  14. Hahhahaha, nie no tu juz sie uśmialam, bo wyobrazilam sobie jak wedrujesz, chociaz przecież nie wiem jak wygladasz, ale ogolnie 😀😀😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wywędrowałam pod dom, dopiero szukając kluczy się zorientowałam, że coś nie tak🤣. Mam w domu koszyk z Radomska, z żabki, ten uprowadzony po zapłaceniu za kupione, też nieświadomie. Orientacja nastąpiła w pociągu, a śmieszne i straszne było jak usiłowałam nim uszczęśliwić czw-wowską żabkę.

      Usuń
    2. No. "O mamuniuuuuu" jest właściwą reakcją😀

      Usuń
  15. Kiedys zdarzało mi się zostawiać cos w autobusach(np.torebkę, szczesliwie kierowca zaniosl do zajezdni, parasolki składane), raz zostawilam torbe szmacianke z zakupami w piekarni, podczas placenia, wyszlam innymi zakupami, w domu sie zorientowalam, ze czegos mi brak, pedem do sklepu, szczesciem ktos oddał ekspedientce.

    OdpowiedzUsuń
  16. To był mój stały repertuar kiedyś, po pobiciu dwóch rekordów nastąpiło złagodzenie, teraz szale. Te tracę regularnie, tak jak i zimowe czapki w sezonie. Szala nie odzyskałam ani jednego, zakupy, torbę i parasolki owszem, tak. W tym torbę ze sporą jak na mnie kasą. Szale, te jakoś szczęścia nie mają, a lubię ładne. I co z tego że na ogół z ciuchów i tanie? Żal. No ale jest ciągły ruch w temacie 🤣

    OdpowiedzUsuń
  17. Słodki Dżizuu, a mła myślała że tylko ona ma kretyńskie przygody związane z postępującą sklerozą ( chyba ). To okropne co teraz napiszę ale przynajmniej szczere - podniosłaś mła na duchu, nie jestem w gapiostwie odosobniona ( mła by się dała pociąć do wczoraj że skarbowy na czas załatwiony i że wysłała odpowiednią kwotę do lekstrowni, taa... dobrze żem w piątek była niedysponowana bo w planach miałam działania bojowe w sprawie potwierdzeń ). Zastanawiam się czy to słuszny wiek późnobalzakowski czy po prostu zalatanie i znów ten brak czasu na oddech?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezależnie od powodów i nazewnictwa zdarzeń nie jesteś dotykana nimi jako jedyna. Posta pisałam na świeżo, kompletnie wypompowana po, i obok odczuwanej ulgi dosyć rozgoryczona. Co do sklerozy postępującej, to nie mogę na nią zwalać, takie numery z nią w roli głównej to może tfu-tfu-tfu dopiero będę robić. Oby nie.

      Usuń
    2. Koment nie zawiera pocieszenia.😀, cieszę się natomiast jakoś tam żem nie sama. Taka wiedza i Tobie niestety musi wystarczyć 😀

      Usuń
  18. W temacie rzeczy zagubionych - rodzinna opowiastka. Szwagier mój prowadził niegdyś dobrze prosperujący sklep, razu pewnego ze sporym utargiem (rzędu dzisiejszych kilkudziesięciu tysięcy) zmierzał do banku, ale po drodze zaszedł do baru czy inszej knajpy celem spożycia obiadu. Utarg był w plecaku - no i on ten plecak zostawił przez roztargnienie na krześle w knajpie. Jak się zorientował po pewnym czasie, to słabo mu się zrobiło, no bo oczywiście był przekonany, że plecak nawet jak się znajdzie, to wypatroszony z kasy. Tymczasem się okazało, że ktoś ten plecak przuważył i nawet zaniósł obsłudze, ale to było po kilku głośnych zdarzeniach z pozostawionymi gdzieś pakunkami z ładunkami wybuchowymi, więc w knajpie zrobiła się panika, wezwano policję, szwagier wkroczył tuż przed przyjazdem służb. Na szczęście nie przyduszono go kolanem do gleby, jak to teraz jest w modzie, tylko wysłuchano i z zachowaniem bhp sprawdzono zawartość. Tak że co tam szal czy parasol, faceci idą na całość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie będę licytować Małgosiu, szwagier wygrał 😀. Saperów i antyterrorystów jeszcze moje zguby nie sprowadziły 😀. I niech tak zostanie😀

      Usuń
  19. Łomatko, szwagier MISZCZ :) Dobrze, że zdążył przed wysadzeniem znaleziska .
    Z cyklu "bezczelne kradzieże niechcący dokonane"- tak, do żabkowego koszyka piję, Romano :)- mię zdarzyło się ukraść chyba dwumetrową listwę z Castoramy. Wyłożyłam zakupy na taśmę, a listwę trzymałam pionowo, w ręce. Postawiłam ją potem przy kasie, zakupy opłaciłam, wyszłam i dopiero w aucie zorientowałam się, że listwy nie skasowałam. Pani kasjerka też chyba była zakręcona, jak słoik na zimę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama widzisz, zdarza się. To też powód, dla którego nie wychylałam się z pamięcią przy odbieraniu srajtfona, kleptomania może być nieświadoma. 😔😀😔

      Usuń