Czytają

poniedziałek, 29 maja 2023

Notatka 515 Cacunio i mięsko


Badanie moczu do dupy, zwyczajne przetarcie leżanki po poprzednim pacjencie nie wystarczyło, jakieś niemożliwe bakterie się pojawiły. Zdążyły się namnożyć.  Ale też są struwity, czyli coś wiem. Przepatruję oferty preparatów zapobiegawczych, czytam składy i będę działać. Taka korzyść że nie zapłacę za badania, to znaczy inaczej, już zapłaciłam, zwracać nie będą, ale te trzy dychy zostaną odliczone od kosztów następnej wizyty. Drugim plusem przy potężnym minusie jest to, że ślad przytomności u weta jest, mogło się to skończyć zupełnie niepotrzebnym faszerowaniem Jacusia antybiotykami. Wiem o jednym takim zdarzeniu, wet nie skojarzyła, mogło się zdarzyć tak i teraz. Pomogło zdaje się to, że mój Cacuś/Jacuś był pacjentem nie wykazującym objawów posiadania takich bakterii. Tylko że cholera, wolałabym wiedzieć dokładnie co jest, zła dezynfekcja i stracona okazja. Minus wielki.

Wczoraj było nadziewanie Jacunia nospą, średnio udane. Wstrzyknęłam mu do pyszczka zawiesinę z wody i roztłuczonej tabletki. Rany, efekt był wow, chyba to sto razy gorsze świństwo niż sama tabletka. Mam głębokie rysy na rękach, żeby nie napisać "rany", długo coś mi się zdaje będą mnie zdobić. Ale ponieważ siusianie jest nadal po odrobinie, bezlitośnie dziś nadziałam Jacunia tabletką. Reakcja mniej gwałtowna, obyło się bez ran, ale za to zostałam osiusiana. Wychodzi na to, że stres u Jacunia powoduje lejność, lecz Niagara to nie jest.. 

Wiesz co Czytaczu? Kiedy wzięłam do siebie Jacusia był kotkiem z morskiej pianki, puchu dmuchawca, delikatny i kruchy pisklęco. Nawet mój pierwszy ukochany Fredzio, jako kociątko chudzizna chucherkowata, miał twardsze kosteczki i był jednak mocniejszej konstrukcji. Ta delikatność budowy w Jacusiu została. Wszystkie inne futerka, WSZYSTKIE, mają pod dotykiem sprężystą twardość mięśni, kośca, Jacuś do tej pory jest samą delikatnością i miękkością. Przytulanka najmiększa z mięciutkich. Charakterek za to miewa taki, że CHUPACABRA to właściwe określenie, CHUPACABRA w tym mięciutkim ciałku rządzi zębiskami i pazurskami, ona każe szaleć. To CHUPACABRA robiła rodeo na kolegach, to ona jest mendą niemożliwą i prawdopodobnie to ona wydzierała się w tramwaju. Teraz to wiem. Najpierw jednak, przez tę delikatność ciałka, drżałam czy się Jacuś uchowa, na moje oko to za wcześnie został pozbawiony cyca, potem przy kastracji poprosiłam przed o wszystkie możliwe badania z krwi, było ok. więc kastracja. Teraz walczę, ale jakby mało zdziwiona jestem że walka konieczna, kotki z puchu dmuchawca zdaje się że tylko mieszkający w nich duch CHUPACABRY chroni przed rozwianiem, a wiatry przecież szaleją. Postanawiam, że go nie dam rozwiać.

No i tak to. Na cykance Jacunio trawi. 

Mięsko dziś było, nie odpuściły, przed wsadzeniem do gara dostały surowego w postaci stosików pokrojonego. Jacuś bardzo lubi każde nie rybie, Feluś tylko każde surowe, Rysia każde. Ale rudej mało, mała rozbójniczka regularnie odwiedza kuchnię i drze się przed kuchenką. Gdyby nie to, że duszenie mięska jest w temperaturze niesprzyjającej rabunkowi, całe mięsko byłoby Rysi. A tak, siada pomiędzy kuchennym stołkiem z moją osobą a kuchenką i szeroko otwierając pyszczek wyraża żądania, mało subtelnie. Jeszcze to łypanie to na kuchenkę, to na mnie. Więc dostaje, ochłodzone pod kranem pokrojone. Coś jest w rudej Rysi po rudej Lisi, oba futerka bezdenne, chude, bardzo łakome oraz bezwzględne w swym chciejstwie. Mięsko pachnie, i to jest jak magnes dla rudzizny, w garze z solidnego kawała już mniej niż połowa. A mięsko jeszcze z godzinę będzie w garze. Ciekawe ile ocaleje. 

I przyznam się. To wieprzowina. 

Przez dekady niezalecana i wręcz zakazana dla kotów. Nie ze względu na to że sama w sobie szkodzi, skąd, to samo dobro, czerwone mięsko właściwsze dla drapieżników. Tyle że mogą w nim być pasożyty i mikroby śmiertelnie groźne dla kotów, ale od ponad dekady mięso jest badane także na obecność tych szkodliwości, mimo że ludziom szkodzą znacznie mniej.  Więc od czasu do czasu, wtedy gdy świnina pojawia się na moim talerzu (a jest to dość rzadkie), dostają. I uwaga, żadnych ryneczkowych jatek, wyłącznie kupowane tam, gdzie kontrole muszą być solidne, więc na pewno supermarkety sieciowe. Zdaje się że jestem wyjątkiem w tej niechęci do mięska ryneczkowego, ale tak mam od lat. 

Futra dostają trochę surowego, tak naprawdę, to powinny jeść gotowane lub pieczone, przemrożenie nie pomaga na ten typ pasożytów który dla kotów najniebezpieczniejszy, wywołujący objawy wścieklizny i nie do wyleczenia. Z tym mrożeniem to jest tak, że ono rzeczywiście niszczy pasożyty, z tym że domowe zamrażarki dają sukces nie całkowity, po prostu za słabe to mrożenie.

No dobra, Jacuś się pojawił, przebaczył tabletkę, trzeba pieścić. No i Ruda na kolejną porcyjkę przyszła. Chyba jej nie dam, bardzo zdrowe to mięsko czy mniej zdrowe, nie może tak być że zje mi wszystko.

Nara Czytaczu.

Pisała R.R.

Ps. Woda z kroplą waleriany spowodowała, że łapczywe rude o mało nie pękło. To nie ten kiciuś miał pić bez opamiętania..... Ale potwierdziło się, Ryszarda jest bez dna.




piątek, 26 maja 2023

Notatka 514 teraz jest ulga

Jacunio w drodze na cewnikowanie zlał się obficie w tranporterku. Bardzo obficie. Cały mokry on, tekstylny transporterek, moje spodnie, dół tuniki i poła żakietu. Wyszliśmy z tramwaju kąpiąc, kropelkami na szczęście. Koszmarna ulga, mniejsza o wstyd. Do wstydu przez ten tydzień przywykłam, Jacunio umie przełączać miauczenie na tryb operowy, taki co to głos jak megafon stadionowy, i tryb był włączany zaraz po wyjściu z chałupy i stosowany przez wszystkie ostatnie podróże. Intensywne pieszczenie ręką wsadzoną w transporter i uspokajające mowy pomagały slabiutko. Więc co tam wstyd. 

Ulga powalająca, tym razem nie powtórzy się odejście jak u Mikusia, brama poczeka i niech czeka na Jacusia przez dwadzieścia lat! 

A Jacunio lał i lał i lał, od spodu cały mokrusieńki. Szczęście. Dziwne mamy powody do szczęścia przy stworach. Mocz z krwią, u weta już pod koniec lania na oko czysty, zebrany z ceratki do badania. 

Trudno, przyznałam się wetom, przyznam się i tu. Wczoraj rzecz wyglądała strasznie, Jacunio był czystym kłębuszkiem nieszczęścia, niemrawo chowajacym się w ciemne skrytki. A takie zachowanie u kota, to naprawdę przefatalny objaw. Nie miałam ochoty na żadne pogawędki, ale jednak bardzo niechętnie odebrałam telefon. I wylałam z siebie rozpacz przed kumpelą, zielarką z pracy i zamiłowania, zootechnikiem z wykształcenia, psiarą i kociarą od zawsze. Ona rozumie.  Kazała mi natychmiast nadziać Jacunia tabletką nospy, wlać mu do pyszczka z mililitr wody i delikatnie masować głaskaniem. Bo podobno w zastrzykach nospa przy takich przypadkach być powinna i na ogół jest, ale upłynęło kilka godzin od zastrzyku i przyda się wzmocnienie działania. Posłuchałam, gorzej być nie mogło. Rano było kilka kropel krwi. Niby dobrze że coś, ale i tak bardzo niedobrze. 

Podejrzewam że drugim z czynników usuwającym tamy i wywalajacym zawory był hałas jaki robił stary, trzęsący tramwaj. Hałaśliwa okropnie młodzież i kobieta drąca się do komórki nad moją głową. 

Tama na szczęście puściła. 

Zastrzyk i tak dostał, jutro jeszcze powtórka. I nospę ma dostawać, popatrywali na siebie wetowie gdy się przyznawałam. I ścisła obserwacja.  Ileż to kasy poszło, no dobrze, zapożyczyłabym się na amen byle go ratować, nie ma co liczyć. I nie, ulga jest, ale temat nie skończony, jak będzie dalej, to zdecyduje wynik badania. Chaotycznie usiłowałam się dowiedzieć co mogę zrobić by rzecz się nie powtórzyła. Stawiają na struwity, ale one rzadko kiedy są aż tak uparte i jeśli to one, to bardzo drobne, USG nie pokazało. Być może to wcale nie struwity tylko zapalenie tkanki zwanej jakoś fachowo. Nie będę szukać nazwy, przynajmniej  na razie.

Rady wetów co do profilaktyki w realizacji byłyby kosztowne jak cholera, nie stać mnie na nie w żadnym wypadku. I takie od czapy, Jacuś nie zje za nic na świecie dietetycznych saszetek z których najtańsza 4,90 a najdroższa 17,90, przetestowane. Pasta na łapki działa jak urosept, cena z kosmosu i po co tak skoro jest urosept? Sucha karma, taaa, taka dla kastratów. Była, bardzo podobno dobra. A ja gdy zaczęły się poprzednie kłopoty odstawiłam, była wystawiona na stałe do jedzenia, a to po niej zaczęły się problemy. Jacuś odkąd była stał się prawie zupełnym suchojadem, no i masz. Problemy.   Nie było ich, gdy suche jedzonko było dla Jacunia na deser. 

Brak mi jak nie wiem co rozsądku odeszłego superweta. Jeszcze część wykładów wizytowych pamiętam.  Twierdził, że raz, jedzenie dla kota jest w spożywczym. Dwa, koty nie są pijusami i zbóż nie jadają, więc pożywienie powinno być w większości mokre i bez zbóż, a ponieważ i tak nie ma w sobie tyle wody co naturalne, to woda dla kota powinna być zawsze. Trzy, dzikie koty są znawcami roślin i ziół, doskonale potrafią wybierać te pomocne, to samo z insektami, karaluchowi nie przepuści żaden słabujący a zdrowy na umyśle i instynkcie kot.  

Nie wiem co wykażą badania. Ludzi ratują przed nerkowym piaskiem i kłopotami urologicznymi zioła, superweta już od dawna nie ma, ale jest moja koleżanka. Zielarz praktykujacy i ostrożny, bo wie że zioła to potęga, a z potęgą to różnie bywa. Nie ma czegoś takiego jak bezpieczne ziółko. Mnie od razu przychodzą na myśl perz, nawłoć, pietruszka co potrafi być lekiem aż za silnym, pokrzywa i żurawina. Jest też dla ludzi herbata jawajska i cytrusy. Pomyślimy, teraz czekam na wyniki. Będą w poniedziałek. 

Totalne pranie wszystkiego mnie czeka. Prawie pusta szafka na kocie jedzonko, ostatnie dwie puszki. Totalny burdel wszędzie. Potem, wszystko potem. Wypisałam się, a słabość po sześciu dniach mnie powala. Więc wszystko potem, na razie spać. Jacunio też śpi. 



Pisała R.R.


czwartek, 25 maja 2023

Notatka 513 Cacunio

Mój Cacunio. Jacuś. Wet od poniedziałku, dzień w dzień. Jest szansa że bramy nie będzie, więc walczymy. Nie jestem w stanie o tym pisać, bardzo się o niego boję. Siusiał coraz mniej, wczoraj było kilka kropel. Miałam zamiar rzecz przemilczeć do czasu zakończenia kuracji,  pozytywnego oczywiście, ale kolejny dzień mija, coraz gorzej, a ja w coraz większym strachu i trzęsawce. Jutro kolejne podejście, będzie prawdopodobnie cewnikowanie.  Bardzo się o niego boję. 

Trzy lata temu mniej więcej o tej porze się urodził. Tak wyglądał po pierwszej nocy w domu. 


Był jak mi się wydawało całkowicie opanowany problem z nikłym siusianiem. Problem wrócił dość szybko, ileż to było tego szczęścia, tydzień? Dość. Nie mogę pisać. Rozsypka.  Jutro walki ciąg dalszy i sorry, nie mam siły na opisy, ale oprócz rozsypki jest i straszna gorycz, jeszcze roku nie ma jak odszedł Gacuś. 

Ale ważne:

Teraz u Kocurro maluszki, młodsze niż Jacuś z cykanki. Trzy. Chwała Kocurro!  

Ludzka głupota spowodowała że kocia matka nie mogła już uznać małych za swoje, przenoszone i dotykane już nie były jej.  Kocurro dobrze zrobiła i inaczej zrobić nie mogła, bo nie było nikogo kto by Ją zastąpił. Kociąteczka by nie przeżyły.

Zabrała w ostatniej chwili trzytygodniowe odwodnione maluszki dzikiej kotki.

Przyda się tam bardzo kasa, bo forsa idzie jak woda przy opiece, nie ma inaczej. Link pod emotikonem koteczka.🐈 

Pisała R.R.

niedziela, 21 maja 2023

Notatka 512 po imprezie


Już po. Ranna niedziela jest. Przepiękna.

Ale parę refleksji piątkowo-sobotnia impreza zostawiła. I rozmowa z Dzieckiem bywającą regularnie na imprezach, też trochę rozjaśniła. Po pierwsze, ta dobra muzyka z wczesnych godzin piątku to były zespoły studenckie. Żadne Kasie z płyt, to jedna z dziewczyn śpiewała, ona też odwaliła przebój Adele tak, że byłam pewna że to rzadka wersja przeboju, z innym niż zwykle podkładem muzycznym. Optymizmem powiało, no skoro są TAK śpiewające dziewczyny..... Co do Cugowskiego, Dziecko się nie wypowiedziało. 

Późnonocne piątkowo-sobotnie granie natomiast mnie bardzo mocno zdegustowało. Dziadostwo totalne i didżej o inteligencji mniejszej od stokrotki. Ciszej było niż w poprzednich latach, ale i tak łóżko wibrowało mi od umpa-umpa, co drugie-trzecie umpa didżej wrzeszczał o wiele głośniej od umpa-umpa CZĘSTOCHOWA!!!!,  idiota totalny. Gdyby był w Rykach lub Gdańsku-Wrzeszczu wrzask może byłby właściwszy, choć jego częstotliwość też byłaby nie do zniesienia. A w Dzierżążni-Zdroju lub Szczaworyżu albo Jeleniach też by tak się darł? A w Łodzi czy Iłży pruł by się częściej bo nazwy krótkie?

Dziecko skwitowało krótko. "Przecież tam już nikogo trzeźwego nie było, wszyscy pijani, wszystko jedno co waliło i co krzyczał.  Karetki co trochę jeździły, w Żabce i Biedronce już nie było alkoholi..."

No tak. Opowieści Dziecka dają do myślenia. Dla niej impreza grodzona od zawsze i zawsze bardzo pijana. Z dwa lata temu tłum zadeptał leżącego pokotem pijanego chłopaka i Dziecko uważa że to nie jedyna ofiara. Pilnuje się, grając luzaka i trzymając się blisko swojego Karola.  Nie wiem czy to się nie zmieni, ale Dziecko jest mało alkoholowe, bycie kierowcą jest dla niej pretekstem do niepicia. Na pewno jakiś wpływ mają obserwacje zachowań rówieśniczych i Dziecko robi trochę za owczarka pilnującego pijanego stada,  dyskretnie, ale jednak. No cholera, skąd ja to znam? Jakim cudem przeszło ze mnie na Dziecko?

To Dziecko tym razem robiło dla Asi i dla mnie za busa do Bobusiowa, po drodze podwiozlo na moment do Empiku, gdzie odebrałam książkę "Zawsze coś" Marty Kisiel. Dziecko jest super, życie mi się odrobineczkę ułatwiło. 

W Bobusiowie sąsiedzi mieli sobotę bardzo roboczą, akustycznie było, mechaniczne sprzęty po sąsiedzku dawały czadu. Ale były i takie godziny, gdy jedynie ptaki śpiewały. Pięknie tirlikały i tiutały, gwizdały i szczebiotały. Szpaki, kosy, jakiś gwizdacz terkoczący.  Ponieważ spałam z trzy niespokojne godziny sobota nie była prosta. Dzień był trudny, chwiejny i zawrotowy. Jednak wyspanie się ma wpływ na wszystko. Posadziłam zakupione tydzień temu roślinki, wyrwałam górsko pokrzyw, pędów chmielu japońskiego, łodyg nawłoci (za tydzień zrobię kęsim korzeniom) wycięłam suche gałęzie ognika i to właściwie wszystko. Znów rozpaczliwie mało, ale i tak tyle ile mogłam, więcej nie dałam rady. Bardziej tym razem było polegująco i pogadująco. 

Bardzo, ale to bardzo poruszyły mnie słowa Bobusia. Nie ma łatwo, sypie mu się zdrowie - na co dieta raczej nie ma wpływu. Dieta jak na razie ma wpływ na poziom wkurwu, łatwiej Bobusiowi przychodzi.  Borelioza odeszła, ale zostawiła po sobie komplikacje. Poważne. Dieta keto, cokolwiek by na jej temat nie mówić, boreliozę goni, podobne ma zalecenia do stosowanej przy kleszczowej zarazie. Ale ślady po zarazie są, Bobuś musi się szybko i kosztownie ratować. Trudne i podłamujące, bo super to już i tak nie będzie. I słowa o Fotce, małej kociej cholerce towarzyszącej ich życiu przez czternaście lat. 

"Nie wiedziałem że tak bardzo będzie mi jej brakowało. Wolę psy. A ona weszła mi tylnymi drzwiami do serca, nie wiem nawet kiedy". 

No tak. 


Cykanki znów skąpe. Nic nie widziałam w słońcu co cykam, więc większość poszła w kosz. W tym i fota pierwszego kwitnącego iryska od Tabaazy, miniaturki w ślicznym brudno różowym odcieniu. Jest przecudny, jeszcze ze dwa mają pąki. Nie mogę się doczekać, ten kwitnący to ach!

U góry notatki porównanie wielkości kwiatów barwinka, ten wielki to z mikrej odnóżki kradzionej z Przeprośnej Górki, cykanka słabo pokazuje o ile kwiatek jest ciemniejszy, on tak ciemnoszafirowy że prawie ciemny granat. Kępeczka na razie malusia, a kwiatków ma z dwadzieścia i o ile pamiętam, to będzie się tak kwiecić do późnego lata, te zwykłe barwinki to nawet nie ma co porównywać, wielkość kwiatów, długość kwitnienia i jego obfitość z zupełnie innej klasy. Może mrozoodporność mają lepszą i bardziej pełny kształt kwiatów, tylko to. Pytanie, czy są takie super vinca  kwitnące biało i co to jest za barwinek, net pokazuje vinca major var.oxyloba ale kształt kwiatów inny.  Poza tym kwitną kamasje, już właściwie kończą kwitnienie. Naprawdę wymagają przenosin, kwitnienie coś mniej obfite i ginące przy szalejącym floksie kanadyjskim.


Dzicz i busz się wkradły, plany od razu co i jak zmienić wystrzeliły mi w kosmos.




A pigwowiec jest podkopany i od czasu podkopania nie ruszony. Na razie mu nie szkodzi, formy u mnie brak na niego, więc czeka na duch strongwomen co może kiedyś jeszcze we mnie będzie.

I tak sobota przeszła. Niby wypoczynkowa, ale coś słabo. Późny powrót busem, na tzw. ostatnich nogach, naprawdę brak formy.

Korzyść z tego taka, że po obrobieniu futer i siebie ostatkiem sił zawiesiłam u siebie  w oknie balkonowym koc jako wygłuszacz i odpłynęłam. Nie waliło zresztą dźwiękiem gdy padłam. Może koc pomógł, może było ciszej, nie wiem.  Sen jest rzeczą cudowną.

Niedziela jest, trzeba korzystać, ale jeszcze Kocurrrowe sprawy. Muszą być, taka karma.

malusie🐈

Nara, Czytaczu, pisała R.R.




piątek, 19 maja 2023

Notatka 511 chyba juwenalia? Tak.

Czyżby to one?

Dudni mi muzyką za oknami od dziesiątej.  Będzie być może znów noc wrząca hałasem, choć drobny luksus teraz też jest. Nawet jak na razie dwa. Po pierwsze jedna scena, uffffff. Po drugie jak na razie jest BEZ TECHNO i DISCO POLO oraz bez SZAMBORAPU. Jest pop, rok, dobrym rytmem wali. Trwa chyba teraz pierwszy występ  na żywo. Nie znam, fajne. Do tej pory były odtwarzane starawe dobre hity, wszystko z końcówki ubiegłego tysiacecia, trochę Kaś Nosowskiej i Kowalskiej, Cugowski w najlepszej formie.

   

Oby oby oby nie było drugiej sceny!!!!

Dzień jeszcze młody, ale tym razem muzyka dochodzi jakby z tej dalszej sceny, fonia nie ma natężenia lat ubiegłych. Jeśli tak będzie dalej, to uznam że cuda są. I przeżyjemy. 

Oby oby oby tendencje muzyczne się utrzymały.

Takie szczęście podejrzewam że mnie nie spotka, ale niech to będzie może dawka homeopatyczna dziadostwa, jak już dziadostwo być musi. Przez ostatnie lata dziadostwo było w dawce trudnej do zniesienia i tak nachalnie głośne, że mury chodziły.

Na razie trąbka, perkusja i gitary w szalonym lub wolniutkim rytmie. Oryginalne, ale to raczej nie występ, to brzmi jak próba, na zupełnie dobrym poziomie.   


Jak będzie, to zobaczymy, na razie futerka znoszą rzecz bezstresowo, co pokazują cykanki.  

Jakoś za wcześnie na juwenalia, tak mi się wydaje. Za jakąś godzinę wyjdę, sprawdzę. Jak na razie musi się poprać i ugotować.

U mnie może będzie spoko, ale coś mi się zdaje, że u Kocurro się dzieje. Nic złego, ale pomoc się przyda.

kocurrry i kocurrrki u Kocurro

No i sprawdziłam przy powrocie z miasta.

Tak. To juwenalia. Ilość młodych ludzi na mieście powala, gdzież oni się do tej pory chowali? Mrowie ich, naprawdę. Bałam się trochę cykac tam gdzie młodzieży naprawdę ogrom, i tak się czułam jak UFO między taką masą nie swojej grupy wiekowej. Tylko że jak wyszłam na ulicę to dezorientacja, muzyka brzmiała ciszej niż u mnie w chałupie. Więc wracając specjalnie wysiadłam przystanek wcześniej przy akademikach. Cicho. Nie rozumiem. Place i trawniki pomiedzy akademikami gęsto zaludnione, jakieś gry grupowe, ktoś coś tam głośno głosi, pogaduchy i śmiechy, gwar, ale muzyki skąpo. Nie grają czy co? 

I GDZIE scena? Jest. Przy budynkach politechniki, komin wydziału metalurgii. 

Teren imprezy muzycznej ogrodzony, ochroniarze sprawdzają przy wpuszczaniu wąskimi bramkami, nie macają, ale blisko. I tak młodzieżowa masa pije i baluje w  okolicy, ogrom wcale się za kraty nie pcha.  

Tylko niespodzianka, oni balują BEZ MUZYKI, bo tę słychać słabo, przy akademikach wcale. Ja mam w domu sto razy lepszy odsłuch, chociaż wcale nie chcę - niestety SZAMBOtechnoRAP leci. Na szczęście nie z mocą ubiegłorocznego.  

Ale wyjaśniło mi się jakim cudem w ubiegłym roku Dziecko było na imprezie i nie ogłuchło. Być może też głośniki były skierowane tak, by  nie skorzystali z muzyki ci co na ogrodzony teren nie weszli, za to mieszkańcy bloków mieli pełnię szczęścia. 

I he he, grupę imprezową mam prawie pod oknami. Siedzą licznie na schodkach magla, popijają, popalają i też są głośni. Ale może na swoim poziomie to im się wydaje że są cichutko. 






Zapowiada się głośna noc. Muzyka coraz gorsza i jakby głośniej bo miasto cichnie. Od dziesiątej leci coś zaangażowanego, skandowane w dziwnych frazach chóralnie. Być może teksty mądre, być może nie, do mnie dociera bełkot. Oj.  

Jednak to dokuczliwy ale malutki pikuś przy tym co bywało. Nawet jak didżej wrzeszczy pełną mocą płuc i głośników.

No dobra, zobaczymy czy zasnę, przy ubiegłych imprezach nie było szans. Umpa umpa, wrzask, umpa, umpa.

Dobranoc.

Pisała R.R. 

niedziela, 14 maja 2023

Notatka 510 jest to żywe?

To jedyny w maju post z etykietą "kamienie". Duży i taki mam nadzieję że do wracania. 

Dzielę z większością ludzkości skłonność do automatycznego wręcz dopatrywania się w widzianych kształtach, tego czego być może w nich nie ma. Nie jestem w tym działaniu sama, ludzie mają takie skłonności od zawsze. Poniżej siedmiocentymetrowej długości nieregularna perła,  słynna tym, że większość ludzkości widzi w niej miniaturkę rzeźby śpiącego lwa. Perła ma za sobą trzystuletnią historię bycia w posiadaniu ludzi, w tym i carycy Katarzyny Wielkiej. 

Niejeden raz samorodki złota nie zostały przetopione tylko dlatego, że "wyglądały jak...". Poniżej samorodek "Mefistofeles", magnes dla oglądających go, wciąż usiłujących dojrzeć w nim Mefisto, zupełnie tak jakby znali diablego gościa osobiście i porównywali portret z prawdziwą fizys. 

Mefisto jest w gablotce placówki
muzealnej (Moskwa, Kreml) instytucji
Gokhran, to ona przejmuje
najcenniejsze i najciekawsze kopaliny,
pod jej pieczą są klejnoty będące
własnością rosyjskiego państwa.

Mnie ten karykaturalny facio absolutnie do niczego by nie skusił.

Ale mordę widzę. 

I żeby tylko tę mordę w tym gold nugget, ale tak dobrze to nie ma. 

Samo mi widziane "inne" w rzeczach codziennych i okolicznościach pospolitych  w oczy włazi, a są i takie "inne" których się uparcie doszukuję, diabli wiedzą po co.

Klinicznym przykładem to, że idąc do Alei wpatruję się obsesyjnie w dach jednego wieżowca. Dach ma na sobie kilkanaście kominów wentylacyjnych z ruchomymi stalowymi osłonami, kominy rozmieszczone nieregularnie i o różnej wysokości. W zależności od światła, wiatru i własnego nastroju widzę w nich podobieństwo do różnych rzeczy. Że wymienię kosze plażowe, straż rycerską, zalążki gałęzi co je będzie wypuszczał ucięty pień wieżowca, gromadę krasnoludów żegnającą odjeżdżającą z królewiczem Śnieżkę, renesansowy zamek, wrak rzecznej parowej barki.... Wariantów dużo i prawie za każdym razem co innego - bo inaczej światło traktuje słupki i osłony kominów, osłony różnie przez wiatr obracane, raz grzebieniastą stroną, raz płaskawą, są niewidoczne bo odbijają niebo, innym razem błyszczące lub czarne.  Ja,  moje nastroje też mają wpływ. Nie dziwi wobec tego, że dla mnie bywa dupa lub smoki z chmur na niebie, liść widziany pod kątem jest jak gąsienica, o cholera, to naprawdę gąsienica, sztywno przyczepiona w miejscu gdzie powinien wyrastać liść. Hmmmm.


Oczywiście osobisty odbiór świata ma znaczenie.

Dziwnie jest z tym odbieraniem widzianego. Nie dość że inaczej podobno widzimy kolory, to zupełnie inne potrafimy mieć odczucia na widok zestawienia form, u każdego trochę inaczej przebiega tłumaczenie widzianego nowego na już znane "inne".

Ciekawe, czy zobaczysz w poniższej prezentacji to co ja Czytaczu. Wszystko oczywiście zależy od kąta widzenia, drobna zmiana w położeniu obiektu i już inaczej.

Bo mnie wydaje się Czytaczu, że patrzę na obcych, UFO zatrzymane w trakcie mineralnego życia samotniczego i rodzinnego, dziwnie podobne do form życia tu i teraz.  I co do wszystkich mam podejrzenia, że te minerały naprawdę są zatrzymane w ruchu, w stop klatce, i jak tylko fotograf sobie poszedł, to zafalowało, był skręt głowy, bieg po coś, upuszczenie trzymanej kostki lub żonglerka nią, otwarcie pyska lub podskok. Lub zerwanie się do lotu. Może jakieś dźwięki wydają? Bije mi z tych zdjęć osobowością portretowanych, aż dziwne że to wszystko kamienie, no kamienie jak kamienie, wykwity metali też są wśród nich. Nie OBCY.  Część z portretów, jakby podobna w stylizacji do wymysłów ludzkich projektantów mody, część do dzieł ludzkiej sztuki, specjalnie pomieszałam, do Ciebie Czytaczu należy interpretacja co jest co, czy to podobne do homo w stylizacji hautre couture, czy może do jeżozwierza. 

Czy to kiełkujące nasionko, czy może wykluwający się gadziopodobny? A może jeszcze cóś.....


Zdecyduj Czytaczu. 

Muzykę proszę sobie włączyć przy oglądaniu, warianty dwa. Do wyboru.





1

2

3

4

5

6

7

8

9

10

11

12

13

14

15

16

17

18

19

20

21

22

23

24

25

26

27

28

29

30

31

32

33

34

35

36

37

38

39

40

41

42

43

44

45

46

47

48

49

50

51

52

53

54

55

56

57

58

59

60

61

62

63

64

65

66

67

68

69

70

71

72

73

74

75

76

77

78

79

80

81

82

83

84

85

86

87

88

89

90

91

92

93

94

95

96

97

98

99

100

101

102

103

104

105

106

107

108

109

110

111

112

113

114

115

116

117

118

119

120

121

122

123

124

125

126

127

128

129

130

131

132

133

134

135

136

137

138

139

140

141

142

143

144

145

146

147

148

149

150

151

152

153

154

155

156

157

158

159

160

161

162

163

164

165

166

167

168

169

170

171

172

173

174

175

176

177

178

179

180

181

182

183

184

185

186

187

188

189

190


191

192

193

194

195

196

197
198

199

200
Janiołem kończę.
Pokazywała R.R.