Dziś obok wieczornej wieści bardzo smutnej, na którą nic, ale to zupełnie nic nie mogę poradzić, było coś, co spowodowało niniejszy post. Wieść zaskoczyła i przybiła, powstały tekst nagle wydał mi się niestosownie pogodny, ale nie zmieniam, może potrzebny i taki.
Rano kupowałam w Biedrze jedzonko dla futer i siebie. Grzebałam w kocich Feliksach, Purinach, Whiskasach, Gourmetach gdy do mojego koszyka zostały wrzucone dwie puszki takiej karmy co to moje futra nie lubią. Jakieś wołki na szarawych etykietach. Na górkę już wrzuconych do koszyka. Myślałam że kobieta się pomyliła z koszykami, chciałam wyjąć i oddać wrzucone, ale się nie pomyliła. Moje ręce z puszkami zostały złapane w silny uścisk i usłyszałam:
- Niech pani weźmie, polecam. Mój przepada.
Moje nie przepadają za wołkiem, wręcz nie tkną za skarby i na głodzie. Ale wystraszyłam się, ręce trzymające moje były silne, oczy patrzyły stalowo i nieustępliwie, przemoc jak nic. Czy ona jest poczytalna?! Niby na oko wszystko w normie. Rany boskie, trzyma jak imadło. Więc podziękowałam. Łapska puściły, włożyłam puszki z powrotem do koszyka, podniosłam się z przykucu, dorzuciłam odłożone Feliksy i czym prędzej zwiałam z zasięgu rąk, udając że wcale nie zwiewam. Krążyłam po tej Biedrze upiornie długo, wypatrując szarej czapki kobiety, czy już sobie poszła. Poszła, uffff. Oczywiście że nie kupiłam tego polecanego, musiałabym sama zjeść.
Stąd ten post. I mam zamiar coś polecić, ale tu żadnej przemocy. Chciałam i bez kobiety, poczekałabym z postem, no ale kobieta była i przyspieszyła pisanie.
Jak bardzo różnią się nasze upodobania, futra też mają swoje, do wołka ich nie przekonam.
Z jednej strony to czyste szczęście, bo "co by to było gdyby każdemu się moja żona podobała", jak stwierdził pewien Żyd na nietaktowną uwagę o miernej urodzie jego połowicy. I tak są dobra pożądane przez ogół i z nimi bywa ciężko. Problem mają nawet ci o prostych gustach, teoretycznie prostych do zaspokojenia.
Taki zestaw "róże, złoto i diamenty", sztandarowy dla prostych upodobań. I co?
No nie ma lekko, Opatrzność się co prawda stara, ale znaczna część z gustujących musi się zadowolić sztucznymi plastikowymi błyskami na sweterkach, cynfolią po czekoladzie i w najgorszym wariancie różą-chorobą na ciele. Tłumaczą potem życzliwej Opatrzności że to nie o taki zestaw diamentów-złota-róż chodziło, a co ona może, tak wielu gustujących że brak na stanie zestawów właściwych i daje co jest. Taaa.
Ale na szczęście nie wszyscy gustują w tym samym. Oferta tego co świat nam oferuje przeogromna, mamy na ogół wybór co lubić, czego nie. I korzystamy, testując co dostępne. Tyle że najbardziej popularne upodobania powodują że wyrasta przed nami góra plastikowych-szklanych brylantów ze skrytymi w niej prawdziwymi w ilości bardzo mikrej, i my, wielbiciele szmaragdów np. mamy górę przed oczyma, nasze na pewno ulubione gdzieś tam w tym stosidle są, a może za nim. Szukamy.
Brylanty prawdziwe jak wpadną w łapy i je rozpoznamy zawsze możemy spylić gustującym. A może nam się spodobają? Kto wie, do tej pory to przecież sztucznidła i podróby były widziane. Może coś jeszcze dla siebie znajdziemy.....
Każdy ma ciut inaczej. Co mu się podoba/ smakuje/pasuje nie musi koniecznie podobać się koledze, koleżance. Wystarczy że część upodobań dzielona, wśród panów to np. piwo. Mało który facet nie lubi.
Są ogólnie ludzie co chcą się dobrem dzielić. Bo jak znajdzie się coś co wydaje się super, no istny diament a nawet szmaragd, to człek, przynajmniej co któryś człek, chce się podzielić dobrym, mądrym, cieszącym, pożytecznym. Niezwykle rzadko to są rzeczywiste diamenty, takie z węgla, mineralne do błysku w oślepionych oczkach, metaforyczne diamenty przy dzieleniu się o wiele częstsze. Szmaragdy też.
Lektura co sprawiła przyjemność lub dała jakiś pożytek, czasem te zyski łączne. Widziany film. Jedzonko. Muzyka. Czyjaś twórczość, impreza, piękne miasto lub kraina. Sklep z niezwykłościami lub ze zwykłościami lecz w jakiś korzystny sposób dla nas się wyróżniający. Przydatne narzędzie. Wygodny fotel. Dobra szkoła lub kurs które coś dobrego przyniosły, wiedzę i umiejętności np.
Tak mają ludzie. Co prawda z niektórych struga polecajek zupełnie nam nie pasujacych, tak bardzo że nie w temacie "polecajek", raczej jeśli już to wychodzą "antypolecajki" mimo najlepszych chęci polecajacego. Jak dzisiejszej kobiecie, choć z oporem przyznaję, chciała dobrze. Ale przeguby bolały, ten chwyt na nich był.... bezlitosny? Zostawię "bolesny".
Polecamy rzadko kiedy aż tak inwazyjnie jak zrobiła to kobieta w Biedronce, przynajmniej do tej pory ja się nie spotkałam. Wróć, skąd, babcia karmiła prawie na siłę bo "pyszne, zjedz", ale potem już nigdy nikt tak z rękoczynami.
Częściej metaforycznie uszczęśliwiają polecajkami na siłę, zapodając swoje ulubione, wtykają, bo na pewno potrzebne, pożywne, spodoba się. Wcale nie musi. Wtedy niezrozumienie, jak to, dlaczego. Przecież piękne, dobre, mądre, pyszne. Nie dla każdego jednak. Raz zostałam ochrzaniona, jak mogę nie lubić. Wolno mi, mogę. Sens mają takie polecajki co to może i nie dla mnie, ale komuś przypasują, w poprzednim poście było o szpinaku, np. I bez rękoczynów ma być.
Z polecanych to tylko część nam pasuje. Większość nie w naszych klimatach, smakach, ciągotach, uwarunkowaniach.
Polecającemu się wydaje że poleca super, żle, wróć. Wcale mu się nie wydaje, dla niego naprawdę polecane jest super, a trafia jak kulą w płot, bo różnie mamy i już.
Takie jedzenie. Moje nie lubią wołka, wątróbka lubiana od niedawna, Rysia zawsze woli cudze a najlepiej moje, itd.
Dziecko z mięsek kocha kurczaka i właściwie tylko jego, jadłospis ma ograniczony i za nic na świecie nie da się przekonać do jego rozszerzenia lub zmiany. Nie rozumiała jak można nie lubić kurczęciny. A w rodzinie wegetarianie i mięsożercy, a wśród mięsożerców taki co się brzydzi ptakami we wszelkiej postaci, tymi na talerzu bardzo a bardzo. Jeszcze dochodzą ograniczenia jedzeniowe spowodowane dietami, ten nie może cebuli, czosnku, grzybów, ta (ja!) nie zje szpinaku, flaków i kaszanki, inna nie ruszy niczego pochodzenia zwierzęcego z mlekiem i jajkami włącznie. Ciekawie jest jak zdarza się wspólny posiad posiłkowy, ale na szczęście kwestia upodobań już przerobiona, nikt nikogo już nie nawraca - tylko szkoda Bobusia co się gimnastykuje przy gotowaniu. Z drugiej strony on bardzo lubi, umie i przywykł do tego np. że najpierw smaży tofu, a kurczaka dla Dziecka i mięska dla mięsożerców po tofu. Jest bardzo doceniany, może dlatego nie protestuje przeciw fanaberiom.
Na siłę nie da się nikogo zmusić do pokochania czegoś, tak myślę, choć istnieje coś takiego jak syndrom Sztokholmski. Zjawisko paskudne.
Bywa, że zadowalamy się nielubianym lub podobnym do nielubianego. I wtedy może być tak:
- jak pomyślę, że tyle tego barszczu zjadłem, to mi niedobrze. Anka, tyle razy prosiłem, nie gotuj niczego z buraków, nienawidzę.
- ty głupi, ta zupa buraczka nie widziała, to czerwona fasolka puściła kolor.
Nie uwierzył. Dialog z zaprzyjaźnionego domu.
Różnice w gustach potrafimy mieć subtelne i drastyczne. Czasem wydaje się że coś komuś może bardzo pasować, polecamy, a tu chała, niuanse decydują że nie, czasem ten ktoś może by i docenił, ale akurat moment życia ma taki, że czego innego mu trzeba.
Mimo najlepszych chęci nie pasi.
Toteż bez łapania za ręce i wciskania na siłę, z wahaniem polecam. Tym większym, że rzecz dotyczy czegoś, z czego polecaniem mam kłopot, zawsze jest przynajmniej jedna trzecia takich co otrząsają się od moich polecanych. Obraz ruchomy. Z książkami jednak ciut lepiej mi wychodzi.
Pięć przykładów gdzie polecałam pewna że filmy spotkają się z zachwytem, sprawią przyjemność, a tu chała, nic z tego. Nie są to oskarowe dzieła, polecałam pewna że odprężą, ucieszą oczy i uszy i że pasują do gustów. A tu nie.
AMELIA nudne, nic się nie dzieje.
BAGDAD CAFE co za kretyńska akcja.
ŻYCIE PI Dostał Oskara za efekty specjalne i miał tyle nominacji??? Niemożliwe, chała. Gorzej, okropny.
MAMMA MIA tu było najgorzej. Poleciłam jako relaks dziewczynie która co prawda lubi Abbę, od tej strony było ok, ale w środek serca została ugodzona przedstawioną w filmie relacją matki z córką. Bo ona tak nie ma, nigdy nie miała i raczej mieć nie będzie, dobrze że udało się jej dorosnąć. Trafiona w miękkie przepłakała wieczór, czego w życiu bym nie przewidziała. I czego za skarby świata nie chciałam. Nawet nie wiedziałam jak przepraszać.
BRACIE GDZIE JESTEŚ od lat zachwalam i jak na razie nikt, dosłownie nikt nie obejrzał po zachwalaniu. Zostaję prawie sama z ulubieńcem, prawie, bo Taba też lubi, ale innych wielbicieli nie znam, nie znam też nikogo kto widział. A do filmu wracam co jakiś czas.
co teraz polecam?
Serialik kryminalny. Jeszcze w entuzjazmie po obejrzeniu polecam, jaki inny, jaki oddech od sztampy. I w żalu że jest tylko jeden sezon polecam.
PRZEPISY NA MIŁOŚĆ I ZBRODNIĘ
Zrobisz Czytaczu co chcesz z tą polecajką, za ręce nie łapię, wszyscy co im się nie podobały polecane przeze mnie filmy żyją i chować się przede mną nie chowają.
Polecam, bo może komuś ten szmaragd-diament wśród kryminalnych seriali podpasuje. Może tak jak mnie. Polecam, bo tak ja też mam, lubię się dzielić dobrym.
Obiecuję, nie będę zła, ba, nawet mi żadna nerwowa żyłka nie drgnie jeśli mi powiesz Czytaczu że dla Ciebie to chała. Dla mnie szmaragd.
Obrazy Iris Scott zdobią, wybrane nie dlatego że tak bardzo je lubię, bo lubię nieliczne, ale dlatego że są kontrastem do widzianych na odwiedzanych blogach. Miejskie, zimowe, ale Iris Scott maluje (bez udziału narzędzi-palcami) tych obrazów wściekle dużo (one wszystkie duże) na ogrom tematów. Zwierzaki, krajobrazy, autoportrety, świat morski i fantastyczny, wszystko, część z jej prac drukowana na kanwach do haftu i tkania. Niestety na części z nich widać do czego będą służyły.
I tak umie.
I zima, śnieżna i nie miejska.
Pisała R.R.
Ps z 12.01.2024
Chciałabym dostać choć jedną opinie na temat polecanego serialu. Zły, dobry, może wcale nie jest tak nietypowy jak mi się zdaje. Są jakieś podobne? Bo nie mam wśród seriali kryminalnych bardzo wielu zaliczonych, zaczęły mnie wkurzać. Tym, że detektyw musi być bardzo inteligenty, mieć traumę lub chociaż psychozę, odróżniać się od reszty inteligencją, ale dla równowagi i bycia interesującym mieć to "cóś", przemocowo i nachalnie to "cóś", co koniecznie mu utrudnia codzienną egzystencję. Znacznie ponad poziom wymemłania Colombo, alkoholizmu detektywa Chandlera czy pedanterii i wysokiego mniemania o sobie Poirota. A już rzadko kiedy narracja jest niespieszna i pozwala się cieszyć nietypowym tłem, wachlarzem osobowości bohaterów pobocznych filmowanych z sympatią. Może dlatego tak, że serial opowiada o jednym śledztwie i jest adaptacją powieści. To co, typowy? Są podobne?